Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:113.19 km (w terenie 15.00 km; 13.25%)
Czas w ruchu:05:55
Średnia prędkość:19.13 km/h
Maksymalna prędkość:39.70 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:28.30 km i 1h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.55 km 15.00 km teren
02:11 h 19.03 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice i okolice

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 24.09.2016 | Komentarze 0






Dane wyjazdu:
46.21 km 0.00 km teren
02:08 h 21.66 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice i gdzieś dalej

Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 24.09.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Otrhance i Jarząbczy Wierch 2137 m.

Sobota, 10 września 2016 · dodano: 23.09.2016 | Komentarze 0

Znów wyruszam w Tatry. Ktoś pomyśli, że ze mnie prawdziwy wariat: prawie co tydzień jestem w górach. Niektórym może nasuwa się pytanie: ile to musi kosztować, skąd on ma tyle pieniędzy? Ludzie czasem maja dziwne problemy, niech się zajmą po prostu sobą. Ja się cieszę tym, że jadę.
Znów zebrała się wesoła ekipa, Krzysiek się jednak nie pogniewał za ostatni raz. Tym razem obieramy trochę inny kurs. Na Západné Tatry. Wyjeżdżamy o północy, by przed czwartą dotrzeć do miejscowości Pribylina.
Mamy tylko nadzieje, że nie spotkamy leśnych zwierzaków takich jak jelenie, które mruczą jak niedźwiedzie.
Wycieczkę rozpoczynamy u wylotu Doliny Wąskiej 889,9 m. (Úzka dolina).



Nazwa wzięła się stąd, że jest ona wciśnięta między bardzo stromo opadające lesiste zbocza. Jest to krótka dolina, po około trzydziestu minutach drogi wzdłuż Raczkowego Potoku docieramy do rozwidlenia dróg. W lewo odchodzi szlak niebieski Doliną Jamnicką, my natomiast kierujemy się w prawo w kierunku Doliny Raczkowej, gdzie po chwili dochodzimy do polany Niżna Łąka 945 m.(Nižná lúka) Tu znów napotykamy rozwidlenie szlaków. My z Wiolą kierujemy się w lewo na zielony, a Krzysiek w prawo żółtym na Bystrą.
Chcemy już iść dalej, gdy nagle, niemal za samymi plecami rozlegają się odgłosy ryczenia. Cholera niedźwiedź- pomyśleliśmy. To samo ryczenie, które ostatnio słyszałem z Wiolą.
Rykowisko Jeleni, chociaż my jesteśmy przekonani, że to niedźwiedź. Obojętnie co to, ale brzmi groźnie, zwłaszcza w ciemnościach. Wyobraźnia pracuje. Wgłębiłem się w temat bardziej i faktycznie dużo ludzi uważa, że to może być głos niedźwiedzia. Podobno by go usłyszeć trzeba mieć niesamowite szczęście (lub pecha, ale jak kto woli), gdyż słyszy się go jedynie podczas rui, lub kiedy czuje się zagrożony. Lecz cenna uwaga: niedźwiedź nie ryczy tylko fuczy. Słysząc prawdziwe odgłosy niedźwiedzia można nawet ich nie skojarzyć, bo przypominają podmuch wiatru, lub odgłos jaki dają skrzydła przelatującego ptaka. Chyba będę się jeszcze bardziej bał. Człowiek uczy się cale życie.
Postanawiamy przeczekać do świtu obserwując cały czas polane. Ryki raz były ciche, raz nasilały się. Prawie jak w horrorze. Koło godziny szóstej postanawiamy się rozejść. My obieramy zielony szlak na Otrhance. Szlak od początku jest stromy, męczący i żmudny, do tego jeszcze cały czas te ryki. W końcu wychodzimy z lasu w piętro kosodrzewiny,



ukazują się nam pierwsze widokowe skałki.



Pierwszym wzniesieniem grani jest Ostredok. Ma dwa wierzchołki: 1674 m n.p.m. i 1714 m n.p.m. Nazywane są często Małymi Otargańcami i wyglądają dość ciekawie w scenerii skalno - trawiastej.
Postanawiamy odpocząć i zrobić sobie małą drzemkę. Ja byłem już zmęczony, jakiś bez energii.
Grań Otargańców jest to silnie poszarpaną grań, w której wyróżnia się siedem szczytów i kilka przełęczy. Odbiega ona od znajdującego się w grani głównej Jarząbczego Wierchu w południowym kierunku. Grań Otargańców wznosi się wysoko ponad dnami sąsiednich dolin (800–900 m). Dolna część zboczy jest stromo podcięta przez ostatni lodowiec, stąd też spływające z nich potoki tworzą tu liczne wodospady. Szlak turystyczny prowadzący granią Otargańców jest rzadko uczęszczany i to zapewne największa jego zaleta. Możemy poczuć się tu naprawdę jak na łonie natury i w spokoju przemierzać cudną górską ścieżkę.
W końcu  ruszamy dalej.



Grań staję się coraz bardziej postrzępiona, przez co robi się ciekawa i bardziej eksponowana. Mijamy Niżną Magurę 1920 m. (Nižná Magura) i dalej postrzępioną granią kilkoma garbami pokonujemy wzniesienie Pośredniej Magury ( Prostredná Magura) lub Wyżnie Otargańce 2050 m.
Pierwszy dwutysięcznik dziś i nie ostatni.



Szczyt ma skalisty wierzchołek, a dalej grań w kierunku Wyżniej Magury (Vyšná Magura) – szczyt o wysokości 2095 m n.p.m. jest odcinkami również skalista i przecięta ukośnym rowem grzbietowym. 



Te dwie Magury rozdziela płytka Rysia Przełęcz.
Szczytów i garbów do pokonania było już trochę, a zmęczenie dawało się we znaki.
Tylko Jakubińska Przełęcz oddzielała nas od najwyższego wzniesienia całego masywu – Raczkowej Czuby (Jakubina 2194 m.).








Po dłuższej przerwie i zrobieniu setki zdjęć ruszamy dalej. Tylko kilkanaście minut dzieli nas do ostatniego czwartego dwutysięcznika, który dziś zdobędziemy.



Do wierzchołka Jarząbczego Wierchu.
Główny wierzchołek Jarząbczego Wierchu znajduje się na słowackiej stronie,



granica państwowa biegnie bowiem granią główną, przez jego przed szczyt, na którym niesłusznie znajduje się polska tabliczka z wysokością 2137 m.



Nazwa pochodzi od góralskiego rodu Jarząbków. Na mapie Baltazara Hacqueta z 1796 r. oznaczony był jako Iarszembina. Pierwszym zdobywcą szczytu był najprawdopodobniej szwedzki przyrodnik Göran Wahlenberg, który w 1813 r. pomierzył jego wysokość.Ze szczytu mamy rozległe widoki, szczególnie dobrze widać stąd pobliskie Rohacze,



Starorobociański Wierch,



Bystrą z Zadnią Kopą i masyw Barańca.
Jest już po szesnastej, a przed nami ponad trzy godziny zejścia z powrotem na parking.
Schodzimy poprzez Niską Przełęcz i dalej bardzo stromym żlebem, który prowadzi zielony szlak do Doliny Jamnickiej (Jamnícka dolina). Czeka nas ponad 1200 metrów w dół. Dopiero po zejściu na dno doliny szlak zamiennia się w wygodną leśna drogę. Po dziewiętnastej docieramy na parking, gdzie czeka na nas Krzysiek.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
15.26 km 0.00 km teren
00:46 h 19.90 km/h:
Maks. pr.:36.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Poniedziałek, 5 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Veľká Svišťovka 2023 m.n.p.m. Jahňací štít 2230 m.n.p.m

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 0

A może by tak w góry? Czemu by nie!
Wiola była za, namówiłem jeszcze Krzyśka, żeby jechał z nami. Zgodził się ale, wybrał dla siebie inny szlak-chce iść na Sławkowski. Ruszamy więc w drogę. Po godzinie drugiej docieramy do Tatranskiej Lomnicy, gdzie Krzysiek nas wysadza i jedzie dalej, a my z Wiolą ruszamy na szlak wybrany przez nas.
Dochodzimy na dolną stacje kolejki na Łomnicki Szczyt, skąd prowadzi godzinna asfaltowa droga na Stanica lanovky Štart. Tam zaczyna się strome podejście pokryte żwirem i kamieniami na Skalnate Pleso.
Podczas wędrówki słyszymy głośne ryki… Hmm, to chyba niedźwiedź. Dźwięki słychać coraz bliżej… Podobno te niepokojące tony to dźwięk wywodów miłosnych jelenia szlachetnego. Nie wiem, dla mnie na sto procent brzmi jak niedźwiedź.
Szlak skręca w prawo w las, a my postanawiamy iść zboczem narciarskim by uniknąć spotkania z jakimś leśnym zwierzątkiem. Na całe szczęście odgłosy po chwili ucichają. Przed piąta przechodzimy koło Skalnatej Chaty.



Jeszcze pięć minut i docieramy na Skalnaté Pleso, 1751m. Czas na odpoczynek po lekko stresującej drodze. Pora na poranne śniadanko- kanapeczki z ogóreczkiem i gorącą herbatą. Inni właśnie wstają do pracy, albo śpią, a my w pięknej scenerii z widokiem na Łomnicę jemy śniadanie.



Za nami powoli robi się czerwono, leniwie budzi się dzień. Przed szóstą zbieramy się, by wejść wyżej i podziwiać wschód słońca. Ze Skalnatégo plesa wyruszamy na czerwono znakowaną Magistralę. Mijamy hotel górski Encián i stację kolejki. Dalej przechodzimy obok obserwatorium astronomicznego znajdującego się nad Łomnickim Stawem, na wysokości 1786 m n.p.m.



Nastaje dzień, słonko leniwie wyłania się z chmurek.



Idziemy dalej kamiennym szlakiem ułożonym z dużych kamieni, ożywionych przez plamy żółtych i zielonkawych porostów.



Po drodze wita nas Kamzík.



Przed samym szczytem ścieżka podnosi się i zwija w zakosy. Przed ósmą dochodzimy na Rakuską Przełączkę Wyżnią
(Sedlo pod Svišťovkou, 2023m). Stoki Rakuskiej Grani to dawne tereny pasterskie.
Z przełęczy prowadzi krótki kilku minutowy szlak na szczyt Rakuska Czuba (Veĺká Svišťovka) 2037m.n.p.m.



Czyli kolejny dwutysięcznik do mojej kolekcji.
Sycimy swe oczy wspaniałymi widokami przez dobra godzinę. Widzimy stąd otoczenie Doliny Kieżmarskiej.
Po lewej bliski Kieżmarski Szczyt (2558m),



którego potężna piramida góruje pół kilometra nad nami,



pół kilometra niżej leżący Zielony Staw, a po drugiej jego stronie otaczające go szczyty: Baranie Rogi, Czarny, Kołowy, Jagnięcy. Jastrzębia Turnia, tak spektakularna znad Zielonego Stawu, tu zlewa się ze skalnym tłem i jest niemal niewidoczna. Na wprost natomiast widać śliczne zielono-białe pasmo Tatr Bielskich.



Trzeba iść dalej.
Schodzimy na przełęcz, a stamtąd w stronę Doliny Kieżmarskiej, czyli dolinki muminka, jak to określiła Wiola. Szlak kręci teraz licznymi zakosami i jest dość łagodny. Natomiast najtrudniejszy kawałek to zejście stromym żlebem ubezpieczonym łańcuchem. Po żlebie schodzimy pomiędzy kosodrzewiną. Po jedenastej docieramy do Schroniska przy Zielonym Stawie (Chata pri Zelenom Plese, dawniej Brnčalova Chata, Brnčalka, 1551m).



Pierwsze powstałe w tym miejscu schronisko zostało przeniesione w 1880 roku z Polany Rakuskiej, gdzie wcześniej służyło pasterzom (nosiło nazwę Egidova Chata na cześć Idziego Berzeviczyego). Dwukrotnie ulegało pożarom. Od 1894 roku istnieje kamienny budynek, który powiększono w 1926 roku. Początkowo nosiło imię fundatora arcyksięcia Fryderyka Habsburga (Fridrichowa chata). W latach międzywojennych i powojennych gospodarzami schroniska byli wybitni sportowcy. Obecnie, mimo powrotu do starej nazwy, nadal funkcjonuje nazwa „Brnčalka”(od Alberta Brnčala, tragicznie zmarłego taternika). Warto wspomnieć też o Zielonym Stawie Kieżmarskim (Zelené pleso 1545 m n.p.m.). Przez Zielony Staw Kieżmarski przepływa Zielony Potok, który jest dopływem Białej Wody Kieżmarskiej.Nazwa związana jest z kolorem wody. Według legendy, źródłem zielonej barwy jest rubin (karbunkuł), który spadł do wody ze szczytu Jastrzębiej Turni. Ponoć za cennym kamieniem do wody wskoczył syn hrabiego Tökölya.Zielony Staw i Schronisko położone są w kotlinie która jest otoczona przez 900-metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, Jastrzębią Turnię i Kozią Turnię.



Widoki są piękne.
Po dwunastej wyruszamy ze schroniska żółtym szlakiem w kierunku Doliny Jagnięcej. Podchodzimy zakosami stromą, kamienną ścieżką wśród kosodrzewiny.
Przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego i trawersujemy po kamiennej ścieżce zbocze Jastrzębiej Turni. Dalej teren zamienia się w bardziej kamienisty, kosówka zanika. Za nami nie ma już prawie nikogo, wszyscy schodzą.



My tym czasem mijamy Modry Staw, ścieżka za nim zaczyna piąć się w górę. Idziemy zboczem, bo na drodze jest wiele kamieni i usypisk. Po pewnym czasie zakręcamy w lewo i wychodzimy na skały ubezpieczone łańcuchami. Początkowo wspinamy się po skalnych żebrach, dalej wchodzimy w dosyć wąską i skalistą rynnę. Tutaj skalne płyty są bardziej gładkie, co utrudnia wspinaczkę. Po kilkuminutowej wspinaczce kończą się łańcuchy,



a my dalej przy pomocy rąk wspinamy się w skalistym żlebie. Po chwili osiągamy przełęcz zwaną Kołowym Przechodem.



Przechodzimy na drugą stronę grani i skręcamy w prawo. Zaczyna się trudny i skalisty teren , spora ekspozycja, Szlak biegnie granią, wznosząc się i opadając na przemian. Często idziemy przez skalne turnie, rynny czy galeryjki.



Po przejściu kilku skalnych żeberek wychodzimy na ostatnie siodełko grani. W okolicach piętnastej, po ciężkiej wędrówce osiągamy Jagnięcy Szczyt (Jahňací štít) 2230 m.n.p.m.



Udało się, Jagnięcy zdobyty! Następny szczyt do Mojej kolekcji. Dolna część stoków Jagnięcego Szczytu była dawniej wypasana. Nazwa Jagnięce lub Hala Jagnięca odnosiła się pierwotnie właśnie do dolnych fragmentów Jagnięcej Grani i wiązała się z wypasem jagniąt. Przez wierzchołek Jagnięcego Szczytu przebiegała granica pomiędzy dobrami jaworzyńskimi. a własnością chotarów z Kieżmarku i Białej Spiskiej (w latach 1412–1769 tereny te należały do Polski). Do końca XIX wieku stał na szczycie kopiec graniczny. Pierwsze odnotowane wejście: Robert Townson i spiski przewodnik Hans Gross – 9 sierpnia 1793 r. Jednak wcześniej na szczycie bywali pasterze, kłusownicy, a także górnicy, którzy w XVIII wieku na jego północno-zachodnim grzebieniu wydobywali miedź. Pierwsze zimowe wejście odnotowano 3 grudnia 1911 r., dokonali go Lajos Rokfalusy i Gyula Hefty. Szlak na szczyt wybudowano w latach 1911–1912.
Spędzamy tu dłuższą chwile. Zastanawiamy się co robi Krzysiek, bo przed dwunastą schodził już ze Sławkowskiego…
Panorama jest imponująca.



Można zobaczyć Tatry Bielskie, Tatry Wysokie, aż nie chce się wracać



Niestety trzeba, na szczycie już prawie nikogo nie ma. Wracamy do schroniska tą samą drogą. Należy bardzo uważać, aby nie przeoczyć skrętu w lewo na przełęczy. Zdarzało się, że wielu turystów błądziło w tym terenie.
Na łańcuchach dostrzegamy Kamzíka, który chyba czeka na nas. Zmierzamy więc w jego kierunku. Podchodzimy powoli coraz bliżej i bliżej, aż jest na wyciagnięcie ręki.



Bardziej skupiony był na skubaniu czegoś miedzy kamieniami niż nami. Nigdy nie byłem tak blisko. W ogóle się nie bał, czasem patrzył się tylko co robimy. Schodząc w stronę schroniska, w dalszym ciągu napotykamy kozice.



Już po dwudziestym razie nie robi na nas, aż takiego wrażenia, ale dalej jest ekscytująca. Chyba są przyzwyczajone do ludzi, albo po prostu myślą, jakby upolować nas na kolacje, w końcu jesteśmy na ich terenie. Są dosłownie parę metrów koło nas, zaciekawione tym co my tu robimy. Do schroniska docieramy po osiemnastej. Krzysiek chyba nas zabije… Dla pocieszenia przypominam sobie że tą trasę z Krzyśkiem pokonaliśmy coś koło niecałych dwóch godzin. Udaje się nam po w pół do ósmej dotrzeć na parking. Kežmarská Biela voda, bus. Krzysiek stoi, nie odjechał.
Wyprawa naprawdę się udała, niesamowita trasa i chwilami bardzo wymagająca. Nie mogę się doczekać kolejnej.
Ale cóż, pora niestety wracać do domu…
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
10.17 km 0.00 km teren
00:50 h 12.20 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Piątek, 2 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0