Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Italia 2019

Dystans całkowity:133.49 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:43
Średnia prędkość:12.46 km/h
Maksymalna prędkość:66.96 km/h
Suma podjazdów:1980 m
Maks. tętno maksymalne:171 (89 %)
Maks. tętno średnie:142 (73 %)
Suma kalorii:6422 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:33.37 km i 2h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
51.33 km 0.00 km teren
02:56 h 17.50 km/h:
Maks. pr.:56.16 km/h
Temperatura:31.0
HR max:162 ( 84%)
HR avg:126 ( 65%)
Podjazdy:379 m
Kalorie: 1562 kcal

Italia Giorno 8 Lago di Garda - Strada Della Forra

Sobota, 10 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
30.92 km 0.00 km teren
02:17 h 13.54 km/h:
Maks. pr.:32.76 km/h
Temperatura:37.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:123 ( 64%)
Podjazdy:225 m
Kalorie: 1198 kcal

Italia Giorno 6 Italia, Lago di Garda - Limone sul Garda

Czwartek, 8 sierpnia 2019 · dodano: 08.08.2019 | Komentarze 0

Mija prawie tydzień od pobytu we Włoszech. Do tej pory każdy dzień przynosił nam wiele niepowtarzalnych wrażeń. Równie owocnie zapowiada się dziś. W planach mamy kolejny wypad rowerowy. Jak można wyczytać w przewodniku dzisiejszy szlak jest niepowtarzalny pod względem przebiegu trasy jak i malowniczych widoków. Tu podobno prowadzi najpiękniejsza trasa rowerowa świata, która zawieszona jest nad jeziorem Garda. A zatem kierunek jaki dziś obieramy prowadzi nas do Limone sul Garda.
Aby dostać się w zaplanowane miejsce musimy dojechać do Riva del Garda.
Następnie podążać główną drogą prowadzącą do tunelu.
Przez chwilę zastanawiamy się czy możemy do niego wjechać, gdyż w większości tutejszych tuneli jest zakaz jazdy rowerem.
Po krótkim rekonesansie okazuje się jednak, że przejazd jest możliwy. Zatem bez zawahania udajemy się dalej w trasę.
Mijamy jeden tunel, drugi, trzeci... Jest ich dość sporo. Sama jazda w tunelach budzi niemałe emocje. Po ok trzydziestu minutach jazdy docieramy w miejsce, gdzie ma swój początek niepowtarzalna ścieżka rowerowa, która podwieszona jest na skale bezpośrednio nad lustrem wody jeziora Garda.



Na tą chwilę trasa ma zaledwie dwa kilometry.



W planie jest 140 kilometrów wokół całego jeziora.



Może gdy przyjedziemy tu kiedyś kolejny raz to projekt będzie już zrealizowany.
Dwa kilometry pięknych widoków, niestety szybko się kończą. Chciałoby się jeździć tą ścieżką tam i z powrotem,
gdyż jest to niesamowita frajda i niecodzienne przeżycie jechać trasą prowadzącą tuż nad wodą. Tymczasem kierując się
w dół zbocza zjeżdżamy do miasteczka.



Jedziemy wąskimi, krętymi uliczkami.



Po dłuższej chwili wjeżdżamy w serce Limone.



Limone sul Garda to jedno z najciekawszych miejsc nad Lago di Garda.



To miasteczko zrobiło na nas największe wrażenie, gdyż wciśnięte jest między jezioro, a góry.
Przez co ma specyficzną, kaskadową zabudowę.



Limone słynęło z uprawy drzew cytrynowych i pomarańczowych. W tym celu wybudowano tutaj specjalne szklarnie, które umożliwiały produkcję owoców przez cały rok. Sprzyjał temu także łagodny klimat śródziemnomorski. Cytrusy eksportowano do całej Europy. Szklarnie były wzmocnione specjalnymi krokwiami (które można podziwiać do dziś). Do tego zabezpieczone były przed zalaniem wodą ściekającą z gór. Utworzono także – genialny jak na tamte czasy – system nawadniania upraw.
Do lat 30 XX wieku miejscowość była w znacznym stopniu odizolowana i dostać się do niej można było tylko statkiem lub przez góry.



Dopiero ukończona w 1932 roku Droga Garda (wł. Gardesana Occidentale) znacznie ułatwiła dostęp do miejscowości.
Tutejsze życie toczy się wzdłuż zabytkowej promenady. W eleganckich ukwieconych kamienicach znajdują się restauracje i bary,
w większości ze stolikami rozstawionymi na świeżym powietrzu. Znajdziemy tu także butiki i sklepy z lokalnymi produktami.
W sklepach można kupić dosłownie wszystko co związane jest z cytrynami.


Cytrynowe nalewki (limoncello), miody, czekolady, lody, porcelanę zdobioną malowidłami cytryn, czy nawet cytrynowe mydło jak również porcelanową numerację domów na której nie widnieje nic innego jak cytryna.



Najbardziej posmakowała nam cytrynowa oranżada oraz czekolada, które doskonale pokrzepiły nas na trasie.



Spędzamy tu trochę czasu, zwiedzając miasteczko wzdłuż i wszerz.
Po pokonaniu całego zaplanowanego wcześniej szlaku wracamy tą samą trasą.



Udajemy się na popołudniową sjestę.



Następnie plażujemy i chłodzimy się w czystych wodach jeziora. Dziś temperatura jest nadzwyczaj wysoka.
Termometr pokazuje prawie 40 stopni.
Ciekawostka dotycząca nazwy Limone:
tutejsi sklepikarze trzymają się wersji, że nazwa Limone pochodzi od cytryny. Jednakże na oficjalnej stronie internetowej
Limone sul Garda znajduje się wyjaśnienie, że nazwa miejscowości pochodzi od łacińskiego słowa Limen – co oznacza „granicę”.
Miasteczko leży na granicy dwóch regionów – Lombardii i Trentino. W przeszłości przebiegała tutaj granica Państwa habsburskiego,
a jeszcze wcześniej – w czasach Cesarstwa Rzymskiego – zlokalizowany był tutaj garnizon wojskowy mający strzec granic Cesarstwa przed ewentualnym atakiem z północy.


Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Italia Giorno 5 Venezia

Środa, 7 sierpnia 2019 · dodano: 30.10.2019 | Komentarze 0

Nie uwzględnialiśmy tego dnia w naszych planach, chociaż w rozmowach dotyczących urlopu pojawiał się pomysł Venezii.
Natomiast wiedzieliśmy, że moc atrakcji, które zaplanowaliśmy sobie nam Gardzie może nie przebić gwarnej, zatłoczonej Venezii.
Jednak pogoda zdecydowała za nas. Prognoza na dzisiejszy dzień w Torbole zapowiada się raczej deszczowa.
Zatem nie zastanawiając się długo zaraz po szybkim śniadaniu spontanicznie obieramy wyżej wymieniony kierunek.
Venezie od Torbole dzielą tylko dwie godziny jazdy, więc jest to niepowtarzalna okazja, aby odwiedzić to słynne miasto na wodzie.
Aby tam dotrzeć w miarę szybko wybieramy drogę prowadzącą autostradą. Opłata za tutejszą autostradę wynosi dwanaście euro.
Jednak dzięki tej trasie zyskujemy ponad godzinę drogi. Przed dziesiątą docieramy do nowszej części Venezii, w okolicy stacji kolejowej.
Tam też znajdujemy parking. Równie szybko udaje nam się znaleźć przystanek autobusowy skąd odjeżdżają autobusy do zabytkowej
jej części. W ten rejon miasta można dostać się na wiele sposobów również swoim autem. Natomiast parkowanie tam o tej porze dnia może nastręczać wiele problemów jak również sporo uszczuplić portfel (najlepiej zdecydować się na opcję parkowania, którą my wybraliśmy). Ku naszemu zdziwieniu bardzo szybko docieramy na miejsce, gdyż po dwudziestu minutach zza okien autobusu wyłania nam się most ze szklanymi stopniami. Jest to most prowadzący do zabytkowej części tego słynnego miasta.
Po przekroczeniu mostu dzieje się magia.



Ulice zamieniają się w kanały wodne, auta ustępują miejsca motorówką oraz gondolą, a autobusy tramwajom wodnym.



Bardzo niecodzienny widok.
Jak przystało na miasto turystyczne jest bardzo dużo ludzi. Momentami nawet za dużo. Początkowo podążamy za tłumem.
Jednak z czasem obieramy swój własny kierunek zwiedzania zbaczając z głównego traktu zaglądamy
w mniej uczęszczane zakamarki miasta.



Dopiero tutaj można poczuć prawdziwy klimat Venezii.



Wąskie uliczki, a nad nimi sznury z praniem, przy drzwiach wejściowych do każdej z kamienicy skrzynki na listy z artystycznymi ornamentami i co najważniejsze cisza i spokój. Można przyjrzeć się mieszkańcom tego miasta oraz ich codziennemu życiu.
Zajrzeć do małego sklepu czy warsztatu, a przede wszystkim odpocząć od tego tłumu.



Czas leci, aby zwiedzić całą Venezię trzeba spędzić tutaj więcej niż jeden dzień.



Przejście z Ferrori na Plazza San Marco zajmuje nam pół dnia. Oczywiście co chwilę robimy zdjęcia,
podziwiamy architekturę i nie możemy nadziwić się temu, że budynki zamiast betonowych fundamentów
usytuowane są na drewnianych palach.


Naprawdę niecodzienny pomysł ówczesnych architektów.



Wędrując od uliczki do uliczki z czasem docieramy do wspominanego wcześniej Plazza San Marco.



Tutaj nie gościmy zbyt długo z racji wszechobecnego tłumu.



Po szybkim rekonesansie placu i włoskich lodach na pokrzepienie kierujemy się w stronę słynnych tramwajów wodnych.
Płyniemy Grand Canal.



Jest to cieśnina o długości 3,8 km. Ma kształt odwróconej litery „S” i przepływając przez środek miasta dzieli je na dwie części,
każdą na 3 dzielnice (sestieri): Cannaregio, San Marco i Castello, Santa Croce, San Polo i Dorsoduro.
Miasto oczarowało, nas swoim klimatem, ale aby poczuć w pełni atmosferę tego miejsca trzeba by zostać w nim na dłużej,
a przede wszystkim zakosztować nocnych widoków wąskich uliczek rozświetlonych delikatnym światłem witryn sklepowych
oraz kafejek odbijających się w tafli wody.



Każdy z Was na pewno słyszał o tym mieście, ale może niekoniecznie zagłębiał się w jego historię.
Zatem dowiedzmy się kilka istotnych faktów. Venezia usytuowana jest na ponad 100 wyspach
(podobno można się ich doliczyć blisko 120). Na dzień dzisiejszy właściwie jest to tylko centrum turystyczno – rozrywkowe,
z mnóstwem knajpek i hoteli (z zatrważającymi cenami).
Na cały świat rozsławiły ją przede wszystkim liczne kanały, oraz brak typowych dróg.
Z Wenecją kojarzą się również gondolierzy, romantyczne zachody słońca oraz karnawał,
podczas którego niezbędnym rekwizytem są maski weneckie.



Miasto to najlepiej zwiedzać pieszo. Trzeba zatem przygotować się na bardzo długi spacer podczas, którego można się niejednokrotnie zgubić. Natomiast jak głosi słynne przysłowie „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu” tak i tu zgubienie się nie oznacza wielkiego problemu, wystarczy tylko dotrzeć do najbliższego przystanku tramwaju wodnego, aby szybko wrócić na kurs obranego przez siebie kierunku. Infrastruktura wodna jest bardzo dobrze zorganizowana, a płynąc tramwajem wodnym wydaje się jakby przystanki były usytuowane co kilka minut.
Pierwsze wzmianki o Wenecji pochodzą z 452 roku, kiedy osiedlili się na tych terenach ludzie uciekający przed barbarzyńskim plemieniem Hunów. Z czasem miasto przeszło we władanie Cesarstwa Bizantyjskiego. Jednak pod jego wpływami nie znajdowało się zbyt długo; dość szybko odzyskało niezależność.
W pierwszych wiekach istnienia Wenezia była państwem – miastem (na wzór greckich polis) o ustroju republikańskim. Jego głową
był doża Wenezii (doge – książę). Chociaż wybierała go arystokracja miejska, gwarantująca nieusuwalność, to jednak w praktyce doża był bardzo często zmuszany do ustąpienia.
W owym czasie było to państwo wielonarodowościowe, wielokulturowe i wieloreligijne. Z jednej strony Wenezia leżała blisko Rzymu,
a więc podlegała jurysdykcji papieskiej, z drugiej zaś w państwie panowała wolność religijna. Pojmowano ją jednak dość wybiórczo,
o czym może świadczyć fakt aresztowania Giordana Bruno za głoszone przez niego poglądy.
Dawniej Wenezię zamieszkiwali zarówno Włosi, jak i Grecy czy Słowianie. W kręgu ich zainteresowań znajdowały się wschodnie wybrzeża Morza Śródziemnego.
Wenezia kontrolowała m.in. wybrzeża Adriatyku, Wyspy Egejskie, Kretę, Cypr, Korfu oraz wiele innych.
Na historię Venezii składają się także zatargi z papiestwem oraz walki z innymi narodami. Do najpoważniejszego starcia z biskupem Rzymu doszło za pontyfikatu Juliusza II, kiedy to papież zorganizował przeciwko Wenecji Ligę w Cambrai. Walczono również
z muzułmańskimi Turkami. Przyczyną tych wojen był handel ze Wschodem. Venezia strzegła swoich wpływów, szczególnie tych,
które dotyczyły kupczenia jedwabiem i przyprawami. Kiedy Vasco da Gama dotarł do Indii i doszło do walk między Portugalczykami,
a arabskimi kupcami, Venezia wsparła Portugalczyków.
Niestety, ponieśli oni klęskę, wobec czego zaczęło słabnąć także znaczenie Venezii.
Pod koniec XVIII wieku państwo – miasto zostało podbite przez Napoleona. Na mocy pokoju z Campo Formio Wenecję włączono
do Austrii. 17 marca 1848 roku (w czasie Wiosny Ludów) na krótko ogłoszono niepodległość Wenecji. Ostatecznie w XIX wieku została włączona do Włoch. Przyjmuje się, że była to najdłużej istniejąca republika na świecie.
PS. nie daje mi spokoju fakt, jak on budowali te domy?


Jeśli Was również intryguje to zagadnienie to już spieszę z odpowiedzią
Kamienice od początku budowano na wielkich drewnianych palach, a żeby to zrobić, posługiwano się łodziami.
Budowlańcy, stojąc na statkach, odgradzali na początku wielkimi palami przestrzeń, w której miały znajdować się fundamenty.
Po tym jak stworzono zarys fundamentów i zamknięto przestrzeń, wypompowano wodę ze środka, aby budować pomniejsze filary.”


Dzień 6


Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
22.84 km 0.00 km teren
02:05 h 10.96 km/h:
Maks. pr.:37.80 km/h
Temperatura:33.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:128 ( 66%)
Podjazdy:366 m
Kalorie: 1186 kcal

Italia Giorno 4 Lago di Garda - Via Del Ponage, Pregasina

Wtorek, 6 sierpnia 2019 · dodano: 06.08.2019 | Komentarze 0

Dziś rowerowa Garda. Obieramy trasę Via del Ponale. To prawdziwy klasyk wśród tutejszych dróg. Tak informują niemal wszystkie przewodniki. „Kto tutaj, na Sentiero del Ponale, nie poczuje radości z jazdy na rowerze górskim,
ten powinien poszukać sobie jakiegoś innego hobby...”.



Trasa wykuta jest w skalnej ścianie.



Droga ta wiele lat temu stanowiła główne połączenie z Rivy del Garda i doliny Valle di Ledro.
Została zbudowana przez Giacomo Cisa w latach 1845-1851.
Uważano ją za arcydzieło inżynierii. Zagłębiając się bardziej w historię okazało się że droga ta stanowiła cześć grupy fortyfikacji
w celu obrony Alto Garda. Można zauważyć wiele Austro-Węgierskich strzelnic, tuneli oraz murów obronnych, których używało ówczesne wojsko. Najpierw, aby zapobiec zejściu wojsk garisldowskich w kierunku Valle di Ledro, a następnie w celu obrony granicy
z Włochami przed wybuchem wojny.
W 1999 roku na drodze tej obsunęła się ziemia. Do 2004 roku trasa ta była zamknięta. Na szczęście została odbudowana,
w nieco zmienionej postaci. Obecnie jest wąską szutrową drogą.
Wzdłuż ścieżki rozpościerają się niesamowite widoki na jezioro.


Co chwilę zatrzymujemy się by zrobić zdjęcie.



W tak pięknych okolicznościach przyrody nie sposób być obojętnym na krajobraz, który nas otacza.



Droga jest dość łagodna, jedzie się przyjemnie. Co jakiś czas przejeżdżamy przez tunele wykute w skałach.



Przywołało to wspomnienia z Czarnogóry, gdyż wiodą tam równie podobne trasy rowerowe ubarwione takimi samymi tunelami.
W pewnym momencie szutrowa trasa kończy się i pojawia się asfalt oraz przydrożna knajpka usytuowana na klifie.



Jest to oaza dla wszystkich podążających w tym kierunku.. Szczególnie dla rowerzystów. Można uzupełnić tutaj zapas picia oraz odpocząć w cieniu parasola spoglądając na błękitną taflę jeziora. Zaraz za knajpką pojawia się roztaj dróg. W prawo trasa biegnie na Lago di Ledro natomiast w lewo na Pregasinę. My obieramy tą drugą opcję. Po około godzinie docieramy do posągu La Madonnica.




Widok ze szczytu jeszcze piękniejszy niż z dolnych partii podjazdu.



Chwila odpoczynku, kilka zdjęć i wracamy tą samą drogą którą wjeżdżaliśmy. Teraz już tylko zjazd i powrót na legendarną trasę. Docieramy do miasta Riva del Garda i oczywiście kierunek restauracja. Chwilę szukamy odpowiedniego miejsca i wybieramy takie które usytuowane jest nad samym brzegiem jeziora. A co jemy? Oczywiście pizzę. W końcu jesteśmy we Włoszech. Po pysznym obiedzie wracamy na camping. Szybko się przebieramy i udajemy się na plaże, aby zakosztować kąpieli w ciepłych wodach Gardy.






Dzień 5


Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Italia Giorno 3 Lago di Garda - Torbole

Poniedziałek, 5 sierpnia 2019 · dodano: 29.10.2019 | Komentarze 0

Idąc według planu, który stworzyłem kilka miesięcy temu, a który zmieniał się co chwilę, dzisiejszy dzień miał być dniem ataku na przełęcz Stelvio. Jednakże dzięki temu, iż udało nam się dojechać do Włoch w ciągu jednego dnia, zyskujemy dodatkowy urlopowy czas do wykorzystania. Mało tego, po zdobyciu przełęczy przewidywałem dzień odpoczynku. Jednak będąc w tak urokliwym miejscu nie sposób siedzieć bezczynnie.
Budzimy się po szóstej, chwilę leżymy i powoli szykujemy się zaczynając od śniadania na łonie natury. Noc była w miarę ciepła.
Poranek przywitał nas nieporównywalnie wyższą temperaturą niż wczoraj. Rozglądamy się dookoła spoglądając na ośnieżone szczyty masywu przełęczy Stelvio. Dziś nad górami wiszą chmury zwiastujące złą pogodę. Bardzo się cieszymy, że wczoraj udało nam się tam wjechać. Chodź dalej to do nas nie dociera.
Chwilę po dziesiątej wyruszamy w kolejne miejsce docelowe, aby zrealizować dalszą część planu wyprawy. Trafoi żegna nas deszczem. Spoglądamy jeszcze za siebie i wspominamy wczorajszy wysyłek oraz piękno krajobrazu jaki dane nam było zobaczyć przy doskonałych warunkach pogodowych. Może jest mały niedosyt, że nie udało nam się zjechać ze Stelvio na Szwajcarską stronę, ale trzeba było mierzyć siły na zamiary. Nie ma co rozpamiętywać tego co nie wyszło. Może jeszcze kiedyś tu wrócimy i przejedziemy również tamtą trasą.
Tym czasem kierujemy się do miejsca o którym już wiele słyszałem. Podobno jest tam dużo ścieżek rowerowych oraz Via Ferrat
z pięknymi widokami. Jednym słowem raj dla rowerzystów. Zarówno amatorów jak profesjonalistów.
Przed nami zaledwie 200 km jazdy. Przed piętnastą docieramy do miejscowości Nago-Torbole na kamping Al-Cor nad Lago di Garda
(czyli jezioro Garda). Nasze pierwsze wrażenia jeszcze z auta to … Wow.


Brak słów by to opisać. To trzeba po prostu zobaczyć.



Jezioro Garda ma powierzchnię 370 kilometrów kwadratowych, maksymalnej długości 55 kilometrów i szerokości 4 do 12 kilometrów. Długość linii brzegowej to 158,4 kilometra, a maksymalna głębokość to 346 metrów. Lustro wody to 65 m n.p.m.
Lago di Garda leży w granicy trzech prowincji Włoch: Trydent, Werona i Brescia. Do 1918 roku północna część należała
do Austro-Węgier. Nazwa jego pochodzi od miejscowości Garda. Wcześniej do XII wieku nosiło nazwę Lago Benàco.
Jest największym i najczystszym jeziorem tego kraju. Północna część jest węższa, otoczona górami, która większości należy do alpejskiego łańcucha Gruppo del Baldo z łańcucha Prealpi Gardesane.
A południowa, szersza i znajduje się na przedpolu gór.
Więc jaki się nasuwa wniosek? Tu gdzie my jesteśmy powinno być zimniej. Jednak odczuwalna temperatura jest wystarczająco komfortowa by czuć się nad jeziorem jak w klimacie śródziemnomorskim.
Jesteśmy na kampingu, o dwa dni za wcześnie. W myślach pojawia się pytanie czy będzie możliwe, aby zakwaterować się już dziś?
W niepewności, lecz z nutką nadziei idziemy do recepcji. Po krótkiej wymianie zdań okazuje się że pokój który mamy zarezerwowany
za dwa dni, jest wolny już dzisiaj, więc nie ma problemu, aby już się w nim rozgościć. Nie macie pojęcia jaka była nasza radość.
Jak na razie wszystko idzie po naszej myśli.
Udajemy się do Camera nr 3. Wypakowujemy parę rzeczy z auta, szybko się ogarniamy i ruszamy na spacer,
aby z bliska zobaczyć to przecudne jezioro. Okazuje się że z naszego campingu jest bezpośrednie wyjście na plaże dzięki temu
mamy do jeziora dosłownie chwilę. Oczywiście po krótkim rekonesansie zatrzymujemy się w przytulnej knajpce w stylu surferskim,
aby zakosztować włoskich specjałów.



Po przepysznym posiłku wracamy nad Gardę,



aby rozkoszować się pięknem zachodzącego słońca odbijającego się w spokojnej tafli jeziora.

Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
28.40 km 0.00 km teren
03:25 h 8.31 km/h:
Maks. pr.:66.96 km/h
Temperatura:23.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy:1010 m
Kalorie: 2476 kcal

Italia Giorno 2 Italia, Passo dello Stelvio

Niedziela, 4 sierpnia 2019 · dodano: 04.08.2019 | Komentarze 0

Pierwsza noc we Włoszech za nami. Spędziliśmy ją w namiocie na campingu w Trafoi. Obudziliśmy się przed piątą.
Temperatura była bliska zeru. Nie ma co się dziwić, w końcu to 1 500 m n.p.m. Dla pokrzepienia poranne śniadanie.
Przepyszna jajecznica, jeszcze z polskich jajek i ciepła herbata na rozgrzanie. Po obfitym śniadaniu nadszedł czas na przygotowanie rowerów. Trasa, która na nas czekała to nie przelewki. Rowery musiały być sprawne w 100 procentach. W końcu chwilę po ósmej wyruszamy. Z campingu wyjeżdżamy wprost na drogę o symbolu SS38 która prowadzi bezpośrednio na przełęcz.



Można wjechać tam trzema drogami: Od wschodu z miejscowości Sponding (Włochy). My właśnie wybraliśmy tę trasę.
Od północy z miejscowości Santa Maria Val Müstair (Szwajcaria), tym wariantem chcieliśmy zjeżdżać oraz od południowego zachodu
z miejscowości Bormio (Włochy).
Na podjazd od strony północnej prowadzi droga o długości 24,3 kilometra przy średnim nachyleniu 7,4 procent,
zawierająca 48 ponumerowanych zakrętów. Daje to rzadko spotykane na innych alpejskich drogach przewyższenie trasy wynoszące ponad 1 800 metrów. Podjazd od strony południowo-wschodniej liczy 21,5 kilometra przy średnim nachyleniu 7,1 procent
(różnica wysokości to 1 533 metry). My startujemy z miejscowości Trafoi.
Do pokonania mamy tylko, (albo aż) 44 zakręty.



W związku z tym trasa zrobiła się nieco krótsza o jakieś dziesięć kilometrów. W miarę podjazdu droga zanurza się w las.
Zaczynają się pierwsze serpentyny. Po jakimś czasie drzewa ustępują trawiastym zboczą i pojawiają się widoki na skaliste góry.



Droga zaczyna wspinać się po gołym, miejscami skalistym zboczu.
Po jakimś czasie odsłania nam się cały podjazd, w pełnej okazałości.



Pewnie zastanawiacie się kiedy i w jaki sposób wybudowano tą niesamowitą trasę. Warto zagłębić się w krótki rys historyczny.
Droga powstała w latach 1820 – 1825 z inicjatywy Cesarza Austrii Franciszka II Habsburga do którego wówczas należała północna część Włoch. Nakazał on wytyczenie drogi łączącej terytorium Austrii z Włochami. Zadanie to powierzono Carlo Donegani, który miał już na swoim koncie szereg wysokogórskich konstrukcji.
Do 1915 roku droga była utrzymywana w przejezdności przez cały rok. Zimą wymagało to ciągłej i niebezpiecznej pracy koparek.
W czasie I Wojny Światowej przełęcz była świadkiem ciężkich walk między włoską i austriacką piechotą. Po zakończeniu walk droga straciła strategiczne znaczenie i od tego czasu stała się drogą sezonową, zamykaną na zimę. W roku 1928 została przebudowana,
a jej poszerzona nawierzchnia została w całości pokryta asfaltem. Po II Wojnie Światowej droga zyskała popularność turystyczną        i stała się miejscem wielu znanych imprez sportowych. Z roku na rok rośnie na niej ruch turystyczny oraz ilość pojazdów.
Przełęcz często gości kolarzy podczas wyścigu Giro d’Italia, będąc najwyższym punktem wśród trzech wielkich Tour'ów.
Z kolei w 2007 roku pojawiła się w programie „Top Gear”, a brytyjski dziennikarz motoryzacyjny, Jeremy Clarkson określił ten pełen serpentyn podjazd jako „najlepszą na świecie drogę do jazdy samochodem”. Jednakże dwa lata później, testując najnowsze modele Aston Martina, Ferrari i Lamborghini na rumuńskiej Szosie Transfogaraskiej, Clarkson przyznaje, że okrutnie się pomyli. I tu przyznam mu rację, gdyż osobiście miałem przyjemność również przemierzać tą trasę na rowerze i stwierdzam, iż trasa jest ciekawsza,
dłuższa i bardziej wymagająca.
Jest chwila po dziesiątej. Do pokonania pozostało jeszcze 28 zakrętów.



Nie jedziemy po medal, jedziemy swoim tempem.
Dodatkowo podziwiamy widoki, gdyż otaczający nas plener zapiera dech w piersiach.





Przy okazji robimy zdjęcia.



Co jakiś czas pojawiają się świstaki nawet czasami niektóre przelatują przez drogę. W dole słychać dźwięczne charakterystyczne dzwonki pasących się na hali owiec. W górze szybujące orły. Cudownie przejrzyste niebo na którym gdzie nie gdzie pojawiają się delikatne obłoki. Lepszej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć.



Końcówka podjazdu pomału daje się we znaki.



Jeszcze tylko 5 zakrętów dzieli nas do przełęczy.



Droga z góry wygląda imponująco. Im wyżej tym piękniej. Rozpościerające się widoki wynagradzają ciężki wysiłek.
Ostatni odcinekpodjazdu przebiega momentami po sztucznie usypanej skalnej skarpie.



Po jednej stronie drogi skarpa jest pionową ścianą, po drugiej stronie od przepaści dzieli nas tylko niski kamienny murek.
Całość robi niesamowite wrażenie.



Chwilę przed szesnastą wjeżdżamy na Przełęcz Stelvio 2 758 m n.p.m.



Jest radość, jest zmęczenie, ale przede wszystkim jest satysfakcja. To mój nowy rekord. Nawet podwójny, gdyż nigdy nie byłem tak wysoko, w dodatku na rowerze.
Na szczycie przełęczy, wzdłuż drogi, znajduje się ciąg straganów i sklepików. Pomiędzy typową dla takich miejsc tandetą natrafiamy na pamiątki, które będą nam długo przypominać to niezwykłe miejsce.



Spędzamy tutaj trochę czasu. Pierwotny plan by taki, aby zjechać przez Szwajcarię, na Santa Maria Val Mustair.
Dojechać do Sponding skąd zaczyna się droga na Stelvio i wrócić do Trafoi. Jednak rozsądek bierze górę, gdyż do pokonania byłoby dodatkowe 50 kilometrów. Ostatecznie postanawiamy jednak, że nie wracamy przez Szwajcarię, a zakosztujemy zjazdu tą samą trasą.
Na Stelvio w ramach zwycięstwa jemy prawdziwą włoską pizzę.



Pokrzepieni ciepłym posiłkiem pomału kierujemy się ku drodze powrotnej.



Zjazd był ekscytujący.



Trasa dawała niesamowite możliwości, aby rozwinąć duże prędkości. Jednak ostre zakręty trochę to utrudniały.



W kilka sekund na liczniku ponad 50 km/h. Maksymalna prędkość jaką osiągnąłem to 67 km/h.
Po trzydziestominutowym zjeździe docieramy ponownie na miejsce naszego noclegu.



Zmęczeni, ale szczęśliwi szykujemy się do spania snując jeszcze szybki plan działania na kolejny dzień.



Dzień 3
Kategoria Italia 2019


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Italia Giorno 1 Polska - Italia

Sobota, 3 sierpnia 2019 · dodano: 29.10.2019 | Komentarze 0

Wakacje, czas odpoczynku, relaksu oraz spełniania marzeń. W związku z tym, iż lubię aktywnie spędzać czas, nie inaczej będzie podczas tegorocznej wyprawy. Postanawiam zrealizować moje trzy największe pasje: góry, rower, wspinaczka.
Tym razem nie muszę szukać ekipy na wyjazd. Towarzyszką moich tegorocznych przygód jest Ewa.
Jaki jest plan urlopu. Tego dowiecie się później.
Więc zaczynamy.



Nastał upragniony moment. Pobudka po drugiej w nocy. Nie dociera do nas, że za chwile wyjeżdżamy.
Po piątej pakuję ostatnie rzeczy do samochodu. Na całe szczęście rowery i cały bagaż spakowaliśmy już wcześniej.



Obieramy kierunek Italia.
Przed nami około 1 020 kilometrów. W przełożeniu na czas to około jedenaście godzin jazdy. Tyle w teorii, a w praktyce?
To się okaże.
Wstępny plan jest taki, aby po drodze zatrzymać się na nocleg, a następnego dnia ruszyć dalej. Jednak po porannym sprawdzeniu prognozy pogody bardzo zależy nam na tym, żeby dotrzeć do Włoch tego samego dnia, gdyż chcemy wykorzystać korzystne warunki atmosferyczne. Droga przebiega nam spokojnie. Po trzydziestu minutach wjeżdżamy do Czech, po ósmej do Austrii, a przed czternastą jesteśmy w Niemczech. Oczywiście robimy co jakiś czas przystanki na chwilę odpoczynku.



Po piętnastej znów wjeżdżamy do Austrii i tu droga robi się bardziej atrakcyjna pod względem widoków. Zaczynają się pierwsze góry, oraz tunele wiodące czasami kilkadziesiąt kilometrów.
Po dwudziestej udaje nam się dotrzeć na camping do Trafoi. Dzięki temu, iż dojeżdżamy w zaplanowane miejsce w ciągu jednego dnia tym samym zyskujemy dodatkowy dzień urlopu. Na szczęście nie ma problemu z przełożeniem rezerwacji.



Zmęczeni, ale zadowoleni z pomyślnego ułożenia się spraw szybko rozkładamy namiot i w niedługim czasie kładziemy się spać
by zregenerować siły, gdyż kolejnego dnia czeka nas wczesna pobudka i intensywny dzień na rowerze.
Dla zainteresowanych krótka historia i kilka ciekawostek związanych z Italią:
- Pojawienie się ludności na Półwyspie Apenińskim datuje się już na dziewiąty wiek przed naszą erą. W Starożytności oraz Średniowieczu Włochy funkcjonowały, jako Cesarstwo Rzymskie, które ulegało licznym podziałom. Bardzo istotną historią jest powstanie Rzymu.
Za ich założycieli uważa się dwóch braci, którzy rzekomo zostali porzuceni przez matkę, a wychowała ich wilczyca, która niczym matka karmiła ludzkie dzieci własną piersią. Choć również i w renesansie były to ziemie podzielone określano je już mianem Włoch.
- Jak doskonale wiadomo stolicą państwa jest Rzym, ale nie od zawsze nią był. Jeszcze w dziewiętnastym wieku, czyli stosunkowo niedawno za centrum państwa uważano Florencję. Liczne podboje w dziewiętnastym wieku sprawiły, że Włochy podzieliły się na kolonie.
W dwudziestym wieku natomiast Włochy podobnie jak Polska brały udział zarówno w pierwszej jak i drugiej wojnie światowej.
Liczne walki, które podejmowano sprawiły, że terytorium kraju znacznie zmieniło wygląd względem wcześniejszych granic.
Wiek dziewiętnasty, choć był przepełniony przeróżnymi walkami oraz podbojami nie tylko z tego względu jest bardzo znaczący dla Włoch, są to także lata, w których to powstało zjednoczone państwo.
- Nazwa kraju „Włochy” jest używana wyłącznie w języku Polskim. Pochodzi z prasłowiańskiego, w którym nazywano tak nację Rumunów.
- Włoska flaga w kształcie prostokąta składa się z trzech równych pionowych pasów. Układ pasów odwołuje się do rewolucji francuskiej. Patrząc od lewej strony są one w kolorach: zielonym, białym oraz czerwonym. Barwa zielona symbolizuje wolność, nadzieję oraz śródziemnomorski krajobraz. Biel nawiązuje do ośnieżonych szczytów Alp. Natomiast kolor czerwony ma upamiętniać przelaną krew osób walczących o zjednoczenie kraju.
Flaga nazywana il Tricolore została oficjalnie wprowadzona 19 czerwca 1946 roku.
- 1860 - ten rok znany jest każdemu miłośnikowi pizzy. W tym roku w Neapolu została wynaleziona pizza.
Aktualnie Neapol to jedna wielka pizzera!
- My mamy 13, Włosi 17 jako liczbę pechową. Dlaczego akurat 17? Otóż liczba ta w systemie rzymskim to XVII. Bawiąc się w anagramy można ułożyć słowo "VIXI", co z języka łacińskiego tłumaczy się jako "żyłem". A skoro żyłem, to już nie żyję.


Dzień 2

Kategoria Italia 2019