Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2017

Dystans całkowity:195.79 km (w terenie 50.00 km; 25.54%)
Czas w ruchu:10:44
Średnia prędkość:18.24 km/h
Maksymalna prędkość:43.50 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:65.26 km i 3h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
113.61 km 30.00 km teren
05:41 h 19.99 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Pogoria IV

Niedziela, 25 czerwca 2017 · dodano: 26.06.2017 | Komentarze 0







Dane wyjazdu:
35.39 km 0.00 km teren
02:16 h 15.61 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Piątek, 23 czerwca 2017 · dodano: 26.06.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kráľova hoľa

Sobota, 17 czerwca 2017 · dodano: 10.07.2017 | Komentarze 0

Wpada mi do głowy kolejny pomysł. Jedziemy na Królewską Hale.
Mowa o górze - Kráľova hola, którą zdobywałem rowerem w tamtym roku, ale zabrakło mi około pięciuset metrów. Było tyle śniegu że droga nie była przejezdna, a dreptanie w śniegu w butach SPD nie miało sensu. Tym razem atak pieszy.
Kráľova hoľa 1946,1 m n.p.m. jest to szczyt w Tatrach Niżnych w Centralnych Karpatach Zachodnich w Słowacji. Obok tatrzańskiego Krywania druga narodowa góra Słowaków, uwieczniona w wielu legendach i opowieściach.
Według legendy nazwa szczytu wywodzi się od węgierskiego króla Marcina Korwina, który był pod wielkim wrażeniem tutejszej przyrody i uwielbiał polować w tym regionie. Obok Krywania, jest to druga góra narodowa Słowaków.
Jej piękno opiewa m.in znana w całym kraju piosenka Na Kralovej Holi, której słowa miał napisać šumiacky żołnierz postrzelony podczas walk na froncie rosyjskim, kiedy zrozumiał, że najprawdopodobniej już nigdy nie ujrzy domu.
Góra jest ważnym punktem triangulacyjnym i źródłowym. Spod szczytu wypływają najważniejsze rzeki Słowacji: Hornad, Hnlica, Czarny Wag, który po połączeniu z białym zamienia się w największą rzekę kraju, oraz Hron, od którego wzięła się nazwa regionu Horehronie.
Na szczyt prowadzi kilka znakowanych szlaków. Od północy zielony z Liptovskiej Teplicky, od południa czerwony i zielony z Telegartu, oraz niebieski z miejscowości Sumiac, z której wyruszamy.
Podejście jest dosyć zacne, bo ma aż 1000 metrów przewyższenia. Na chwilę odsłania się szczyt, a w sumie potężna bryła stacji przekaźnikowej TV z wysokim masztem nadajnika, która dominuje na szczucie od 1960 roku. Długi na 137,5 metrów maszt widać z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Niestety po chwili znika w chmurach.
Jeśli dodać do niego wysokość góry, na której stoi (1946 m), wychodzi na to, że Kralova Hola, od której wzięła się nazwa wschodniej części Niżnych Tatr, wyprzedza najwyższy w całym paśmie Dumbier o 40 metrów. Przynajmniej w teorii…
Do stacji, wiedzie wąska droga o długości 11,5 km – w górnej części, powyżej granicy lasu asfaltowa, w dolnej zaś szutrowa. Droga jest zamknięta dla ruchu publicznego z wyjątkiem rowerów. Szczyt wyznacza betonowy słup triangulacyjny, usytuowany na zachód od masztu nadajnika. Drogę przecina niebieski szlak…



Po dobrych trzech godzinach docieramy na… górę? Nic nie widać. Taka mgła że nie wiadomo, czy to już tu czy jeszcze… Z ciekawości sprawdzam GPS-a – niby już prawie jesteśmy. I faktycznie po chwili dochodzimy do drogowskazu. Do szczytu, pięć minut. No to w drogę… Po chwili we mgle wyłania się dość zniszczony, opustoszały budynek,



nikogo niema, do tego ta mgła i mocny świszczący porywisty wiatr… Sceneria jak z filmu grozy.
Nasuwa się pytanie co będzie dalej.



Czy wyskoczy jakiś świr z piłą czy inwazja zombie. Wiatr chwilami prawie przewracał, jedynie budynek dawał nam jakąś ochronę, ale tylko przed wiatrem. Zdobywamy szczyt.



Parę zdjęć, chwilę jeszcze czekamy by zobaczyć wielki maszt, który znikał we mgle. W końcu po paru minutach cierpliwego czekania ukazuje się mam w całości,


ale tylko na moment...



Podchodzimy do stacji bliżej, chcę zajrzeć przez szybę, okazuje się że w budynku można się schronić w małym pomieszczeniu i tak robimy z myślą że się rozpogodzi.
Kralova Hola to świetny punkt widokowy. Panorama sięga 50-60 kilometrów i obejmuje kilkanaście grup górskich środkowej i wschodniej Słowacji. Przynajmniej tak twierdzą przewodniki i szczęśliwcy, którzy mieli okazję wspinać się podczas słonecznego dnia. Nam pozostało jedynie schronienie się przed wiatrem za masywnymi ścianami budynku i wpatrywanie się w mgiełkę chmurek, za którymi pochowały się Tatry. Siedzimy tam z godzinę, dwie, może cztery… Nie wiem czas się tam zatrzymał. Postanawiamy wracać. Mgliste chmury ani na chwilę nie pokazały co kryją, a mocny wiatr nie ustępował. Czym niżej tym wiatr mniejszy.



  Docieramy w końcu na parkingi na Novą Lesną.

Nic innego nie pozostaje spędzić ostatnią noc koło Tatr nie będąc w nich. Rano jeszcze była nadzieja że pogoda się poprawi na tyle by można było się wybrać… Wracamy do domu...
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Hrad Ľubovňa

Piątek, 16 czerwca 2017 · dodano: 11.07.2017 | Komentarze 0

Nastał kolejny dzień … wcześnie rano? Coś tam budzik się odzywał, ale szybko został przez nas olany.
Wstajemy coś po ósmej. Pada pomysł, jedziemy zwiedzić zamek. Kierunek Stará Ľubovňa.
Już parę razy planowałem odwiedzić Hrad Ľubovňa, ale nigdy nie było po drodze. W końcu się udało. Niestety kosztem Tatr.
Zostawiamy auto na parkingu i około dziesięć minut spacerkiem dochodzimy pod bramę zamku.



Kupujemy bilety. Zwiedzanie odbywa się samodzielnie, ale udaje się nam podpiąć pod polską wycieczkę z przewodnikiem.
Nad miastem Stara Lubownia w północno-wschodniej części regionu Spisz na wapiennym wierzchołku o wysokości 711 m.n p.m. wznosi się Zamek Lubownia (Hrad Ľubovňa). W przeszłości spotykały się tu koronowane głowy państw, były w nim ukryte polskie skarby koronacyjne, był w nim więziony Maurycy Beniowski, słynny szlachcic, podróżnik i król Madagaskaru.
Zamek powstał na przełomie XIII - XIV wieku. W okresie jego budowy należał do systemu grodów przygranicznych na północy starych Węgier. Oprócz obrony granicy polsko-węgierskiej strzegł ważnej drogi kupieckiej, która wiodła doliną rzeki Poprad do Polski.
W 1412 roku w zamku Lubownia doszło do historycznego spotkania węgierskiego króla Zygmunta Luksemburskiego z polskim władcą Władysławem II. Gród dostał się pod zastaw w ręce polskich królów i stał się siedzibą polskich naczelników, czyli pełnomocnych zarządców miast spiskich w zastawie.
W wyniku wielkiego pożaru w 1553 roku Zamek Lubownia po przebudowie uzyskał nowocześniejszy wygląd renesansowej twierdzy. Po oddaniu spiskich miast Węgrom znaczenie zamku zmalało, zaczął upadać i zamieniać się w ruiny.







W ramach odnowy zamku udało się go pomyślnie zrekonstruować.



Udaje się nam też zobaczyć pokaz sokolników.



I tak mija dzień na zamku.
W Tatrach dalej warunki beznadziejne…Co robić jutro?
Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Via Ferrata Kysel

Czwartek, 15 czerwca 2017 · dodano: 10.07.2017 | Komentarze 0

Plany na długi czerwcowy weekend były już w lutym… Via ferrata w Słowackim Raju i grań Rohaczy…
Wreszcie nadszedł ten dzień. Wybieram się z Wiolą, bo reszta ekipy się posypała. Wyjeżdżamy koło czwartej i kierujemy się na Stary Smokovec. W Starym Smokowcu robimy krótki postój by kupić ubezpieczenie na kolejny rok - tylko siedemnaście euro. Jednak zastanawiamy się co robić dalej, bo znów pogoda krzyżuje plany. Szlaki na Słowacji dopiero jutro będą otwarte powyżej schronisk, a z drugiej strony jest dość późno by iść w góry .Obieramy kierunek na Podlesok czyli na Słowacki Raj, trzymamy się planu.
Auto zostawiamy na parkingu kupujemy bilety do Parku i osobno na Ferratę. Więc w drogę. Musimy się dostać najpierw na Kláštorisko, obieramy niebieski szlak przez Prielom Hornádu.



Szlak wiedzie obok rzeki gdzie znajdują się łańcuchy i stupaczki, czyli stalowe kładki wbite w skałę. Po drodze mijamy miejsce gdzie siedemnastego lipca 2015 roku doszło do tragedii, rozbił się śmigłowiec Horskiej Zachrannej Sluzby.
Po godzinie docieramy do rozwidlenia szlaków przy wielkim moście.



Chwile przerwy parę zdjęć i ruszamy dalej. Ruszamy na żółty szlak. Tempo mamy dobre bo już po dwudziestu minutach docieramy do ruin klasztoru. Przechodzimy przez polanę do Chaty pod Klastoriskom. Na chwilę zatrzymujemy się.
Na polanie znajdują się ruiny klasztoru kartuzów z przełomu XIII i XIV stulecia. W przeszłości znajdowała się tam osada zakonna, istniał też mały gród określany w dokumentach jako castrum Lethon ("zamek letański"). Podczas najazdu tatarskiego w 1241 był schronieniem mieszkańców okolicznych wiosek, stąd nazwano później okolicę Lapis Refugii ("Skała schronienia"). Później gród przejęli kartuzi, którzy wybudowali tam swój klasztor (ok. 1307). W XV wieku klasztor zniszczyli husyci, ale zdołano go odbudować. Położenie klasztoru, z dala od innych siedzib ludzkich, sprawiło, że obiekt ten co jakiś czas padał ofiarą napadów rabunkowych. Ostatecznie w lipcu 1543 na polecenie władz biskupich ze Spiskiej Kapituły klasztor zniszczono, a zakonnicy przenieśli się do Czerwonego Klasztoru, gdzie również mieli swoją siedzibę. Pozostałe budynki popadły w ruinę i nic z nich do dzisiaj nie pozostało.
W 1922 r. oddział Karpathenvereinu ze Spiskiej Nowej Wsi wybudował pierwsze, dość prymitywne schronisko na Klasztorzysku, nazwane następnie schroniskiem Béli Hajtsa. W krótkim czasie Klasztorzysko stało się głównym ośrodkiem ruchu turystycznego w Słowackim Raju. 16 maja 1926 r. przy udziale delegacji turystów z całej Czechosłowacji i wielu mieszkańców okolicznych miejscowości położony został na Klasztorzysku kamień węgielny pod nowe schronisko górskie KČST, które zostało oddane do użytku pod koniec 1929 r. Spłonęło ono podczas słowackiego powstania narodowego 14 października 1944 r., ostrzelane przez hitlerowców. Odbudowano je po wojnie.
Ruszamy dalej, najpierw idziemy niebieskim szlakiem, gdzie na rozwidleniu wybieramy żółty szlak i schodzimy ostro w dół.



Szlak chwilami jest ubezpieczony łańcuchami. W końcu docieramy… Jeszcze przechodzimy drewniana kładkę ido miejsca gdzie widnieje tablica z informacją o Via Ferracie Kysel.
Po czterdziestoletniej przerwie ponownie otwarto szlak przez wąwóz Kysel w Słowackim Raju. Zamknięto go po pożarze w 1976 roku.
Kierujemy się szlakiem… zielony kwadrat z linią diagonalną w środku. Samo wejście na drogę, gdzie wiedzie szlak jest mało widocznie, ale udaje się wśród zarośli go znaleźć.
Przechodzimy kawałek i już ukazuje się ferrata. W końcu możemy użyć naszego sprzętu. Szybkie szkolenie Wioli bo jest pierwszy raz na ferracie. Ja już miałem do czynienia z ferratą… Martinské hole, ale nie była ona jakąś super. Zobaczymy jak tu będzie. No i co? Nauczeni, przygotowani… Wpinamy się do stalowych lin umocowanych do skał i ruszamy.



Metalowe klamry, po których wiedzie ferrata są umieszczone maksymalnie około trzech metrów nad dnem wąwozu.



Ten odcinek prowadzi przez najpiękniejsze skalne szczeliny w Słowackim Raju - tzw. Ciemnicę.





Chwilami ferrata się kończy i trzeba iść dnem Wąwozu, pokonując stosy powalonych pni.



Potem dłuższy odcinek prowadzi do Obrovskiego wodospadu.



Tutaj też znajduje się miejsce z najwyżej położonymi klamrami nad dnem wąwozu - dwadzieścia metrów wysokości…





wchodzimy do góry i tu ferrata się kończy. Ferrata nie jest trudna, ale o wiele ciekawsza od tej ferraty Martinskéhole.
Dalej trasa prowadzi żółtym, a potem niebieskim szlakiem do Klasztorzyska. Wracamy na parking na Podlesok.
Na parkingu zastanawiamy się co jutro robić ? Prognozy zapowiadają się mało ciekawie. Deszcz, a w wyższych partiach śnieg.
Postanawiamy jechać na Nova Lesna, ale przed tym jeszcze robimy słowackie zakupy… Nadchodzi wieczór. Siedzimy w pokoju zastanawiając się co jutro robić. Z Rohaczy rezygnujemy. Pomysłu zbytnio nie ma…
Wstaniemy wcześnie rano i podejmiemy decyzje…
Kategoria Góry, Slovensky Raj


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kurs wspinaczki skalnej

Sobota, 10 czerwca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

Już dawno zastanawiałem się nad kursem wspinaczkowym, ale zawsze miałem jakieś wymówki, zawsze coś stało na przeszkodzie, ale jednak skusiłem się na jednodniowy kurs wspinaczki skalnej z Adrenaliner. Nie do końca byłem przekonany…czy iść czy nie, lecz cóż zapłacone, trzeba iść, odwrotu nie ma. Namawiałem parę osób… ale nikt nie był zainteresowany… Niech sobie siedzą w domach. W końcu nadszedł ten dzień. Po ósmej docieram do Rzędkowic na Ranczo pod Wysoką Turnią. Trochę zagubiony… Nie znam nikogo, a samemu tak jakoś dziwnie.. Okazuje się, że już na początku ekipa bardzo przyjazna. Nie trzeba było się obawiać.
Po dziewiątej z całą ekipą ruszamy w stronę skałek, dziesięć minut drogi i zaczyna się szkolenie. Pierwsze instrukcje co robić, czego nie robić, jak zakładać uprząż, jak asekurować i tym podobne. Takie podstawy, ale bardzo przydatne. Dowiedziałem się dużo nowego. Pora na pierwsze wspinanie „na wędkę ‘’, koło Małej Grani.



Pomimo, że nie mam butów do wspinania, tylko podejściówki idzie mi całkiem nieźle. Robię mały błąd … za bardzo wspinam się rękami…ale to się opanuje. Moją pierwszą drogę w skałkach pokonuję bez większych problemów.



Przenosimy się w inne miejsce, na Studnisko i Wschodnią Grań, nieco trudniejsze. Chmurzy się,prognozy przewidywały opady deszczu. Kurs trwa dalej.Zdobywam kolejną drogę w skałkach. Zaczyna kropić, skały robią się śliskie. Pada hasło, że trzeba się zbierać, lecz ja próbuję jeszcze innej drogi. Na początku trudno było zacząć, skały wyślizgane, a do tego jeszcze mokre, po początkowych problemach udaje się wspiąć na górę. Nie poddaje się tak łatwo. Wracamy na Ranczo. Wielka szkoda… Zaczęło mi się podobać, bardziej niż przypuszczałem. Zacząłem żałować, że nie posłuchem Martyny „zapisz się na kurs na dwa dni”… Czasami warto słuchać…Ale udaje się i zostaję na kolejny dzień. Po obiedzie szkolimy się na sali, deszcz dalej dokuczał, ale dość szybko się wypogodziło. Nauka zjazdów … super…A potem ognisko. Czyli wiadomo alkohol i wygłupy i tak do pierwszej. Pora spać, lecz niestety miałem być tylko jeden dzień, więc z noclegiem problem, ale Tojcia jest wygodna. Postanawiam spać w samochodzie. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Wstaje koło 6, wyspany jak nigdy naładowany energią. Idę na poranny spacer, jest klimat…



Wspinam się na jedną ze skał.
Wracam przed dziewiątą, gdzie już wszyscy się zbierają… idziemy...
I tak zaczyna się kolejny dzień szkolenia. Zaczynamy od Wschodniej Grani, a tam wspinaczka w Studni.



Potem już zjazdy, to mi się najbardziej podobało.



Znów zmieniamy miejsce, kierujemy się na Turnie Kursantów. Kolejna skałka, tu jestem pierwszym ochotnikiem na wspinanie się z dolną asekuracją. Pierwsze zetknięcie się z ekspresami… założyć, potem wpiąć linę …Szybkie instrukcje iw drogę.Nie powiem, lekki stresik był. Wspinam się na samą górę drogą Eurogedon IV,
buduję stanowisko i w dół. Coś niesamowitego. Chce więcej… Wchodzę na Pośrenią Grań – Oringowaną czwórką, Prawie się mi udaje. Znów zmieniamy miejsce. Idziemy na Turnie nad Garażem.
Kolejna droga. Na wędkę? Nie… Z dolną idę…



Tak pokonuję Filar Garażu.



Fajna przygoda, coś nowego. Ekipa super. Lecz niestety szybko się kończy. Dwa dni zleciały jak pięć minut. Za krótko… Niestety zachorowałem… Dość poważnie, na nieuleczalną chorobę… w najbliższych dniach planuje odwiedzić specjalistyczny sklep i kupić sprzęt i jechać się wspinać… I tak narodziło się nowe hobby.
Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
46.79 km 20.00 km teren
02:47 h 16.81 km/h:
Maks. pr.:37.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Gliwice

Niedziela, 4 czerwca 2017 · dodano: 04.06.2017 | Komentarze 0