Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46528.56 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:582.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:55
Średnia prędkość:15.77 km/h
Maksymalna prędkość:64.90 km/h
Suma podjazdów:5270 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:38.81 km i 2h 27m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
18.87 km 0.00 km teren
01:03 h 17.97 km/h:
Maks. pr.:34.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Czwartek, 31 lipca 2014 · dodano: 31.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
19.55 km 0.00 km teren
01:05 h 18.05 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 30.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
15.76 km 0.00 km teren
00:53 h 17.84 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Środa, 23 lipca 2014 · dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
16.73 km 0.00 km teren
00:54 h 18.59 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
14.95 km 0.00 km teren
00:46 h 19.50 km/h:
Maks. pr.:49.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 21.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
17.55 km 0.00 km teren
00:56 h 18.80 km/h:
Maks. pr.:40.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
4.86 km 0.00 km teren
00:19 h 15.35 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po mieście

Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Malý Rozsutec

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 26.08.2014 | Komentarze 0

Po siódmej pobudka, tradycyjne śniadanie i w drogę.

Najsłynniejszy słowacki zbójnik Juraj Janosik (Jánošík) urodził się w charakterystycznej wsi Tierchowa (Terchová) na północnym - zachodzie Słowacji. Swojego sławnego krajana mieszkańcy Tierchowej uwiecznili w monumentalnej rzeźbie, która stoi u wejścia do Doliny Wratnej (Vrátna dolina). Tam właśnie jedziemy.



Bez względu na to, że los Janosika pełen jest legend i niesprawdzonych opowieści, to jednak jest on rzeczywistą osobistością słowackich dziejów. Sławny zbójnik i sprawiedliwy obrońca biednych urodził się w 1688 roku w miejscowości Tierchowa, leżącej na zboczach Małej Fatry (Malá Fatra). Jego miejsce urodzenia to jeden z tierchowskich przysiółków, leżących po stronie Pogórza Kisuckiego (Kysucká vrchovina).
Po przeciwnej stronie tierchowskiego przysiółka mieszkańcy wsi postawili swojemu sławnemu krajanowi monumentalny pomnik, wykonany z blachy stalowej w nadnaturalnej wielkości, mierzący 7,5 metra wysokości. Wybudowano go w 1988 roku. Jego autorem jest akademicki rzeźbiarz Ján Kulich.
Spod pomnika kierujemy się na Biely Potok. To tu znajduje się początek naszej trasy na Malá Fatra. Idziemy niebieskim szlakiem przez Dolné diery. Występujące tu liczne drabinki oraz mostki pokonują wapienne progi, przez które spada malowniczymi kaskadami potok.



Szlak bardzo przyjemny, ze słowacką fantazją, bo przecież gdzie indziej znaleźć most położony nie w poprzek, a wzdłuż rzeki? :)

Dochodzimy do Podžiar, gdzie znajduje się mała chatka,



chwilkę odpoczywamy i decydujemy wejść przy okazji na Vrchpodžiar 745 m.n.p.m.

Następnie przechodzimy Horné diery, również z licznymi mostkami  i wodospadami.



Szlak jest przyjemny. Dochodzimy do przełęczy Medzirozsutce (1200 m.n.p.m.). Chcemy wejść na Wielki Rozsutec (1610 m.n.p.m.), jednak podążając za grupą ludzi, nie patrząc na znaki, oddalamy się od naszego celu, a kierujemy się w stronę Malý Rozsutec. Decydujemy, że tym razem idziemy więc na Malý Rozsutec. Podejście jest strome, ale niedługie, z odrobiną łańcuchów.



Przed czternastą dochodzimy na Malý Rozsutec (1343 m n.p.m.).



Zejście również strome,



tworzą się korki, bo ludzi jest dość dużo. W końcu jednak dochodzimy do parkingu w Biely Potok.

Pora na powrót, wsiadamy do auta i kierujemy się na Liptovsky Mikulas, ale po drodze podjeżdżamy jeszcze na Likavský hrad.
Likavský hrad to ruiny średniowiecznego zamku, wznoszące się nad wsią Likavka w powiecie Rużomberk, w kraju żylińskim, w północnej Słowacji.



Pierwsza wzmianka o Zamku Likawskim pochodzi z 1315 roku. Jego budowę na skalistym garbie u podnóży Przedniego Chocza, na pograniczu Kotliny Liptowskiej i Gór Choczańskich rozpoczęto ze względu na strzeżenie przejścia przez rzekę Váh. Był najważniejszą twierdzą dolnego Liptowa. Strzegł ważnego strategicznie szlaku handlowego, wiodącego z Liptowa na Orawę i dalej do Polski.
Z budowany po 1335 r. na polecenie potężnego pana feudalnego, żupana Donča. W 1341 r. był już siedzibą załogi wojskowej, strzegącej wspomnianego wyżej szlaku oraz zarządu królewskich majątków w dolnym Liptowie. Ród Hunyady w drugiej połowie XV wieku kolejno przebudowywał i poszerzał pierwotny gród, dzięki czemu powstał tzw. dolny gród. W drugiej połowie XVII wieku rodzina Thököly dobudowała system fortyfikacyjny. Na początku XVIII w. w rękach kuruców Franciszka II Rakoczego. Zburzony w 1707 r. z rozkazu Rakoczego, ustępującego przed wojskami habsburskimi.
Zamek z czasem opustoszał i przekształcił się w ruinę. Prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne rozpoczęły się w latach 70. XX wieku. W ich wyniku odbudowano m.in. wieżę zamurowanej starej bramy, trzecią bramę, fragmenty murów dolnego i górnego zamku. Po gruntownej rekonstrukcji była niedawno udostępniona została zwiedzającym Hunyadyho veža, w której mieści się ekspozycja z historii zamku Likava.
Zamku nie udaje się nam zwiedzić, gdyż za późno przyjechaliśmy. Może innym razem.
Dojeżdżamy do Liptowskiego Mikulasza, dodam,  że przez przypadek jechaliśmy drogą płatną bez winiety… Uff, obyło się bez żadnej kontroli…
Robimy zakupy w tesco i jedziemy do miejsca, w którym już kiedyś mieliśmy nocleg.
A jutro jedziemy do Tatralandii :)


Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Slovenské Hrady

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 25.08.2014 | Komentarze 0

Z Rumunii wracamy wcześniej, niż to było planowane, więc nasuwa się pytanie - co robimy dalej?
Plany były różne: jechać na Slovenský Raj lub Teplické skalní město, ale według prognoz pogoda miała nie dopisywać.
Postanawiamy jechać na Małą Fatrę. Tu prognozy nie przewidują opadów deszczu.
Ruszamy rano, skoro świt. Kierunek Słowacja. Jedziemy przez Cieszyn i Žilina.

Przed jedenastą docieramy do Lietava - wsi na Słowacji położonej w kraju Żylińskim, w której znajduję się Lietavský hrad.
Parkujemy auto i w drogę. Do zamku idziemy już pieszym szlakiem niebieskim. Z miejscowości Lietava Majer mamy około czterdzieści pięć minut.

Zamek Lietava to rozległe ruiny na górze Skałki w Górach Sulowskich. Jest położony na szczycie skalnego grzebienia góry Cibul'nik (635 m), pomiędzy wsiami Lietava i Lietavska Svinna. Stał w tym miejscu już w II poł. XIII w. Jednym z jej właścicieli był Mateusz Czak Trenczański, później należał m.in. do rodziny Thurzo, którzy nadali mu do dziś widoczny renesansowy charakter. Nigdy nie został zdobyty. Od XVII w. nie był zamieszkany i służył za skarbiec.

Zamek już z daleka robi niesamowite wrażenie.



Zwiedzamy go, gdyż wstęp jest bezpłatny.







Wracamy do auta i kierujemy się na Hrad Strečno.
Jesteśmy tam przed piętnastą. Najpierw przechodzimy przez średniowieczną wieś Paseka, która znajduję się pod zamkiem.



Na lewym brzegu rzeki Wag, na wzniesieniu z kalcytowej skały wznosi się Zamek Streczno (hrad Strečno), w przeszłości najbardziej bezpieczna twierdza regionu Wagu (Považie).
Najstarsze rozmiary obiektu, na którego część składał się kwadratowy donżon pełniący funkcję strażniczą i obronną , niewielki budynek mieszkalny, cysterna oraz dziedziniec otoczony murami, wynosiły 18 x 22 m. W kolejnych stuleciach właściciele powiększali i rozbudowywali obiekt zamkowy, w wyniku czego w XVII wieku osiągnął on największe rozmiary i stał się najbardziej nowoczesną twierdzą na środkowym Poważu.






Zamek jest nierozłącznie związany z losami Zofii Bośniaczki (Bośniakowej). Jest to przede wszystkim historia miłości do męża, Boga i biednych. Zofia zmarła w 1644 roku. Kilkanaście lat później w krypcie zamku odnaleziono jej nienaruszone ciało. Szczątki Zofii przewieziono do kościoła w bliskiej miejscowości Teplička nad Váhom. W kwietniu 2009 roku padły one ofiarą wandalizmu - zostały bowiem zniszczone - spalone. Kopię zmumifikowanych zwłok umieszczono w kaplicy na zamku.



Po zwiedzeniu zamku udajemy się na Starý hrad.
Położony na wysokości 475 m.n.p.m.
Najstarsze znane źródła o tym zamku pochodzą z 1267 r, wówczas nazywał się on zamkiem Varin (hrad Varin). Z tego najstarszego okresu pochodzi zachowana do dzisiaj wieża obronna. Zamek zbudowany został na skałach w miejscu, w którym trakt handlowy przechodził brodem z prawej strony Wagu na jego lewy brzeg. Zadaniem zamku była ochrona tego traktu oraz pobieranie myta od podróżujących nim. Później, gdy wybudowano na drugiej stronie Wagu Zamek Strečno, stracił znaczenie i zaczęto go nazywać Starým hradem.
Obecnie zamek jest w ruinie, można chodzić wszędzie, oczywiście na własną odpowiedzialność.






Przed dwudziesta druga znajdujemy pole namiotowe, najdroższe w mojej historii - dwie osoby za jedyne dwanaście euro. A prysznic dodatkowo płatny...
Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
76.16 km 0.00 km teren
04:01 h 18.96 km/h:
Maks. pr.:29.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 13 Oradea - Debrecen ( Hungary )

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 12.08.2014 | Komentarze 0

Pociąg przyjeżdża punktualnie.
Przedziału rowerowego nie ma, ale konduktor znalazł nam miejsce na rowery, aby nikomu nie przeszkadzały.
Przed piątą rano docieramy do Oradea.



Wsiadamy i kierujemy się w stronę granicy. Mamy do niej z piętnaście kilometrów.
Niestety koniec Rumunii :( Jesteśmy na rumuńsko-węgierskim przejściu granicznym. Kontrola paszportów i wjeżdżamy na Węgry.
Cofamy się w czasie, czyli zmieniamy czas o godzinę do tyłu. Mamy przynajmniej w zapasie jedną godzinę więcej.
Jedziemy przez wsie i pola słoneczników.



Jeszcze niedojrzałe. Droga nie ma końca, a nieprzespana noc w pociągu daje się we znaki.



W końcu Debrecen, zaczęło się robić nerwowo i niepewnie. Czym bliżej parkingu tym większy stres. I wciąż nasuwające się pytanie czy auto jeszcze stoi?
Około dziewiątej trzydzieści docieramy na parking. I co?
Ulga, radość, auto stoi całe i zdrowe, lekko przykurzone.
Pakowanie się do auta zajmuje nam z dobrą godzinę. W końcu jesteśmy gotowi i jedziemy. Gdzie? Do domu?
- Nu

Jedziemy do ...



Ania dała się namówić na zakupy. Jedziemy z trzydzieści kilometrów w głąb Rumuni do Pișcolt na zakupy.
Kupujemy:
- dwa wielkie arbuzy,
- trzy kilogramów pysznych pomidorów,
- wór ziemniaków,
No i nie można by było zapomnieć o rumuńskim miere, czyli miodzie - chyba z trzy kilogramy kupujemy.
Myślałem, że pojedziemy dalej, ale pora wracać do Polski.
Kierujemy się na Miskolc, a dokładnie na Miskolc Tapoca
A tam idziemy na Barlang Fürdö,



czyli  baseny jaskiniowe.
Ich specyfiką jest lokalizacja w skalnych korytarzach i grotach.
Wrażenia są niesamowite, bo chociaż jaskiniowe korytarze są podświetlone, to panuje tam półmrok, a w niektórych miejscach jest wręcz ciemno.



No i trzeba uważać na dziwnie latające... zwierzęta?






Jesteśmy tam niecałe dwie godziny, może mniej, bo o dziewiętnastej zamykają.
Jedziemy jeszcze na małe zakupy. Trzeba kupić pokarm dla Ani - pyszne węgierskie salami. Prawie 4500 Forintów płacimy za 750 gramowe salami. Po udanych zakupach wsiadamy i jedziemy. Gubimy się i objeżdżamy cały Miszkolc. Jeżdzimy z godzinę po mieście, w końcu udaje się nam wyjechać. Kierujemy się na Słowacę, wybieramy tą samą drogę, którą przyjechaliśmy dwa tygodnie temu. Zmieniamy się co jakiś czas. Prowadzę teraz ja, nagle kilkadziesiąt metrów przede mną stoi Policja i zatrzymuje nas do kontroli drogowej. Policjantom w nocy się chyba nudzi. Daje mu prawo jazdy, ale nie możemy znaleźć dokumentów z samochodu. Ania nerwowo szuka. Policjant pyta się skąd wracamy itp. Po chwili każe nam jechać i życzy szerokiej drogi.
Wyczerpani i zmęczeni postanawiamy się zatrzymać przy najbliższym parkingu by się zdrzemnąć, bo oczy się już same zamykają.
Dodam jeszcze, że jak Ania prowadziła, a ja spałem. Miała akurat kolejną przygodę - jeleń z wielkim porożem stał zaraz przy drodze. Szkoda, że tego nie widziałem.
Do Katowic docieramy cali i zdrowi przed ósmą.



O RUMUNII:

Znajomi, którzy słyszeli, że wybieramy się do Rumunii, zadawali pytanie: nie boicie się?
A z czym kojarzy Wam się Rumunia?
No, śmiało – żebracy, nachalne i rzucające się na turystów dzieci, bieda, mafia, kradzieże, fatalne drogi i można tak jeszcze długo wymieniać.
Każdy Rumun to Cygan - z takim określeniem najczęściej możemy się spotkać, a co za tym idzie widzimy ich jako złodziei i brudnych żebraków oraz jako ludzi, którzy nie zostali stworzeni do jakiejkolwiek pracy.
Tak po prostu jest – wciąż pokutują w nas stereotypy z początku lat 90-tych, gdy masa żebrzących Cyganów z rumuńskimi paszportami zalała ulice polskich miast.

Z punktu widzenia turysty największą porażką są trzymające się mocno od lat krzywdzące stereotypy na temat tego kraju. Jest jednak dobra wiadomość – nam wystarczył jeden dzień, aby wyeliminować z głowy większość z nich. I także dlatego w Rumunii będzie wam się podobać – bo będziecie spodziewali się obrazu nędzy i rozpaczy, a zostaniecie bardzo pozytywnie zaskoczeni.

W Rumunii nie spotkaliśmy się z żadnymi nieprzyjemnymi sytuacjami – ludzie są bardzo mili i chętni do pomocy.
Jadąc przez wsie wzbudzaliśmy sensacje.

A sama Rumunia jest piękna, także dlatego, że nie jest jeszcze aż tak odkryta przez turystów. Maramuresz to magiczna kraina, gdzie czas się zatrzymał. Transylwania jest pełna wspaniałych zabytków – to nie tylko wędrówka śladami Drakuli, ale też niepowtarzalne warowne kościoły czy chłopskie zamki.

Dlatego spieszcie się z wizytą, bo za kilka lat to będzie już zupełnie inny kraj. Jest tekst Andrzeja Stasiuka o tym, czemu polski turysta miałby jechać na urlop do Niemiec:
Warto pojechać do Niemiec, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądała Polska za 10 lat. A skoro tak, to warto pojechać do Rumunii, żeby sobie przypomnieć, jak Polska wyglądała 10 lat temu.

I jak? Kiedy Ty się wybierasz?


PODSUMOWANIE:

Wróciliśmy cali i zdrowi.
Za nami 802,19 km które przebyliśmy w czasie 51 godzin i 6 minut w ciągu 13 dni.

Średnia prędkość: 15,70 km/h
Maksymalna prędkość: 64,90 km/h
Suma podjazdów: 8300 m
Średnio na aktywność: 61,72 km, 3 godziny i 55 minut

Zwiedziliśmy całe mnóstwo ciekawych miejsc, zrobiliśmy masę zdjęć.
Padł nowy rekord wysokości 2044 m.n.p.m zdobyty rowerem.
Pozostał jednak niedosyt, nie zrobiliśmy całej trasy, jaka była w planie. Nie daliśmy rady jechać dalej, niekończące się podjazdy dały nam w kość.
Ale zostały świetne wspomnienia, radość i chęć na więcej!
Więc Aniu, kiedy jedziemy znów do Rumunii?

A rowerki można powiedzieć, że spisały się na medal. Tylko raz rower Ani odmówił jazdy dalej, i nie dziwie się mu, bo kto by chciał jechać w deszczu. Raz więc tylko zdarzył się zerwany łańcuch, ale żadnej dziury w kole nie było :)




Kategoria România 2014