Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46514.67 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:744.35 km (w terenie 205.00 km; 27.54%)
Czas w ruchu:52:03
Średnia prędkość:14.30 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma kalorii:2235 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:74.44 km i 5h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Niedoszła Świnica

Sobota, 6 lutego 2016 · dodano: 15.02.2016 | Komentarze 1


Świnice planowałem od półtora miesiąca, ale zawsze było pod górkę.
Do Zakopanego przyjeżdżamy po godzinie siódmej. Auto zostawiamy w pobliżu stacji BP, znajdującej się przy Rondzie Jana Pawła II w Zakopanem.
Stamtąd piechotą idziemy asfaltową drogą do Kuźnic przez Murowanicę, pod dolną stację kolejki na Kasprowy Wierch.
Przed ósmą dochodzimy do Kuźnic (ok.1010 m n.p.m.). Udajmy się do kolejki. Bilety kupiliśmy już prędzej przez Internet, więc nie musieliśmy już czekać w kilkumetrowej kolejce do kasy.
Kolejka ruszyła, a my razem z nią. Po dwunastu minutach dojeżdżamy na Kasprowy Wierch.
A tam same chmury, nic nie widać, ale na szczęście dość szybko odsłaniają się piękne widoki.
Ruszamy w kierunku Świnicy. Najpierw przechodzimy przez Suchą Przełęcz (1950 m n.p.m.), wchodzimy na najłatwiej dostępny dwutysięcznik w polskich Tatrach - Beskid (2012 m n.p.m.),



z niego schodzimy na Przełęcz Liliowe (1952 m n.p.m.), a następnie przechodzimy przez Skrajną Turnię (2096 m n.p.m.), z której ponownie schodzimy na przełęcz, tym razem Skrajną (2071 m n.p.m.). Z tej przełęczy czeka nas jeszcze trawers Pośredniej Turni (2128 m n.p.m.), aby dostać się na ostatnią przełęcz przed Świnicą - Świnicką Przełęcz (2051 m n.p.m.).

Przechodząc ten odcinek, cały czas mamy cudowne widoki na tatrzańskie doliny i szczyty,



za nami mamy także fajne widoki na Babią Górę w Beskidzie Żywieckim.



Świnica niestety jest w chmurach.



Z przełęczy ruszamy po dziesiątej.
Spoglądam z lekkim przerażeniem w stronę wejścia na Świnicę.
Od samego początku podejście jest bardzo strome.



Jesteśmy dziś drudzy na szlaku, na nasze szczęście i dzięki temu mamy już przetarty szlak.

Mimo tego bardzo ostrożnie i powoli podchodzimy do góry, asekurując się czekanem.
Niestety przed wierzchołkiem taternickim Świnicy postanawiamy zawrócić.



Dalsza droga nie ma sensu, gdyż gęste chmury i brak doświadczenia w zimowej wspinaczce utrudniają nam wejście.
Schodzimy ponownie bardzo ostrożnie, mając teraz przed sobą widok stromizny,



po której trzeba zejść na Świnicką Przełęcz.

Po bezpiecznym zejściu na przełęcz, robimy dłuższy odpoczynek.
Ze Świnickiej Przełęczy idziemy w kierunku Kasprowego Wierchu, zajmuje nam to godzinę. Parę zdjęć



i w drogę na Kuźnice. Zaczyna wiać, tak jak w prognozie zapowiadali.



Po siedemnastej dochodzimy do auta. W planach mamy jechać do Schroniska na Markowych Szczawinach (pod Babią Górą), lecz kiedy jesteśmy przed dziewiętnastą przed szlakiem, wiatr przybiera na sile kołysząc mocno drzewami.No nic, obieramy kierunek do domu…

A Świnica dalej czeka… Nie zdobyta.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Czerwone Wierchy - Kopa Kondracka 2005 m.n.p.m. i Małołączniak 2096 m.n.p.m.

Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 07.02.2016 | Komentarze 0

Dziś kolejny wypad w Tatry.
Przed czwartą docieramy z samochodem do ronda pod Kuźnicami.
Do Kuźnic dochodzimy po dwudziestu minutach.
Oddalając się od dolnej stacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch, przed punktami usługowymi skręcamy zgodnie z drogowskazem na wyłożoną kamieniami drogę. Chwilę później dochodzimy do rozwidlenia szlaków. Prosto biegnie zielony na Kasprowy Wierch, my zaś odbijamy w prawo, trzymając się niebieskiego szlaku.
Wyłożona kamieniami szeroka droga wznosi się, wiedzie prosto do hotelu górskiego na Polanie Kalatówki. W lewo odbija natomiast leśna ścieżka, obchodząca polanę w jej dolnej części. Obie trasy łączą się tuż za Kalatówkami. Z polany dobrze widoczny jest Kasprowy Wierch. My widzimy tylko światełko i zarys gór.



Dalsza część drogi wiedzie ponownie przez las, ciemny las, przez co czasem wyobraźnia pracuje. Teren wznosi się, jednak podejście nie jest bardzo męczące. Po około czterdziestu minutach (od Kalatówek) wchodzimy na Polanę Kondratową.
Na polanie, na wysokości 1333 m.n.p.m. znajduje się najmniejsze schronisko w polskich Tatrach (20 miejsc noclegowych), u stóp masywu Giewontu. W 1953 r. budynek był "ofiarą" niecodziennego zdarzenia. Zboczami Długiego Giewontu zeszła kamienna lawina, a 30-tonowy głaz wbił się w jadalnię schroniska. Nieopodal wylądował o wiele większy, o wadze 70 ton. Kamienie z lawiny zalegają zresztą w okolicy po dzień dzisiejszy.
Tuż za schroniskiem znajduje się rozdroże szlaków. Skręcamy w lewo, na szlak zielony (niebieski biegnie prosto), prowadzący na Przełęcz pod Kopą Kondracką. Początkowo idziemy płaskim dnem Doliny Kondratowej. Po pewnym czasie ścieżka wznosi się po stromym śnieżnym zboczu.



Na Przełęcz pod Kopą Kondracką docieramy po około półtorej godziny wędrówki od schroniska.



Czerwone Wierchy to masyw górski w Tatrach Zachodnich, którego szczytami biegnie granica polsko–słowacka. W skład Czerwonych Wierchów wchodzą cztery szczyty. Od wschodu ku zachodowi są to: Kopa Kondracka, Małołączniak, Krzesanica i Ciemniak.
Wierzchołki Czerwonych Wierchów oddzielone są od siebie przełęczami. Kopę Kondracką od Małołączniaka oddziela Małołącka Przełęcz (1924 m n.p.m.), pomiędzy Małołączniakiem i Krzesanicą znajduje się Litworowa Przełęcz (2037 m n.p.m.), a pomiędzy Krzesanicą i Ciemniakiem – Przełęcz Mułowa (2067 m n.p.m.).
Trzon Czerwonych Wierchów zbudowany jest z wapieni i dolomitów, natomiast górna warstwa to skały krystaliczne (gnejsy i granity).
Czerwone Wierchy wzięły swoją nazwę od właściwości porastającej je rośliny o nazwie sit skucina, która późnym latem i jesienią przybiera czerwono–brązową barwę.
Zimową porą ciężko to zobaczyć.
Przed nami krótki odcinek trasy. Skręcamy w prawo (czerwony szlak) i szerokim grzbietem podchodzimy na szczyt.
Po niecałej godzinie zdobywam kolejny dwutysięcznik - Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.).



Roztacza się stąd szeroka panorama Tatr Wysokich,



po przeciwnej stronie widzimy zaś pobliski masyw Małołączniaka.

Z Kondrackiej Kopy schodzimy dosyć stromą, lecz szeroką ścieżką. Następnie czeka nas krótki trawers, który prowadzi nas na Przełęcz Małołącką.



Pozostało nam jeszcze wejście na Małołączniak. Zaczyna wiać coraz mocniejszy wiatr, chwilami wręcz porywisty. Parę metrów przed szczytem koleżanka odpuszcza i zawraca.



Kieruje się na Kopę Kondracką. Do szczytu zostało nie wiele, może z dwadzieścia metrów. Ja nie odpuszczam. Po niecałych pięciu minutach zdobywam szczyt - Małołączniak (2096 m n.p.m.)



Jego nazwa pochodzi od Doliny Małej Łąki, wcześniej natomiast nazywany był Czerwonym Wierchem.
Stoki Małołączniaka od strony południowej opadają do Dolinki Rozpadłej (górnego piętra Tomanowej Doliny Rozpadłej), a od północnej do Doliny Małej Łąki (poprzez Wyżnią Świstówkę Małołącką) i Doliny Litworowej (górnego piętra Doliny Miętusiej).
Na jego szczycie znajduje się skrzyżowanie szlaków turystycznych. Można stąd udać się na Kopę Kondracką, na Ciemniak przez Krzesanicę lub wrócić do Przysłopu Miętusiego.
Chwilę jestem na Małołączniaku, parę zdjęć i kierunek powrotny.



Po około półgodzinie dochodzę na Kopę Kondracką.

Z Kopy Kondrackiej schodzimy już na Kondracką Przełęcz (1725 m.n.p.m.) żółtym szlakiem, zajmuje nam to z czterdzieści minut.
Kondracka Przełęcz usytuowana jest na grzbiecie górskim łączącym Giewont z Kopą Kondracką, jest to skrzyżowanie szlaków: żółtego (z Doliny Małej Łąki albo Kopy Kondrackiej) i niebieskiego (z Hali Kondratowej).



Następnie szlakiem niebieskim zmierzamy do schroniska na Hali Kondratowej. Po godzinie docieramy do Schroniska.



Tam chwila odpoczynku i kierunek Kuźnice, lodowym szlakiem.


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Starorobociański Wierch 2176 m.n.p.m.

Niedziela, 17 stycznia 2016 · dodano: 23.01.2016 | Komentarze 0

Są chwile, które nigdy nie wrócą, lecz w pamięci będą trwać wiecznie.
Tak mogę zakończyć tamten rok.
Ale cóż, mamy nowy już.
Nowy Rok - nowe wyzwania, nowe problemy, których ostatnio jest za dużo…
Ale takie jest życie. Część ludzi chowa się w domach, inni uciekają tam, gdzie czują się wyjątkowo.
Ja to miejsce nazywam Tatrami.
Tam ostatnio właśnie czuję się jak kozica – wolny.
Tatry w tym roku już widziałem, ale z daleka, bo z Diablaka. A dziś będę tam osobiście.
Umawiam się z Krzyśkiem o w pół do pierwszej. Jedziemy w Tatry Zachodnie.
Przed czwartą dojeżdżamy na Siwą Polanę. Na zewnątrz niby minus dziewięć stopni.
No to w drogę. Tempo szybkie, bo w ciągu godziny jesteśmy już przy Polanie Trzydniówka. Skręcamy w lewo i wchodzimy na czerwony szlak. Po przysypanych śniegiem śladach stwierdzamy, że tego dnia jesteśmy pierwsi na szlaku.
Pierwszy etap wejścia prowadzi korytem Krowiego Żlebu.
Od samego początku ścieżka praktycznie cały czas pnie się ku górze, jednak jej nachylenie na tym etapie nie jest jeszcze zbyt ostre. Kiedy jednak ścieżka skręca gwałtownie w lewo opuszczając żleb, zaczynają się schody - dosłownie i w przenośni.
Zaczyna się dość długie i strome podejście krótkimi zakosami na grzbiet Kulowca.

Czym bliżej jesteśmy Trzydniowiańskiego, tym bardziej się rozjaśnia, chmury powoliustępują, odsłaniając nam szczyty.



W końcu po dwóch i pół godzinie docieramy na szczyt Trzydniowiańskiego Wierchu - 1758 m.n.p.m. na spóźniony wschód słońca.



Chmury mamy u stóp.



Chwila odpoczynku i idziemy dalej. Kierunek - Kończysty Wierch.
Dalsza droga wiedze zielonym szlakiem przez północną grań Kończystego Wierchu.
Przecieramy szlak, chyba dawno tu nikogo nie było, w dodatku wieje zimny wiatr. Chwilami mamy śnieg do kostek, a nawet do kolan.
Po półtorej godziny docieramy na Kończysty Wierch - 2002 m.n.p.m.



Tu już wieje nieźle i trochę zimno się robi, nawet herbata nie pomaga.
Parę zdjęć, mała walka Krzyśka z samym sobą, czy iść dalej czy wracać.
Dawaj, idziemy!
Palce u nóg już lekko zimne, nie wspominając o rękach. Idziemy na Starorobociański.



Podejście z Kończystego na Starorobociański Wierch trwa około 55 minut, ale chyba latem. Nam zajmuje to półtora godziny.
Najpierw schodzimy do Starorobociańskiej Przełęczy (1975 m n.p.m.), skąd czeka nas nieco męczące podejście o ponad 200 m na sam szczyt. Krzysiek troszkę pognał do przodu.



Starorobociański Wierch widziany od tej strony ma prawie idealnie trójkątny kształt, przypominający piramidę.

W końcu osiągam swój kolejny dwutysięcznik - Starorobociański Wierch (2176 m.n.p.m.).



Polska nazwa szczytu pochodzi od dawnej Hali Stara Robota, położonej w Dolinie Starorobociańskiej, która jest największym z odgałęzień Doliny Chochołowskiej. Nazwa stara robota oznacza nieczynne wyrobiska – w dolinie tej wydobywano rudę żelaza prawdopodobnie już w XVI wieku. W dokumentacji górniczej notowany jest w 1766 r.
Na szczycie mroźno i wietrznie, chowamy się za skałami, gdzie jest nawet przyjemnie. Trzeba się posilić, lecz niestety chleb nam zamarzł. Całe szczęście batony da się jeszcze gryźć.
Rozpoczynamy zejście… w stronę Siwego Zwornika.






Z Siwego Zwornika (1965 m.n.p.m.) zaczynamy zejście w stronę Siwej Przełęczy. Jest to chyba najbardziej niebezpieczny odcinek, który pokonujemy tego dnia - dość stromo.
Po niecałej godzinie jesteśmy na Siwej Przełęczy (1812m.n.p.m.). Jest godzina prawie czternasta.
Teraz zastanawiamy się jak iść - czy na Iwaniacką Przełęcz czy Doliną Starorobociańską.
Zmęczenie jednak bierze górę i wybieramy krótszy wariant i obieramy kierunek czarnego szlaku, czyli Doliną Starorobociańską.
Rozpoczynamy zejście, które jest dość łagodne, ale po kilku chwilach daje nam ostro popalić przez zalegającą grubą warstwę śniegu. Zapadamy się to po kolana, to po pas. Często też prezentujemy dziwne układy choreograficzne, co wygląda raczej dość komicznie, ale nam wcale do śmiechu nie jest. Nasze wymęczone już nogi skazane są na dodatkowy wysiłek podczas wygrzebywania się ze śniegu.
Druga połowa szlaku prowadzi już po równym, można było odetchnąć z ulgą.
Po dobrych dwóch godzinach w końcu docieramy do Drogi do Doliny Chochołowskiej - Wyżna Brama Chochołowska (1040 m.n.p.m.).
Teraz kierunek auto…
Po prawie czternastu godzinach wyprawy docieramy o osiemnastej do auta. Lekko przemarznięci i zmęczeni… Auto odpaliło, trzeba było chwilę poczekać zanim się zagrzało i dopiero wtedy można było się przebrać i ruszyć w kierunku domu.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Diablak 1725 m.n.p.m.

Niedziela, 3 stycznia 2016 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 2

Nowy rok - nowe wyzwania. Plan: jechać w Tatry.
W ciągu paru dni w Tatrach było chyba z osiem wypadków śmiertelnych. TOPR-owcy ostrzegają przed wyjściem w Tatry.
Zdobycie Świnicy niestety muszę przełożyć na okres, gdy warunki się poprawia.
Późnym wieczorem z koleżanką zastanawiamy się co robić. Jechać czy nie jechać? Pogoda jest ładna, tylko te szlaki oblodzone. Mamy takie mieszane uczucia.
W końcu wpadam na pomysł. Tatry? Nie do końca wybieramy Tatry, lecz widok na nie. Jedziemy na Diablaka.

Wyruszam z Gliwic o drugiej i jadę w kierunku Żor. Przesiadka i dalej w drogę. Przed piątą docieramy na parking w Krowiarkach (1012 m n.p.m.)
Pogoda jest naprawdę całkiem fajna, jakieś minus piętnaście, jak nie lepiej.
No to w drogę - kierujemy się czerwonym szlakiem.
Na początku czeka nas wyczerpujące podejście na Sokolicę 1367 m.n.p.m. Na samym początku idziemy równym chodnikiem wyłożonym z dwóch stron świerkowymi balami, które pomału zamieniają się w długie schody. Po przejściu tego chodnika idziemy stromymi, świerkowymi schodkami, które dają w kość. Po dobrej godzinie wędrówki docieramy na szczyt najniższego z wierzchołków całego masywu - Sokolicę (1367 m n.p.m.).
Mały odpoczynek i wyruszamy w dalszą drogę babiogórskim grzbietem, teraz już w piętrze kosodrzewiny. Dochodzimy na Kępę (1530 m n.p.m.)
Widać piękny zarys Tatr.




Idąc dalej przechodzimy przez Gówniak ( 1617 m n.p.m.).
Gówniak jest ponoć często mylony ze szczytem Babiej (ja również myślałem że to już tu), zwłaszcza we mgle, kiedy nie widać wierzchołka właściwego. Od Gówniaka pozostaje już tylko "atak szczytowy", który odbywa się częściowo w skalistym terenie.
Chyba pięć minut przed wschodem słońca jesteśmy na szczycie.
Sesja zdjęciowa… Coś pięknego…






Babia Góra inaczej nazywana również Diablakiem to masyw górski, którego zwieńczeniem jest szczyt Babiej Góry o wysokości 1725 m n. p. m. Położony jest we wschodniej części Beskidu Żywieckiego, a zarazem jest jego najwyższym wzniesieniem. Z najwyższego wierzchołka Babiej Góry roztacza się przepiękna panorama we wszystkich kierunkach. Możemy podziwiać ze szczytu większość pasm Beskidów (Śląski, Żywiecki, Makowski, Mały, Wyspowy, Gorce, Tatry oraz góry Słowacji, a także kotlinę Orawsko-Nowotarską). Diablak znany jest z bardzo kapryśnych warunków atmosferycznych, gdzie pogoda potrafi zmienić się w ciągu kilkunastu minut.Diablak, Diabelski Zamek, Królowa Beskidów, Matka Niepogód, Orawska Święta Góra - na tyle sposobów nazywa się najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich (1725 m n.p.m.). Jest to także najwyższe wzniesienie Polski położone poza Tatrami.



A dlaczego Diablak?
Według legendy wracający z Orawy zbójnik postanowił odpocząć na szczycie Babiej Góry. Wtem - ktoś podchodzi - ludzka postać, ale z ogonem, rogami i kopytami. Zbójnik szybko zorientował się, że ma do czynienia z Diabłem! Bies zaproponował chłopu interes - za oddanie duszy wieczną szczęśliwość :) Zbójnik przystał na układ, ale pod jednym warunkiem - Diabeł ma zbudować na szczycie Babiej Góry wielki zamek z kamieni. Diablisko wzięło się do roboty. Dźwiga ciężkie kamienie, bo wie, że czasu ma tylko do świtu, gdyż wtedy tryska jego moc. Chłop nie jest głupi. kiedy Bies kończy budowę, ten wymyśla coraz to nowe zadania - to o jedną wieżę za mało, to rów za płytki, mur za niski.... Kiedy w końcu Szatan ustawia ostatni kamień, słychać pianie koguta w Zawoi. Na to zbójnik w śmiech - umowa to umowa, Diabeł nie dostanie duszy. Rozwścieczony Bies ze złości machnął ogonem i zburzył zamek, który przygniótł zbójnika. Obecnie tylko czasem jeszcze słychać, jak pomiędzy skałami świszcze wspomnienie o zbójniku...



Jesteśmy tam z dwadzieścia minut, robi się chłodno, więc trzeba wracać.



Wracamy tym samym szlakiem, robiąc po drodze dużo zdjęć.



Do domu docieram po czternastej.
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Zbojnícka chata 1960 m.n.p.m

Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 30.12.2015 | Komentarze 3

Parę dni temu dałem posta na forum górskim, czy nie byłby ktoś chętny jechać w Słowackie Tatry, tak po prostu z głupoty.
Wieczorem przed planowanym dniem odzew… Czy dalej aktualne?
Yyymmm… taaa…Tak…
Szybkie ustalenie szczegółów i jesteśmy umówieni.
Startujemy wpół do czwartej z Krzyśkiem w drogę.
Przed siódmą docieramy na parking w Starym Smokovcu.
Szybko się zbieramy i w drogę. Już po trzydziestu minutach docieramy na Hrebieniok.
Udaje się nam dotrzeć na piękny wschód słońca.



Chwila relaksu, jeszcze parę zdjęć i w drogę.



Po piętnastu minutach dochodzimy do Rázcestie nad Rainerovou chatou 1304 m.n.p.m. Tu obieramy kierunek - Zbojnícka chata.



Niebiesko znakowana ścieżka przez ciekawą widokowo Dolinę Staroleśną do Schroniska Zbójnickiego (Zbojnicka chata) przez dłuższy czas wiedzie na granicy piętra lasu i kosodrzewiny, w pewnym oddaleniu od Staroleśnego Potoku. Wśród kosówek dostrzec można liczne limby i jarzębiny. Otwierają się stąd świetne widoki m.in. na górującą nad nami, znajdującą się prawie 1000 metrów nad naszymi głowami Pośrednią Grań.
Dwa razy przekraczamy Staroleśny Potok i dalej zakosami w górę.
Przekraczamy znów mostek na potoku, po czym podchodzimy dość stromo po dobrze utrzymanych kamiennych stopniach. Dochodzimy do malutkiego Warzęchowego Stawu (Vareškové Pleso, 1834 m.n.p.m.). Po chwili docieramy do jedynego miejsca na trasie, gdzie zamontowano ubezpieczenia — odcinek ten jest jednak łatwy i łańcuch jest właściwie zbędny. Potem szlak biegnie wzdłuż brzegu Długiego Stawu (Dlhé Pleso, 1893 m.n.p.m.), zasypywanego przez piargi. Po chwili dochodzimy do niedaleko położonego Schroniska Zbójnickiego (Zbojnicka chata).



Przejście całego opisanego odcinka zajmuje nam niecałe trzy godziny. Szlak niebieski biegnie dalej na Rohatkę (2288 m n.p.m.), natomiast zbiegające tu żółte znaki to szlak jednokierunkowy ze Schronisko Tery'ego (Téryho chata) przez Czerwoną Ławkę (2352 m n.p.m.), uważany przez Słowaków za szlak trudniejszy nawet od Orlej Perci… Trzeba kiedyś spróbować.
Docieramy do Schroniska Zbojnicka chata na wysokości 1960 m.n.p.m.
Po pożarze, który strawił schronisko w nocy z 14 na 15 czerwca 1999, schronisko zostało pięknie odbudowane. Wnętrze wykończone jest jasnym drewnem, w przestronnej sali jadalnej znajduje się kamienny kominek, a na ścianach wiszą artystyczne zdjęcia kozic autorstwa Juraja Kniazka oraz ozdoby ze splątanych korzeni kosodrzewiny.
Zbójnicka Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów



(
mieliśmy okazje w drodze powrotnej zobaczyć) - wszystko, co potrzebne schronisku, wnoszą oni na plecach. Mimo to ceny jadła i napitku nie są wygórowane. Obsługa jest miła i przyjazna człowiekowi.
Schronisko oferuje nocleg na łóżkach w pokojach, a po wyczerpaniu miejsc - na podłodze w sali jadalnej.



Zanim Chata otrzymała obecną nazwę, określana była "Trupiarnią", ze względu na drastycznie ascetyczne warunki w niej panujące. Było to w czasach po pierwszej wojnie światowej, kiedy udostępniono turystom wybudowany w roku 1907 budynek straży myśliwskiej. Obecna nazwa powstała na przełomie 1932 i 1933 roku, kiedy pierwszy raz schronisko czynne było zimą, a motywacją był fakt, iż zewnętrzne warunki pogodowe nazbyt wyraźnie odczuwalne były wewnątrz.

Warunki zakwaterowania polepszały się stopniowo, w drodze ulepszeń w latach między- i powojennych; w latach 1983-86 przebudowano Chatę i w nadanej jej wówczas postaci działała aż do pożaru w 1999 r.
Schronisko często gościło ludzi pragnących uniknąć kontaktu ze światem z przyczyn politycznych; w czasie II wojny światowej byli uchodźcy: narciarze z Kieżmarku i turyści i taternicy z Polski, a w latach 50. i 60. opozycjoniści-taternicy z Koszyc i Bratysławy.
Obecnie - już od 30 lat - chaterem w Zbójnickiej jest Edo Záhor.
Odpoczynek w schronisku, ciepła zupka, kilkanaście zdjęć i w drogę powrotną.








Po około dwu i półgodzinie docieramy do Hrebienioka.
Chmury dalej wiszą nad Popradem. Schodzimy już do auta... udaje się nam załapać na zachód słońca.



...i jedziemy do Popradu na małe zakupy. W okolicy Novej Leśnej wjeżdżamy w wielką mgłę, gdzie samochody jadą z prędkością 30 km/h.



O dwudziestej pierwszej docieram do domu.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kozi Wierch 2291 m.n.p.m

Sobota, 19 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 0

To chyba już ostatnia wyprawa w tym roku, więc musi być wyjątkowa.
Wyjeżdżam przed pierwszą, po drodze jeszcze jadę do Świętochłowic po koleżankę.
Przyjeżdżamy po czwartej na parking w Palenicy Białczańskiej.
Kurczę, pada niby deszcz, niby śnieg, co tu robić?
Parkuję auto, no i w drogę. Po około dwudziestu minutach asfaltowej drogi dochodzimy do Wodogrzmotów Mickiewicza, do rozdroża szlaków. W lewo zielony szlak prowadzi do schroniska w Dolinie Roztoki. Prosto prowadzi czerwony szlak do Morskiego Oka. My kierujemy się w prawo na zielony szlak, który łączy Doliną Roztoki z Doliną Pięciu Stawów Polskich. Początkowo dość stromo, w dodatku ślisko, dosłownie lód. Zakładamy raki. Potem bardziej łagodnie, ale i tak ślisko. Szlak prowadzi lasem, Doliną Roztoki.
Po około dwóch godzinach od Wodogrzmotów dochodzimy do rozdroża, skąd w lewo odchodzi czarny szlak do schroniska „Piątki” (tak potocznie nazywane jest schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich 1671 m n.p.m.)



Po niecałej godzinie dochodzimy do Schroniska. Pogoda nie wygląda zachęcająco, jestem powoli zrezygnowany.
W schronisku odpoczynek i co robić dalej? Wracamy? Miała być taka piękna pogoda, a tu chmury i ponuro. Ja już jestem całkiem zrezygnowany. Wychodzimy ze schroniska i ku mojemu zdziwieniu odsłaniają się pierwsze widoki gór.



Nie zdążyłem się zastanowić i zapytać, czy idziemy, a już usłyszałem… Idziemy…
Spod schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich wyruszamy niebieskim szlakiem w kierunku południowo-zachodnim. Mijamy Przedni Staw. Później dłuższą chwilę maszerujemy przy Wielkim Stawie (w międzyczasie przechodzimy przez drewniany mostek na Potoku Roztoki). Cały czas prosto za niebieskimi znakami. Od naszej, niejako głównej, drogi odchodzą kolejno szlaki do Doliny Roztoki (zielony), na Krzyżne (żółty) i Kozi Wierch (czarny). Rzecz jasna, obieramy ostatni z wymienionych.



Podejście na szczyt jest dość monotonne, ale trasę umilają piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów i przeciwległą grań, zza której wychodzi słońce i pojawiają się ciekawe formacje skalne.







Parę minut po dwunastej wkraczam na swój nowy dwutysięcznik, a zarazem nowy rekord wysokości, w dodatku zimowy.
Kozi Wierch, po słowacku Kozí vrch, ma wysokość 2291 m n.p.m. Jest najwyższą górą znajdującą się w całości na terenie Polski. Kozi Wierch wznosi się w długiej wschodniej grani Świnicy pomiędzy Doliną Gąsienicową a Doliną Pięciu Stawów Polskich, a dokładniej między dwiema dolinkami wiszącymi: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. Wzdłuż grani tej poprowadzono szlak turystyczny zwany Orlą Percią.
Niebawem dochodzimy do Orlej Perci (czerwono znakowana trasa). Skręcamy w lewo

(w prawo droga na Granaty).




Ze szczytu zapierająca dech w piersiach panorama Tatr i Orlej Perci.

Jest, udało się - 2291 m n.p.m. są moje i Kozi zdobyty.



Po parunastu minutach powrót.
Jeszcze tylko widok z góry... No i w drogę.





Schodzimy tą samą drogą, którą weszliśmy. Zejście nie jest takie łatwe jakby się wydawało.
Łatwiej się wchodziło. Nic innego nie zostaje jak położyć się na boku i asekurując się czekanem zjeżdżać na przysłowiowym tyłku. Fajna sprawa, lecz niebezpieczna. Przynajmniej można było poćwiczyć z czekanem, jakby faktycznie kiedyś trzeba było go użyć w razie poślizgnięcia się.
Po ponad godzinie dochodzimy do drogowskazu i udajemy się do schroniska. W schronisku odpoczynek i ich specjalność - szarlotka. Po szesnastej idziemy w kierunku Palenicy i po dwóch i półgodziny jesteśmy przy samochodzie .


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Świnicka Przełęcz

Niedziela, 6 grudnia 2015 · dodano: 12.12.2015 | Komentarze 0

I nadszedł kolejny weekend. Pogoda w górach wspaniała, aura zimowa, ale słonecznie z lekkim wiatrem… Tak zapowiadali pogodę synoptycy, która się sprawdziła.
Wyjazd o pierwszej w nocy… Po drodze jadę po koleżankę z forum górskiego.
Droga przebiega spokojnie bez żadnych przygód do samego Zakopanego. Po czwartej docieramy na parking przy drodze do Kuźnic.
Chwila przygotowań, no i w drogę. Po dwudziestu minutach docieramy do Kuźnic.
Przy kolejce na Kasprowy Wierch jeszcze nikogo nie ma. My nie czekamy, idziemy zielonym szlakiem, który czasowo wychodzi trzy godziny.
Zielony szlak, który biegnie przez Myślenickie Turnie prowadzi pod trasą kolejki linowej.
Rozpoczyna się w Kuźnicach, początkowo biegnie wzdłuż nartostrady. Po około półtora godziny mija stację pośrednią kolejki na Myślenickich Turniach 1360 m. n.p.m.



i dalej wspina się mozolnie brzegiem Doliny Goryczkowej, aż na sam szczyt Kasprowego Wierchu
1987m.n.p.m. pod budynek obserwatorium meteorologicznego. Obserwatorium, zbudowane w 1938 roku, jest najwyżej położonym budynkiem w Polsce.



Po drodze robi się coraz jaśniej i pokazują się piękne widoki - na Babią Górę



i na Giewont.



Po ósmej docieramy na Kasprowy Wierch. Ale chwila, jakoś dziwnie nikogo nie ma, pusto, żadnego człowieka. Kolejka dopiero rusza o dziewiątej, wiec można się rozkoszować ciszą.
Odpoczynek, parę zdjęć i w drogę.
Ze szczytu Kasprowego Wierchu schodzimy do położonego niżej budynku górnej stacji kolejki linowej, a następnie w prawo na Suchą Przełęcz 1950 m n.p.m. Szlak chwilami oblodzony, więc trzeba uważać, mimo że mamy raki.



Odchodzi stąd żółty szlak na Halę Gąsienicową, my zaś trzymamy się znakowanej na czerwono grani. Rozpoczynamy dość łagodne podejście na Beskid, jeden z najłatwiej dostępnych "dwutysięczników" w Tatrach (2012 m n.p.m.)… Przed nami dość skaliste zejście z Beskidu na przełęcz Liliowe. Po czterdziestu minutach dochodzimy do Przełęczy Liliowej 1952 m.n.p.m. (z Kasprowego).



Chcieliśmy tu schodzić już na Murowaniec, ale postanawiamy iść dalej. Kierujemy się na Świnicką Przełęcz 2050 m.n.p.m.

Za Skrajną Turnią schodzimy ścieżką w dół, a następnie trawersujemy południowe zbocza Pośredniej Turni, gdzie postanowiłem się kawałek wspiąć.



Trasa nie przysparza póki co szczególnych trudności. Po około godzinie wędrówki od Kasprowego Wierchu docieramy na Świnicką Przełęcz 2051 m n.p.m.



Świnicka Przełęcz stanowi ważny dostęp do Świnicy. Jest węzłem szlaków łączących Świnicę z Kasprowym Wierchem oraz z Zielonym Stawem Gąsienicowym. Parę zdjęć i w wracamy na Przełęcz Liliową.



Z Przełęczy Liliowej schodzimy na Halę Gąsienicową w około godzinę. Do schroniska nie idziemy, po drodze odpoczywamy i kierujemy się na Kuźnice. Po 40 minutach dochodzimy do Przełęczy między Kopami 1499m.n.p.m.i kierujemy się przez Boczań do Kuźnic. Została nam godzina.



Wszystko było by ok, gdyby nie moja kontuzja. Chyba naderwany mięsień albo coś w tym stylu. Droga przedłużyła się o dobre pół godziny, a nawet więcej. W końcu docieramy do Kuźnic. Nie miałem już sił by dojść do ronda. Postanowiliśmy podjechać busem.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Slavkovský

Sobota, 28 listopada 2015 · dodano: 04.12.2015 | Komentarze 0

"Kto w górach cierpiał i był szczęśliwy, ten z nimi się nie rozłączy."
Nie pierwszy raz wyjeżdżam w góry…ale jakoś dziwnie jest…Kogoś brak…
Z Gliwic startuje po północy i kieruje się na Starý Smokovec… Do miejsca gdzie wszystko co z górami się zaczęło…W oddali jadąc Drogą Wolności widać oświetloną przez księżyc Łomnice, Hmm wspomnienie.
Po czwartej docieram do Smokovca na parking przy dolnej stacji kolejki na Hrebieniok.
No to w drogę… Jest około w pół do piątej, wydawałoby się ze będzie ciemno, ale księżyc oświetlał drogę.



Już parę minut po piątej jestem na Hrebienioku, chwila odpoczynku i kierunek Slavkovský štít, gdzie czas przejścia jest cztery godziny i czterdzieści minut.
Po paru nastu minutach jestem już Rázcestie pod Slavkovským štítom1357m.n.p.m.
Czas dobry, cztery godziny i piętnaści minut dzieli mnie do Sławka. Droga pnie się do góry przez las.
Po wyjściu z lasu pokazuje się piękny widok.



Powoli się robi się jasno. Chmury w oddali powoli nadciągają. Może uda się być nad nimi.



Niestety po jakimś czasie dopadają mnie.
Droga na Sławka nie ma końca, szlak bez skrupułów ciągnie się do góry. Długa i dość monotonna wędrówka. Powoli tracą się siły. Nie wiadomo czy to już zaraz będzie szczyt, czy to ta następna góra, czy to ta której jeszcze nie widać.
Siły praktycznie opadły. Zaczęło mi brakować powietrza, chwila odpoczynku, idę dalej… Po chwili zadyszka, serce wali jakby zaraz miało eksplodować . Znów odpoczynek… zamykam oczy… coś niesamowitego, takie dziwne uczucie, przez chwile było mi obojętne, czy iść w górę czy w dół, czy po prostu tu zostać…
W końcu po wielu trudach docieram na Slavkovský… Nos.
Pobijam nowy rekord wysokości. Slavkovský Nos 2273 m.n.p.m., lecz nawet to do mnie nie dociera. Próbuje iść dalej. Przechodzę jeszcze kawałek…
Dość !
Dopada mnie bezradność, pora się wycofać . Chce iść dalej lecz nie umie. Podobno na Slavkovský štít dzieli mnie jakieś niecałe trzydzieści minut. Do tego cały Slavkovský jest w chmurach, a szlak pokryty jest zapadającym się śniegiem. Dodatku zaczyna padać śnieg. Zawracam, Można powiedzieć że Slavkovský zagrał mi na nosie.



Parę zdjęć na Slavkovský Nosie i wracam.



Jest już dwunasta.
Droga powrotna tez nie ma końca… Idę i idę i końca nie widać.
Nagle na mojej drodze pojawiają się goście. Dwie koziczki. Dało to trochę energii.Zaczęła się sesja zdjęciowa i nawet się nie bały.



Około piętnastej dwadzieścia docieram na Hrebieniok.
Udaje mi się załapać na kolejkę. Zjeżdżam w dół i po chwili jestem przy samochodzie.
Jeszcze jadę do Popradu na tradycyjne zakupy.
Do Gliwic docieram po dwudziestej drugiej.
Jeszcze tu wrócę !


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bieszczady - Wielka Rawka

Niedziela, 11 października 2015 · dodano: 08.11.2015 | Komentarze 0

Na Przełęcz Wyżniańską (855 m n.p.m) docieramy samochodem. Na miejscu jest parking BdPN oraz punkt informacyjno-kasowy, gdzie kupujemy bilety wstępu na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Przebiega tędy szlak oznaczony kolorem zielonym, który z Małej Rawki przez Przełęcz Wyżniańską prowadzi na Połoninę Caryńską. Trzymając się szlaku idziemy drogą lekko pod górę. Po chwili będzie parking dla klientów bacówki Pod Małą Rawką, do której chwile później dochodzimy. Szlak biegnie teraz rozległą łąką, z przodu zalesione zbocza Małej Rawki, po lewej doskonale widoczne gniazdo Tarnicy, z prawej Połonina Wetlińska, natomiast za plecami Połonina Caryńska - już stąd widoki są piękne.



Po około 20 minutach jesteśmy już przy schronisku - bacówce "Pod Małą Rawką" 930 m.n.p.m.



Przygotowywane tu niegdyś naleśniki-giganty zostały przeniesione do Wetliny. Bacówkę mijamy i kierujemy się zgodnie ze szlakiem w stronę lasu. Przechodzimy drewniany mostek i najpierw łagodnie, potem coraz stromiej idziemy pod górę. Po chwili podejście robi się jeszcze bardziej męczące. Szlak prowadzi wzdłuż wartko płynącego po prawej potoku o bliżej nie określonej nazwie. Po około 20 minutach od wejścia do lasu, następuje zakręt szlaku, który odbija teraz w lewo, lekko trawersując zboczem, co pozwala chwilę odpocząć po dość stromym podejściu. Po kolejnych kilku minutach ponowny skręt i teraz już podchodzimy prosto pod górę. Teren cały czas jest zalesiony, wkrótce jednak drzewa zaczynają się przerzedzać i wychodzimy na rozległe wzniesienie - to Mała Rawka (1272 m n.p.m).



Na szczycie chwila wytchnienia, czas na rozglądniecie się dokoła, a widoki są stąd przepiękne. Szlak zielony, który przyprowadził tu z Przełęczy Wyżniańskiej, odbija teraz na północny-zachód i schodzi do Wetliny.

Ponieważ celem jest Wielka Rawka, kierujemy się dalej szlakiem żółtym, który jest szlakiem łącznikowym pomiędzy Rawkami. Schodzimy na niewielką przełęcz, lekkim łukiem obchodzimy zachodnią część grzbietu Wielkiej Rawki, następnie trochę pod górę i po 20 minutach osiągamy grzbiet Wielkiej Rawki.



Na szczycie wyraźnie widoczny duży betonowy słup. Podchodzimy, jest to punkt 1307 m.n.p.m, natomiast słup to dawne stanowisko geodezyjne. Kiedyś znajdowała się tu drewniana wieża triangulacyjna, do dzisiejszych czasów przetrwał sam słup.

Jest dość zimno może nawet na minusie, bo na krzakach jest lód.



Parę zdjęć i schodzimy do schroniska.

Późnym popołudniem idziemy z Anią i jej Tatą na mały spacer.
Przypadkiem dochodzimy do schroniska Pod Wysoką Połoniną,



mają tam przepyszne pierogi…

Następnego dnia rano pakujemy się i kierujemy się na Katowice.
Kategoria Góry, Bieszczady


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bieszczady - Tarnica

Sobota, 10 października 2015 · dodano: 08.11.2015 | Komentarze 0

Dziś kolejny dzień w Bieszczadach.
Kierunek - Ustrzyki Górne. Tam zostawiamy auto na parkingu i jedziemy busem do Wołosate.

Wołosate to oddalona o około 5 km drogi od Ustrzyk Górnych niewielka osada, leżąca w dolinie Wołosatki. Kiedyś Wołosate było wsią ludną, a pierwsza wzmianka o tej wsi datowana jest na rok 1557. Po II wojny światowej wieś została zniszczona a większość mieszkańców wysiedlono.
Ruszamy z Wołosatego, dochodzimy do punktu kasowego Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Po zakupie biletów kierujemy się czerwonym szlakiem na przełęcz Bukowską,



którą dość monotonie idziemy wzdłuż potoku w zalesionym terenie. Droga wydaje się nużąca. Po ponad dwóch godzinach dochodzimy do miejsca w pobliżu przełęczy Bukowskiej (1107m n.p.m.), gdzie szlak odbija w lewo. Dobre miejsce na odpoczynek, stoi tu drewniana wiata Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Schodzimy trochę ze szlaku, by postawić nogę na chwilę na ukraińskiej ziemi.



Kolejny etap szlaku to intensywne podejście, ale w przeciwieństwie do pierwszego odcinka okraszone pięknymi widokami. Już kilkadziesiąt metrów za wiatą, bardzo ładny widok m.in. na Kińczyk Bukowski i stronę ukraińską.



Mijajmy kilka ciekawych skałek na grzbiecie zwanym Berdo, następnie wchodzimy na Rozsypaniec (1280m n.p.m). Teraz nareszcie trochę zejścia - w ramach odpoczynku. Schodzimy na przełęcz 1235 m.n.p.m. i kolejne podejście - tym razem już pod Halicz, który osiągamy po kilkudziesięciu minutach.
Docieramy na Halicz (1333 m.n.p.m.). Halicz jest trzecim co do wielkości szczytem w polskiej części Bieszczadów.



Według kolejnych tabliczek zostało nam jakieś półtora godziny do najbliższej przełęczy pod Tarnicą (Sidło, 1276 m.n.p.m), zatem rozpoczyna się schodzenie. Szlak omija Kopę Bukowską i Krzemień, na których szczyty nie wchodzi.
Na przełęczy Goprowskiej szlak czerwony zbiega się z niebieskim, który w prawo odbija na Bukowe Berdo i schodzi do Widełek.



My kierujemy się na przełęcz pod Tarnicą, dokąd oba te szlaki biegną równolegle. Kilkadziesiąt metrów od przełęczy Goprowców stoi drewniana wiata BdPN. Jeszcze do pokonania schody



i po około dwudziestu minutach znajdujemy się na przełęczy.



Na wierzchołek Tarnicy prowadzi krótki piętnastominutowy szlak łącznikowy w kolorze żółtym.

Najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, Tarnica (1346 m.n.p.m.) zdobyty.



Schodzimy na przełęcz i kierujemy się dalej czerwonym szlakiem do Ustrzyk Górnych.



Po dobrych dwóch godzinach dochodzimy do auta.

Następnego dnia niestety trzeba wracać do domu i pracy.
Kategoria Góry, Bieszczady