Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2016

Dystans całkowity:180.17 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:09:38
Średnia prędkość:18.70 km/h
Maksymalna prędkość:42.20 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:25.74 km i 1h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Térynka 2015 m n.p.m

Sobota, 31 grudnia 2016 · dodano: 29.01.2017 | Komentarze 0

Po naszym wyjeździe z Krzyśkiem, Wiola baluje sobie w Tatrach i co chwilę mnie wkurza wysyłając zdjęcia pięknych widoczków i słonecznej pogody. Trochę jej zazdroszczę tej pogody.
Nie mając planów na Sylwestra postanawiam jechać do niej. Zabieram jeszcze koleżankę ze sobą, no i w drogę.
Przed piąta docieramy do Zakopanego. Pakujemy Wiolcie w Tojcie i kierujemy się na Słowację.Już po szóstej jesteśmy na parkingu w Starym Smokowcu. Jeśli chcemy zdążyć na wschód słońca,to trzeba szybko się zbierać.Pognałem przodem, w dwadzieścia parę minut dotarłem na Hrebienok. Dziewczyny docierają parę chwil później, ale też zdążyły na wschód w ostatnim momencie .   



Chwila odpoczynku, śniadanko i idziemy w dalszą drogę.



Wkraczamy na Magistrale na czerwony szlak w kierunku Zamkovskeho Chaty, ale w pewnym momencie skręcamy na szlak nosiczów. W trzydzieści minut docieramy do Schroniska Zamkovskeho Chata.



Chwila odpoczynku w schronisku i dalej zielonym szlakiem przez Dolinę Zimnej Wody do podłoża masywnego podejścia dzielącego nas od widocznego już z daleka Teycho Chaty.



Na początku idziemy prawie po płaskim. Pogoda nas rozpieszcza. Chociaż lekki chłód, to i tak słonko ostro grzeje.
Zimą ścieżka biegnie inaczej niż latem, bardziej zachodnią częścią doliny i bardziej jej dnem.
Letni szlak wiedzie zboczami okalającymi dolinę od prawej strony, a potem trawersuje szeroko próg dopiero kierując się ku stronie lewej. No więc zimą od razu trzymamy się lewej strony i stamtąd rozpoczynamy ostateczne podejście.
Jest stromo. Daję mi to lekko w kość, po drodze trochę przerw na odpoczynek, by złapać oddech i dalej w drogę.



W końcu po niecałych trzech godzinach dochodzimy do Teycho Chaty. W schronisku zatrzymujemy się na dłuższą chwilę by odpocząć i ogrzać się.



Po czternastej postanawiamy wracać, jeszcze parę zdjęć… w cieniu czuć zimno.
Robiąc to zdjęcie pierwsze dwie sekundy były straszne potem już nie było czuć zimna.



Ale i tak trzeba było się szybko ubrać by się nie wychłodzić.
Wracamy. Zjazd z czekanem daje nam niezłą frajdę.



Zatrzymujemy się jeszcze w Zamkowskeho Chacie. Robi się zimno.



W końcu dochodzimy na Hrebieniok jest po dwudziestej. Co teraz robić? Do północy jeszcze sporo czasu, a robi się coraz zimniej. Postanawiamy wracać, trochę się zagrzać i przed północą wrócić na Hrenienok.
Był jeszcze pomysł w Nowy Rok jechać na wschód słońca na Babia Górę, ale to był tylko pomysł, jako kierowca nie dałbym rady …
I tak kończy się 2016, a zaczyna się 2017. Podsumowując 2016 mogę śmiało powiedzieć że był zajebisty.


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Nosal 1206m. i Wielki Kopieniec 1328m.

Środa, 28 grudnia 2016 · dodano: 22.01.2017 | Komentarze 0

o już trzeci dzień. Pogoda w Tatrach nie rozpieszcza. Cały czas pada śnieg , do tego mocny wiatr. Postanawiamy wybrać się nieco niżej, na Nosal. Po dziewiątej docieramy do budki TPN-u. Zamknięta. W sumie się nie dziwię jak na takie warunki. Wkraczamy na zielony szlak. Ścieżka od razu zaczyna się wznosić w górę przez las. Po drodze mijamy kilka dziwnych formacji skalnych. Jedna przypomina kształtem głowę psa. Po godzinie docieramy na Nosal 1206 m.n.p.m.



Z Nosalu podobno widać całe Kuźnice i masyw Giewontu. Podobno… bo gęsto padający śnieg i nisko wiszące chmury nie pozwalały podziwiać widoków.
Idziemy dalej, schodząc kierujemy się na Nosalową Przełęcz 1101 m.n.p.m., a następnie żółtym szklakiem na Polanę Olczyską 1063m.n.p.m. Na polanę docieramy po dwudziestu minutach.



Na Polanie Olczyskiej stało kiedyś około dwudziestu budynków pasterskich i łąkarskich,
w trzech skupiskach. Dziś zostały jedynie trzy. Polana miała kiedyś około 8 ha ale w 2004
w wyniku jej zarośnięcia, zmniejszyła się o około46%.
My tymczasem korzystamy z gościnności polany i chowamy się w jednym z budynków .



Chwila przerwy, gorąca herbata i ruszamy dalej. Kierujemy się teraz zielonym szlakiem na Polane Kopieniec. Wchodzimy znów w las, śnieg dalej nie odpuszcza, wiatr zresztą też. Zaczyna się średnio męczące podejście, po niecałej godzinie osiągamy cel.
Z Polany około piętnaście minut dzieli nas od Wielkiego Kopieńca1328m.n.p.m.
Przed nami jeszcze ostre podejście w kopiastym śniegu, co trochę wydłuża czas. W końcu udaje się nam dość. Widoki mmm… Biała ściana.



Podobno stąd widać przy dobrej pogodzie Czerwone Wierchy i Giewont, muszę wierzyć na słowo.
Na południowo-zachodnim stoku Wielkiego Kopieńca w katastrofie lotniczej w Dolinie Olczyskiej 11 sierpnia 1994 r. spadł wracający z akcji ratowniczej helikopter TOPR. W wyniku wypadku zginęło 2 jego pilotów i 2 ratowników TOPR.
W gwarze podhalańskiej Kopieńcem nazywa się górę o kształcie podobnym do kopca.
W Tatrach jest jeszcze drugi, również reglowy szczyt o tej samej nazwie – Wielki Kopieniec ponad Doliną Chochołowską.
Robi się zimno, pora schodzić,. Schodzi się dość szybko, dochodzimy do Polany Olczyskiej,
a stąd czterdzieści minut do Jaszczurówki. A potem już chwila i do auta. Wracamy do pensjonatu. Fajnie byłoby zostać, ale Ja z Krzyśkiem pakujemy się i wracamy do domu zostawiając Wiole w Zakopanym…
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zimowy Slovenský raj

Wtorek, 27 grudnia 2016 · dodano: 22.01.2017 | Komentarze 0

Dziś drugi dzień i …, co tu robić, pomysłu zbytnio nie ma. W Tatrach szaleje wiatr, więc nie ma się co pchać. Wpadam na pomysł by pojechać na dobrze mi znane tereny. Byłem już tam dwa razy, ale nigdy zimą. Postanowione. Jedziemy na Słowacki Raj - Podlesok. Przyjeżdżamy na parking, stąd prowadzi szlak w kierunku Sucha Bela. Ruszamy.
W sumie już na samym początku szlaku zakładamy raki, chwilami lód, a potem już tylko sam lód.



Pojawiają się pierwsze drewniane kładki, podesty. Ślisko trzeba uważać, rakiem trzeba dobrze celować w drewniane podesty, by nie wywinąć orła i nie zlecieć w dół.



W końcu docieramy do pierwszej drabinki przy Misowych Wodospadach (Misové vodopády). Wow, jakie fajne lodospady, myślę sobie fajnie by było się tam wdrapać. Lecz idziemy dalej, wchodzimy na drabinkę i pniemy się do góry… dalej,



dalej w górę potoku. Idąc pokonujemy kolejne drewniane podesty.
Nagle natrafiamy na to cudo… Nie ruszam się stąd !!! Muszę tam wleźć.
Piękny lodospad. Wyciągam swój czekan, biorę od Wioli jej czekan i zaczynam wspinaczkę. To jest coś pięknego. To mi się naprawdę podoba.



Choć bez zabezpieczeń, podoba mi się to bardzo, każdy ruch przemyślany trzy razy, wbijam czekan i pnę się w górę. Wspiąłem się prawie do połowy, chciałoby się wspinać wyżej, ale nasuwa się pytanie jak potem zejść… Dobra innym razem spróbuję z liną. Powoli schodzę w dół. Następny próbuje Krzysiek, ale szybko rezygnuje - brak zabezpieczenia, może to go przeraża. W sumie nie dziwię się. Nie każdy jest takim wariatem jak ja.
Potem Wiola…



Dobrze jej idzie, ale nie wchodzi dość wysoko. Ja idę jeszcze raz, naprawdę kręci mnie to… mógłbym tak cały dzień. Wspinam się jeszcze wyżej. Idę na żywioł. Tak wiem niektórzy pomyślą debil, świr i cholera wie co jeszcze. Szczerze mam to gdzieś. Każdy robi co lubi.



„No risk, no fun”. „W górach można stracić życie, na nizinach je przegapić”.
Jestem już dość wysoko, nie ma co przeginać. Schodzę. Schodzenie najgorsze. Wbijanie czekana przy schodzeniu… hmm. Trzeba użyć większej siły przy małym zamachu czekanem i potem się opuszczać, daje po rękach. W jednym kawałku schodzę na dół. Było extra. Ja chce jeszcze raz… Kiedy indziej.
Idziemy dalej, mijamy wąskie przejście i docieramy do kolejnej drabinki.



Krzysiek pognał gdzieś do przodu. Mijają nas jacyś ludzie. Docieramy do kolejnej drabinki i kolejnego przepięknego lodospadu. Nie podaruje muszę wejść. Wspinam się.



Dość krótki może z 10 max 15 metrów. Krzysiek idzie po drabince. Wiola też chce wejść, więc schodzę na dół by podać jej czekany. Co się stało chwilę potem chyba wszystkim zmroziło krew w żyłach. A najbardziej Wioli. Gdy schodzę w dół Wiola staje na lodzie. Pod cienką warstwą lodu płynie strumień. Nie widziałem tego jak wchodzi ale usłyszałem jak załamuje się pod nią lód. W tym momencie się obróciłem i widzę Wiole po pas w wodzie… Ale jak szybko wleciała tak szybko wyskoczyła. Dość zwinnie to zrobiła. Całe szczęście, że nic się nie stało, nawet nie zdążyła się przemoczyć. Jedynie trochę w butach mokro. No nie powiem, śmiechu trochę było, ale przez chwilę przerażenie też . Nawet się wspięła po lodospadzie, a potem ja jeszcze drugi raz.Wiola szybko się przebiera i ruszamy dalej. W końcu docieramy na polankę Suchá Belá (959 m.n.p.m.). Chwila przerwy i schodzimy niebieskim szlakiem w stronę parkingu.
Będąc na Słowacji nie można zapomnieć o Mojej tradycji. Jedziemy na zakupy, a potem do pensjonatu na zasłużony odpoczynek, bo dziś się działo…



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Czarny Staw Gąsienicowy

Poniedziałek, 26 grudnia 2016 · dodano: 22.01.2017 | Komentarze 0

Plan wyjazdu zrodził się około miesiąc przed Świętami Bożego Narodzenia. Postanowiłem zorganizować trzydniowy wypad w Tatry. Teraz tylko pozostało znaleźć chętnych, ale z tym nie było większych problemów, Krzysiek i Wiola od razu zgodzili się na świąteczny wyjazd. Wiola miała tylko bojowe zadanie, skompletować dla siebie zimowy sprzęt.
Nastał dzień wyjazdu, wyjeżdżamy w nocy w drugi dzień świat. Prognozy zbytnio nie zachęcały, opady śniegu, chmury i mocny wiatr. Chyba po piątej docieramy na Murowanice. Parkujemy auto i w drogę.
Śniegu dużo w Kuźnicach jak i na szlaku, trzeba uważać. Kierujemy się na Halę Gąsienicową przez Boczań. Po ósmej docieramy na Murowaniec. W schronisku chwila przerwy, gorąca herbata i coś na ząb.

Wychodzimy ze schroniska i kierujemy się na Czarny Staw Gąsienicowy. Zbyt ciekawie nie wygląda. Cała Orla Perć w chmurach, od czasu do czasu coś się tam odkryje. Po dwudziestu minutach docieramy nad staw.



I co tu robić? W planach jest Kościelec , ale niektórzy są pesymistycznie nastawieni…Trzeba było iść od Zielonego Stawu… Trudno. Mozolnie torujemy zimowy wariant na Karb.



Nie dochodzimy nawet do połowy. Rezygnujemy, nie ma sensu iść dalej. Gdyby tak ktoś na chwile mnie zastąpił, poszedł przodem i trochę pomógł przetrzeć szlak. Krzysiek i tak już został w tyle, widać ze nie miał ochoty iść. Tylko dzielna Wiola podążała za mną. Postanowione, zawracamy. Fajnie byłoby zjechać z czekanem, ale zapadający się śnieg nie umożliwiał tego. Pod koniec jedynie udało się zjechać na tyłku. Robimy jeszcze wspólne zdjęcie, Boże co za sztywniaki, przechylam Wiole na siebie i powstaje to piękne zdjęcie.



Wracamy do schroniska, mając lekki niedosyt.
W schronisku grzejemy się i odpoczywamy. Po około godzinie przejaśnia się i nawet pojawia się słońce. Wychodzimy zbyt późno by tu wracać, idziemy w kierunku Kuźnic . Widać cała Orlą.



Granaty, Kozi, Świnice, Kościelec i nawet Kasprowy. Jeszcze wpadam na pomysł by iść na Kasprowy, ale jakoś bez entuzjazmu. Kierujemy się do Kuźnic przez Jaworzynkę.



Docieramy do auta i udajemy się do Pensjonatu, ciekawe co zarezerwowałem...

Pensjonat nawet fajny, mnie zupełnie pasuje, jest gdzie spać czy się umyć. Ciekawe co jutro będziemy robić …
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
22.78 km 0.00 km teren
01:21 h 16.87 km/h:
Maks. pr.:32.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 11 grudnia 2016 · dodano: 11.12.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
21.41 km 0.00 km teren
00:58 h 22.15 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Sobota, 10 grudnia 2016 · dodano: 11.12.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
27.39 km 0.00 km teren
01:34 h 17.48 km/h:
Maks. pr.:36.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Piątek, 9 grudnia 2016 · dodano: 11.12.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
19.34 km 0.00 km teren
01:01 h 19.02 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Poniedziałek, 5 grudnia 2016 · dodano: 11.12.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
42.49 km 0.00 km teren
02:10 h 19.61 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 4 grudnia 2016 · dodano: 04.12.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
22.39 km 0.00 km teren
01:23 h 16.19 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Sobota, 3 grudnia 2016 · dodano: 04.12.2016 | Komentarze 0