Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2017

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Mnich 2068 m n.p.m.

Sobota, 30 września 2017 · dodano: 22.10.2017 | Komentarze 0

Dawno temu, w Czerwonym Klasztorze na słowackim Spiszu, mieszkał brat Cyprian. Pełnił rolę lekarza, aptekarza i cyrulika. W rozległych przyklasztornych ogrodach uprawiał zioła, z których potem sporządzał leki. Jednak największym marzeniem Cypriana było latanie. Przez długie lata pracował nad maszyną, dzięki której miał wzbić się w powietrze. W końcu jego praca dobiegła końca i na klasztornym dziedzińcu stanęła maszyna z cisowego drewna, z ogromnymi skrzydłami z płótna nasączonego żywicą.
Pewnego dnia, gdy brat przygotowywał leki, zerknął w lustro wiszące na ścianie. Ujrzał w nim jezioro w Tatrach, a na jego brzegu piękną pasterkę. Po chwili usłyszał jej głos:
- Czy chciałbyś mnie poznać, bracie Cyprianie? Jeśli tak, przyleć nad jezioro na swojej latającej maszynie. Będę tu na ciebie czekała.
Serce zabiło mu mocniej i z radością krzyknął do dziewczyny:
- Oczywiście! Przylecę do ciebie!
Pasterka uśmiechnęła się i jej obraz zniknął, pozostawiając jedynie gładką powierzchnię lustra.
- Latać mogą tylko ptaki, a ty jesteś człowiekiem, Cyprianie! - huknął nagle głos z niebios.
Brat aż podskoczył na krześle, a potem zaczął się zastanawiać. Znienacka, ni stąd ni zowąd pojawił się przed nim diabeł.
- Ona tam czeka na ciebie - powiedział.
Cyprian jeszcze chwilę pomyślał, a potem rzekł:
- Polecę do niej! Po to zbudowałem moją maszynę, żeby móc wzbijać się w powietrze.
Diabeł aż zacierał ręce z radości, że udało mu się nakłonić go do lotu. Pomógł nawet wnieść maszynę na pobliski szczyt Trzech Koron. Cyprian usiadł w maszynie i rozejrzał się po okolicy, jakby obawiając się lotu.
- No leć już, leć do niej! - ponaglił go diabeł, widząc wahanie brata.
Maszyna wystartowała i wzniosła się w powietrze, lecąc coraz dalej i dalej, oddalając się od Pienin i kierując w stronę Tatr.
Po kilku godzinach lotu brat Cyprian dotarł nad Morskie Oko. I wtedy właśnie dosięgła go kara niebios. Nagle zerwała się burza i jeden z piorunów trafił w Cypriana, zmieniając go w ogromną skałę. Od tamtej pory stoi na jednym z brzegów Morskiego Oka, a ludzie dla upamiętnienia tej historii nazwali go Mnichem. (Internet)

Ja raczej nie polecę, ale się tam wybiorę. Moja przygoda jest nieco inna. Postanowiłem uzupełnić swoja wiedzę co do wycieczek wysokogórskich i pozaszlakowych . Zapisałem się na szkolenie z wejściem na Mnicha.
Wyruszam z Gliwic w piątek po czternastej, mając mało czasu na dotarcie, ale na całe szczęście udaje mi się dojechać na Palenicę Białczańską przed osiemnastą. Opłata za parking pięćdziesiąt złotych… za dwa dni… istne zdzierstwo.Szybkie przebranie się, plecak na plecy i w drogę do Schroniska nad Morskim Okiem. Przede mną znienawidzona droga asfaltowa na Morskie Oko. Szybko robi się ciemno… a ostrzegali w Internecie że tej nocy będzie ciemno. Jeszcze dużo ludzi schodzi, a ja jestem chyba jako jedyny wchodzę do góry. W pół do ósmej docieram do schroniska. Gdzie czeka Marek z resztą ekipy. Jeszcze rozpakowanie się, znalezienia miejsca do spania i po dwudziestej zaczyna się szkolenie i omówienie tego co nas jutro czeka… Hmm trzeba się psychicznie przygotować na jutrzejszy dzień. Nadchodzi czas spania nocujemy w starym schronisku, pokój chyba piętnastoosobowy. Po dwudziestej drugiej… Cisza nocna, gaszenie światła... A spać się nie chce.
W dodatku ktoś zaczyna nieźle koncertować chrapiąc.Raz głośno, raz cicho a raz jakby się dusił… Nawet liczenie nie pomaga… Jeden ekspres… Drugi ekspres… trzeci ekspres… nie da się wytrzymać tego chrapania. Nagle przestaje… dochodzi głos… On chyba nie żyje… Przestał chrapać, ale po chwili zaś… W końcu z tego zmęczenia usypiam... Pobudka po szóstej, szybkie zebranie się i do nowego schroniska na śniadanie. Poranna jajecznica z kanapkami, które przetrwały całą noc, no i po ósmej ruszamy, jeszcze wpis do książki taternickiej…W drogę... Nie powiem od Morskiego Oka Mnich robi niesamowite wrażenie.



Spokojnym tempem docieramy do Doliny za Mnichem. Tu szlak w prawo… żółty prowadzi na Szpiglasową Przełęcz, a w lewo czerwony na Wrota Chałubińskiego. Kawałek idziemy czerwonym szlakiem i schodzimy ze szlaku.  Nagle ukazuje się śmigłowiec... Na całe szczęście to tylko ćwiczenia TOPR-u.



Wędrujemy wąską pozaszlakową ścieżką, która pnie się ku górze, czym wyżej tym Mnich staje się coraz mniejszy, coraz mniej robi się strasznie.



Obchodzimy go z drugiej strony. Zaczyna się praktyka. Tworzymy dwa zespoły, wiążemy się liną i w drogę
Zaczynamy od przełączki między głównym wierzchołkiem a Mniszkiem, gdzie można dojść ścieżką. Stamtąd przechodzimy przez kilka niezbyt wysokich uskoków skalnych



i dopiero dochodzimy pod około trzydziestometrową ścianę, który jest kluczowym odcinkiem drogi. Najpierw wchodzi pierwszy zespół, który chwilę jest na szczycie. Teraz mój zespół, ja wspinam się jako ostatni. Drogę przez płytę pokonuję bardzo szybko, śmiało mogę powiedzieć że nie sprawia mi to żadnej trudności. Ekspozycja na mnie nie działa, tylko widoki zapierają dech w piersi.



W końcu staje na wierzchołku Mnicha 2 068 m n.p.m.



Widoki wspaniałe, nie wiadomo gdzie się patrzeć… Niestety jestem tam krótko zaledwie parę minut, trzeba zjeżdżać, bo inne ekipy już się cisną na szczyt. Chce sam zjechać lecz nie ma czasu, a szkoda. Nie powiem jestem lekko rozczarowany… Ale Marek mi obiecuje że sobie zjadę…I słowa dotrzymuje, zjeżdżam sobie, w kierunku Mniszka…



Podsumowując: jak dla mnie wspinaczka na Mnicha banalna, z góry zejście może byłoby trudniejsze… znów się czegoś nauczyłem. Po całym dniu szkolenia pora wracać do schroniska, Jeszcze chwila siedzę z ekipą i powrót na parking i do domu… Za rok Mnicha zdobędą sam… przynajmniej mam taki plan…



Kategoria Tatry, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Świńska Świnica

Sobota, 9 września 2017 · dodano: 20.09.2017 | Komentarze 0

Od dłuższego czasu pogoda w Tatrach nie zachęcała do wyjazdów. Na ten weekend w prognozach zapowiadali słońce, ale miało być zimno. Był pomysł by jechać w Západné Tatry lub zrobić odcinek Orlej ze wschodem słońca na Świnicy.
Postanowione... Ruszamy przed dwudziestą pierwszą w kierunku Tatr. Droga przebiegała spokojnie aż do Nowego Targu... Miasto Nowy Targ, za 500 metrów fotoradar. Zwalniam do pięćdziesięciu, przejeżdżam fotoradar i gaz. Sto, dwieście metrów dalej kontrola drogowa, policjant machający czerwonym światełkiem zatrzymuje mnie. Zjeżdżam na pobocze. Powód zatrzymania to przekroczenie prędkości o 21 km. No cóż płakać nie będę, nawet z uśmiechem na twarzy przyjmuję mandat. Zawsze musi być ten pierwszy raz. Po co się denerwować i tak to nic nie zmieni. Jedziemy dalej i chwilę po północy docieramy do Brzezin. Chwila na przygotowanie i o w pół do pierwszej ruszamy na szlak, który prowadzi do Murowańca. Już po drugiej docieramy do schroniska.



Chwila przerwy, trzeba coś zjeść i ciepłej się ubrać, bo trochę wieje. Teraz kierunek Przełęcz Liliowe. Pniemy się do góry po kamiennej ścieżce. Nawet mi jakoś idzie, ale czym wyżej tym wiatr coraz mocniejszy który stopniowo mnie osłabia. Zaczynają się częste postoje z lekkim przysypianiem. Około godziny czwartej dochodzimy na Przełęcz. Chwilami tak wieje, że trzeba łapać równowagę. Idziemy jeszcze kawałek na Zamarłą Turnię i chowamy się między skałami. Słychać jak wieje, jak chmury pędzą, a księżyc tak mocno świeci, że nie trzeba czołówki używać. Odpoczynek, gorąca herbata. Taki mini biwak. Jest chęć położenia się i małej drzemki, ale jest za zimno. Myślimy co dalej, ale widząc panujące warunki trzeba odpuścić, nie ma co ryzykować. Chmury i silny wiatr, do tego duża wilgotność. Chwilami chmury zasłaniały wszystko, robiło się dookoła biało. Zostajemy tu dłuższy czas… Dalsza droga nie ma sensu, może nad ranem warunki będą lepsze. Robię parę zdjęć, między innymi na nocne miasto.



Robi się zimno od tego postoju… Powoli budzi się dzień. Słońce gdzieś się tam przedziera za górami i chmurami. Postanawiam że pójdziemy na Świnicką Przełęcz i tam podejmiemy ostateczną decyzję. Jednak wiatr nie ustępuje. Chwilami prawie przewraca. Pierwszy raz miałem do czynienia z takim wiatrem. Po trzydziestu minutach drogi i walki z wiatrem dochodzimy do Świnickiej Przełęczy. Hmm… Świnica w pędzących chmurach… ,,Nie ma co”- mówię stanowczo. Schodzimy... Świnica po raz kolejny pokazała mi swój świński charakterek. Nie ma co ryzykować. Schodzimy czarnym szlakiem w kierunku Schroniska Murowaniec, robiąc po drodze parę postojów.



Wszyscy zmęczeni. Wiatr nieźle nami sponiewierał. W schronisku jesteśmy coś koło dziewiątej. Ile ludzi! Z trudem znajdujemy miejsce. Miałem ochotę na coś ciepłego do zjedzenia, ale kolejka prawie jak do faciągów. Siedzimy z jakąś godzinę, przysypiam. W końcu zbieramy się. Droga do Brzezin nie ma końca...ale sprawnie docieramy. Teraz tylko wrócić do domu, oczywiście teraz jadąc przepisowo, noo przynajmniej postaram się...
Kategoria Góry, Tatry