Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:194.86 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:32
Średnia prędkość:18.50 km/h
Maksymalna prędkość:43.60 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:32.48 km i 1h 45m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Weekend majowy

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 18.05.2017 | Komentarze 0

Duże opady śniegu i czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Majówka w Tatrach nie zapowiadała się zbyt optymistycznie.
Ale mino tego byłem pozytywnie nastawiony, że warunki zmienią się na lepsze. Długo nie czekałem, zagrożenie lawinowe z „czwórki” spadło do „dwójki”, a śniegu szybko ubywało. Nagłe ocieplenie, niestety spowodowało podtapianie niektórych szlaków. Teraz pozostało wcisnąć się w okno pogodowe między niedzielą a poniedziałkiem i poszukać ekipy. Nie ma się co zastanawiać. Szybko się okazało że jadę z Wiolą, można by powiedzieć że tak spontanicznie. Przed czwartą bez żadnych problemów na drodze docieramy na parking w Palenicy Białczańskiej. Tak pustego parkingu jeszcze nie widziałem, dosłownie sześć samochodów. Krótka drzemka w Tojci i punktualnie o piątej ruszamy na szlak. Początkowo idziemy asfaltem, a po dwudziestu minutach marszu za Wodogrzmotami Mickiewicza skręcamy w prawo na zielony szlak w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Gdzie ten śnieg ? - zastanawiam się, przecież tyle śniegu było.



Szlak w większej części zalany jest przez pobliski potok. Jeszcze dwa dni temu w dolinach niektóre szlaki były całkowicie zalane. Po jakimś czasie ukazuje się śnieg, a kamienisto mokry szlak zamienia się w śnieżną drogę. Mijamy miejsce, gdzie parę dni temu zeszła lawina. Docieramy do rozstaju szlaków, gdzie w lewo czarny szlak prowadzi w kierunku schroniska, a prosto na Siklawę. Postanawiamy iść prosto. Po około dwudziestu minutach docieramy nad Siklawę. Dłuższa chwila na podziwianie piękna natury...



i dalej w drogę. Przed nami naprawdę strome podejście. Powoli zbliżamy się do kolejnego rozstaju szlaków, ale skracamy drogę i wychodzimy koło drewnianej chatki, która pełniła niegdyś rolę schroniska. Do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów już nie daleko, już go widać w zimowej scenerii.



Patrz… Patrz… krzyczy Wiola… zobacz... Ukazuje mi się mały łebek jakiegoś zwierzątka, chwytam aparat i na oślep robię zdjęcia. Niby to wiewiórka niby … sam nie wiem co. Małe zwinne zwierzątko…



Chyc, chyc i znika. Zrobione zdjęcia nie są zbyt wyraźne. Idziemy do schroniska zastanawiając co to było… W schronisku spędzamy dłuższy czas. Pora ruszać, chodź ciężko i można byłoby siedzieć tu do wieczora. Od schroniska w Dolinie Pięciu Stawów kierujemy się niebieskim szlakiem, przechodząc kolejno wzdłuż brzegów Przedniego, Małego i Wielkiego Stawu. Docieramy do drewnianego mostka na Potoku Roztoki nad Siklawą, gdzie w prawo szlak odbija na Wodospad nad którym dziś byliśmy, a my idziemy prosto przechodząc przez mostek i udajemy się dalej niebieskim szlakiem. Od naszej, niejako głównej drogi odchodzą szlaki na Krzyżne (żółty) a kawałek dalej na Kozi Wierch (czarny). Chwilami pojawia się słońce... Za Wielkim Stawem stajemy na następnym rozwidleniu - w lewo na Szpiglasową Przełęcz (żółto znakowana trasa). My kierujemy się dalej, chwilę wędrujemy szlakiem niebiesko-żółtym, który niebawem rozgałęzia się, gdzie żółty prowadzi na Kozią Przełęcz,



my kierujemy się dalej niebieskim. Zaczynamy zdecydowanie mocniej iść pod górę. Parę chwil później wchodzimy na plaski teren, by zejść nieco niżej i potem już znów ostro w górę. Idziemy nieco inaczej jak prowadzi szlak latem. Przed czternastą docieramy na Przełęcz Zawrat.



Przełęcz Zawrat położona jest na wysokości 2158 m n.p.m., pomiędzy Zawratową Turnią (2247 m n.p.m.) i Małym Kozim Wierchem (2228 m n.p.m.),



w grani, oddzielającej Dolinę Gąsienicową od Doliny Pięciu Stawów Polskich. Na przełęczy parę osób, tłoku nie ma. Chwila odpoczynku i pora na powrót… Schodzicie? Ktoś zapytał… Można tak powiedzieć …ale bardziej będziemy zjeżdżać …odpowiedziałem. Schodzimy kawałek, po czym kładę się na śnieg i… zjeżdżam w dół, co jakiś czas lekko hamując czekanem. Chwilę za mną Wiola. Docieramy do stromego zbocza i co teraz? Wchodząc na Zawrat przyglądałem się…. Nie ma tak źle, zjeżdżam. Na początku hamuje, ale potem już nie i zaczynam nabierać prędkości… Jest super… Po jakieś chwili, powoli wytracam prędkość i na samym końcu hamuje. Wiola za mną…. Ale była jazda…



Koniec zabawy i teraz krótkie podejście i znów lekki zjazd, ale nie jest tak spektakularny jak tamten. Po godzinie dochodzimy do schroniska. W schronisku odpoczywamy i zamawiamy po szarlotce. Jest coś koło osiemnastej pora się zbierać. Wracamy na Palenice czarnym szlakiem, zimowym wariantem. Na początku łagodnie, ale po chwili szlak staje się dość stromy. Nic nie pozostaje jak wyciągnąć czekan i zjechać w dół. Odcinek z Schroniska do rozstaju szlaków zajmuje nam około dziesięciu minut. Przed dwudziestą docieramy na parking. Znów pusty… Robimy herbatę i szykujemy się na drugi etap naszej wyprawy. W dalszym ciągu nie dawało mi spokoju, co to było za zwierzątko koło „Piątki”. Szukam w necie… znalazłem wiewiórkowatą istotkę. To Gronostaj. Co tu teraz robić? Spać się zbytnio nie chce, ale trzeba odpocząć… Dobra … przed dwudziestą trzecią ruszamy z parkingu i po ponad godzinie docieramy na parking naszej drugiej wyprawy. W aucie ogrzewanie na full. Gorąco jak przy kominku. Przykrywamy się śpiworami i zasypiamy. Po drugiej budzi nas budzik Wioli. Kominek przygasł… Trochę zimno. Trzeba rozpalić… Na termometrze w aucie dwa stopnie. Trzeba się przebrać, wychodzę na chwilę i jeszcze szybciej wracam… tam jest chyba minus dziesięć stopni. Nic nie pozostaje jak szybko wyruszyć, by się rozgrzać. Przed trzecią ruszamy na szlak. Pytanie nasuwa się samo…Gdzie jesteśmy? I gdzie idziemy? Przed nami nieco ponad siedemset metrów różnicy wzniesień do pokonania. Ruszamy czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki… Czyli już wiadomo dokąd zmierzamy?! Na Babią Górę. Czerwony szlak wprowadza nas do świerkowego lasu, od samego początku wznosząc się stromo leśnym zboczem. Po paru minutach zakładamy raki, nie jest dość ślisko, ale wygodniej się idzie.Po około godzinie docieramy na Sokolice (1367m). Na płaskim wierzchołku znajduje się platforma widokowa, która od północno-zachodniej strony podcięta jest kilkunastometrowym urwiskiem skalnym. Z Sokolicy rozpościera się panorama na północne zbocza Babiej Góry, Małą Babią Górę, Mędralową oraz Pasmo Jałowieckie, ale z powodu tego, że jest ciemno nic nie widać. W dodatku zaczyna pizgać złem. Idziemy dalej, zaczyna dominować kosodrzewina, a kilkunastominutowe podejście doprowadza do punktu widokowego na Kępie (1521m). Panorama z Kępy jest bogatsza od tej z Sokolicy. Przede wszystkim w całej okazałości odsłania się Pasmo Policy, a także Pasmo Orawsko-Podhalańskie, a w oddali także Gorce i Beskid Wyspowy. Hmm, można to sobie tylko wyobrazić. Szlak wspina się przez kolejne garby. Trasa przewija się przez wypiętrzenie Gówniaka, gdzie znajdują się silnie zwietrzałe Wołowe Skałki. Powoli budzi się dzień, a końca nie widać. Zimno… w dodatku strasznie wieje, a gęste chmury uniemożliwiają podziwianie widoków.



Końcowy fragment podejścia wyprowadza ponad ostatnie stanowiska kosodrzewiny, a następnie osiąga pod szczytowe rumowisko skalne. Prowadząc pośród głazów, kamienna ścieżka dociera do rozległego wierzchołka Babiej Góry, zwanego Diablakiem. Wschodzi słońce, chcę zrobić zdjęcia, lecz aparat odmawia posłuszeństwa… Zamarzł. Jedynie ratuje mnie aparat w telefonie.







Babia Góra (1725m) jest najwyższym szczytem Beskidu Żywieckiego, a także całych Beskidów Zachodnich. Jest to również najwyższy szczyt w Polsce, położony poza Tatrami. Pod względem wybitności, spośród wszystkich polskich szczytów, ustępuje jedynie Śnieżce. Najbardziej charakterystycznym obiektem na szczycie Diablaka jest kamienny mur, stanowiący ochronę przed wiatrem. W obrębie kopuły szczytowej znajduje się jeszcze obelisk upamiętniający wejście na szczyt arcyksięcia Józefa Habsburga, tablica pamiątkowa poświęcona Janowi Pawłowi II, a także kamienny ołtarz. Babia Góra stanowi doskonały punkt widokowy.



Znaczna wyniosłość masywu ponad otaczające pasma sprawia, że rozległa panorama roztacza się we wszystkich kierunkach. Obejmuje ona swoim zasięgiem Beskid Żywiecki z Pilskiem, Beskid Mały, Beskid Śląski, Gorce, Beskid Wyspowy, Beskid Makowski, Tatry, a także Orawę, Niżne Tatry, Góry Choczańskie i Małą Fatrę. Niestety chmury prawie wszystko zasłaniały. Nagle pojawia się widmo Brockenu...



Kiedyś wspominałem, że istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach... Ale zobaczenie po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej – teraz mogę się czuć w górach bezpieczny po wsze czasy... Oby tak było. Bowiem jest to moje trzecie największe i najfajniejsze widmo.



Ze szczytu Babiej Góry kierujemy się na zachód. Początek szlaku z Babiej, w kierunku Przełęczy Brona, zaczyna się polem rumowisk skalnych, niestabilnych kamiennych głazów i szczelin między nimi, ale po chwili szlak staje się dość łagodny. Wiola gna do przodu. Mnie dopada zmęczenie, bez pośpiechu, wolnym tempem zmierzam ku przełęczy. Znów pojawia się śnieg. Docieram do Przełęczy gdzie czeka Wiola. Muszę odpocząć, kładę się na ławce i nawet przysypiam. Nie jest zimno, słonko niesamowicie przygrzewa. Idziemy… mówi Wiola budząc mnie. Leniwie wstaję. Z przełęczy Brona mamy jakieś około dwadzieścia minut, które zamieniają się dla mnie w godzinę. Strome zejście, w dodatku zmrożony śliski śnieg… postanawiamy się ześliznąć… Niefortunnie zahaczam rakiem i wykręca mi stopę… W końcu jakoś docieram do Schroniska Markowe Szczawiny 1180 m n.p.m.Schronisko zostało wybudowane z inicjatywy prezesa Oddziału Babiogórskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (później PTT) dr. Hugona Zapałowicza. Jego otwarcie nastąpiło 15 września 1906. W 1922 odbyła się pierwsza rozbudowa schroniska. Kolejne rozbudowy w latach 1925, 1926, 1931 i 1934 uczyniły obiekt przestronnym i nowoczesnym. Na przełomie maja i czerwca 2007 dokonano całkowitej rozbiórki pierwszego schroniska. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom stary obiekt został częściowo zachowany i przeniesiony do skansenu w Zawoi jako zabytek, lecz po decyzji wojewódzkiego konserwatora zabytków dokonano jego całkowitej likwidacji. Na miejscu rozebranego schroniska powstał nowy obiekt otwarty dla turystów 21 listopada 2009. Jest to dwukondygnacyjny budynek murowany z cegły, a od zewnątrz wykończony kamieniem. Chwila w schronisku i ruszam dalej, Wiola jeszcze chwile zostaje w schronisku, po czym mnie dogania. Niebieski szlak do samych Krowiarek prowadzi płaską drogą . Jest to poniekąd ulga dla mojej stopy. Przed jedenastą docieramy na parking. Długa przerwa i powoli udajemy się w stronę domu. Majówka prawie udana. Prawie… gdyby nie moja kontuzja to pewnie wrócilibyśmy na Babią, na zachód… Będzie trzeba to powtórzyć…
Kategoria Tatry, Góry


Dane wyjazdu:
34.13 km 0.00 km teren
01:42 h 20.08 km/h:
Maks. pr.:33.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Poniedziałek, 24 kwietnia 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
41.01 km 0.00 km teren
02:59 h 13.75 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 23 kwietnia 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
58.59 km 0.00 km teren
02:47 h 21.05 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice i okolice

Poniedziałek, 17 kwietnia 2017 · dodano: 17.04.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
10.79 km 0.00 km teren
00:38 h 17.04 km/h:
Maks. pr.:33.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Środa, 12 kwietnia 2017 · dodano: 17.04.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
37.07 km 0.00 km teren
01:49 h 20.41 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 9 kwietnia 2017 · dodano: 17.04.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
13.27 km 0.00 km teren
00:37 h 21.52 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 17.04.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zadni Granat

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 13.04.2017 | Komentarze 0

Fajnie byłoby pojechać znów w Tary… Z niedowierzaniem patrzyłem na prognozy …. Słońce i bezchmurne niebo. Hmm… Czyżby kolejny weekend pięknej, słonecznej pogody przede mną ? A do tego wysyp krokusów. Oj będzie ludzi, ale nie mam zamiaru pchać się w doliny. Pozostaje zebrać tylko ekipę i obrać kierunek kolejnej wyprawy. Tym razem pojadą ze mną Ania i Wiola. Wyjeżdżamy po północy, by o trzeciej zameldować się w Brzezinach. Jeszcze się nie znudziło. Ruszamy, idziemy ciemnym lasem - w końcu w nocy jest ciemno. Mijamy cztery drewniane mostki, Psią Trawkę i przed godziną piątą meldujemy się przy schronisku Murowaniec.



Wygląda jak mroczne zamczysko… Wchodzimy do środka, rozkładamy się na korytarzu z innymi, bo stołówka jest jeszcze zamknięta. Poranne śniadanie, dłuższa chwila odpoczynku i przed szóstą ruszamy dalej. Robi się coraz jasnej, budzi się dzień,



a my wędrujemy na Czarny Staw Gąsienicowy. I znów staję przed nim. Jakieś Deja vu…? Znów podziwiamy Orlą Perć...



Kościelisko i Karb którym tydzień temu wchodziliśmy…Z Czarnego Stawu (1624 m) powinniśmy się kierować niebieskim szlakiem, który prowadzi wokół stawu. My, po prostu, przechodzimy środkiem zamarzniętego stawu. Po przejściu stawu podchodzimy do skalnej ściany,dziewczyny skręcają w lewo, gdzie za nią zaczyna się strome podejście. Ja zostając trochę w tyle postanawiam iść w prawo, atakując nieco łagodniejsze zbocze. Śnieg jest dość mocno zmrożony, to odpowiednia pora na założenie raków.
Spotykamy się przy rozwidleniu szlaków, w prawo niebieski szlak odchodzi na Zawrat, a w lewo szlak żółty prowadzi na różne miejsca Orlej Perci. Po chwili dochodzimy do Zmarzłego Stawu Gąsienicowego, który położony jest na wysokości 1788m n.p.m. Jego powierzchnia wynosi zaledwie 0,28 hektara, a głębokość 3,7 metra. Zimą Staw w całości zamarza ( tak jak większość tatrzańskich stawów), a kra na jego powierzchni często się utrzymuje do późnego lata. Na wierzchołkach szczytów zaczyna królować słońce, a my pozostajemy w cieniu gór.



Tymczasem przechodzimy koło stawu i znów pniemy się ku górze. Dochodzimy do kolejnego rozwidlenia. Tym razem w prawo odchodzi żółty szlak na Kozia Przełęcz, my jednak podążamy w lewo zielonym szlakiem, który dalej prowadzi w górę. Zaczyna jakoś dziwnie wiać. Chwilami nawet dość mocno. Osiągamy dno górnego piętra Koziej Dolinki. Przed nami potężne czarne ściany pokryte gdzieniegdzie śniegiem. Robi wrażenie. Nasz zielony szlak odbija nieco w lewo, a czarny prowadzi wprost na Źleb Kulczyńskiego. Szlak od samego początku daje popalić, momentami dość strome podejście.



Chwilami wieje bardzo mocny wiatr. Kroczymy po wydeptanych w śniegu stopniach, choć czasem one nic nie dają. Zamarznięty śnieg wymusza męcząca wspinaczkę. Chyba jesteśmy pierwsi na szlaku, ani przed nami, ani za nami nikogo nie ma. Czym wyżej tym większe zmęczenie, ale ładne widoki wynagradzają wszystko. Widać nawet Babią Górę i Pilsko,



no prawie całą Orla Perć, Świnice, Kościelec oraz Czarny Staw Gąsienicowy po którym niedawno szliśmy.



Ostatni odcinek podejścia bardziej przyjemniejszy. Idziemy wśród wystających skał. Pod samym wierzchołkiem zielony szlak, którego oznaczeń nie było widać, łączy się z czerwonym szlakiem. Orlą Percią. Pozostaje już tylko króciutki odcinek łatwego podejścia, na najwyższy szczyt Granatów. Jest koło dziesiątej… Zadni Granat 2240 m n.p.m. zdobyty!



Pierwszymi udokumentowanymi zdobywcami szczytów Granatów zimą byli Henryk Bednarski i Stanisław Zdyb 29 marca. Kurczę, parę dni przed nami… ale to było w 1908 roku, a teraz jest 2017. Wiatr na szczycie ucicha. Cisza… ani jednej chmurki, a widoki takie że nie wiadomo gdzie patrzeć.



Z daleka widać nawet Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. I nawet pokazał się ptaszek, chyba ten sam co tydzień temu na Kościelcu.



Robimy przerwę. W planach jest przejście całej grani Granatów, ale czy to się uda? Zobaczymy. Zimą nieco inaczej ścieżka prowadzi, jest dość stromo, a chwilami nie ma śniegu i trzeba wspinać się po skalach. Dziewczyny zostały, ja idę sprawdzić jak wygląda dalsza droga. Idę jeszcze kawałek…



Nie ma co, nie wiem czy dziewczyny dałyby radę. Góry nie uciekną, a wrócić można zawsze. Pomagając Ani wracamy na Zadni Granat, gdzie czeka już Wiola. Postanawiamy jeszcze chwile posiedzieć i rozkoszować się widokami.Przed dwunastą schodzimy tą sama droga co wchodziliśmy. Znowu zaczyna wiać. Nieco niżej szczytu nagle słychać krzyki, myślę, że coś się stało lub ktoś sobie po prostu krzyczy. Chwile później słychać śmigłowiec, okazało się podczas zjazdu Zawratowym Żlebem narciarz skiturowy uderzył w skały.



Tymczasem my schodzimy. Schodzenie jest o wiele trudniejsze niż wchodzenie.Jeszcze podczas wchodzenia stok był w cieniu, a teraz cały jest w mocnym słońcu. Śnieg jest mokry… grząski, a nogi się zapadają. Niby górna warstwa jest dość twarda, ale pod spodem jest miękko. Zaczyna się walka o przetrwanie. Co chwilę ktoś się zapada. Trzeba pomagać, bo samemu ciężko wydostać zakleszczoną i wykręconą nogę z mokrego śniegu.
Mnie też się parę razy zdarzyło. Zjazd z czekanem był najlepszą opcją…



Co prawda, potem cały tyłek mokry, ale co tam, ważne ze jest frajda, a z drugiej strony … nie było wyjścia, albo wykręcać nogi, albo mieć mokry tyłek. W końcu docieramy do Koziej Dolinki, a potem już na Zmarzły Staw, gdzie wiatr ustaje. Tam postanawiamy zrobić sobie odpoczynek i po prostu poleżeć. Słońce tak grzało, że można było śmiało się rozebrać i opalać się. Spędzamy tak dobrą godzinę… Znowu słychać śmigłowiec, znów coś się stało. Okazało się, że przy zejściu z Zawratu ktoś dostał kontuzji kolana, jak podała kronika TOPR-u … Niestety jest już po piętnastej i trzeba było się zbierać, choć jest tak przyjemnie I jeszcze by się zostało.Schodzimy, przechodzimy przez Czarny Staw Gąsienicowy, ale trzeba zwiększyć czujność, miejscami jest dość roztopionego śniegu i można wpaść w paro centymetrową kałużę.



Nam się udaje, ale narciarz który nas mijał wylądował z jednej z nich. Dochodzimy do schroniska… a w nim zamawiamy coś ciepłego do zjedzenia. Jakoś mi się przysypia.. Już nikomu się nic nie chce, a do auta jeszcze dobre półtora godziny drogi…. Jakoś przed dziewiętnastą docieramy do Tojci...


Kategoria Góry, Tatry