Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45075.86 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.11 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2016

Dystans całkowity:70.29 km (w terenie 30.00 km; 42.68%)
Czas w ruchu:03:53
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:34.90 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:35.15 km i 1h 56m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Czerwone Wierchy - Kopa Kondracka 2005 m.n.p.m. i Małołączniak 2096 m.n.p.m.

Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 07.02.2016 | Komentarze 0

Dziś kolejny wypad w Tatry.
Przed czwartą docieramy z samochodem do ronda pod Kuźnicami.
Do Kuźnic dochodzimy po dwudziestu minutach.
Oddalając się od dolnej stacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch, przed punktami usługowymi skręcamy zgodnie z drogowskazem na wyłożoną kamieniami drogę. Chwilę później dochodzimy do rozwidlenia szlaków. Prosto biegnie zielony na Kasprowy Wierch, my zaś odbijamy w prawo, trzymając się niebieskiego szlaku.
Wyłożona kamieniami szeroka droga wznosi się, wiedzie prosto do hotelu górskiego na Polanie Kalatówki. W lewo odbija natomiast leśna ścieżka, obchodząca polanę w jej dolnej części. Obie trasy łączą się tuż za Kalatówkami. Z polany dobrze widoczny jest Kasprowy Wierch. My widzimy tylko światełko i zarys gór.



Dalsza część drogi wiedzie ponownie przez las, ciemny las, przez co czasem wyobraźnia pracuje. Teren wznosi się, jednak podejście nie jest bardzo męczące. Po około czterdziestu minutach (od Kalatówek) wchodzimy na Polanę Kondratową.
Na polanie, na wysokości 1333 m.n.p.m. znajduje się najmniejsze schronisko w polskich Tatrach (20 miejsc noclegowych), u stóp masywu Giewontu. W 1953 r. budynek był "ofiarą" niecodziennego zdarzenia. Zboczami Długiego Giewontu zeszła kamienna lawina, a 30-tonowy głaz wbił się w jadalnię schroniska. Nieopodal wylądował o wiele większy, o wadze 70 ton. Kamienie z lawiny zalegają zresztą w okolicy po dzień dzisiejszy.
Tuż za schroniskiem znajduje się rozdroże szlaków. Skręcamy w lewo, na szlak zielony (niebieski biegnie prosto), prowadzący na Przełęcz pod Kopą Kondracką. Początkowo idziemy płaskim dnem Doliny Kondratowej. Po pewnym czasie ścieżka wznosi się po stromym śnieżnym zboczu.



Na Przełęcz pod Kopą Kondracką docieramy po około półtorej godziny wędrówki od schroniska.



Czerwone Wierchy to masyw górski w Tatrach Zachodnich, którego szczytami biegnie granica polsko–słowacka. W skład Czerwonych Wierchów wchodzą cztery szczyty. Od wschodu ku zachodowi są to: Kopa Kondracka, Małołączniak, Krzesanica i Ciemniak.
Wierzchołki Czerwonych Wierchów oddzielone są od siebie przełęczami. Kopę Kondracką od Małołączniaka oddziela Małołącka Przełęcz (1924 m n.p.m.), pomiędzy Małołączniakiem i Krzesanicą znajduje się Litworowa Przełęcz (2037 m n.p.m.), a pomiędzy Krzesanicą i Ciemniakiem – Przełęcz Mułowa (2067 m n.p.m.).
Trzon Czerwonych Wierchów zbudowany jest z wapieni i dolomitów, natomiast górna warstwa to skały krystaliczne (gnejsy i granity).
Czerwone Wierchy wzięły swoją nazwę od właściwości porastającej je rośliny o nazwie sit skucina, która późnym latem i jesienią przybiera czerwono–brązową barwę.
Zimową porą ciężko to zobaczyć.
Przed nami krótki odcinek trasy. Skręcamy w prawo (czerwony szlak) i szerokim grzbietem podchodzimy na szczyt.
Po niecałej godzinie zdobywam kolejny dwutysięcznik - Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.).



Roztacza się stąd szeroka panorama Tatr Wysokich,



po przeciwnej stronie widzimy zaś pobliski masyw Małołączniaka.

Z Kondrackiej Kopy schodzimy dosyć stromą, lecz szeroką ścieżką. Następnie czeka nas krótki trawers, który prowadzi nas na Przełęcz Małołącką.



Pozostało nam jeszcze wejście na Małołączniak. Zaczyna wiać coraz mocniejszy wiatr, chwilami wręcz porywisty. Parę metrów przed szczytem koleżanka odpuszcza i zawraca.



Kieruje się na Kopę Kondracką. Do szczytu zostało nie wiele, może z dwadzieścia metrów. Ja nie odpuszczam. Po niecałych pięciu minutach zdobywam szczyt - Małołączniak (2096 m n.p.m.)



Jego nazwa pochodzi od Doliny Małej Łąki, wcześniej natomiast nazywany był Czerwonym Wierchem.
Stoki Małołączniaka od strony południowej opadają do Dolinki Rozpadłej (górnego piętra Tomanowej Doliny Rozpadłej), a od północnej do Doliny Małej Łąki (poprzez Wyżnią Świstówkę Małołącką) i Doliny Litworowej (górnego piętra Doliny Miętusiej).
Na jego szczycie znajduje się skrzyżowanie szlaków turystycznych. Można stąd udać się na Kopę Kondracką, na Ciemniak przez Krzesanicę lub wrócić do Przysłopu Miętusiego.
Chwilę jestem na Małołączniaku, parę zdjęć i kierunek powrotny.



Po około półgodzinie dochodzę na Kopę Kondracką.

Z Kopy Kondrackiej schodzimy już na Kondracką Przełęcz (1725 m.n.p.m.) żółtym szlakiem, zajmuje nam to z czterdzieści minut.
Kondracka Przełęcz usytuowana jest na grzbiecie górskim łączącym Giewont z Kopą Kondracką, jest to skrzyżowanie szlaków: żółtego (z Doliny Małej Łąki albo Kopy Kondrackiej) i niebieskiego (z Hali Kondratowej).



Następnie szlakiem niebieskim zmierzamy do schroniska na Hali Kondratowej. Po godzinie docieramy do Schroniska.



Tam chwila odpoczynku i kierunek Kuźnice, lodowym szlakiem.


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Starorobociański Wierch 2176 m.n.p.m.

Niedziela, 17 stycznia 2016 · dodano: 23.01.2016 | Komentarze 0

Są chwile, które nigdy nie wrócą, lecz w pamięci będą trwać wiecznie.
Tak mogę zakończyć tamten rok.
Ale cóż, mamy nowy już.
Nowy Rok - nowe wyzwania, nowe problemy, których ostatnio jest za dużo…
Ale takie jest życie. Część ludzi chowa się w domach, inni uciekają tam, gdzie czują się wyjątkowo.
Ja to miejsce nazywam Tatrami.
Tam ostatnio właśnie czuję się jak kozica – wolny.
Tatry w tym roku już widziałem, ale z daleka, bo z Diablaka. A dziś będę tam osobiście.
Umawiam się z Krzyśkiem o w pół do pierwszej. Jedziemy w Tatry Zachodnie.
Przed czwartą dojeżdżamy na Siwą Polanę. Na zewnątrz niby minus dziewięć stopni.
No to w drogę. Tempo szybkie, bo w ciągu godziny jesteśmy już przy Polanie Trzydniówka. Skręcamy w lewo i wchodzimy na czerwony szlak. Po przysypanych śniegiem śladach stwierdzamy, że tego dnia jesteśmy pierwsi na szlaku.
Pierwszy etap wejścia prowadzi korytem Krowiego Żlebu.
Od samego początku ścieżka praktycznie cały czas pnie się ku górze, jednak jej nachylenie na tym etapie nie jest jeszcze zbyt ostre. Kiedy jednak ścieżka skręca gwałtownie w lewo opuszczając żleb, zaczynają się schody - dosłownie i w przenośni.
Zaczyna się dość długie i strome podejście krótkimi zakosami na grzbiet Kulowca.

Czym bliżej jesteśmy Trzydniowiańskiego, tym bardziej się rozjaśnia, chmury powoliustępują, odsłaniając nam szczyty.



W końcu po dwóch i pół godzinie docieramy na szczyt Trzydniowiańskiego Wierchu - 1758 m.n.p.m. na spóźniony wschód słońca.



Chmury mamy u stóp.



Chwila odpoczynku i idziemy dalej. Kierunek - Kończysty Wierch.
Dalsza droga wiedze zielonym szlakiem przez północną grań Kończystego Wierchu.
Przecieramy szlak, chyba dawno tu nikogo nie było, w dodatku wieje zimny wiatr. Chwilami mamy śnieg do kostek, a nawet do kolan.
Po półtorej godziny docieramy na Kończysty Wierch - 2002 m.n.p.m.



Tu już wieje nieźle i trochę zimno się robi, nawet herbata nie pomaga.
Parę zdjęć, mała walka Krzyśka z samym sobą, czy iść dalej czy wracać.
Dawaj, idziemy!
Palce u nóg już lekko zimne, nie wspominając o rękach. Idziemy na Starorobociański.



Podejście z Kończystego na Starorobociański Wierch trwa około 55 minut, ale chyba latem. Nam zajmuje to półtora godziny.
Najpierw schodzimy do Starorobociańskiej Przełęczy (1975 m n.p.m.), skąd czeka nas nieco męczące podejście o ponad 200 m na sam szczyt. Krzysiek troszkę pognał do przodu.



Starorobociański Wierch widziany od tej strony ma prawie idealnie trójkątny kształt, przypominający piramidę.

W końcu osiągam swój kolejny dwutysięcznik - Starorobociański Wierch (2176 m.n.p.m.).



Polska nazwa szczytu pochodzi od dawnej Hali Stara Robota, położonej w Dolinie Starorobociańskiej, która jest największym z odgałęzień Doliny Chochołowskiej. Nazwa stara robota oznacza nieczynne wyrobiska – w dolinie tej wydobywano rudę żelaza prawdopodobnie już w XVI wieku. W dokumentacji górniczej notowany jest w 1766 r.
Na szczycie mroźno i wietrznie, chowamy się za skałami, gdzie jest nawet przyjemnie. Trzeba się posilić, lecz niestety chleb nam zamarzł. Całe szczęście batony da się jeszcze gryźć.
Rozpoczynamy zejście… w stronę Siwego Zwornika.






Z Siwego Zwornika (1965 m.n.p.m.) zaczynamy zejście w stronę Siwej Przełęczy. Jest to chyba najbardziej niebezpieczny odcinek, który pokonujemy tego dnia - dość stromo.
Po niecałej godzinie jesteśmy na Siwej Przełęczy (1812m.n.p.m.). Jest godzina prawie czternasta.
Teraz zastanawiamy się jak iść - czy na Iwaniacką Przełęcz czy Doliną Starorobociańską.
Zmęczenie jednak bierze górę i wybieramy krótszy wariant i obieramy kierunek czarnego szlaku, czyli Doliną Starorobociańską.
Rozpoczynamy zejście, które jest dość łagodne, ale po kilku chwilach daje nam ostro popalić przez zalegającą grubą warstwę śniegu. Zapadamy się to po kolana, to po pas. Często też prezentujemy dziwne układy choreograficzne, co wygląda raczej dość komicznie, ale nam wcale do śmiechu nie jest. Nasze wymęczone już nogi skazane są na dodatkowy wysiłek podczas wygrzebywania się ze śniegu.
Druga połowa szlaku prowadzi już po równym, można było odetchnąć z ulgą.
Po dobrych dwóch godzinach w końcu docieramy do Drogi do Doliny Chochołowskiej - Wyżna Brama Chochołowska (1040 m.n.p.m.).
Teraz kierunek auto…
Po prawie czternastu godzinach wyprawy docieramy o osiemnastej do auta. Lekko przemarznięci i zmęczeni… Auto odpaliło, trzeba było chwilę poczekać zanim się zagrzało i dopiero wtedy można było się przebrać i ruszyć w kierunku domu.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
17.95 km 0.00 km teren
00:49 h 21.98 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Serwisówka

Niedziela, 10 stycznia 2016 · dodano: 11.01.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
52.34 km 30.00 km teren
03:04 h 17.07 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rozpoczęcie Sezonu

Sobota, 9 stycznia 2016 · dodano: 09.01.2016 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Diablak 1725 m.n.p.m.

Niedziela, 3 stycznia 2016 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 2

Nowy rok - nowe wyzwania. Plan: jechać w Tatry.
W ciągu paru dni w Tatrach było chyba z osiem wypadków śmiertelnych. TOPR-owcy ostrzegają przed wyjściem w Tatry.
Zdobycie Świnicy niestety muszę przełożyć na okres, gdy warunki się poprawia.
Późnym wieczorem z koleżanką zastanawiamy się co robić. Jechać czy nie jechać? Pogoda jest ładna, tylko te szlaki oblodzone. Mamy takie mieszane uczucia.
W końcu wpadam na pomysł. Tatry? Nie do końca wybieramy Tatry, lecz widok na nie. Jedziemy na Diablaka.

Wyruszam z Gliwic o drugiej i jadę w kierunku Żor. Przesiadka i dalej w drogę. Przed piątą docieramy na parking w Krowiarkach (1012 m n.p.m.)
Pogoda jest naprawdę całkiem fajna, jakieś minus piętnaście, jak nie lepiej.
No to w drogę - kierujemy się czerwonym szlakiem.
Na początku czeka nas wyczerpujące podejście na Sokolicę 1367 m.n.p.m. Na samym początku idziemy równym chodnikiem wyłożonym z dwóch stron świerkowymi balami, które pomału zamieniają się w długie schody. Po przejściu tego chodnika idziemy stromymi, świerkowymi schodkami, które dają w kość. Po dobrej godzinie wędrówki docieramy na szczyt najniższego z wierzchołków całego masywu - Sokolicę (1367 m n.p.m.).
Mały odpoczynek i wyruszamy w dalszą drogę babiogórskim grzbietem, teraz już w piętrze kosodrzewiny. Dochodzimy na Kępę (1530 m n.p.m.)
Widać piękny zarys Tatr.




Idąc dalej przechodzimy przez Gówniak ( 1617 m n.p.m.).
Gówniak jest ponoć często mylony ze szczytem Babiej (ja również myślałem że to już tu), zwłaszcza we mgle, kiedy nie widać wierzchołka właściwego. Od Gówniaka pozostaje już tylko "atak szczytowy", który odbywa się częściowo w skalistym terenie.
Chyba pięć minut przed wschodem słońca jesteśmy na szczycie.
Sesja zdjęciowa… Coś pięknego…






Babia Góra inaczej nazywana również Diablakiem to masyw górski, którego zwieńczeniem jest szczyt Babiej Góry o wysokości 1725 m n. p. m. Położony jest we wschodniej części Beskidu Żywieckiego, a zarazem jest jego najwyższym wzniesieniem. Z najwyższego wierzchołka Babiej Góry roztacza się przepiękna panorama we wszystkich kierunkach. Możemy podziwiać ze szczytu większość pasm Beskidów (Śląski, Żywiecki, Makowski, Mały, Wyspowy, Gorce, Tatry oraz góry Słowacji, a także kotlinę Orawsko-Nowotarską). Diablak znany jest z bardzo kapryśnych warunków atmosferycznych, gdzie pogoda potrafi zmienić się w ciągu kilkunastu minut.Diablak, Diabelski Zamek, Królowa Beskidów, Matka Niepogód, Orawska Święta Góra - na tyle sposobów nazywa się najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich (1725 m n.p.m.). Jest to także najwyższe wzniesienie Polski położone poza Tatrami.



A dlaczego Diablak?
Według legendy wracający z Orawy zbójnik postanowił odpocząć na szczycie Babiej Góry. Wtem - ktoś podchodzi - ludzka postać, ale z ogonem, rogami i kopytami. Zbójnik szybko zorientował się, że ma do czynienia z Diabłem! Bies zaproponował chłopu interes - za oddanie duszy wieczną szczęśliwość :) Zbójnik przystał na układ, ale pod jednym warunkiem - Diabeł ma zbudować na szczycie Babiej Góry wielki zamek z kamieni. Diablisko wzięło się do roboty. Dźwiga ciężkie kamienie, bo wie, że czasu ma tylko do świtu, gdyż wtedy tryska jego moc. Chłop nie jest głupi. kiedy Bies kończy budowę, ten wymyśla coraz to nowe zadania - to o jedną wieżę za mało, to rów za płytki, mur za niski.... Kiedy w końcu Szatan ustawia ostatni kamień, słychać pianie koguta w Zawoi. Na to zbójnik w śmiech - umowa to umowa, Diabeł nie dostanie duszy. Rozwścieczony Bies ze złości machnął ogonem i zburzył zamek, który przygniótł zbójnika. Obecnie tylko czasem jeszcze słychać, jak pomiędzy skałami świszcze wspomnienie o zbójniku...



Jesteśmy tam z dwadzieścia minut, robi się chłodno, więc trzeba wracać.



Wracamy tym samym szlakiem, robiąc po drodze dużo zdjęć.



Do domu docieram po czternastej.
Kategoria Góry