Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46514.67 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:744.35 km (w terenie 205.00 km; 27.54%)
Czas w ruchu:52:03
Średnia prędkość:14.30 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma kalorii:2235 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:74.44 km i 5h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Vysoké Tatry 2016 Slavkovský štít 2452 m n.p.m

Wtorek, 2 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0

Pobudka nastąpiła dość wcześnie. Kierunek: Starý Smokovec.
Dziś wyrównam w końcu porachunki z jedna małą góreczką.
Zaczynamy! Kierujemy się w górę, przechodzimy obok dolnej stacji kolejki torowej na Hrebienok i wchodzimy na niebieski szlak. Po około pięćdziesięciu minutach docieramy do rozejścia Pod Slavkovským štítom.



Kierujemy się w prawo dalej niebieskim szlakiem. Przed nami ponad czterogodzinna wspinaczka na szczyt. Wędrujemy, kierując się w górę. Po pewnym czasie wychodzimy z lasu. Mijamy Platformę widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia - Maksymilianka 1530 m n.p.m. (Slavkovska Vyhliadka) Idziemy teraz po większych blokach skalnych pośród kosodrzewiny. Wędrujemy wzdłuż grani Sławkowskiego Grzbietu. Szlak staję się dosyć męczący. Momentami wędrujemy blisko urwistej krawędzi.



Po jakimś czasie wędrówki szlak wprowadza nas między większe bloki skalne i wiedzie na Królewski Nos.
Docieramy na Kráľovský 2273 m.



Chwila na zdjęcia i ruszamy w dalszą drogę. Od Sławkowskiego szczytu dzieli nas już może z czterdzieści minut.



Paręnaście minut po dziesiątej osiągamy Slavkovský štít 2452 m n.p.m.
Mój najwyższy do tej pory dwutysięcznik, zdobyty. Hurraaaa udało się!



Wiola miała podwójną radość. Nie dość, że też był to jej najwyższy szczyt, to jeszcze pierwszy, który zdobyła na Słowacji.
A teraz coś ciekawego o tej górze.
Według legend Wierzchołek wielkiego i rozłożystego Sławkowskiego Szczytu był uważany niegdyś za najwyższy punkt w Tatrach. 6 sierpnia 1662 r. nastąpił gigantyczny obryw skalny, wskutek którego szczyt ten stracił ok. 300 m wysokości. (miałby wówczas 2752 m n.p.m.) Źródeł katastrofy dopatrywano się w długotrwałym oberwaniu chmury, trzęsieniu ziemi, meteorycie, a nawet w działalności groźnego smoka. Nazwa szczytu pochodzi od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach 1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz.
Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest… Hmm, chwilowo niedostępna.



Góra jednak ma chyba do mnie jakieś ale… Podobno dobrze prezentuje się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie. Ale będzie okazja by tu kiedyś wrócić.
Na Sławkowskim przyszedł czas na ponad półtora godzinne leżakowanie na kamieniach. Ludzi spotykaliśmy bardzo mało. Co jakiś czas coś się odsłaniało zza chmurek i wrażenie było niesamowite.



Nadeszła pora na powrót choć można by było zostać tu jeszcze dłużej.
Po drodze robimy dużo ciekawych zdjęć.
(Szczególne podziękowania dla Pana, który miał cierpliwość do zrobienia tego zdjęcia).



Jesteśmy chwilę przed Maksymilianką, gdy z daleka widać helikopter ratowniczy.



Jak się potem okazało starszy pan koło siedemdziesiątki stracił przytomność i niestety nie udało się go uratować.
My bezpiecznie wracamy i schodzimy na Hrebienok 1285 m n.p.m. na górną stacje kolejki.



Na parkingu w Starým Smokovecu meldujemy się parę minut po osiemnastej.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka: różnica miedzy Starym Smokowiecem 990 m n.p.m. a Sławkowskim Szczytem 2452 m n.p.m. wynosi 1462 m.
Ciekawe co wymyślimy na jutro…

Dzień 3


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Vysoké Tatry 2016 Slovenský raj - Suchá Belá

Poniedziałek, 1 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0

Plany na ten rok urlopowy były dość ambitne: Rumuńskie góry i Przełęcz Stelvio rowerem, ale cóż, tak czasami w życiu bywa...
I nastał ten oczekiwany dzień urlopu.
Już myślałem, że w tym roku urlop spędzę w domu, bo wszystko po kolei się waliło. Na szczęście udało się, jadę.
W sumie jedziemy razem.
A z kim?
Z Wiolą.
Nasz wspólny plan był prosty, ale jednocześnie dość ambitny… Czy damy rade? Chyba nie do końca myśleliśmy o tym, czy damy mu radę.Ważne było to, że jedziemy w Tatry…
Wyjazd po pierwszej w nocy i kierunek Słowacja.
Droga na Słowacje była dość kiepska. Okropny deszcz utrudniał jazdę autem, a prognozy nie były zbyt optymistyczne. Pochmurno, deszcz i nie wiadomo co jeszcze. W planach na dziś miał być Slavkovský štít (broni się skubany – mam z nim małe porachunki).
I co tu robić… Slovenský raj był najlepszym rozwiązaniem. Wiola nie miała tu przyjemności być, a ja z miłą chęcią przejdę się jeszcze raz i pokaże Wioli ten Raj, Słowacki Raj.
Około siódmej docieramy do miejscowości Podlesok u wrót Słowackiego Raju, gdzie zaczyna się szlak Suchá Belá. Na początku siedzimy w aucie i myślimy co robić. Deszczyk nie odpuszcza. W końcu po długiej chwili postanowione. Przebieramy się i idziemy na szlak w tym lekkim deszczyku, który miał swój urok. Po wejściu do rezerwatu idziemy po drewnianych kładkach, które sprawiają duża frajdę.



Po około trzydziestu minutach docieramy pod pierwsze wodospady nazwane Misowymi Wodospadami (słow. Misové vodopády), które dla pierwszych wędrowców okazały się ograniczeniem nie do pokonania.



Czy dla Wioli będzie to przeszkodą? Drabinka jest podobna do tej co jest na orlej perci. Ten sam materiał wykonania, tez się lekko telepie. Dla ciekawostki Misowe Wodospady spadają w dół kilkoma kaskadami z wysokości 29,5 metrów do kolejnych kotłów eworsyjnych zwanych potocznie misami. No niestety, od tego miejsca musimy zaprzyjaźnić się z wysokimi stalowymi drabinami i łańcuchami. No to w drogę.



Wspinamy się przytrzymując się pomocami, dalej mamy bardziej pionowe drabinki i chwytamy się bezpośrednio jej szczebelków. Za drabinkami mamy pierwsze metalowe półeczki przytwierdzone do skały zwane po słowacku stúpačky.



Przechodzimy po nich między skałami i dostajemy się na kolejną drabinkę, a następnie na metalową platformę i kolejną drabinkę. Byłem lekko zestresowany, ale nie potrzebnie Wiola doskonale daje sobie radę.
Podążając dalej w górę kanionu wchodzimy niebawem na zwężenie tzw. Kaskad, czyli mniejszych wodospadzików.



Wciąż do góry, poprzez nadal wartki potok, choć już mniej zasobny w wodę. Powyżej źródełka wchodzimy na dróżkę z żółtym szlakiem. Wychodzimy na polankę Suchá Belá (959 m.n.p.m.). Chwila przerwy i szansa by przebrać się w suche ciuchy. Schodzimy niebieskim szlakiem w stronę parkingu.
Doskonały dzień na rozgrzanie się przed Taterkami, mimo że pogoda nie dopisała. W końcu musiałem rozruszać stare kości…
Po powrocie na parking wyruszamy poszukać noclegu na dwa dni, bo nasza rezerwacja jest dopiero od środy. Kierunek: dobrze mi znana Nová Lesná.
Postanowiliśmy podjechać, może akurat się uda. Okazuje się, że nasza pani gospodyni ma wolny pokój. Nie zastanawiając się wprowadzamy się do naszego pokoju…


Dzień 2


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Ferrata HZS Martinské hole

Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 0

W końcu udało się wybrać na długo oczekiwane Via Ferraty na Słowacji. Wyjeżdżamy z Gliwic o piątej, by po siódmej dotrzeć już na parking przy końcowym przystanku lokalnego autobusu (linie 40, 41 i 42). Ruszamy z Bývalý lom (645m)



i idziemy czerwonym szlakiem ku przygodzie.

Idziemy wąwozem, co jakiś czas przechodzimy potok dzięki drewnianym mostkom. Po drodze natrafiamy na pokopalniane pozostałości - stare maszyny, wagonik, resztki torów.



Idziemy, idziemy, a żelaznej drógi nie ma… zastanawiam się czy dobrze idziemy.
Wreszcie dochodzimy do naszej Via ferraty.
Wskakujemy w lonże i ruszamy w górę, pierwsze przepięcia zajmują trochę czasu, ale potem idzie już gładko. Liny poprowadzone są nisko w dość prostym terenie, więc właściwie używanie lonży nie jest konieczne, zresztą ten odcinek wyceniany jest na B.



Fragment ten pokonujemy nawet szybko dochodząc wreszcie do rozstaju. Na lewo ferrata o trudności B, natomiast po prawej stronie to na co czekaliśmy, czyli C. Było nam mało.
Zaraz za początkiem trudniejszego odcinka są dwie niewielkie Jamy.



Sama ferrata poprowadzona jest tu dość stromo,



blisko niewielkich, acz malowniczych wodospadów, w niektórych miejscach idziemy więc po mokrej skale.



Gdy stajemy na końcu ferraty czujemy pewien niedosyt. Myślałem, że będzie bardziej ekstremalnie. Pakujemy sprzęt do plecaków i ruszamy do schroniska na Martińskich Holach. Następny kierunek to auto.
Trudności? Niektórzy ludzie idą tu bez żadnego sprzętu.
Ferrata HZS Martinské hole nie jest ferratą trudną, ale warto tu się wybrać choćby dlatego by zobaczyć na własne oczy co to jest ta Via ferrata i do czego służy.
Droga ta jest niezłym miejscem, by poćwiczyć i nabrać obycia ze sprzętem przed wyjazdem na poważniejsze żelazne drogi. Decydując się na trudniejszy wariant warto mieć ze sobą lonże, ale kaski w zasadzie nie są potrzebne.
Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Świnica i Orla Perć

Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 0

I nastał dzień, w którym miałem zmierzyć się z Orla Percią. Byłem podekscytowany, a zarazem pełen obaw.

Trasa Orla Perć została wytyczona w latach 1903-1906 przez ks. Walentego Gadowskiego według pomysłu Franciszka Nowickiego. W 1932 roku zamknięty został odcinek pomiędzy Krzyżnem a Polaną pod Wołoszynem (ścisły rezerwat przyrody). W ramach uczczenia ukończenia szlaku, w ścianie Zawratowej Turni została umieszczona figurka Matki Boskiej, która zachowała się do dziś. Obecnie przebieg Orlej Perci różni się od oryginalnego projektu sprzed ponad 110 lat.

Pobudka o trzeciej i już w pół do czwartej wyruszamy z Arturem w drogę. Spod schroniska "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej podążamy żółtym szlakiem na południowy zachód w stronę Kasprowego Wierchu. Podczas drogi na Kasprowy Wierch zastał nas wschód słońca.



Szlak na szczyt biegnie po solidnej, kamienistej ścieżce niemal równolegle do wyciągu krzesełkowego. W pół do piątej docieramy na Suchą Przełęcz (1950 m).
Obieramy kierunek na najłatwiejszy dwutysięcznik… Beskid (2012 m), często wchodzą na niego turyści przyjeżdżający kolejką na Kasprowy Wierch.



Dość szybko mijamy Beskid (tutaj znajduje się granica pomiędzy Tatrami Zachodnimi a Wysokimi ) po czym schodzimy na Przełęcz Liliowe (1952 m). Za przełęczą spotykamy pierwsze turystki.



Wędrujemy szeroką ścieżką wyłożoną kamiennymi płytami w wielu miejscach. Trawersujemy zbocza najpierw Skrajnej Turni, a nieco później po skalnych blokach obchodzimy prawą stroną Pośrednią Turnie. Na Świnicką Przełęcz docieramy po piątej i tu kolejna niespodzianka: Tatrzańska rodzinka w komplecie.



Przez Świnicka Przełęcz (2050 m) odchodzi czarny szlak do schroniska Murowaniec, my jednak idziemy prosto, szlakiem czerwonym. Zaczynamy strome podejście po kamiennych stopniach, które prowadzą blisko krawędzi grzbietu, następnie zakosami przechodzimy na prawo. Idąc skalnym chodnikiem dochodzimy do rynny, która ubezpieczona jest łańcuchami. Czeka nas teraz wspinaczka wąską kamienną ścieżką. Trzymając się łańcuchów przechodzimy przez Żleb Blatona. Po kilku minutach skręcamy w lewo i trzymając się łańcucha przechodzimy przez wyraźne wcięcie zwane, Wrótkami. Dalej ponownie czeka nas kurs po kamiennym i piarżystym zboczu po stronie Cichej Doliny Liptowskiej. Po kilkunastu metrach pojawiają się ponownie łańcuchy ułatwiające wspinaczkę po skalnych płytach. Dochodzimy do rozstaju szlaków (w prawo, za strzałką prowadzi szlak na Zawrat). Chwytając łańcuch rozpoczynamy ostateczne podejście na szczyt. Szlak zakręca w lewo, wchodzimy po głazach i skośnych skałach. Jeszcze chwila i jest!!! Po godzinie szóstej zdobywam Świnice!



Zimą nie dala się okiełznać, ale w końcu się udało Mój kolejny dwutysięcznik. Moja Świnka.
Świnica to jeden z symboli Tatr – piękna, niebezpieczna i majestatycznie królująca nad otoczeniem góra. Widoczna z daleka, wznosi się na głównej grani Tatr, w miejscu jej załamania pod kątem niemal 90 stopni i skrzyżowania z granią Orlej Perci. Świnica osiąga wysokość 2301 m, przez co jest zdecydowanie najwyższym szczytem w okolicy i trzecim co najwyższym punktem w Polsce, dostępnym znakowanym szlakiem. Góra składa się z dwóch wyraźnie wyodrębnionych wierzchołków. Niższy ma 2291 m i bywa nazywany „taternickim”, gdyż kończy tu swój bieg wiele tras wspinaczkowych.
Świnica góruje nad trzema walnymi dolinami: Gąsienicową, Cichą, a także nad Doliną Pięciu Stawów. Z kilku przyczyn ta piękna góra owiana jest złą sławą. Po pierwsze, bliskość Kasprowego Wierchu, na szczyt którego wyjechać można kolejką, powoduje, iż na Świnicę wybiera się wielu początkujących turystów. Tymczasem droga od Świnickiej Przełęczy – mimo iż łatwiejsza niż podejście od Zawratu – jest solidnie eksponowana i najeżona trudnościami technicznymi, które niejednego mogą przerosnąć. Po drugie, w czasie burzy Świnica– jako najwyższa góra w okolicy – przyjmuje rolę odgromnika. Po trzecie wreszcie, miejsce to umiłowali sobie desperaci chcący skończy ze swym życiem, przez co Świnica czasami bywa nazywana „górą samobójców”. Wszystko to spowodowało, że w rejonie szczytu i na drogach dojściowych – odkąd prowadzone są statystyki – miało miejsce już około 30 śmiertelnych wypadków.
Roztacza się stąd piękny widok na większą część Tatr – od sielankowo wyglądających, trawiastych grzbietów Tatr Zachodnich, aż po groźne zbocza najdalszych zakątków Tatr Wysokich. Wśród znawców nie ma zgodności co do tego, skąd wzięła się nazwa tej góry. Jedni twierdzą, że wymyślili ją dawni górale, którym boczna grań, odchodząca w stronę Zawratu, z wyglądu przypominała świnię. Jest to wersja bardziej prawdopodobna. Inna mówi, że nazwa wiąże się z odczuciami prekursorów turystyki górskiej, dla których góra była wyjątkowo trudna do zdobycia, co miało świadczyć o jej „świńskim charakterze”.
Wracamy tą samą drogą do rozstaju szlaków. Następnie kierujemy się do przełęczy Zawrat. Droga na Zawrat przewija się przez skalne żeberko i sprowadza niżej systemem łańcuchów, również kilka klamer. Najbardziej emocjonującym miejscem jest długi komin skalny. Dalej już łatwą wąską percią wśród skał i trawek. Jest ubezpieczona w niektórych miejscach łańcuchami ze względu na dużą, choć ukrytą ekspozycję — pokonujemy zbocze wysoko nad Dolinką pod Kołem, w dole Zadni Staw Polski (1890 m n.p.m.). Następnie niezbyt stromym podejściem, trawersując zbocze Zawratowej Turni (2247 m n.p.m.) osiągamy przełęcz — Zawrat 2159 m n.p.m.Jest coś koło siódmej trzydzieści, więc tempo jest nawet dobre.



Chwila przerwy i … idziemy dalej. Już tu kiedyś byłem, więc wiem czego mam się spodziewać.
Zaczynamy od prostego podejścia na Mały Kozi Wierch. Idziemy przez głazowisko, wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy. Następnie po krótkim odcinku graniowym zaczynamy wspinaczkę na szczyt. Po przejściu szczytu pokonujemy krótki fragment grani i po chwili przy pomocy łańcuchów schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Jest dość stromo i wąsko. Z jednej strony łańcuchy, a z drugiej przepaść. Następnie przechodzimy na północną część grani. Wędrujemy teraz kilkanaście metrów w dół bardzo wymagającym skrajem Żydowskiego Żlebu, nazywanym też Honoratką. Na końcu tego etapu jest groźne urwisko. Wychodząc ze żlebu skręcamy w prawo i zaczynamy wąski trawers, który prowadzi nas do ukośnych i spadzistych płyt Zmarzłych Czub, po czym następuje zejście do Zmarzłej Przełęczy. Cały czas asekurujemy się łańcuchami i klamrami. Obok nas specyficzna formacja skalna (chłopek), która z daleka wydaje się wisieć w powietrzu.



Później idziemy w dół jednym z tarasów Zamarłej Turni (omijamy ten szczyt), a wkrótce znowu podejście po skałach (szlak zawija w prawo). Niebawem jesteśmy naprzeciwko ściany zabezpieczonej drabinką z klamer. Zaraz potem najbardziej emocjonujące miejsce na tym odcinku… Drabinka .


Krawędzią z łańcuchem w dłoniach docieramy do silnie eksponowanej metalowej drabinki. Dalej robi wrażenie. Za drabinką kolejne łańcuchy. Tym razem zwracamy się mocno w dół. Po pewnym czasie Orla Perć łączy się z żółtym szlakiem. Wchodzimy na wąskie wcięcie Koziej Przełęczy. W lewo prowadzi szlak do doliny Gąsienicowej.
Przed dziewiąta z Koziej Przełęczy (2137 m) schodzimy żlebem (razem z żółtym szlakiem) kilkanaście metrów w kierunku Dolinki Pustej. Idąc stromo w dół pokonujemy również spadzisty kominek. Dalej szlaki rozłączają się – żółty biegnie do Doliny Pięciu Stawów Polskich, zaś czerwony (Orla Perć) odbija w lewo. Pniemy się w górę na Kozie Czuby. Dochodzimy do charakterystycznej półki, za którą wspinamy się po niemal pionowej skale. Po przebyciu dość krótkiego odcinka przez piarżysko kontynuujemy wspinaczkę. Tuż przed zdobyciem najwyższego wierzchołka Kozich Czubów wchodzimy po skalnej płycie. Wcześniej kroczymy po stromych, dużych i nieregularnych stopniach. Na tym etapie towarzyszą nam wspaniałe krajobrazy, szczególnie fascynuje widok na kominek prowadzący na Kozi Wierch. Z daleka drabinka robi jeszcze większe wrażenie.



Teraz przed nami bardzo trudne i wymagające sporej ostrożności zejście przepaścistą rynną do Wyżniej Koziej Przełęczy.



Czeka nas dużo łańcuchów i klamer.



Na przełęczy, z której w obie strony spadają urwiste żleby jest bardzo mało miejsca do zejścia.
Na koniec zostaje nam wejście ubezpieczonym i długim kominkiem na szczyt. Tutaj niestety brak łańcuchów w górnej kopule szczytowej. Po wspinaczce zakręcamy w prawo. Dalej szlak prowadzi nas w lewo. Dookoła piarżysko, po chwili dochodzimy do najwyższego punku Orlej Perci - Koziego Wierchu (2 291 m)



Witaj ponownie… Miałem zaszczyt już tu być, ale zimą.
Nazwa szczytu pochodzi od często pasących się na jej zboczach stad kozic, zwłaszcza na jego łagodniejszych, południowych stokach. Stosowana była ona od dawna przez pasterzy wypasających w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, pasterze z Doliny Gąsienicowej nazywali ten szczyt natomiast Czarnymi Ścianami.
U góry rozpościera się piękna panorama Tatr.



Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią. Z Koziego Wierchu schodzimy nieco spadzistą dróżką, wokoło dużo gruzu i kamieni. Przechodzimy na południową stronę grani, niebawem czarny szlak odłącza się od czerwonego, który kieruje się w prawo, do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Dalej idziemy trawersem po piargach, pokonujemy kilka skalnych żeberek. Po jakimś czasie dochodzimy pod Buczynową Strażnicę. Następnie osiągamy wąską Przełączkę nad Dolinką Buczynową. Na przełączce szlak skręca w lewo, schodzimy Żlebem Kulczyńskiego.



Jest dość stromo, brak jakichkolwiek sztucznych ułatwień. Do tego luźne kamienie. Następnie stajemy na skrzyżowaniu szlaków. W dół odchodzi czarno znakowana trasa na Halę Gąsienicową (przez Kozią Dolinkę). My jednak zwracamy się w prawo, przed nami Czarne Ściany.
Teraz pokonujemy najciekawsze przejście przez stromy 20-metrowy komin Czarnego Mniszka. Podczas wspinaczki niezwykle przydatne okazują się liczne łańcuchy i klamry.



Po pokonaniu kominka wyłania się ogromna przepaść, dlatego też przechodzimy od razu na prawą stronę. Później już bez większych problemów idziemy, aż do Granatów. Perć aktualnie wiedzie skalistymi zboczami Czarnych Ścian.
Wkrótce na moment łączymy się z zielonym szlakiem, który prowadzi znad Zmarzłego Stawu, po czym wkraczamy na grań i zaraz potem meldujemy się na Zadnim Granacie (2240 m).



Chwila odpoczynku i nasuwa się pytanie… Czy idziemy dalej? Bo dopadało mnie już zmęczenie. Idziemy!
Czeka nas teraz zejście z Zadniego Granatu. Schodzimy z grani na prawą stronę, musimy uważać, bo jest dosyć stromo. Pokonujemy zbocze bardzo wąską ścieżką, po prawej towarzyszy nam duża przepaść, a na szlaku pojawia się coraz więcej drobnych kamieni. Dochodzimy pod Pośrednią Sieczkową Przełączkę. Czeka nas teraz krótka wspinaczka. Zaraz za Przełączką skręcamy w prawo.
Szlak chwilowo zaczyna się wznosić. W pewnym momencie wchodzimy na wąską ścieżkę, która kończy się urwiskiem, dlatego musimy przejść na lewo. Przed nami strome zejście z Pośredniego Granatu po głazach. Momentami jest stromo.
Dalej kolejne zejście pośród nieregularnych skał. Dochodzimy do wąskiej półki skalnej, której przejście ułatwia zamocowana klamra. Kawałek dalej stajemy nad kilkunastometrową szczeliną. Robimy duży krok i z pomocą łańcucha przechodzimy na drugą stronę.
Jesteśmy na Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Na zachód opada Żleb Drege’a, na pierwszy rzut oka łagodny, acz śmiertelnie niebezpieczny. Pod żadnym pozorem nie wolno zbaczać z wytyczonej trasy!
Nadciągają chmury… w tym czasie wchodzimy na Skrajny Granat (2226 m).



Jest już koło godziny… nawet nie wiem może przed czternastą, może po… Robimy kolejny odpoczynek.
Zmęczenie dopada mnie coraz bardziej, w dodatku kończą się zapasy wody… Bicie się z myślami czy iść dalej, czy schodzić żółtym szlakiem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Jestem już o krok pokonania całej Orlej Perci. Jeszcze chwila odpoczynku. I co robić? No i postanowione…
Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią, którą dojdziemy na Krzyżne. Należy pamiętać, że będziemy mogli zejść dopiero po osiągnięciu wspomnianej przełęczy i jest jeszcze ostatni odcinek znacznie trudniejszy od przebytego, ale wtedy nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka.
Zaczynamy od zejścia ze Skrajnego Granatu. Ostrożnie kroczymy nad Dolinką Buczynową. Już od początku towarzyszą nam łańcuchy, które pomagają zejść po skalnych płytach. Szlak zakręca i rozpoczynamy trudny trawers po skośnej ścianie, jest bardzo stromo. Skręcamy w lewo i podążamy wąską i kruchą ścieżką. Kawałek dalej szlak zakosami schodzi w kierunku Granackiej Przełęczy. Dolna część zejścia jest niewygodna ze względu na piarżysko. Z wąskiej przełęczy wchodzimy do żlebu znajdującego się po stronie Doliny Pańszczycy. Schodzimy przy ścianie trzymając się łańcuchów, po kilku metrach pojawia się dwumetrowa dziura, nad którą przechodzimy opierając się o skalne półeczki. Orla Perć odbija w prawo. Robi się bardzo przepaściście.



Niekiedy przejście staje się niezwykle wąskie. Cały czas towarzyszą nam łańcuchy, które prowadzą do 4-metrowej drabinki. Z lewej rozpościera się urwisko. Teraz czeka nas podejście skalnym gzymsem na Orlą Przełączkę Niżnią, Kolejny raz zmieniamy stronę grani. Wędrując prostą, ale eksponowaną ścieżką, chwilę później omijamy wierzchołek Orlej Baszty. Wnet dochodzimy do kilkunastometrowego, wąskiego kominka. Trudne i strome zejście.



Wychodzimy na trawiaste zbocze, które prowadzi nas do Pościeli Jasińskiego (przełęcz). Następnie idziemy w dół po gruzowisku. Orla Perć nie daje nam odpocząć, czeka nas teraz trudny i wymagający trawers Buczynowych Czub. Trzymając się łańcucha przesuwamy się po skośnych płytach. Dochodzimy do wysokiego i stromego skalnego koryta. Jest bardzo wąsko! Kroczymy tuż przy czeluści. Po wspinaczce kierujemy się na południowe zbocze. Cały czas poruszamy się z użyciem zabezpieczeń. Jesteśmy na Przełęczy Nowickiego. Za wspomnianą przełęczą przechodzimy po skośnych płytach i skręcamy w lewo. Przed nami wąska i przepaścista trasa, na przeszkodzie stają kamienie i skalne rynny. Aktualnie względnie swobodnie maszerujemy po wygodnej ścieżce. Mijamy z lewej Wielką Buczynową Turnię i dochodzimy do kolejnych utrudnień. Czekają nas teraz wąskie, ciekawe przejścia wśród skał, które są ubezpieczone łańcuchami, a po prawej stronie urwisko. Szlak staje się niewygodny i piarżysty. Osiągamy stok, który spada do długiego i kruchego żlebu. Schodzimy powoli uważając, aby nie strącić kamieni. Pojawiają się łańcuchy, schodzimy teraz po głazach w formie kominka. Po trudnym zejściu szlak zakręca w lewo. Czeka nas teraz stroma wspinaczka żlebem poniżej Buczynowej Przełęczy.



Skalny i niewygodny szlak zabezpieczony jest mnóstwem łańcuchów. Spotkamy kilka miejsc gdzie trzeba się podciągać, a siły już coraz mniej. Po długiej i wymagającej wspinaczce dochodzimy do skalnego żeberka, przechodzimy je i skręcamy w prawo. Wydostajemy się na grzbiet przez wąskie, skalne żebro w pobliżu Małej Buczynowej Turni. Szlak skręca w prawo, przez chwile maszerujemy wąską granią. Wędrujemy teraz po południowej stronie, trawiastymi zboczami omijamy skaliste turnie Ptaka i Kopę nad Krzyżnem. Jeszcze chwila wędrówki kamienną i niewygodną ścieżką osiągamy Krzyżne (2112 m.)



Krzyżne od dawna należy do najbardziej znanych punktów widokowych w Tatrach. Roztacza się z niego rozległy widok na Tatry Wysokie i Bielskie. Z powodu zachmurzenia nie było mi to pisane. Może innym razem. Nazwa Krzyżne pochodzi od położenia w miejscu, w którym krzyżują się trzy grzbiety. Zmęczony, wyczerpany, ale szczęśliwy osiągnąłem to co jeszcze rano nie byłem sobie wyobrazić. Świnica i Orla Perć zdobyte. Do tej pory nie umiem w to uwierzyć. Nie wiem jak to zrobiłem.
Najtrudniejszy odcinek Orlej według mnie to odcinek z Granatów na Krzyżne, ale prawdopodobnie dlatego, że zmęczenie brało już górę i trzeba było się chwilami bardzo skupić, żeby bezpiecznie zejść, czy podejść z łańcuchami. Za chwilę wybije godzina siedemnasta. Zostało już tylko zejście… Kierunek - żółty szlak do Murowańca. Niby dwie godziny i dwadzieścia minut. Schodzimy po stromym rumowisku, trzeba uważać łatwo o upadek, a w dodatku zmęczenie robi swoje. Niebawem nachylenie dróżki sukcesywnie się zmniejsza i zamienia się w płaską kamienna drogę. Artur maszeruje daleko przede mną, próbuje go dogonić, ale nic z tego. Droga się dłuży… Idę, idę i końca nie widać.
Upłynęła godzina, może dwie, albo cała wieczność. Szlak raz się lekko wznosi, a raz opada. Po jakimśczasie docieram do Czerwonego Stawu Pańszczyckiego (1656 m). Po dwóch godzinach docieram do rozwidlenia szlaków Zadni Upłaz (1628 m.). Przede mną jeszcze godzina marszu. Jeszcze jedna mała górka, jeszcze jedno zejście małe podejście… z daleka widać już schronisko. Niby tak blisko, a jednak daleko. W końcu po siedemnastu godzinach wędrówki docieram do Schroniska. Padnięty, ale zadowolony. Naprawdę było warto. Czy bym to powtórzył? Pewnie tak.
Następnego dnia budzę się po szóstej. Wyspany, wypoczęty i o dziwo nic mnie nie boli. Chyba jeszcze jestem pod wpływem wczorajszych emocji. Pakujemy się i opuszczamy schronisko i kierujemy się na Kuźnice, a potem kierunek dom.

Opis szlaków i szczytów zaczerpnięty ze stron natatry.pl i portaltatrzański.pl


FOTO
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kościelec 2155 m

Sobota, 18 czerwca 2016 · dodano: 29.06.2016 | Komentarze 0

Nastał dzień planowego wyjazdu na który czekałem od marca.
„Tylko żeby pogoda była” - powtarzałem sobie od paru dni przed wyjazdem. Byle nie padało i nie było zapowiedzianej burzy.

Z Arturem w Zakopanym jesteśmy po ósmej .
Parkujemy auto i w drogę na Kuźnice. W Kuźnicach już spora kolejka do kas na kolejkę na Kasprowy Wierch.
My zmierzamy do schroniska na Hali Gąsienicowej przez Boczań. Dość szybko docieramy i w schronisku meldujemy się tuż przed dziesiątą.
Drobne przepakowanie plecaków i idziemy się aklimatyzować przed jutrzejszym dniem.
Po wyjściu ze schroniska na Hali Gąsienicowej kierujemy się w prawo niebieskim szlakiem. Chwilę później skręcamy w lewo i dość szybko docieramy do Czarnego Stawu Gąsienicowego (1624 m).



Od stawu kierujemy się na prawo czarnym szlakiem. Ścieżka ułożona z głazów pnie się zakosami zboczem Małego Kościelca. Towarzyszą nam sympatyczne widoki na Czarny Staw, Kozią Dolinkę otoczoną granią Orlej Perci i Kościelec w strzelistym wydaniu.




Im wyżej, tym szlak nabiera charakteru, staje się bardziej stromy, uciążliwy, zmuszając człowieka do ciężkiego oddechu (muszę popracować nad kondycją).
Po około pięćdziesięciu minutach ze Stawu docieramy na Przełęcz Karb (1853 m).



Z płytkiej przełęczy, oddzielającej Mały Kościelec od Kościelca, pięknie prezentują się widoki na Dolinę Zieloną Gąsiennicową z licznymi stawami oraz na Kasprowy Wierch i Giewont. Szlak na szczyt prowadzi licznymi zakosami, dzięki czemu jest on w miarę łagodny, mimo że z dołu zdaje się być straszliwie stromy.



W rzeczywistości północna ściana Kościelca nachylona jest tylko pod kątem 30 stopni, co znakomicie widać od strony Zielonej Doliny Gąsienicowej. Po kilku minutach przechodzimy przez garb skalny



i wkrótce docieramy pod stromą rynnę Nieco wyżej dochodzimy do miejsca, w którym musimy przejść w poprzek gładkiej płyty. Pomocny jest kilkucentymetrowy uskok, który staje się podparciem dla nóg, choć przy oblodzeniu, lub błocie pewnie robi się tu „szalenie intrygująco”. Kolejne zakosy szlaku prowadzą do stromych płyt, tuż pod szczytem. Mimo niewielu występów skalnych wejście nie przysparza problemów.

W końcu po mozolnej wspinaczce osiągamy zbudowany z granitowych płyt oraz głazów wierzchołek Kościelca (2155 m), który wznosi się około 533 metrów nad taflą Czarnego Stawu. Jest to mój kolejny Tatrzański dwutysięcznik.



Grań Kościelców odchodzi od Zawratowej Turni w kierunku północnym, dzieląc Dolinę Gąsienicową na Czarną i Zieloną. Co ciekawe, Kościelec jest jedynym szczytem w otoczeniu Gąsienicowej, z którego widać wszystkie stawy w dolinie. Nazwa może pochodzić od podobieństwa do strzelistej wieży kościoła. Prawdopodobnie jako pierwsi szczyt zdobyli: Feliks Berdau i Antoni Hoborski (1854 r.), choć w tej kwestii nie ma jednoznacznych ustaleń. W 1908 roku Mieczysław Karłowicz i Roman Kordys dokonali pierwszego wejścia zimowego.

Po godzinie relaksu trzeba wracać, chociaż chciałby się tu zostać dłużej. Trzeba wrócić tą samą drogą na Przełęcz Karb.



Z przełęczy schodzimy zboczem Kościelca. Na Zielony Staw Gąsienicowy. ścieżka wyłożona jest wygodnymi kamiennymi stopniami.Na nieco bardziej stromym odcinku drogi leży skalny próg zamykający nieckę, w której leży Długi Staw (1783 m). Następnie szlak znów bardzo łagodnie obniża się wśród kęp kosówek. Z tej części doliny doskonale widać łagodne oblicze Kościelca, które nijak nie przypomina strzelistej turni działającej na wyobraźnię turystów.



Mijamy Czerwone Stawki po lewej, Staw Kurtkowiec po prawej i wkrótce dochodzimy do rozwidlenia z czarnym szlakiem, a w zasadzie do miejsca w którym nasz dotychczasowy (niebieski) szlak kończy swój bieg. Idziemy w prawo, w kierunki Hali Gąsienicowej i już po kilku minutach docieramy nad brzeg Zielonego Stawu Gąsienicowego (1672 m).

Dalej szlak przechodzi obok kolejnych stawów doliny (Litworowego, Troiśniaka) i wiedzie nas do węzła tras przy dolnej stacji wyciągu narciarskiego. Ścieżka żółta prowadzi na Kasprowy, zielona na przełęcz Liliowe, a my idziemy jeszcze przez kilka minut za znakami czarnymi wygodnym chodnikiem, aż do schroniska Murowaniec.
Wieczorem jeszcze spacer na Czarny Staw Gąsienicowy, popodziwiać te piękne widoki i zobaczyć to, co czeka mnie jutro…



Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bystra 2248 m - Błyszcz 2159 m

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 02.06.2016 | Komentarze 0

Kolejne szczyty, kolejne wyzwanie…
Wyjechałem przed pierwszą, a po drodze wstąpiłem jeszcze po towarzysza wyprawy. O godzinie czwartej rano znaleźliśmy się w Kirach.
Schronisko na Hali Ornak znajduje się na niewielkiej Polanie Ornaczańskiej, w górnej części Doliny Kościeliskiej. Dotarliśmy do niego po godzinie marszu. Budynek utrzymany jest w stylu nowozakopiańskim i pięknie współgra z otoczeniem.



Z jego okien roztacza się widok na Kominiarski Wierch, Bystrą i Błyszcz.



Kompleks leśny otaczający schronisko jest obszarem ochrony ścisłej. Jesienią odbywa się tutaj rykowisko jeleni, można też spotkać się z blisko podchodzącymi do schroniska lisami, a nawet z niedźwiedziem.
Schronisko na Hali Ornak jest piątym obiektem turystycznym, który znalazł się w Dolinie Kościeliskiej. Pierwsza altana wybudowana przez Towarzystwo Tatrzańskie w 1875 r. powstała przy Lodowym Źródle, nieopodal polany Stare Kościeliska. Kolejna została wzniesiona w 1892 r. na Polanie Smytniej. trzeci budynek w 1896 r. postawiono nad Smerczyńskim Stawem. Żadna z tych budowli nie przetrwała próby czasu. Również kolejna budowla na Hali Pyszniańskiej, będąca pierwszym schroniskiem turystycznym w obszarze Doliny Kościeliskiej, przetrwała jedynie do roku 1945, kiedy to uległa zniszczeniu w czasie walk partyzanckich.
Schronisko stanowi dobrą bazę wypadową w Tatry Zachodnie, w szczególności na grań Czerwonych Wierchów, Ornak, Starorobociański Wierch, Bystrą , Jarząbczy Wierch i Wołowiec.
Spod Schroniska wyruszamy żółtym szlakiem na Iwaniacką Przełęcz (1459 m). Zajmuje nam to godzinę. Szlakwydaje się stosunkowo prosty, wędrujemy kamiennych chodnikiem. Na skrzyżowaniu wybieramy zielony szlak i kierujemy się na południe. Rozpoczynamy podejście na Ornak. I tu zaczynają się schody… kroczymy po głazach wbitych w ziemię które dają nam w kość. Kamienne schody… Podejście prowadzi najpierw lasem, a następnie wydostając się ponad jego górną granicę wije się pośród kosodrzewiny, gdzie osiąga też największą stromiznę.



Początkowo w panoramie dominuje Kominiarski Wierch, leżący po przeciwległej stronie Iwaniackiej Przełęczy. Wraz z nabieraniem wysokości i przerzedzaniem się kosówki widok wzbogaca się o kolejne szczyty, by wreszcie po wydostaniu się na odsłonięty grzbiet Ornaku zaprezentować się w pełnej krasie. Panorama obejmuje Bystrą, Starorobociański Wierch, Wołowiec, Czerwone Wierchy, a także strzeliste szczyty Tatr Wysokich.



Pokonanie mozolnego podejścia od przełęczy zajmuje nam godzinę. Ornak tworzy kilkuwierzchołkowy masyw rozdzielający Dolinę Pyszniańską od Doliny Starorobociańskiej. Rozległy grzbiet ciągnie się, aż do Siwej Przełęczy, poprzez którą łączy się z granią główną Tatr. Zielony szlak prowadzi przez kolejne kulminacje masywu: Suchy Wierch Ornaczański (1832m), Ornak (1854m), Zadni Ornak - Siwe Skały (1867m) oraz Kotłową Czubę (1840m). Najbardziej charakterystycznym wierzchołkiem jest Zadni Ornak, zwieńczony skalistą turnią. Z Kotłowej Czuby szlak łagodnie sprowadza na Siwą Przełęcz (1812m), gdzie węzeł z czarnym szlakiem z Doliny Starorobociańskiej.
Powyżej przełęczy zielony szlak wspina się wąską granią i po kilkunastominutowym, momentami stromym podejściu osiąga Gaborową Przełęcz Wyżnią (1959m). Przez przełęcz przebiega granica polsko-słowacka. Na przełęczy napotykamy kolejne rozwidlenie dróg. Zielony szlak sprowadza w dół na stronę słowacką do Doliny Gaborowej. Znaki czerwone w kierunku zachodnim wspinają się na Starorobociański Wierch, natomiast na wschód prowadzą ku Bystrej. Tam właśnie zmierzamy, ale najpierw trzeba zrobić dłuższa przerwę.Czas na drzemkę.



Czerwony szlak w kierunku Bystrej trawersuje od południowej strony Liliowe Turnie. Pomiędzy skalistymi turniczkami, ku północy rozpościerają się widoki na Ornak oraz Kominiarski Wierch. Trawiaste zbocza od strony słowackiej opadają ku Dolinie Gaborowej, ponad którą wznosi się trójkątna piramida Zadniej Kopy.



Po około trzydziestu minutach szlak osiąga niewielką przełączkę - Bystry Karb (1953m), gdzie dołącza słowacki szlak z Doliny Gaborowej. Z przełęczy na Bystrą prowadzi niebieski szlak biegnie w poprzek zachodnich stoków masywu. Ścieżka wznosi się mozolnie, by kilkadziesiąt metrów poniżej szczytu osiągnąć grań opadającą w kierunku Błyszcza. Trzymając się grani szlak osiąga wkrótce kulminację Bystrej. (e-gory.pl.)
Z przełęczy wejście na szczyt zajmuje nam około godziny,



ponieważ napotykamy małe trudności.



Po ponad siedmiu godzinnej wspinaczce, z przerwami zdobywamy Bystrą. Jest to mój kolejny dwutysięcznik.



Bystra jest najwyższym wzniesieniem Tatr Zachodnich. Liczący 2248 metrów szczyt wznosi się po stronie słowackiej, kilkaset metrów od grani głównej Tatr, którą biegnie granica państwowa. Pomimo bliskości granicy Bystra przez wiele lat była trudno dostępna dla turystów z Polski. Legalne wejście na szczyt wiązało się z koniecznością wielogodzinnego podejścia od strony słowackiej. Stan ten uległ zmianie wraz z przystąpieniem przez Polskę i Słowację do układu z Schengen i powstaniu możliwości korzystania ze szlaków słowackich.
Teraz trzeba by było zejść na Bystry Karb i wejść na Błyszcz ( 2159m n.p.m.). Wierzchołki te dzieli fragment grani, który pokonuje się w dziesięć minut. Błyszcz to niezwykle ciekawy przypadek. Od zawsze znajduje się w cieniu Bystrej – najwyższego szczytu Tatr Zachodnich. Z formalnego punktu widzenia nie jest nawet górą, ponieważ pomiędzy nim a Bystrą nie ma żadnego obniżenia terenu. Po chwili zdobywamy Błyszcz.



Jest już grubo po dwunastej, więc trzeba już schodzić, a kawał drogi przed nami.



Schodzimy. I schodzimy. I jeszcze schodzimy. Końca nie widać… Czekają nas jeszcze skalne schody. W końcu, po ponad pięciu godzinnym zejściu docieramy do Schroniska. Tu chwila przerwy i po niecałej półtoragodzinnej wędrówce docieramy do auta.
Spędziliśmy prawie piętnaście godzin na szlaku…

Więcej zdjęć
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Szpiglasowy Wierch 2172 m n.p.m.

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 26.04.2016 | Komentarze 0

Czasem jestem jak przysłowiowa baba. Chcę jechać, ale pogoda nie taka. Chmury, deszcz... Chyba każdy, kto wybiera się w góry pragnie by pogoda była najpiękniejsza. Jechać czy nie? Prognozy nie były ciekawe, miało być pochmurno, deszczowo, na dodatek miał wiać silny wiatr.
Jeśli już ruszyć to gdzie?
Świnica? Nie, odpada. Kościelec, Błyszcz?
Można by tak wymieniać bez końca...
Późnym popołudniem postanowione: Szpiglas.

Umawiam się z Arturem o 4 w Katowicach. Po drodze jadę jeszcze po Wiole. Przesiadka i w drogę. Przed 7 jesteśmy w Palenicy Białczańskiej.
Teraz przed nami dwugodzinna przeprawa asfaltową droga do Schroniska nad Morskim Okiem.
Słynna asfaltówka uznawana przez wielu za najnudniejszą trasę całych polskich Tatr.
W schronisku nabieramy sił na dalszą wędrówkę.
Wyruszając sprzed Schroniska cofamy się parę metrów w kierunku ''Starego Schroniska''. Żółty szlak na Szpiglasową Przełęcz odbija tutaj od asfaltowej drogi i pnie się ku górze.
Szybko oddalając się od obleganego przez turystów miejsca dochodzimy do ścieżki,



która przechodzi w długi trawers zboczem Miedzianego, spod którego spływają liczne strumyki co rusz przecinające chodnik. Przed nami coraz ładniej prezentuje się sylwetka
Mnicha (2070m).



W dole możemy podziwiać Morskie Oko, a powoli wyłania się także Czarny Staw spoczywający w kotle pod Rysami.



U stóp Mnicha szlak wykonuje gwałtowny zwrot i wspinając się kolejnymi, długimi zakosami po około pięćdziesięciu minutach docieramy do progu Dolinki za Mnichem. Jest to niewielka, tarasowa dolina zawieszona ponad Morskim Okiem, wcięta pomiędzy Cybrynę i Mnicha z jednej strony oraz Miedziane i Szpiglasowy Wierch z drugiej.



W dolince leży najwyżej położony naturalny zbiornik wodny w Polsce - Zadni Mnichowy Stawek (około 2072m). Na progu odłącza się czerwony szlak prowadzący na Wrota Chałubińskiego (2022m). Szlak na Szpiglasową Przełęcz prowadzi dalej prosto pozostawiając w dole Stawek Staszica oraz Mnichowe Stawki. Z każdym przebytym metrem otwiera się coraz bogatszy widok na szczyty Tatr Wysokich.



Ze szlaku szczególnie efektownie prezentują się ponownie Morskie Oko i Czarny Staw. Dominujący wcześniej w panoramie strzelisty wierzchołek Mnicha zupełnie znika na tle rumowisk i piargów Dolinki za Mnichem. Ścieżka pod koniec wciska się między skały i wreszcie zakosem w prawo wyprowadza na Szpiglasową Przełęcz (2110m).



Wyczerpany osiągam grań. Otwiera się ciekawa panorama na Dolinę Pięciu Stawów i otaczające ją szczyty. Z przełęczy zostaje do przejścia jeszcze parę minut. Szlak nie ma żadnych sztucznych zabezpieczeń, a droga jest dosyć wąska i stroma w górnej części.
Po dziesięciu minutach osiągam swój kolejny dwutysięcznik - Szpiglasowy Wierch (2172m)



Ze szczytu ze wszystkich stron potęguje piękno. Widać całą Orlą Perć, Dolinę Pięciu Stawów, Rysy, Szczyty Mięguszowieckie, Krywań i Tatry Zachodnie






Szpiglasowy Wierch (2172 m) jest najwyższym szczytem długiej grani Liptowskich Murów, leżących w głównej partii Tatr. Znany był już w XIX wieku, ale pierwsze wejście odnotowano dopiero w 1905 roku. Góra wcześniej nazywana była Hrubym lub Grubym Wierchem Nazwę „Szpiglas” podała Maria. Steczkowska, a Witold. Paryski utrwalił ją w połowie XX wieku w swoich przewodnikach. W rejonie Dolinki za Mnichem wydobywano w małych ilościach szpiglas (antymonit), stąd pewnie zrodził się pomysł na nazwę przełęczy, a później szczytu. Tuż przed II wojną światową zakończono budowę „ceprostrady” na odcinku Morskie Oko – Szpiglasowa Przełęcz. W zamyśle miała ona prowadzić aż do Kasprowego Wierchu, ale władze ówczesnej Czechosłowacji nie zgodziły się na utworzenie szlaku wiodącego terenem granicznym. Pogardliwa nazwa „ceprostrada” nawiązuje do dużych, gładkich płyt, które wyścielają szlak, dzięki czemu każdy ceper może go bez problemów przejść.
Chciałbym zostać tu już na zawsze, ale Wiola z Arturem czekają już na mnie na przełęczy. No cóż, pora wracać.



Schodzimy… na dno Doliny za Mnichem gdzie prowadzi czerwony szlak na Wrota Chałubińskiego. My zmierzamy w kierunku Doliny za Mnichem.



Po czternastej jesteśmy już przy schronisku nad Morskim Okiem i kierujemy się już na Palenice Białczańską…
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Chata pri Zelenom plese

Poniedziałek, 28 marca 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 0

Pobudka o godzinie siódmej pozwoliła na trochę leniuchowania. Planów było dużo, lecz chęci mało…Może Kościelec, może Bystra? Wybraliśmy coś spokojnego, wypad na Słowacje i kierunek Chata pri Zelenom plese, Zelené pleso Kežmarské. Przed godziną dziewiątą jesteśmy przy Kežmarská Biela voda.Do Zielonego Stawu idziemy żółtym szlakiem, który swój początek ma w Białej Wodzie, znajdującej się pomiędzy Kieżmarskimi Żłobami a Matlarami.
Z parkingu (910 m) prowadzi szeroka bita droga z żółtymi oznaczeniami, która wbija się w las zniszczony przez huragan z 2004 roku. Wyłomy pozwalają na podziwianie Łomnicy i Kieżmarskiego Szczytu.



Po około dwudziestu minutach łagodnego podejścia docieramy do potoku Białej Wody Kieżmarskiej (Kežmarská Biela voda), a naszą drogę przecina niebiesko znakowany szlak, który wiedzie z Matlar przez Biały Staw i Przełęcz pod Kopą do Jaworzyny Spiskiej.

Przez dłuższą chwile szlak żółty (wraz z niebieskim) wiedzie lasem wzdłuż Białej Wody Kieżmarskiej do Rzeżuchowej Polany, na której znajduje się obudowane źródło wody, zwane Zimną Studnią (Šalviový pramen, 1200 m). Kiedyś w tym miejscu stał pensjonat z gospodą, dziś trzeba zadowolić się zwykłą wiatą. Na polanie kończy się szeroka droga szutrowa, a szlak rozwidla się na dwie odnogi: nasze żółte znaki odbijają nieznacznie w lewo, a niebieskie w prawo w kierunku Białego Stawu. Po chwili docieramy do Folwarskiej Polany (Folvarská bądź Kovalčikova pol’ana, 1250 m) i kolejnego rozdroża szlaków: krótki zielony łącznik prowadzi do niebieskiego szlaku, którym dotrzeć można do Łomnickiego Stawu lub zejść do Tatrzańskiej Łomnicy. Dawniej polana była jednym z centrów gospodarki pasterskiej należącej do wsi Folwarki, później miało powstać tu schronisko z inicjatywy Štefana Kovalčika, obecnie stoi tu jedynie wiata na kamiennej podmurówce niedoszłego schronu. Żółto znakowana serpentyna sukcesywnie wznosi się coraz wyżej, doprowadzając do miejsca, w którym na wysokości ok. 1350 m zlewają się trzy potoki (Zielony, Biały, Spod Kopy), tworzące razem Białą Wodę Kieżmarską. Wkrótce drzewostan rzednie, pojawiają się pierwsze łaty kosodrzewin, a w związku z tym prześwity i upragnione widoki na góry.



Z każdym krokiem jesteśmy bliżej majestatycznych turni okalających kocioł Zielonego Stawu.  Po dwóch i pół godzinie docieramy do schroniska. Chata pri Zelenom plese, 1551 m, którego historia sięga 1895 roku.



Parę lat temu byłem tu rowerem, jest to jedna z kilku tras, które w Tatrach można pokonać rowerem. Obok schroniska znajduje się Zielony Staw Kieżmarski (Zelené pleso Kežmarské, 1545 m) który zawdzięcza swą urodę skalnym olbrzymom wyrastającym ponad jego taflą. Samo jezioro jest niewielkie. Tym razem zamarznięte.







Tam czeka nas dłuższy odpoczynek, relaks w zimowej aurze przy mocnym słońcu. Po ponad dobrej godzinnej przerwie wracamy. Po kolejnej półtorej godzinie docieramy do auta. Jeszcze chwila i ruszamy do domu.


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Czerwone Wierchy

Niedziela, 27 marca 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 0

Święta, święta, święta… Jakoś nie miałem w tym roku na nie ochoty. Postanowiłem więc wybrać się w góry. Czekała ma mnie kolejna fenomenalna wyprawa w Tatry z Krzyśkiem. W planie były Czerwone Wierchy.
Wyjeżdżaliśmy o drugiej. Mimo, że jechaliśmy autostradą to do Kir dotarliśmy przed szóstą . Godzina gdzieś nam uciekła, pewnie przez zmianę czasu z zimowego na letni.
Wyprawę na Czerwone Wierchy rozpoczynamy w Kirach (dzielnica Kościeliska). Do trasy na Czerwone Wierchy idziemy szlakiem zielonym Doliną Kościeliską.



Do polany Wyżnia Kira Miętusia. Zielony szlak prowadzi w prawo, w głąb Doliny Kościeliskiej natomiast szlak czarny i rozpoczynające się tutaj znaki czerwone prowadzą w lewo, ku odgałęziającej się w tym miejscu Dolinie Miętusiej.

Wybieramy czerwony, który prowadzi na Ciemniak.
Zaczynamy podejście na szczyt Adamica. Idziemy w górę lasem, który po jakimś czasie powoli rzednie i wychodzimy na małą polankę, na której znajduje się bardzo charakterystyczna skała wapienna Piec (ok. 1460 m n.pm.) Widzimy stąd Małołączniak i północne urwiska Wielkiej Turni, wierzchołek Giewontu, a po przeciwnej stronie Kominiarski Wierch.
Idziemy dalej w kierunku widocznej już Chudej Turni. Szlak prowadzi po ośnieżonych zboczach Gładkiego Upłaziańskiego, który przysporzył mi trochę problemów- zapadałem się chwilami w śniegu po pas.







Po jakimś czasie osiągamy Chudą Przełęczkę 1851m.n.p.m pod Chudą Turnią, gdzie dochodzi szlak zielony prowadzący od schroniska na Hali Ornak przez Dolinę Tomanową. Z Chudej Przełączki zostaje nam jeszcze około godziny podejścia Twardym Grzbietem. Ruszamy stromą ścieżka pod górę na grzbiet Twardego Upłazu (zwanego także Małym Ciemniakiem).



Nad Ciemniak nadciągają chmury, które po chwili dopadają i nas. Idziemy dalej stromo przez Twardy Upłaz wychodzimy na Twardą Kopę i z niej krótko już na Ciemniak.



Przed jedenastą osiągamy szczyt - Ciemniak 2096 m n.p.m. kolejny dwutysięcznik zdobyty.



Ciemniak (2096 m n.p.m.), dawniej Czerwony Wierch Upłaziański, to najbardziej wysunięty na zachód wierzchołek Czerwonych Wierchów. W 1903 roku planowano wybudować prowadzącą na ten szczyt kolejkę z Kir, jednak na szczęście nie zrealizowano tego pomysłu. Na szczycie główna grań Tatr zakręca pod kątem 90
w stronę Tomanowej Przełęczy.
Stoki Ciemniaka opadają do Tomanowej Doliny Liptowskiej (od strony południowo-wschodniej), Doliny Tomanowej (od strony zachodniej) i Doliny Mułowej, będącej górnym odgałęzieniem Doliny Miętusiej (od strony północnej). Na jego szczycie znajduje się skrzyżowanie szlaków turystycznych. Można stąd zejść na dwa sposoby do Doliny Kościeliskiej – szlakiem zielonym prowadzącym Doliną Tomanową na Halę Ornak, lub szlakiem czerwonym na Cudakową Polanę. Można także przejść czerwonym szlakiem graniowym na Małołączniak.
W stokach Czerwonych Wierchów znajdują się liczne jaskinie (nieudostępnione turystycznie ) na przykład :
  • Wielka Jaskinia Śnieżna, która osiąga długość ponad 23,7 kilometrów i głębokość 824 metrów i jest najdłuższą oraz najgłębszą jaskinią w Polsce. Posiada pięć wejść i początkowo sądzono, że prowadzą do różnych jaskiń, jednak prace odkrywcze dowiodły, że ich korytarze należą do jednego systemu jaskiniowego.
  • Jaskinia Lodowa w Ciemniaku, jak wskazuje jej nazwa, jest jaskinią lodową – największą w Polsce. Przez cały rok utrzymują się w niej nacieki lodowe. Pierwsza pisemna wzmianka o tej jaskini pochodzi z 1883 roku.
  • Ciekawostką jest odkryta w 2005 roku kolejna jaskinia o nazwie Siwy Kocioł. Jest to jaskinia o rozwinięciu pionowym i charakterze zawaliskowym. Z powodu wielu niebezpiecznych odcinków i częstych przypadków skał odrywających się od jej ścian powodujących kontuzje grotołazów kilka znajdujących się w niej miejsc nosi bardzo obrazowe nazwy: Maszynka do mięsa, Próg Rzeźników czy Krwawa Salka.
Teraz kierunek Krzesanica, która po kilku minutach zostaje zdobyta. Kolejny szczyt do kolekcji.



Krzesanica (2122 m n.p.m.) jest najwyższym szczytem Czerwonych Wierchów, położonym pomiędzy Małołączniakiem (na wschodzie) i Ciemniakiem (na zachodzie). Nazwa szczytu wywodzi się od północnego zbocza – dwustumetrowej pionowej ściany zwanej „krzesaną”. W stokach Krzesanicy, szczególnie po stronie południowej (słowackiej), znajduje się kilkadziesiąt jaskiń.

Mało brakowało, a byśmy w tej mgle przeszli koło szczytu Krzesanicy, nie zauważając go. Kierując się dalej zmierzamy na Małołączniak (2096 m n.p.m.).







i Kope Kondracką – 2005 m n.p.m.






Ale to już tylko formalność,bo już został zdobyty miesiąc temu...
Zaczyna się rozpogadzać, chmury powoli znikają. Z Kopy Kondrackiej kierujemy się żółtym szlakiem na Kondracką Przełęcz (1723 m n.p.m.), a następnie na Wielką Polanę w Dolinie Małej Łąki (1170 m),



Przełęcz Przysłop Miętusi (1189 m), Wyżnie Kira Miętusia (962 m) i po dwunastu godzinach dochodzimy do Kiry (927 m).

Wsiadamy w auto i jedziemy na nocleg gdzieś poza centrum Zakopanego. Wieczorem zastanawiamy się co robić jutro...
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zawrat 2159 m n.p.m.

Piątek, 11 marca 2016 · dodano: 22.03.2016 | Komentarze 1

Pogoda w Tatrach nie zapowiadała się zbyt pięknie. Pojechałem niechętnie, całą drogę kropiło. W końcu przed szóstą dotarliśmy na parking. No to w drogę! Po piętnastu minutach marszu jesteśmy już w Kuźnicach, trzeba się rozebrać, bo robi się ciepło, zwłaszcza przy takim tempie - a nie było łatwo dotrzymać koledze kroku. Wchodzimy na szlak. Mokro, śliskie kamienie, błoto, do tego wilgotne powietrze, a czym wyżej to większa mgła. Super… Ale cieszyło mnie to, że jestem w swoim raju. W „Moich Tatrach”. Po jakimś czasie pojawił się śnieg. Im dłużej idziemy tym więcej śniegu i gęstsza mgła. Po dwóch godzinach wędrówki dochodzimy do schroniska na Murowańcu, tam mały odpoczynek. Idziemy na Zawrat. Po parunastu minutach docieramy i przechodzimy przez sam środek Czarnego Stawu Gąsienicowego 1624 m n.p.m.



Idziemy dalej, chwilami odsłaniają się góry. Robi się coraz ciężej z podejściem. Artur pnie się do góry, ja zostaję kawałek za nim. Po jakimś czasie z daleka odsłania się nasz cel,



a czasem nie widać nic.



Mijają minuty, które zamieniają się w godziny. Artur na pewno już z dwadzieścia minut jest na Zawracie, a ja jeszcze pnę się do góry. Na samej końcówce jest ciężko. Postanawiam w końcu założyć raki. W tej chwili wyłania się Artur. Pomaga mi się wspiąć… Po parunastu sekundach… jestem na Zawracie 2159 m n.p.m.



Latem idzie się inaczej niż zimą. Latem łańcuchy, zimą wszystko pokryte śniegiem. Jeszcze chwile temu chmury zasłaniały wszystko, a po drugiej stronie kryło się coś niesamowitego. Jestem nad chmurami. Niestety dalsza droga na Świnice nie ma sensu. Szlak nie jest przetarty, nawet nie wiadomo którędy iść. Po raz drugi Świnica nie dała się zdobyć. No cóż, jest z dwóch stron otoczona, więc mi się nie wymknie. Następnym razem się podda. Zakładam w końcu raki. Postanawiamy podziwiać widoki. Zostawiamy plecaki i wspinamy się na Zawratową Turnie by bardziej z góry podziwiać przepiękny krajobraz.





Nadchodzi pora by wracać. Napływają chmury. Schodzimy i nagle ukazuje się przede mną widmo. Widmo Brokenu.



Wśród taterników istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu umrze w górach. Wymyślił go w 1925 i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej – szczęśliwiec może się czuć w górach bezpieczny po wsze czasy. Schodzimy w totalnym mleku.



Chwilami nic nie widać, nawet Artura. Dochodzimy do Czarnego Stawu - tu też jest biało.
Do schroniska zostało jeszcze pół godziny. A tam odpoczynek i powrót do Kuźnic i kierunek dom.
Kategoria Góry, Tatry