Info
Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46528.56 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/hWięcej o mnie.
Mój rower
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad3 - 0
- 2024, Październik5 - 0
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj11 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2024, Styczeń4 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień8 - 0
- 2023, Sierpień24 - 0
- 2023, Lipiec13 - 0
- 2023, Czerwiec8 - 0
- 2023, Maj7 - 0
- 2023, Kwiecień12 - 0
- 2023, Marzec11 - 0
- 2023, Luty7 - 0
- 2023, Styczeń9 - 0
- 2022, Grudzień20 - 0
- 2022, Listopad24 - 0
- 2022, Październik12 - 0
- 2022, Wrzesień8 - 0
- 2022, Sierpień14 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec8 - 0
- 2022, Maj8 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty4 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik6 - 0
- 2021, Wrzesień5 - 0
- 2021, Sierpień10 - 0
- 2021, Lipiec5 - 0
- 2021, Czerwiec12 - 0
- 2021, Maj6 - 0
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2020, Grudzień5 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Lipiec2 - 0
- 2020, Czerwiec2 - 0
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2019, Grudzień5 - 0
- 2019, Październik1 - 0
- 2019, Wrzesień2 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec3 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj7 - 0
- 2019, Kwiecień6 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Sierpień12 - 2
- 2018, Lipiec7 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj5 - 0
- 2018, Kwiecień2 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik2 - 0
- 2017, Wrzesień2 - 0
- 2017, Sierpień11 - 1
- 2017, Lipiec7 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 0
- 2017, Maj12 - 0
- 2017, Kwiecień8 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty3 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień11 - 0
- 2016, Listopad6 - 0
- 2016, Październik3 - 0
- 2016, Wrzesień6 - 0
- 2016, Sierpień21 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 3
- 2016, Maj12 - 0
- 2016, Kwiecień6 - 0
- 2016, Marzec9 - 2
- 2016, Luty4 - 1
- 2016, Styczeń5 - 2
- 2015, Grudzień4 - 3
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień4 - 0
- 2015, Sierpień3 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj7 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 0
- 2015, Luty4 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik9 - 2
- 2014, Wrzesień11 - 0
- 2014, Sierpień17 - 0
- 2014, Lipiec17 - 0
- 2014, Czerwiec20 - 3
- 2014, Maj17 - 0
- 2014, Kwiecień18 - 0
- 2014, Marzec17 - 0
- 2014, Luty20 - 0
- 2014, Styczeń10 - 2
- 2013, Grudzień16 - 0
- 2013, Listopad13 - 0
- 2013, Październik14 - 0
- 2013, Wrzesień18 - 3
- 2013, Sierpień6 - 0
- 2013, Lipiec1 - 0
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2013, Marzec19 - 0
- 2013, Luty20 - 0
- 2013, Styczeń22 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad16 - 0
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień24 - 1
- 2012, Lipiec28 - 0
- 2012, Czerwiec26 - 1
- 2012, Maj25 - 1
- 2012, Kwiecień17 - 0
- 2012, Marzec25 - 3
- 2012, Luty4 - 0
- 2012, Styczeń14 - 0
- 2011, Grudzień16 - 0
- 2011, Listopad19 - 3
- 2011, Październik24 - 0
- 2011, Wrzesień20 - 0
- 2011, Sierpień28 - 0
- 2011, Lipiec25 - 4
- 2011, Czerwiec25 - 0
- 2011, Maj26 - 0
- 2011, Kwiecień19 - 0
- 2011, Marzec25 - 0
- 2011, Luty16 - 0
- 2011, Styczeń9 - 0
- 2010, Grudzień18 - 0
- 2010, Listopad26 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień18 - 0
- 2010, Sierpień27 - 0
- 2010, Lipiec29 - 0
- 2010, Czerwiec29 - 0
- 2010, Maj25 - 0
- 2010, Kwiecień26 - 0
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty20 - 0
- 2010, Styczeń16 - 0
- 2009, Grudzień17 - 0
- 2009, Listopad27 - 0
- 2009, Październik25 - 0
- 2009, Wrzesień21 - 0
- 2009, Sierpień26 - 1
- 2009, Lipiec28 - 0
- 2009, Czerwiec24 - 0
- 2009, Maj25 - 1
- 2009, Kwiecień29 - 0
- 2009, Marzec23 - 0
- 2009, Luty18 - 0
- 2009, Styczeń18 - 0
- 2008, Grudzień13 - 0
- 2008, Listopad18 - 0
- 2008, Październik25 - 1
- 2008, Wrzesień28 - 0
- 2008, Sierpień22 - 0
- 2008, Lipiec19 - 2
- 2008, Czerwiec5 - 0
- 2008, Maj27 - 2
- 2008, Kwiecień27 - 1
- 2008, Marzec26 - 0
- 2008, Luty17 - 0
- 2008, Styczeń27 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Tatry
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Veľká Svišťovka 2023 m.n.p.m. Jahňací štít 2230 m.n.p.m
Sobota, 3 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 0
A może by tak w góry? Czemu by nie!
Wiola była za, namówiłem jeszcze Krzyśka, żeby jechał z nami. Zgodził się ale, wybrał dla siebie inny szlak-chce iść na Sławkowski. Ruszamy więc w drogę. Po godzinie drugiej docieramy do Tatranskiej Lomnicy, gdzie Krzysiek nas wysadza i jedzie dalej, a my z Wiolą ruszamy na szlak wybrany przez nas.
Dochodzimy na dolną stacje kolejki na Łomnicki Szczyt, skąd prowadzi godzinna asfaltowa droga na Stanica lanovky Štart. Tam zaczyna się strome podejście pokryte żwirem i kamieniami na Skalnate Pleso.
Podczas wędrówki słyszymy głośne ryki… Hmm, to chyba niedźwiedź. Dźwięki słychać coraz bliżej… Podobno te niepokojące tony to dźwięk wywodów miłosnych jelenia szlachetnego. Nie wiem, dla mnie na sto procent brzmi jak niedźwiedź.
Szlak skręca w prawo w las, a my postanawiamy iść zboczem narciarskim by uniknąć spotkania z jakimś leśnym zwierzątkiem. Na całe szczęście odgłosy po chwili ucichają. Przed piąta przechodzimy koło Skalnatej Chaty.
Jeszcze pięć minut i docieramy na Skalnaté Pleso, 1751m. Czas na odpoczynek po lekko stresującej drodze. Pora na poranne śniadanko- kanapeczki z ogóreczkiem i gorącą herbatą. Inni właśnie wstają do pracy, albo śpią, a my w pięknej scenerii z widokiem na Łomnicę jemy śniadanie.
Za nami powoli robi się czerwono, leniwie budzi się dzień. Przed szóstą zbieramy się, by wejść wyżej i podziwiać wschód słońca. Ze Skalnatégo plesa wyruszamy na czerwono znakowaną Magistralę. Mijamy hotel górski Encián i stację kolejki. Dalej przechodzimy obok obserwatorium astronomicznego znajdującego się nad Łomnickim Stawem, na wysokości 1786 m n.p.m.
Nastaje dzień, słonko leniwie wyłania się z chmurek.
Idziemy dalej kamiennym szlakiem ułożonym z dużych kamieni, ożywionych przez plamy żółtych i zielonkawych porostów.
Po drodze wita nas Kamzík.
Przed samym szczytem ścieżka podnosi się i zwija w zakosy. Przed ósmą dochodzimy na Rakuską Przełączkę Wyżnią
(Sedlo pod Svišťovkou, 2023m). Stoki Rakuskiej Grani to dawne tereny pasterskie.
Z przełęczy prowadzi krótki kilku minutowy szlak na szczyt Rakuska Czuba (Veĺká Svišťovka) 2037m.n.p.m.
Czyli kolejny dwutysięcznik do mojej kolekcji.
Sycimy swe oczy wspaniałymi widokami przez dobra godzinę. Widzimy stąd otoczenie Doliny Kieżmarskiej.
Po lewej bliski Kieżmarski Szczyt (2558m),
którego potężna piramida góruje pół kilometra nad nami,
pół kilometra niżej leżący Zielony Staw, a po drugiej jego stronie otaczające go szczyty: Baranie Rogi, Czarny, Kołowy, Jagnięcy. Jastrzębia Turnia, tak spektakularna znad Zielonego Stawu, tu zlewa się ze skalnym tłem i jest niemal niewidoczna. Na wprost natomiast widać śliczne zielono-białe pasmo Tatr Bielskich.
Trzeba iść dalej.
Schodzimy na przełęcz, a stamtąd w stronę Doliny Kieżmarskiej, czyli dolinki muminka, jak to określiła Wiola. Szlak kręci teraz licznymi zakosami i jest dość łagodny. Natomiast najtrudniejszy kawałek to zejście stromym żlebem ubezpieczonym łańcuchem. Po żlebie schodzimy pomiędzy kosodrzewiną. Po jedenastej docieramy do Schroniska przy Zielonym Stawie (Chata pri Zelenom Plese, dawniej Brnčalova Chata, Brnčalka, 1551m).
Pierwsze powstałe w tym miejscu schronisko zostało przeniesione w 1880 roku z Polany Rakuskiej, gdzie wcześniej służyło pasterzom (nosiło nazwę Egidova Chata na cześć Idziego Berzeviczyego). Dwukrotnie ulegało pożarom. Od 1894 roku istnieje kamienny budynek, który powiększono w 1926 roku. Początkowo nosiło imię fundatora arcyksięcia Fryderyka Habsburga (Fridrichowa chata). W latach międzywojennych i powojennych gospodarzami schroniska byli wybitni sportowcy. Obecnie, mimo powrotu do starej nazwy, nadal funkcjonuje nazwa „Brnčalka”(od Alberta Brnčala, tragicznie zmarłego taternika). Warto wspomnieć też o Zielonym Stawie Kieżmarskim (Zelené pleso 1545 m n.p.m.). Przez Zielony Staw Kieżmarski przepływa Zielony Potok, który jest dopływem Białej Wody Kieżmarskiej.Nazwa związana jest z kolorem wody. Według legendy, źródłem zielonej barwy jest rubin (karbunkuł), który spadł do wody ze szczytu Jastrzębiej Turni. Ponoć za cennym kamieniem do wody wskoczył syn hrabiego Tökölya.Zielony Staw i Schronisko położone są w kotlinie która jest otoczona przez 900-metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, Jastrzębią Turnię i Kozią Turnię.
Widoki są piękne.
Po dwunastej wyruszamy ze schroniska żółtym szlakiem w kierunku Doliny Jagnięcej. Podchodzimy zakosami stromą, kamienną ścieżką wśród kosodrzewiny.
Przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego i trawersujemy po kamiennej ścieżce zbocze Jastrzębiej Turni. Dalej teren zamienia się w bardziej kamienisty, kosówka zanika. Za nami nie ma już prawie nikogo, wszyscy schodzą.
My tym czasem mijamy Modry Staw, ścieżka za nim zaczyna piąć się w górę. Idziemy zboczem, bo na drodze jest wiele kamieni i usypisk. Po pewnym czasie zakręcamy w lewo i wychodzimy na skały ubezpieczone łańcuchami. Początkowo wspinamy się po skalnych żebrach, dalej wchodzimy w dosyć wąską i skalistą rynnę. Tutaj skalne płyty są bardziej gładkie, co utrudnia wspinaczkę. Po kilkuminutowej wspinaczce kończą się łańcuchy,
a my dalej przy pomocy rąk wspinamy się w skalistym żlebie. Po chwili osiągamy przełęcz zwaną Kołowym Przechodem.
Przechodzimy na drugą stronę grani i skręcamy w prawo. Zaczyna się trudny i skalisty teren , spora ekspozycja, Szlak biegnie granią, wznosząc się i opadając na przemian. Często idziemy przez skalne turnie, rynny czy galeryjki.
Po przejściu kilku skalnych żeberek wychodzimy na ostatnie siodełko grani. W okolicach piętnastej, po ciężkiej wędrówce osiągamy Jagnięcy Szczyt (Jahňací štít) 2230 m.n.p.m.
Udało się, Jagnięcy zdobyty! Następny szczyt do Mojej kolekcji. Dolna część stoków Jagnięcego Szczytu była dawniej wypasana. Nazwa Jagnięce lub Hala Jagnięca odnosiła się pierwotnie właśnie do dolnych fragmentów Jagnięcej Grani i wiązała się z wypasem jagniąt. Przez wierzchołek Jagnięcego Szczytu przebiegała granica pomiędzy dobrami jaworzyńskimi. a własnością chotarów z Kieżmarku i Białej Spiskiej (w latach 1412–1769 tereny te należały do Polski). Do końca XIX wieku stał na szczycie kopiec graniczny. Pierwsze odnotowane wejście: Robert Townson i spiski przewodnik Hans Gross – 9 sierpnia 1793 r. Jednak wcześniej na szczycie bywali pasterze, kłusownicy, a także górnicy, którzy w XVIII wieku na jego północno-zachodnim grzebieniu wydobywali miedź. Pierwsze zimowe wejście odnotowano 3 grudnia 1911 r., dokonali go Lajos Rokfalusy i Gyula Hefty. Szlak na szczyt wybudowano w latach 1911–1912.
Spędzamy tu dłuższą chwile. Zastanawiamy się co robi Krzysiek, bo przed dwunastą schodził już ze Sławkowskiego…
Panorama jest imponująca.
Można zobaczyć Tatry Bielskie, Tatry Wysokie, aż nie chce się wracać
Niestety trzeba, na szczycie już prawie nikogo nie ma. Wracamy do schroniska tą samą drogą. Należy bardzo uważać, aby nie przeoczyć skrętu w lewo na przełęczy. Zdarzało się, że wielu turystów błądziło w tym terenie.
Na łańcuchach dostrzegamy Kamzíka, który chyba czeka na nas. Zmierzamy więc w jego kierunku. Podchodzimy powoli coraz bliżej i bliżej, aż jest na wyciagnięcie ręki.
Bardziej skupiony był na skubaniu czegoś miedzy kamieniami niż nami. Nigdy nie byłem tak blisko. W ogóle się nie bał, czasem patrzył się tylko co robimy. Schodząc w stronę schroniska, w dalszym ciągu napotykamy kozice.
Już po dwudziestym razie nie robi na nas, aż takiego wrażenia, ale dalej jest ekscytująca. Chyba są przyzwyczajone do ludzi, albo po prostu myślą, jakby upolować nas na kolacje, w końcu jesteśmy na ich terenie. Są dosłownie parę metrów koło nas, zaciekawione tym co my tu robimy. Do schroniska docieramy po osiemnastej. Krzysiek chyba nas zabije… Dla pocieszenia przypominam sobie że tą trasę z Krzyśkiem pokonaliśmy coś koło niecałych dwóch godzin. Udaje się nam po w pół do ósmej dotrzeć na parking. Kežmarská Biela voda, bus. Krzysiek stoi, nie odjechał.
Wyprawa naprawdę się udała, niesamowita trasa i chwilami bardzo wymagająca. Nie mogę się doczekać kolejnej.
Ale cóż, pora niestety wracać do domu…
Wiola była za, namówiłem jeszcze Krzyśka, żeby jechał z nami. Zgodził się ale, wybrał dla siebie inny szlak-chce iść na Sławkowski. Ruszamy więc w drogę. Po godzinie drugiej docieramy do Tatranskiej Lomnicy, gdzie Krzysiek nas wysadza i jedzie dalej, a my z Wiolą ruszamy na szlak wybrany przez nas.
Dochodzimy na dolną stacje kolejki na Łomnicki Szczyt, skąd prowadzi godzinna asfaltowa droga na Stanica lanovky Štart. Tam zaczyna się strome podejście pokryte żwirem i kamieniami na Skalnate Pleso.
Podczas wędrówki słyszymy głośne ryki… Hmm, to chyba niedźwiedź. Dźwięki słychać coraz bliżej… Podobno te niepokojące tony to dźwięk wywodów miłosnych jelenia szlachetnego. Nie wiem, dla mnie na sto procent brzmi jak niedźwiedź.
Szlak skręca w prawo w las, a my postanawiamy iść zboczem narciarskim by uniknąć spotkania z jakimś leśnym zwierzątkiem. Na całe szczęście odgłosy po chwili ucichają. Przed piąta przechodzimy koło Skalnatej Chaty.
Jeszcze pięć minut i docieramy na Skalnaté Pleso, 1751m. Czas na odpoczynek po lekko stresującej drodze. Pora na poranne śniadanko- kanapeczki z ogóreczkiem i gorącą herbatą. Inni właśnie wstają do pracy, albo śpią, a my w pięknej scenerii z widokiem na Łomnicę jemy śniadanie.
Za nami powoli robi się czerwono, leniwie budzi się dzień. Przed szóstą zbieramy się, by wejść wyżej i podziwiać wschód słońca. Ze Skalnatégo plesa wyruszamy na czerwono znakowaną Magistralę. Mijamy hotel górski Encián i stację kolejki. Dalej przechodzimy obok obserwatorium astronomicznego znajdującego się nad Łomnickim Stawem, na wysokości 1786 m n.p.m.
Nastaje dzień, słonko leniwie wyłania się z chmurek.
Idziemy dalej kamiennym szlakiem ułożonym z dużych kamieni, ożywionych przez plamy żółtych i zielonkawych porostów.
Po drodze wita nas Kamzík.
Przed samym szczytem ścieżka podnosi się i zwija w zakosy. Przed ósmą dochodzimy na Rakuską Przełączkę Wyżnią
(Sedlo pod Svišťovkou, 2023m). Stoki Rakuskiej Grani to dawne tereny pasterskie.
Z przełęczy prowadzi krótki kilku minutowy szlak na szczyt Rakuska Czuba (Veĺká Svišťovka) 2037m.n.p.m.
Czyli kolejny dwutysięcznik do mojej kolekcji.
Sycimy swe oczy wspaniałymi widokami przez dobra godzinę. Widzimy stąd otoczenie Doliny Kieżmarskiej.
Po lewej bliski Kieżmarski Szczyt (2558m),
którego potężna piramida góruje pół kilometra nad nami,
pół kilometra niżej leżący Zielony Staw, a po drugiej jego stronie otaczające go szczyty: Baranie Rogi, Czarny, Kołowy, Jagnięcy. Jastrzębia Turnia, tak spektakularna znad Zielonego Stawu, tu zlewa się ze skalnym tłem i jest niemal niewidoczna. Na wprost natomiast widać śliczne zielono-białe pasmo Tatr Bielskich.
Trzeba iść dalej.
Schodzimy na przełęcz, a stamtąd w stronę Doliny Kieżmarskiej, czyli dolinki muminka, jak to określiła Wiola. Szlak kręci teraz licznymi zakosami i jest dość łagodny. Natomiast najtrudniejszy kawałek to zejście stromym żlebem ubezpieczonym łańcuchem. Po żlebie schodzimy pomiędzy kosodrzewiną. Po jedenastej docieramy do Schroniska przy Zielonym Stawie (Chata pri Zelenom Plese, dawniej Brnčalova Chata, Brnčalka, 1551m).
Pierwsze powstałe w tym miejscu schronisko zostało przeniesione w 1880 roku z Polany Rakuskiej, gdzie wcześniej służyło pasterzom (nosiło nazwę Egidova Chata na cześć Idziego Berzeviczyego). Dwukrotnie ulegało pożarom. Od 1894 roku istnieje kamienny budynek, który powiększono w 1926 roku. Początkowo nosiło imię fundatora arcyksięcia Fryderyka Habsburga (Fridrichowa chata). W latach międzywojennych i powojennych gospodarzami schroniska byli wybitni sportowcy. Obecnie, mimo powrotu do starej nazwy, nadal funkcjonuje nazwa „Brnčalka”(od Alberta Brnčala, tragicznie zmarłego taternika). Warto wspomnieć też o Zielonym Stawie Kieżmarskim (Zelené pleso 1545 m n.p.m.). Przez Zielony Staw Kieżmarski przepływa Zielony Potok, który jest dopływem Białej Wody Kieżmarskiej.Nazwa związana jest z kolorem wody. Według legendy, źródłem zielonej barwy jest rubin (karbunkuł), który spadł do wody ze szczytu Jastrzębiej Turni. Ponoć za cennym kamieniem do wody wskoczył syn hrabiego Tökölya.Zielony Staw i Schronisko położone są w kotlinie która jest otoczona przez 900-metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, Jastrzębią Turnię i Kozią Turnię.
Widoki są piękne.
Po dwunastej wyruszamy ze schroniska żółtym szlakiem w kierunku Doliny Jagnięcej. Podchodzimy zakosami stromą, kamienną ścieżką wśród kosodrzewiny.
Przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego i trawersujemy po kamiennej ścieżce zbocze Jastrzębiej Turni. Dalej teren zamienia się w bardziej kamienisty, kosówka zanika. Za nami nie ma już prawie nikogo, wszyscy schodzą.
My tym czasem mijamy Modry Staw, ścieżka za nim zaczyna piąć się w górę. Idziemy zboczem, bo na drodze jest wiele kamieni i usypisk. Po pewnym czasie zakręcamy w lewo i wychodzimy na skały ubezpieczone łańcuchami. Początkowo wspinamy się po skalnych żebrach, dalej wchodzimy w dosyć wąską i skalistą rynnę. Tutaj skalne płyty są bardziej gładkie, co utrudnia wspinaczkę. Po kilkuminutowej wspinaczce kończą się łańcuchy,
a my dalej przy pomocy rąk wspinamy się w skalistym żlebie. Po chwili osiągamy przełęcz zwaną Kołowym Przechodem.
Przechodzimy na drugą stronę grani i skręcamy w prawo. Zaczyna się trudny i skalisty teren , spora ekspozycja, Szlak biegnie granią, wznosząc się i opadając na przemian. Często idziemy przez skalne turnie, rynny czy galeryjki.
Po przejściu kilku skalnych żeberek wychodzimy na ostatnie siodełko grani. W okolicach piętnastej, po ciężkiej wędrówce osiągamy Jagnięcy Szczyt (Jahňací štít) 2230 m.n.p.m.
Udało się, Jagnięcy zdobyty! Następny szczyt do Mojej kolekcji. Dolna część stoków Jagnięcego Szczytu była dawniej wypasana. Nazwa Jagnięce lub Hala Jagnięca odnosiła się pierwotnie właśnie do dolnych fragmentów Jagnięcej Grani i wiązała się z wypasem jagniąt. Przez wierzchołek Jagnięcego Szczytu przebiegała granica pomiędzy dobrami jaworzyńskimi. a własnością chotarów z Kieżmarku i Białej Spiskiej (w latach 1412–1769 tereny te należały do Polski). Do końca XIX wieku stał na szczycie kopiec graniczny. Pierwsze odnotowane wejście: Robert Townson i spiski przewodnik Hans Gross – 9 sierpnia 1793 r. Jednak wcześniej na szczycie bywali pasterze, kłusownicy, a także górnicy, którzy w XVIII wieku na jego północno-zachodnim grzebieniu wydobywali miedź. Pierwsze zimowe wejście odnotowano 3 grudnia 1911 r., dokonali go Lajos Rokfalusy i Gyula Hefty. Szlak na szczyt wybudowano w latach 1911–1912.
Spędzamy tu dłuższą chwile. Zastanawiamy się co robi Krzysiek, bo przed dwunastą schodził już ze Sławkowskiego…
Panorama jest imponująca.
Można zobaczyć Tatry Bielskie, Tatry Wysokie, aż nie chce się wracać
Niestety trzeba, na szczycie już prawie nikogo nie ma. Wracamy do schroniska tą samą drogą. Należy bardzo uważać, aby nie przeoczyć skrętu w lewo na przełęczy. Zdarzało się, że wielu turystów błądziło w tym terenie.
Na łańcuchach dostrzegamy Kamzíka, który chyba czeka na nas. Zmierzamy więc w jego kierunku. Podchodzimy powoli coraz bliżej i bliżej, aż jest na wyciagnięcie ręki.
Bardziej skupiony był na skubaniu czegoś miedzy kamieniami niż nami. Nigdy nie byłem tak blisko. W ogóle się nie bał, czasem patrzył się tylko co robimy. Schodząc w stronę schroniska, w dalszym ciągu napotykamy kozice.
Już po dwudziestym razie nie robi na nas, aż takiego wrażenia, ale dalej jest ekscytująca. Chyba są przyzwyczajone do ludzi, albo po prostu myślą, jakby upolować nas na kolacje, w końcu jesteśmy na ich terenie. Są dosłownie parę metrów koło nas, zaciekawione tym co my tu robimy. Do schroniska docieramy po osiemnastej. Krzysiek chyba nas zabije… Dla pocieszenia przypominam sobie że tą trasę z Krzyśkiem pokonaliśmy coś koło niecałych dwóch godzin. Udaje się nam po w pół do ósmej dotrzeć na parking. Kežmarská Biela voda, bus. Krzysiek stoi, nie odjechał.
Wyprawa naprawdę się udała, niesamowita trasa i chwilami bardzo wymagająca. Nie mogę się doczekać kolejnej.
Ale cóż, pora niestety wracać do domu…
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem 2307 m n.p.m.
Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 0
To
ostatni weekend wakacji. Pogoda zapowiada się piękna, szkoda byłoby zmarnować
taki dzień. Niestety finanse nie pozwalały na wyjazd i nie było to spowodowane tym,
że niedawno byłem na urlopie, lecz czymś zupełnie innym. Tylko plany zostały.
Ale czasem życie nabiera kolorów…
Może Babia, a może Tatry… Wiola ostatnio ma pomysłów więcej niż ja. To dzięki jej determinacji postanawiamy odwiedzić Tatry.
Dziś bez pobudki od razu po pracy wsiadam w Toicie, jadę po Wiolcie i w drogę po tatrzańską, wysokogórską przygodę.
Przed drugą meldujemy się na parkingu na Palenicy Białczyńskiej, który był w połowie pełny, lub jak kto woli w połowie pusty. Ciężko było wysiąść z auta, ale w końcu zbieramy się i ruszamy w drogę.
Idziemy ciemną, nie oświetloną asfaltową drogą. Niezbędne jest użycie jakiegoś światła, a ja na całe szczęście mam ze sobą naładowany telefon. Droga czasem skraca po kamiennych schodach. Po godzinie trzeciej docieramy do Schroniska nad Morskim Okiem.
Schronisko położone jest nad jeziorem Morskie Oko, w dolinie Rybiego Potoku, w Tatrach Wysokich. Górują nad nim Rysy, masyw Mięguszowieckich Szczytów oraz wyróżniającą się sylwetkę Mnicha. Schronisko PTTK nad Morskim Okiem oferuje noclegi w dwóch osobnych budynkach. Pierwszy z nich został wzniesiony przez Towarzystwo Tatrzańskie w 1874 r. Po rozbudowie mógł pomieścić 50 osób. Cieszył się znaczną popularnością do momentu, gdy doszczętnie spłonął w 1898 r. Prace remontowe rozpoczęto ponownie w 1907 r., po roku schronisko oddano do użytku. Budynek ten funkcjonuje do dziś jako Nowe Schronisko. W okresie budowy w celu nocowania turystów wykorzystywano wozownię, stanowiącą dzisiejsze Stare Schronisko. Podczas trwania II wojny światowej budynek wykorzystywany był przez niemiecki oddział straży granicznej. W latach 1945-1980 schronisko prowadzone było przez Wandę i Czesława Łapińskich. Od tej pory historia budynku nieodłącznie związana jest z tym nazwiskiem – dziś kierowaniem schroniska zajmuje się Maria Łapińska, wraz z synem i córką. Od 1976 r., kiedy schronisko nad Morskim Okiem uznano za zabytek, budynek jest chroniony prawnie.
Chwila odpoczynku i w drogę. Jest przed czwartą, a my kierujemy się kamiennymi schodami w dół przy schronisku w stronę jeziora.
Skręcamy w lewo i idziemy czerwonym szlakiem. Po około dwudziestu minutach dochodzimy pod drogowskaz. Wielki Piarg, a stąd w lewo, w stronę naszego celu. Rozpoczynamy podejście po kamiennych płytach, które nie trwa zbyt długo.
Przed piątą osiągamy Czarny Staw pod Rysami (1580 m)
Przed naszymi oczami roztacza się wspaniały widok głównie na Morskie Oko
i Mięguszowieckie Szczyty.
Robimy dłuższą godzinną przerwę na śniadanko, a potem ruszamy dalej. W lewo czerwony szlak na Rysy a w My idziemy w prawo,
na zielony szlak, który już na początku wiedzie po kamiennych schodach wśród kosodrzewiny, a czasem przez większe głazy.
Dalej droga biegnie przez rumowiska skalne.
Po pewnym czasie dochodzimy do ściany Kazalnicy. Osiągamy dno kotła Mięguszowieckiego, nazywanego też Bańdziochem. Ze szlaku rozpościera się piękny widok na Morskie Oko i nie tylko. Znajdujemy tu chwile na odpoczynek na górskiej trawie, a nawet czas na małą drzemkę. Kocioł Mięguszowiecki opuszczamy wchodząc na ograniczające go od strony Kazalnicy skały. Od tego miejsca szlak zmienia charakter na dużo trudniejszy, a duża ekspozycja towarzyszy nam aż na samą przełęcz. Rozpoczynając wspinaczkę na Kazalnicę napotkamy pierwsze poważniejsze trudności. Do pokonania mamy dwie strome skalne rynny. Pierwsza jest dużo dłuższa i nie ma zamontowanych żadnych ubezpieczeń.
Tuż za pierwszą rynną znajduje się krótkie, ale niezwykle wąskie przejście nad przepaścią, ubezpieczone dwoma klamrami.
Kolejna rynna jest krótsza od pierwszej, a w najtrudniejszym miejscu pomocą służą klamry. Potem wędrujemy dłuższą chwilę łatwą ścieżką po kamieniach, w końcu osiągamy Kazalnicę, z której rozpościera się wspaniała panorama. Rysy wreszcie w pełni okazałości,
a także Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i Wysoka.
Następnie szlak biegnie przez moment granią w stronę Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, a nieco później odbija w prawo. Idziemy obecnie tzw. "Galeryjką". Ta wąska ścieżka prowadzi przez nadzwyczajnie przepaściste i urwiste tereny.
Przemieszczamy się trawersem, czeka na nas krótka wspinaczka. W pewnym momencie wychodzimy przed zakręt w lewo, po prawej stronie i tuż za nim przepaść!
Jeszcze raz podciągamy się i wychodzimy z niej skręcając od razu na lewo. Nie ma szans jednakże, aby umysł dobrze wypoczął, gdyż za wspomnianą rynną perć zawęża się do niemożliwych rozmiarów. Nagle robi się jeszcze ciaśniej! W końcu dreptamy tuż przy ogromnej przepaści.
Przed dwunastą docieramy na Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. Przełęcz leżąca na wysokości 2307 metrów, jest rozległym siodłem pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem Czarnym oraz Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim. Panorama z przełęczy obejmuje między innymi Lodowy Szczyt, Hawrań, Jagnięcy Szczyt,
Kozi Wierch, Wołoszyn i przed wszystkim Dolinę Rybiego Potoku z Morskim Okiem.
Po południowej stronie szczególnie ciekawie prezentuje się Grań Baszt, Wielki Staw Hińczowy
oraz Koprowy Wierch.
Chyba mało mi atrakcji na dziś, więc postanawiam się wdrapać na Mięguszowiecki Pośredni.
Już na samym początku czeka mnie wspinaczka. Czym dalej, tym trudniej. W pewnym momencie stoję przed głazem na który trzeba się wspiąć, a potem minąć kolejny głaz zawieszony nad przepaścią.
Lekki strach był, co by było jakbym zleciał, ale lubię taką adrenalinę. Parę zdjęć i schodzę pokonując przepaść i wysoki głaz i dochodzę do Wioli. Pytam się, czy chce spróbować. Pomagając jej dochodzimy do głazu, gdzie trzeba się wspiąć. Wiola rezygnuje. Odpoczywa, ja korzystając z okazji, wchodzę po raz drugi, już bardziej pewniej.
Schodzimy bezpiecznie na przełęcz. Ludzi coraz mniej, jeszcze chwila relaksu. Przed piętnastą schodzimy robiąc pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w powrotną drogę.
Pomijając Orlą Perć, szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za najtrudniejszy w polskich Tatrach. Wiele wspinaczkowych fragmentów, nieliczne zabezpieczenia, tylko parę klamr, brak łańcuchów. Niezwykle duża ekspozycja. Na Kazalnicy widzimy krążący helikopter w okolicy Rysów.
Jak się okazało TOPR miał jeden z najbardziej pracowitych dni w tym roku. My bezpiecznie schodzimy nad Morskie Oko, Po dwudziestej docieramy na parking.
Ale czasem życie nabiera kolorów…
Może Babia, a może Tatry… Wiola ostatnio ma pomysłów więcej niż ja. To dzięki jej determinacji postanawiamy odwiedzić Tatry.
Dziś bez pobudki od razu po pracy wsiadam w Toicie, jadę po Wiolcie i w drogę po tatrzańską, wysokogórską przygodę.
Przed drugą meldujemy się na parkingu na Palenicy Białczyńskiej, który był w połowie pełny, lub jak kto woli w połowie pusty. Ciężko było wysiąść z auta, ale w końcu zbieramy się i ruszamy w drogę.
Idziemy ciemną, nie oświetloną asfaltową drogą. Niezbędne jest użycie jakiegoś światła, a ja na całe szczęście mam ze sobą naładowany telefon. Droga czasem skraca po kamiennych schodach. Po godzinie trzeciej docieramy do Schroniska nad Morskim Okiem.
Schronisko położone jest nad jeziorem Morskie Oko, w dolinie Rybiego Potoku, w Tatrach Wysokich. Górują nad nim Rysy, masyw Mięguszowieckich Szczytów oraz wyróżniającą się sylwetkę Mnicha. Schronisko PTTK nad Morskim Okiem oferuje noclegi w dwóch osobnych budynkach. Pierwszy z nich został wzniesiony przez Towarzystwo Tatrzańskie w 1874 r. Po rozbudowie mógł pomieścić 50 osób. Cieszył się znaczną popularnością do momentu, gdy doszczętnie spłonął w 1898 r. Prace remontowe rozpoczęto ponownie w 1907 r., po roku schronisko oddano do użytku. Budynek ten funkcjonuje do dziś jako Nowe Schronisko. W okresie budowy w celu nocowania turystów wykorzystywano wozownię, stanowiącą dzisiejsze Stare Schronisko. Podczas trwania II wojny światowej budynek wykorzystywany był przez niemiecki oddział straży granicznej. W latach 1945-1980 schronisko prowadzone było przez Wandę i Czesława Łapińskich. Od tej pory historia budynku nieodłącznie związana jest z tym nazwiskiem – dziś kierowaniem schroniska zajmuje się Maria Łapińska, wraz z synem i córką. Od 1976 r., kiedy schronisko nad Morskim Okiem uznano za zabytek, budynek jest chroniony prawnie.
Chwila odpoczynku i w drogę. Jest przed czwartą, a my kierujemy się kamiennymi schodami w dół przy schronisku w stronę jeziora.
Skręcamy w lewo i idziemy czerwonym szlakiem. Po około dwudziestu minutach dochodzimy pod drogowskaz. Wielki Piarg, a stąd w lewo, w stronę naszego celu. Rozpoczynamy podejście po kamiennych płytach, które nie trwa zbyt długo.
Przed piątą osiągamy Czarny Staw pod Rysami (1580 m)
Przed naszymi oczami roztacza się wspaniały widok głównie na Morskie Oko
i Mięguszowieckie Szczyty.
Robimy dłuższą godzinną przerwę na śniadanko, a potem ruszamy dalej. W lewo czerwony szlak na Rysy a w My idziemy w prawo,
na zielony szlak, który już na początku wiedzie po kamiennych schodach wśród kosodrzewiny, a czasem przez większe głazy.
Dalej droga biegnie przez rumowiska skalne.
Po pewnym czasie dochodzimy do ściany Kazalnicy. Osiągamy dno kotła Mięguszowieckiego, nazywanego też Bańdziochem. Ze szlaku rozpościera się piękny widok na Morskie Oko i nie tylko. Znajdujemy tu chwile na odpoczynek na górskiej trawie, a nawet czas na małą drzemkę. Kocioł Mięguszowiecki opuszczamy wchodząc na ograniczające go od strony Kazalnicy skały. Od tego miejsca szlak zmienia charakter na dużo trudniejszy, a duża ekspozycja towarzyszy nam aż na samą przełęcz. Rozpoczynając wspinaczkę na Kazalnicę napotkamy pierwsze poważniejsze trudności. Do pokonania mamy dwie strome skalne rynny. Pierwsza jest dużo dłuższa i nie ma zamontowanych żadnych ubezpieczeń.
Tuż za pierwszą rynną znajduje się krótkie, ale niezwykle wąskie przejście nad przepaścią, ubezpieczone dwoma klamrami.
Kolejna rynna jest krótsza od pierwszej, a w najtrudniejszym miejscu pomocą służą klamry. Potem wędrujemy dłuższą chwilę łatwą ścieżką po kamieniach, w końcu osiągamy Kazalnicę, z której rozpościera się wspaniała panorama. Rysy wreszcie w pełni okazałości,
a także Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i Wysoka.
Następnie szlak biegnie przez moment granią w stronę Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, a nieco później odbija w prawo. Idziemy obecnie tzw. "Galeryjką". Ta wąska ścieżka prowadzi przez nadzwyczajnie przepaściste i urwiste tereny.
Przemieszczamy się trawersem, czeka na nas krótka wspinaczka. W pewnym momencie wychodzimy przed zakręt w lewo, po prawej stronie i tuż za nim przepaść!
Jeszcze raz podciągamy się i wychodzimy z niej skręcając od razu na lewo. Nie ma szans jednakże, aby umysł dobrze wypoczął, gdyż za wspomnianą rynną perć zawęża się do niemożliwych rozmiarów. Nagle robi się jeszcze ciaśniej! W końcu dreptamy tuż przy ogromnej przepaści.
Przed dwunastą docieramy na Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. Przełęcz leżąca na wysokości 2307 metrów, jest rozległym siodłem pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem Czarnym oraz Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim. Panorama z przełęczy obejmuje między innymi Lodowy Szczyt, Hawrań, Jagnięcy Szczyt,
Kozi Wierch, Wołoszyn i przed wszystkim Dolinę Rybiego Potoku z Morskim Okiem.
Po południowej stronie szczególnie ciekawie prezentuje się Grań Baszt, Wielki Staw Hińczowy
oraz Koprowy Wierch.
Chyba mało mi atrakcji na dziś, więc postanawiam się wdrapać na Mięguszowiecki Pośredni.
Już na samym początku czeka mnie wspinaczka. Czym dalej, tym trudniej. W pewnym momencie stoję przed głazem na który trzeba się wspiąć, a potem minąć kolejny głaz zawieszony nad przepaścią.
Lekki strach był, co by było jakbym zleciał, ale lubię taką adrenalinę. Parę zdjęć i schodzę pokonując przepaść i wysoki głaz i dochodzę do Wioli. Pytam się, czy chce spróbować. Pomagając jej dochodzimy do głazu, gdzie trzeba się wspiąć. Wiola rezygnuje. Odpoczywa, ja korzystając z okazji, wchodzę po raz drugi, już bardziej pewniej.
Schodzimy bezpiecznie na przełęcz. Ludzi coraz mniej, jeszcze chwila relaksu. Przed piętnastą schodzimy robiąc pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w powrotną drogę.
Pomijając Orlą Perć, szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za najtrudniejszy w polskich Tatrach. Wiele wspinaczkowych fragmentów, nieliczne zabezpieczenia, tylko parę klamr, brak łańcuchów. Niezwykle duża ekspozycja. Na Kazalnicy widzimy krążący helikopter w okolicy Rysów.
Jak się okazało TOPR miał jeden z najbardziej pracowitych dni w tym roku. My bezpiecznie schodzimy nad Morskie Oko, Po dwudziestej docieramy na parking.
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Prielom 2288 m
Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0
Kolejny
i chyba ostatni dzień podbojów.
Dziś wstajemy dość późno, ale szybko się zbieramy i ruszamy.
Dojeżdżamy do Starego Smokovca. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy na elektrické železnice, którą dojeżdżamy po dziewiątej na Tatranská Polianka. Tu znajduje się początek dzisiejszej wycieczki. Ta trasa jest dobrze mi znana, gdyż parę lat temu pokonywałem ją rowerem. Teraz przyszło mi pokonać ją pieszo.
Ruszamy więc zielonym szlakiem w stronę Doliny Wielickiej. Szlak w paru miejscach przecina asfaltową drogę prowadzącą do Śląskiego Domu, która w końcu przed jedenastą doprowadza nas nad Wielicki Staw. Nad stawem znajduje się wspomniany Śląski Dom (Sliezky Dom) - na wysokości 1665 m n.p.m. Nie którzy myślą, że to schronisko, lecz niestety, to duży hotel.
Schronisko nad Wielickim Stawem nie miało szczęścia. Pierwszy mały kamienny budynek postawił na wschodnim brzegu już w 1871 roku taternik i zarządca Starego Smokowaca - Eduard Blásy. Fundusze pozyskano na drodze składki przeprowadzonej wśród gości i przedsiębiorców tej miejscowości. Jednak już po trzech latach schronisko zostało zniszczone przez lawinę.
W latach 1876-78 na Wyżnej Wielickiej Polanie (Mokrej Polanie) nowe schronisko powstało za sprawą Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego (MKE). Miało kamienne fundamenty i drewnianą konstrukcję, kuchnię, świetlicę, magazyn, noclegownię, werandę i ogrzewanie w postaci pieców. Jego fundamenty, pozostałe po pożarze, który zniszczył budynek w 1913 roku, można do dziś zobaczyć idąc Magistralą na Hrebienok. Schronisko to nazywane było Hunfalvyho chata - na cześć pochodzącego z Wielkiego Sławkowa węgierskiego geografa, Jana Hunfalvy'ego (1820-1888).
W związku ze wzrostem ruchu turystycznego Schronisko Hunfalvy'ego nie mogło pomieścić wszystkich chętnych i wrocławska sekcja MKE już w latach 1894-95 wybudowała w obecnym miejscu nowy obiekt (stąd nazwa Śląski Dom). Inwestorem był także Pavol Weszter, właściciel Tatrzańskiej Polanki. Budynek miał osiem pomieszczeń, a w latach 1907, 1942, 1958 dodano mu nowe części, tak że mogło pomieścić ponad 100 osób. Piękne, utrzymane w stylu alpejskim schronisko o stromo opadającym dachu z mansardami spłonęło w w nocy z 29 na 30 listopada 1962 roku. Przez kolejne lata turystów obsługiwał jedynie prowizoryczny bufet. Obecny budynek wzniesiono w latach 1965-68. Niestety hotel często był zamknięty, gdyż właściciel nie miał pieniędzy na jego prowadzenie. Od 2001 roku obecny właściciel (SDG) przebudował hotel na potrzeby niepełnosprawnych i rozwija zaplecze gastronomiczne. W 2008 stworzono centrum odnowy biologicznej wraz z sauną, jacuzzi i masażami.
Właściwie ze schroniskiem górskim w starym stylu ma to już niewiele wspólnego.
Jesteśmy w Dolinie Wielickiej (Velicka dolina) – jednej z najmniejszych dolin walnych w całych Tatrach, u stóp Gerlacha (2655 m) – najwyższego masywu tatrzańskiego. Robimy tu dłuższą przerwę. Po dwunastej ruszamy dalej, Idziemy zielonym szlakiem, wzdłuż brzegu Wielickiego Stawu (Velické pleso, 1663 m) w stronę skalnego progu odgradzającego wyższe piętro Doliny Wielickiej. Szlak pnie się do góry. Przechodzimy pod przewieszoną mokrą ścianą, z której nawet podczas suchego lata kapie woda. Jest to Granatnica – albo Mokra Wanta, po słowacku Vécny dážď. Ponad progiem, z którego spada największy wodospad Doliny Wielickiej (Velický vodopád), znajduje się płaski taras z bujną roślinnością nazywany Wielickim Ogrodem (Kvetníca, 1820- 1840 m) Szlak podchodzi na drugą, nieco mniejsza, łąkę – zwaną Wyżnim Ogrodem Wielickiem (Vyšná Kvetnica, 1890 m), a następnie wznosi się na górne piętro Doliny Wielickiej, ograniczone masywem Suchej Kopy (Gulʹatý kopec, 2125 m) W piarżystej kotlinie, pomiędzy Suchą Kopą a Gerlachem, leży Długi Staw (Dlhé pleso, 1945 m). Jego powierzchnię zmniejszają kamienie, które spadają Żlebem Karczmarza, tworząc ogromne stożki. Żleb Karczmarza (Krčmárov žlʼab) opada z Lawiniastej Przełączki (Lavínová lávka, 2545 m) i jest najdłuższym żlebem w Tatrach – ma około 800 m długości i średnie nachylenie ok. 45⁰. Właśnie tym żlebem Janusz Chmielowski z towarzyszami dokonał pierwszego zimowe wejścia na Gerlach.
Było to w styczniu 1905 roku. (www.tatryinietylko.pl).
Długi Staw zostaje w tyle.
Szlak staje się stosunkowo stromy, wiodąc wśród rumowisk oraz dużych bloków skalnych.
Ostatni odcinek szlaku, prowadzi wąską ścieżką nad obrywami skalnymi, ubezpieczony jest łańcuchami.
Przed piętnastą zdobywamy Polski Grzebień 2200 m n.p.m. (Pol'sky Hrebeń).
Jest to szeroka przełęcz w grani głównej Tatr Wysokich, pomiędzy dolinami Białej Wody (Bielovodská dolina), dokładniej jej odgałęzieniem Doliną Świstową (Svišťová dolina), i Wielicką (Velická dolina). To szerokie i dość głębokie przejście było znane i używane od dawna przez myśliwych. Pierwszymi znanymi turystami na Polskim Grzebieniu byli Mück, Wilhelm Roxer, Stolzenberg, Titus Szentiványi i Wadovszky 7 sierpnia 1840 r. Pierwsze przejście zimowe: Theodor Wundt, Jakob Horvay,
17 kwietnia 1884 r. W XVIII wieku używano nazwy Grzebień w odniesieniu do długiego odcinka grani, później dodano przymiotnik Polski. W połowie XIX wieku została zawężona do przełęczy.
Na przełęczy natrafimy na choinkę szlaków. Na niej znajdziemy drogowskaz z zaczynającym się w tym miejscu żółtym szlakiem, wiodącym na Małą Wysoką.
Małą Wysoką mieliśmy w planie, lecz z powodu później już godziny rezygnujemy. Przed nami jeszcze sporo drogi.
Parę zdjęć na tle wielkiego masywu Gerlacha i otaczających nas dolinek.
Zdjęcia zrobione więc ruszamy dalej w drogę. Przed szesnastą schodzimy zielonym szlakiem z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Litworowej.
Nie docieramy jednak do jej dna, tylko do roztaju szlaków - Zamrznutý kotol pod Poľským hrebeňom 2089 m. gdzie nasz dotychczasowy, zielony szlak, kończy się.
W lewo, w dół, odchodzi droga do doliny Białej Wody - niebieski szlak. W prawo, również niebieski, wiedzie na Rohatkę i to tam się kierujemy. Trasa prowadzi wśród głazów i piargów.
Trawersujemy zbocza Malej Wysokiej. Jest coraz stromiej, kamienie usuwają się spod nóg. W końcu dochodzimy do bardzo stromego żlebu, który zabezpieczony jest łańcuchami i klamrami.
Jeszcze chwila spinaczki i … Prawie o siedemnastej zdobywamy Rohatke (Prielom 2288m).
Jest to przełęcz w głównej grani Tatr pomiędzy Małą Wysoką (Východná Vysoká) i Dziką Turnią (Divá veža), dokładniej Turnią nad Rohatką.
Ta wąska i głęboka przełęcz była używana już w XIX wieku. Istniejący, znakowany szlak turystyczny został wytyczony w 1912. Rohatka jest najwygodniejszym przejściem łączącym Dolinę Staroleśną z Doliną Białej Wody. Witold Henryk Paryski nazwał ją jednym z najważniejszych przejść przez główną grań Tatr. Węgierska nazwa przełęczy oznacza karb, wrąb – podobnie jak nazwy słowacka i niemiecka. Polska forma miała powstać na wzór węgierskiej wskutek nieporozumienia. Według Józefa Nyki wywodzenie nazwy z formy węgierskiej jest błędne. Na przełomie XIX i XX wieku łączono też nazwę przełęczy ze słowem rogatka, co miało sugerować położenie na granicy.
Na przełęczy nie ma żywej duszy. Nikt nie wchodzi, nikt nie schodzi. Jesteśmy sami. Można się rozkoszować ciszą i widokami, podziwiając z jednej strony dolinę Litworową z dużym Zmarzłym Stawem i wspaniałymi ścianami skalnymi ograniczającymi Dolinę Białej Wody.
Z drugiej – Staroleśną, jej rozlicznymi zbójnickimi stawami, oraz wspaniały szereg szczytów: Jaworowy, Lodowy, Łomnica, Pośrednia Grań.
Chciałem tu już zostać i posiedzieć godzinę lub dwie, a nawet trzy, ale trzeba było schodzić, gdyż słońce coraz mniej oświetlało okoliczne szczyty. Droga w dół początkowo jest dość stroma, a na wijącej się zakosami ścieżce leży sporo ruchomych kamieni i wystających prętów. Wkrótce jednak szlak robi się wygodny i przyjemny, mniej skośny. Idziemy dnem Dolinki pod Rohatką, pośród ogromnych głazów. Po drodze spotykamy kamziki.
Po dziewiętnastej docieramy do Zbójnickiej Chaty. Chwile zostajemy, podziwiając czerwono kolorowe niebo nad doliną.
Trzeba iść. Schodzimy już prawie po ciemku Dolinią Staroleśną (Veľká Studená dolina). Tępo mamy dość szybkie, nie wiem czy z powodu późnej pory, czy dlatego, że nie chcemy napotkać jakiegoś zwierzątka.
W oddali wspaniały nocny widok na miasto Poprad. Można by patrzyć przez całą noc.
W końcu nasz niebieski szlak się kończy i krzyżuje się z czerwonym z Magistralą Tatrzańską . Zostało dojść tylko na Hrenienok. Po dwudziestej trzeciej docieramy na parking w Starym Smokowcu.
W następnym dniu myśleliśmy o wyprawie nad Krywań, ale ja już byłem naprawdę wykończony. Cały tydzień, dzień w dzień przepiękne wędrówki, magia Tatr.
Może faktycznie można było spróbować wybrać się na Krywań?
Ale trudno, czasu już nie cofnę. Po dziesiątej zbieramy się i jedziemy na Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso).
Jest to miejscowość u podnóża Tatr Wysokich. Położone na południowym brzegu jeziora o tej samej nazwie. Jezioro otoczone jest lasem świerkowym, zniszczonym jednak bardzo przez huraganowy wiatr w 2004. Znajduje się tu ośrodek turystyczny i sportów zimowych. Osada jest położona na wysokości 1315-1385 m n.p.m. W miejscowości znajdują się dwie skocznie narciarskie: duża skocznia narciarska – nieczynna K120 oraz normalna K90, na których w 1970 roku rozgrywano Mistrzostwa Świata w Skokach Narciarskich.
Niestety, jak wszystko co dobre, tak i nasze podróże kiedyś muszą się skończyć. Na następny dzień wracamy do domu, robiąc po drodze moje standardowe słowackie zakupy.
Przebyłem ponad sto dziesięć kilometrów szlaków górskich w Tatrach Wysokich. Udało mi się zrobić coś niesamowitego, mam nadzieje, że kolejny urlop będzie również udany, może w innych górach… Ale do Tatr zawsze będę wracał.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku…
Dziś wstajemy dość późno, ale szybko się zbieramy i ruszamy.
Dojeżdżamy do Starego Smokovca. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy na elektrické železnice, którą dojeżdżamy po dziewiątej na Tatranská Polianka. Tu znajduje się początek dzisiejszej wycieczki. Ta trasa jest dobrze mi znana, gdyż parę lat temu pokonywałem ją rowerem. Teraz przyszło mi pokonać ją pieszo.
Ruszamy więc zielonym szlakiem w stronę Doliny Wielickiej. Szlak w paru miejscach przecina asfaltową drogę prowadzącą do Śląskiego Domu, która w końcu przed jedenastą doprowadza nas nad Wielicki Staw. Nad stawem znajduje się wspomniany Śląski Dom (Sliezky Dom) - na wysokości 1665 m n.p.m. Nie którzy myślą, że to schronisko, lecz niestety, to duży hotel.
Schronisko nad Wielickim Stawem nie miało szczęścia. Pierwszy mały kamienny budynek postawił na wschodnim brzegu już w 1871 roku taternik i zarządca Starego Smokowaca - Eduard Blásy. Fundusze pozyskano na drodze składki przeprowadzonej wśród gości i przedsiębiorców tej miejscowości. Jednak już po trzech latach schronisko zostało zniszczone przez lawinę.
W latach 1876-78 na Wyżnej Wielickiej Polanie (Mokrej Polanie) nowe schronisko powstało za sprawą Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego (MKE). Miało kamienne fundamenty i drewnianą konstrukcję, kuchnię, świetlicę, magazyn, noclegownię, werandę i ogrzewanie w postaci pieców. Jego fundamenty, pozostałe po pożarze, który zniszczył budynek w 1913 roku, można do dziś zobaczyć idąc Magistralą na Hrebienok. Schronisko to nazywane było Hunfalvyho chata - na cześć pochodzącego z Wielkiego Sławkowa węgierskiego geografa, Jana Hunfalvy'ego (1820-1888).
W związku ze wzrostem ruchu turystycznego Schronisko Hunfalvy'ego nie mogło pomieścić wszystkich chętnych i wrocławska sekcja MKE już w latach 1894-95 wybudowała w obecnym miejscu nowy obiekt (stąd nazwa Śląski Dom). Inwestorem był także Pavol Weszter, właściciel Tatrzańskiej Polanki. Budynek miał osiem pomieszczeń, a w latach 1907, 1942, 1958 dodano mu nowe części, tak że mogło pomieścić ponad 100 osób. Piękne, utrzymane w stylu alpejskim schronisko o stromo opadającym dachu z mansardami spłonęło w w nocy z 29 na 30 listopada 1962 roku. Przez kolejne lata turystów obsługiwał jedynie prowizoryczny bufet. Obecny budynek wzniesiono w latach 1965-68. Niestety hotel często był zamknięty, gdyż właściciel nie miał pieniędzy na jego prowadzenie. Od 2001 roku obecny właściciel (SDG) przebudował hotel na potrzeby niepełnosprawnych i rozwija zaplecze gastronomiczne. W 2008 stworzono centrum odnowy biologicznej wraz z sauną, jacuzzi i masażami.
Właściwie ze schroniskiem górskim w starym stylu ma to już niewiele wspólnego.
Jesteśmy w Dolinie Wielickiej (Velicka dolina) – jednej z najmniejszych dolin walnych w całych Tatrach, u stóp Gerlacha (2655 m) – najwyższego masywu tatrzańskiego. Robimy tu dłuższą przerwę. Po dwunastej ruszamy dalej, Idziemy zielonym szlakiem, wzdłuż brzegu Wielickiego Stawu (Velické pleso, 1663 m) w stronę skalnego progu odgradzającego wyższe piętro Doliny Wielickiej. Szlak pnie się do góry. Przechodzimy pod przewieszoną mokrą ścianą, z której nawet podczas suchego lata kapie woda. Jest to Granatnica – albo Mokra Wanta, po słowacku Vécny dážď. Ponad progiem, z którego spada największy wodospad Doliny Wielickiej (Velický vodopád), znajduje się płaski taras z bujną roślinnością nazywany Wielickim Ogrodem (Kvetníca, 1820- 1840 m) Szlak podchodzi na drugą, nieco mniejsza, łąkę – zwaną Wyżnim Ogrodem Wielickiem (Vyšná Kvetnica, 1890 m), a następnie wznosi się na górne piętro Doliny Wielickiej, ograniczone masywem Suchej Kopy (Gulʹatý kopec, 2125 m) W piarżystej kotlinie, pomiędzy Suchą Kopą a Gerlachem, leży Długi Staw (Dlhé pleso, 1945 m). Jego powierzchnię zmniejszają kamienie, które spadają Żlebem Karczmarza, tworząc ogromne stożki. Żleb Karczmarza (Krčmárov žlʼab) opada z Lawiniastej Przełączki (Lavínová lávka, 2545 m) i jest najdłuższym żlebem w Tatrach – ma około 800 m długości i średnie nachylenie ok. 45⁰. Właśnie tym żlebem Janusz Chmielowski z towarzyszami dokonał pierwszego zimowe wejścia na Gerlach.
Było to w styczniu 1905 roku. (www.tatryinietylko.pl).
Długi Staw zostaje w tyle.
Szlak staje się stosunkowo stromy, wiodąc wśród rumowisk oraz dużych bloków skalnych.
Ostatni odcinek szlaku, prowadzi wąską ścieżką nad obrywami skalnymi, ubezpieczony jest łańcuchami.
Przed piętnastą zdobywamy Polski Grzebień 2200 m n.p.m. (Pol'sky Hrebeń).
Jest to szeroka przełęcz w grani głównej Tatr Wysokich, pomiędzy dolinami Białej Wody (Bielovodská dolina), dokładniej jej odgałęzieniem Doliną Świstową (Svišťová dolina), i Wielicką (Velická dolina). To szerokie i dość głębokie przejście było znane i używane od dawna przez myśliwych. Pierwszymi znanymi turystami na Polskim Grzebieniu byli Mück, Wilhelm Roxer, Stolzenberg, Titus Szentiványi i Wadovszky 7 sierpnia 1840 r. Pierwsze przejście zimowe: Theodor Wundt, Jakob Horvay,
17 kwietnia 1884 r. W XVIII wieku używano nazwy Grzebień w odniesieniu do długiego odcinka grani, później dodano przymiotnik Polski. W połowie XIX wieku została zawężona do przełęczy.
Na przełęczy natrafimy na choinkę szlaków. Na niej znajdziemy drogowskaz z zaczynającym się w tym miejscu żółtym szlakiem, wiodącym na Małą Wysoką.
Małą Wysoką mieliśmy w planie, lecz z powodu później już godziny rezygnujemy. Przed nami jeszcze sporo drogi.
Parę zdjęć na tle wielkiego masywu Gerlacha i otaczających nas dolinek.
Zdjęcia zrobione więc ruszamy dalej w drogę. Przed szesnastą schodzimy zielonym szlakiem z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Litworowej.
Nie docieramy jednak do jej dna, tylko do roztaju szlaków - Zamrznutý kotol pod Poľským hrebeňom 2089 m. gdzie nasz dotychczasowy, zielony szlak, kończy się.
W lewo, w dół, odchodzi droga do doliny Białej Wody - niebieski szlak. W prawo, również niebieski, wiedzie na Rohatkę i to tam się kierujemy. Trasa prowadzi wśród głazów i piargów.
Trawersujemy zbocza Malej Wysokiej. Jest coraz stromiej, kamienie usuwają się spod nóg. W końcu dochodzimy do bardzo stromego żlebu, który zabezpieczony jest łańcuchami i klamrami.
Jeszcze chwila spinaczki i … Prawie o siedemnastej zdobywamy Rohatke (Prielom 2288m).
Jest to przełęcz w głównej grani Tatr pomiędzy Małą Wysoką (Východná Vysoká) i Dziką Turnią (Divá veža), dokładniej Turnią nad Rohatką.
Ta wąska i głęboka przełęcz była używana już w XIX wieku. Istniejący, znakowany szlak turystyczny został wytyczony w 1912. Rohatka jest najwygodniejszym przejściem łączącym Dolinę Staroleśną z Doliną Białej Wody. Witold Henryk Paryski nazwał ją jednym z najważniejszych przejść przez główną grań Tatr. Węgierska nazwa przełęczy oznacza karb, wrąb – podobnie jak nazwy słowacka i niemiecka. Polska forma miała powstać na wzór węgierskiej wskutek nieporozumienia. Według Józefa Nyki wywodzenie nazwy z formy węgierskiej jest błędne. Na przełomie XIX i XX wieku łączono też nazwę przełęczy ze słowem rogatka, co miało sugerować położenie na granicy.
Na przełęczy nie ma żywej duszy. Nikt nie wchodzi, nikt nie schodzi. Jesteśmy sami. Można się rozkoszować ciszą i widokami, podziwiając z jednej strony dolinę Litworową z dużym Zmarzłym Stawem i wspaniałymi ścianami skalnymi ograniczającymi Dolinę Białej Wody.
Z drugiej – Staroleśną, jej rozlicznymi zbójnickimi stawami, oraz wspaniały szereg szczytów: Jaworowy, Lodowy, Łomnica, Pośrednia Grań.
Chciałem tu już zostać i posiedzieć godzinę lub dwie, a nawet trzy, ale trzeba było schodzić, gdyż słońce coraz mniej oświetlało okoliczne szczyty. Droga w dół początkowo jest dość stroma, a na wijącej się zakosami ścieżce leży sporo ruchomych kamieni i wystających prętów. Wkrótce jednak szlak robi się wygodny i przyjemny, mniej skośny. Idziemy dnem Dolinki pod Rohatką, pośród ogromnych głazów. Po drodze spotykamy kamziki.
Po dziewiętnastej docieramy do Zbójnickiej Chaty. Chwile zostajemy, podziwiając czerwono kolorowe niebo nad doliną.
Trzeba iść. Schodzimy już prawie po ciemku Dolinią Staroleśną (Veľká Studená dolina). Tępo mamy dość szybkie, nie wiem czy z powodu późnej pory, czy dlatego, że nie chcemy napotkać jakiegoś zwierzątka.
W oddali wspaniały nocny widok na miasto Poprad. Można by patrzyć przez całą noc.
W końcu nasz niebieski szlak się kończy i krzyżuje się z czerwonym z Magistralą Tatrzańską . Zostało dojść tylko na Hrenienok. Po dwudziestej trzeciej docieramy na parking w Starym Smokowcu.
W następnym dniu myśleliśmy o wyprawie nad Krywań, ale ja już byłem naprawdę wykończony. Cały tydzień, dzień w dzień przepiękne wędrówki, magia Tatr.
Może faktycznie można było spróbować wybrać się na Krywań?
Ale trudno, czasu już nie cofnę. Po dziesiątej zbieramy się i jedziemy na Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso).
Jest to miejscowość u podnóża Tatr Wysokich. Położone na południowym brzegu jeziora o tej samej nazwie. Jezioro otoczone jest lasem świerkowym, zniszczonym jednak bardzo przez huraganowy wiatr w 2004. Znajduje się tu ośrodek turystyczny i sportów zimowych. Osada jest położona na wysokości 1315-1385 m n.p.m. W miejscowości znajdują się dwie skocznie narciarskie: duża skocznia narciarska – nieczynna K120 oraz normalna K90, na których w 1970 roku rozgrywano Mistrzostwa Świata w Skokach Narciarskich.
Niestety, jak wszystko co dobre, tak i nasze podróże kiedyś muszą się skończyć. Na następny dzień wracamy do domu, robiąc po drodze moje standardowe słowackie zakupy.
Przebyłem ponad sto dziesięć kilometrów szlaków górskich w Tatrach Wysokich. Udało mi się zrobić coś niesamowitego, mam nadzieje, że kolejny urlop będzie również udany, może w innych górach… Ale do Tatr zawsze będę wracał.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku…
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry Priečne sedlo 2352 m n.p.m.
Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 01.09.2016 | Komentarze 0
Dziś budzimy się z lekkim dreszczykiem niepewności. Co nas dziś czeka?Początek
naszej wyprawy zaczynamy w Starym Smokowcu, gdzie zostawiamy auto i kierujemy
się na dobrze znamy nam Hrebienok. Droga zajęła nam pół godziny, jest trochę po
szóstej, pora więc na śniadanko z gorącą herbatką. Chwilę później ruszamy w
dalsza drogę. Kierujemy się oznakowaną na czerwoną Magistralą Tatrzańską. Przed
ósma docieramy do schroniska Zamkovského chata, gdzie -nie spiesząc się- robimy kolejna przerwę .Gdy ruszamy dalej wchodzimy
w Dolinę Zimnej Wody na zielony szlak. Początkowo idziemy lasem, a następnie
pośród kosodrzewiny. Droga jest łatwa. Po jakimś czasie ukazuje się nam skalny
wysoki próg na 300 metrów, nawet już widać schronisko i to, co nas czeka.
Coraz mniej trawy, coraz więcej kamieni., robi się bardziej stromo. Szlak skręca w lewo i wchodzi w ścianę progu. Dochodzimy do niedużej siklawy. Ścieżka pnie się mozolnie, zakosami po płytach i usypiskach skalnych.
Widoczne ze drogi schronisko wydaje się być już niedaleko, widzimy je pozornie tuż przed nami,
jednak skręcamy w następny zakos, i idziemy, idziemy, idziemy, a po dziesięciu minutach widzimy, że jest ono tak samo daleko, jak przedtem.
Kiedy wychodzimy z ostatniego zakosu trudno uwierzyć, że to już. Po dziewiątej docieramy do schroniska Téry'ego.
Téryho Chata (2015 m).
Położone na wysokości 2015 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody, wśród Pięciu Stawów Spiskich. Schronisko popularnie zwane „Terinka” jest najwyżej położonym tatrzańskim schroniskiem czynnym przez cały rok. Dolina otoczona jest przez Łomnicę, Lodowy i Pośrednią Grań. Ödön Téry (1856-1917) był założycielem i działaczem Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego, które wzniosło schronisko w latach 1898-99. Budowa wymagała wielkiego nakładu sił i środków - kamienny materiał budowlany (ponad 50 tys. ton) wnoszono na plecach, braki finansowe na szczęście wyrównał swą darowizną projektant Gedeon Majunke. W późniejszych latach schronisko kilkakrotnie rozbudowywano i modernizowano. W telefon i centralne ogrzewanie zostało wyposażone już w 1936 roku, obecnie zaś dysponuje najwyżej na Słowacji położoną elektrownią wodną.
Pomysł nadania schronisku imienia pierwszego zdobywcy szczytów Pośredniej Grani i Durnego został wysunięty i jednogłośnie przyjęty podczas ceremonii otwarcia w dniu 21 września 1899. To schronisko, tak jak i Chata Zbójnicka i Chata pod Rysami, zaopatrywane jest przez nosiczów, wnoszących wszelkie potrzebne rzeczy na plecach.
Od schroniska szlak zielony i żółty wiedzie pomiędzy stawami.
Na lewo od ścieżki leży Niżni Staw Spiski, na prawo najpierw Pośredni, potem Wielki.
Ścieżka pnie się w górę zakosami pośród kamieni na ramię Kopy Lodowej (Malý Ľadový štít). Po jej przekroczeniu (widać stąd malutki Wyżni Staw Spiski - położony za Wielkim Stawem) schodzimy w dziką i pustą Dolinkę Lodową (Dolinka pod Sedielkom). Na jej dnie znajduje się rozejście szlaków. Zielony odchodzi w prawo na Lodową Przełęcz, a w lewo prowadzi żółty na Czerwoną Ławkę.
I właśnie ten szlak wybieramy.
Przez chwilę podchodzimy zakosami po piargu, po czym zaczyna się podejście niemal pionową ścianą skalną, bardzo eksponowaną i ubezpieczoną długimi łańcuchami i klamrami. Zaczyna mi się to podobać, Wioli chyba mniej, było widać po niej lekkie przerażenie. Po ponad półgodzinnym wspinaniu się po łańcuchach docieramy na przełęcz. Wiola nie potrzebnie się bala, bo doskonale dała radę. Strach ma wielkie oczy.
Moim skromnym zdaniem… na zdjęciach wyglądało to bardziej dramatycznie niż w rzeczywistości.
Nawet czasem użycie łańcuchów nie było potrzebne, ale nie powiem na początku też miałem lekkie obawy. A podobno to najtrudniejszy szlak na Słowacji.
Przed pierwszą osiągamy przełęcz. Jest udało się! Jesteśmy na Czerwonej Ławce. Ale chwila, moment! Gdzie ta Czerwona Ławka?
Nie ma gdzie usiąść.
Czerwona Ławka czyli Priečne sedlo. Przełęcz utworzona jest przez dwa głębokie wcięcia (2352 m n.p.m.) pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą groźnie zwieszającą się nad przełęczą.
Wschodnie zbocza spod przełęczy opadają do Dolinki Lodowej (górne odgałęzienie Doliny Małej Zimnej Wody), zbocza zachodnie do Strzeleckiej Kotliny w górnym piętrze Doliny Staroleśnej. Szlak przez Czerwoną Ławkę zbudowano w latach w latach 1935–37. Przełęcz nazwana została w 1956 roku przez Jana Alfreda Szczepańskiego „słowackim Zawratem”. Przez wiele lat szlak ten był jednokierunkowy, w 2013 roku zamontowano dodatkowe łańcuchy i klamry umożliwiające bezpieczne przejście w obu kierunkach. Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy, nazwa słowacka to „poprzeczna przełęcz”. Z przejścia prowadzi nieoznakowana droga na Mały Lodowy Szczyt, na który postanawiam się wdrapać.
Kiedyś były plany by zrobić tu Via ferrate, ale niestety to tylko plany. Prawie osiągam Mały Lodowy. Dlaczego prawie? Jest tu dużo luźnych kamieni, które mógłbym przypadkiem zrzucić na przełęcz. Postanawiam wracać do Wioli, która czeka na przełęczy. Innym razem też będzie okazja.
Po przeżyciach na przełęczy zejście w dół, do Doliny Staroleśnej, nie sprawia nam dużych trudności. Schodzimy po stromej, kamienistej ścieżce, po półkach i piarżyskach. Dookoła dzikie, kamieniste krajobrazy i usypiska głazów, pokrytych porostami.
Szlak mija Siwe Stawy (Sivé plesá, 2013m). a następnie przewija się po usypiskach na zboczu Jaworowego Szczytu. Traci na stromości, ale nadal prowadzi po głazach.
Po jakimś czasie osiągamy Starolesnianske Pleso (Wyżni Staw Staroleśny).
Ścieżka coraz łatwiejsza mija Sesterské Pleso (Niżni Staw Staroleśny)
i przed szesnastą docieramy do schroniska Zbojnícka Chata (1960m).
Zanim Chata otrzymała obecną nazwę, określana była "Trupiarnią", ze względu na drastycznie ascetyczne warunki w niej panujące. Było to w czasach po pierwszej wojnie światowej, kiedy udostępniono turystom wybudowany w roku 1907 budynek straży myśliwskiej. Obecna nazwa powstała na przełomie 1932 i 1933 roku, kiedy pierwszy raz schronisko czynne było zimą, a motywacją był fakt, iż zewnętrzne warunki pogodowe nazbyt wyraźnie odczuwalne były wewnątrz. Warunki zakwaterowania polepszały się stopniowo, w drodze ulepszeń w latach między i powojennych w latach 1983-86 przebudowano Chatę i w nadanej jej wówczas postaci działała aż do pożaru, który strawił schronisko w nocy z 14 na 15 czerwca 1998. Pod konie 1999 roku Schronisko zostało pięknie odbudowane. Wnętrze wykończone jest jasnym drewnem, w przestronnej sali jadalnej znajduje się kamienny kominek, a na ścianach wiszą artystyczne zdjęcia kozic autorstwa Juraja Kniazka oraz ozdoby ze splątanych korzeni kosodrzewiny. Tak jak wcześniej wspominałem Zbójnicka Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów .
Postanawiamy uczcić nasz dzisiejszy trud przepyszna zupką zwaną Cesnaková polievką. Robimy długi odpoczynek, a pogoda dosłownie nas rozpieszcza. W oddali słychać odgłos śmigła, coś się musiało stać i to dość blisko,
jak się potem okazało dwóch taterników poprosiło o pomoc.
Po siedemnastej pora schodzić.
Schodzimy Doliną Staroleśną. Szlak ułożony z kamieni mija najpierw Długi Staw, potem malutki Warzęchowy Staw (Vareškové Pleso, 1832m). W tym miejscu ścieżka wiedzie skalną półką, ubezpieczoną łańcuchem, choć raczej pro forma, gdyż ekspozycja jest tam symboliczna. Za zakrętem będziemy schodzić dość stromo po dobrze utrzymanych kamiennych stopniach, aż do potoku, który przekraczamy po mostku, po czym następuje ostatni krótki, nieco eksponowany fragment ścieżki z zabezpieczeniami. Schodzimy wygodną ścieżką wśród kosodrzewiny. Na dnie doliny, pomiędzy zielenią leżą imponujące głazy, czasem wielkością dorównujące małemu domowi Następny mostek na potoku wyznacza nam dokładną połowę odcinka Zbójnicka Chata-Hrebienok. Kosówka coraz wyższa, pojawiają się limby i jarzębiny, wkrótce wchodzimy w las.
Lekko pochylonym w dół szlakiem dochodzimy do Staroleśnej Polany. Nasz niebieski szlak krzyżuje się z czerwonym - Magistralą Tatrzańską. W lewo prowadzi ona do Chaty Zamkowskiego, w my skręcamy w prawo na Hrebenok.
A potem już kierunek parking.
Dzień 7
Coraz mniej trawy, coraz więcej kamieni., robi się bardziej stromo. Szlak skręca w lewo i wchodzi w ścianę progu. Dochodzimy do niedużej siklawy. Ścieżka pnie się mozolnie, zakosami po płytach i usypiskach skalnych.
Widoczne ze drogi schronisko wydaje się być już niedaleko, widzimy je pozornie tuż przed nami,
jednak skręcamy w następny zakos, i idziemy, idziemy, idziemy, a po dziesięciu minutach widzimy, że jest ono tak samo daleko, jak przedtem.
Kiedy wychodzimy z ostatniego zakosu trudno uwierzyć, że to już. Po dziewiątej docieramy do schroniska Téry'ego.
Téryho Chata (2015 m).
Położone na wysokości 2015 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody, wśród Pięciu Stawów Spiskich. Schronisko popularnie zwane „Terinka” jest najwyżej położonym tatrzańskim schroniskiem czynnym przez cały rok. Dolina otoczona jest przez Łomnicę, Lodowy i Pośrednią Grań. Ödön Téry (1856-1917) był założycielem i działaczem Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego, które wzniosło schronisko w latach 1898-99. Budowa wymagała wielkiego nakładu sił i środków - kamienny materiał budowlany (ponad 50 tys. ton) wnoszono na plecach, braki finansowe na szczęście wyrównał swą darowizną projektant Gedeon Majunke. W późniejszych latach schronisko kilkakrotnie rozbudowywano i modernizowano. W telefon i centralne ogrzewanie zostało wyposażone już w 1936 roku, obecnie zaś dysponuje najwyżej na Słowacji położoną elektrownią wodną.
Pomysł nadania schronisku imienia pierwszego zdobywcy szczytów Pośredniej Grani i Durnego został wysunięty i jednogłośnie przyjęty podczas ceremonii otwarcia w dniu 21 września 1899. To schronisko, tak jak i Chata Zbójnicka i Chata pod Rysami, zaopatrywane jest przez nosiczów, wnoszących wszelkie potrzebne rzeczy na plecach.
Od schroniska szlak zielony i żółty wiedzie pomiędzy stawami.
Na lewo od ścieżki leży Niżni Staw Spiski, na prawo najpierw Pośredni, potem Wielki.
Ścieżka pnie się w górę zakosami pośród kamieni na ramię Kopy Lodowej (Malý Ľadový štít). Po jej przekroczeniu (widać stąd malutki Wyżni Staw Spiski - położony za Wielkim Stawem) schodzimy w dziką i pustą Dolinkę Lodową (Dolinka pod Sedielkom). Na jej dnie znajduje się rozejście szlaków. Zielony odchodzi w prawo na Lodową Przełęcz, a w lewo prowadzi żółty na Czerwoną Ławkę.
I właśnie ten szlak wybieramy.
Przez chwilę podchodzimy zakosami po piargu, po czym zaczyna się podejście niemal pionową ścianą skalną, bardzo eksponowaną i ubezpieczoną długimi łańcuchami i klamrami. Zaczyna mi się to podobać, Wioli chyba mniej, było widać po niej lekkie przerażenie. Po ponad półgodzinnym wspinaniu się po łańcuchach docieramy na przełęcz. Wiola nie potrzebnie się bala, bo doskonale dała radę. Strach ma wielkie oczy.
Moim skromnym zdaniem… na zdjęciach wyglądało to bardziej dramatycznie niż w rzeczywistości.
Nawet czasem użycie łańcuchów nie było potrzebne, ale nie powiem na początku też miałem lekkie obawy. A podobno to najtrudniejszy szlak na Słowacji.
Przed pierwszą osiągamy przełęcz. Jest udało się! Jesteśmy na Czerwonej Ławce. Ale chwila, moment! Gdzie ta Czerwona Ławka?
Nie ma gdzie usiąść.
Czerwona Ławka czyli Priečne sedlo. Przełęcz utworzona jest przez dwa głębokie wcięcia (2352 m n.p.m.) pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą groźnie zwieszającą się nad przełęczą.
Wschodnie zbocza spod przełęczy opadają do Dolinki Lodowej (górne odgałęzienie Doliny Małej Zimnej Wody), zbocza zachodnie do Strzeleckiej Kotliny w górnym piętrze Doliny Staroleśnej. Szlak przez Czerwoną Ławkę zbudowano w latach w latach 1935–37. Przełęcz nazwana została w 1956 roku przez Jana Alfreda Szczepańskiego „słowackim Zawratem”. Przez wiele lat szlak ten był jednokierunkowy, w 2013 roku zamontowano dodatkowe łańcuchy i klamry umożliwiające bezpieczne przejście w obu kierunkach. Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy, nazwa słowacka to „poprzeczna przełęcz”. Z przejścia prowadzi nieoznakowana droga na Mały Lodowy Szczyt, na który postanawiam się wdrapać.
Kiedyś były plany by zrobić tu Via ferrate, ale niestety to tylko plany. Prawie osiągam Mały Lodowy. Dlaczego prawie? Jest tu dużo luźnych kamieni, które mógłbym przypadkiem zrzucić na przełęcz. Postanawiam wracać do Wioli, która czeka na przełęczy. Innym razem też będzie okazja.
Po przeżyciach na przełęczy zejście w dół, do Doliny Staroleśnej, nie sprawia nam dużych trudności. Schodzimy po stromej, kamienistej ścieżce, po półkach i piarżyskach. Dookoła dzikie, kamieniste krajobrazy i usypiska głazów, pokrytych porostami.
Szlak mija Siwe Stawy (Sivé plesá, 2013m). a następnie przewija się po usypiskach na zboczu Jaworowego Szczytu. Traci na stromości, ale nadal prowadzi po głazach.
Po jakimś czasie osiągamy Starolesnianske Pleso (Wyżni Staw Staroleśny).
Ścieżka coraz łatwiejsza mija Sesterské Pleso (Niżni Staw Staroleśny)
i przed szesnastą docieramy do schroniska Zbojnícka Chata (1960m).
Zanim Chata otrzymała obecną nazwę, określana była "Trupiarnią", ze względu na drastycznie ascetyczne warunki w niej panujące. Było to w czasach po pierwszej wojnie światowej, kiedy udostępniono turystom wybudowany w roku 1907 budynek straży myśliwskiej. Obecna nazwa powstała na przełomie 1932 i 1933 roku, kiedy pierwszy raz schronisko czynne było zimą, a motywacją był fakt, iż zewnętrzne warunki pogodowe nazbyt wyraźnie odczuwalne były wewnątrz. Warunki zakwaterowania polepszały się stopniowo, w drodze ulepszeń w latach między i powojennych w latach 1983-86 przebudowano Chatę i w nadanej jej wówczas postaci działała aż do pożaru, który strawił schronisko w nocy z 14 na 15 czerwca 1998. Pod konie 1999 roku Schronisko zostało pięknie odbudowane. Wnętrze wykończone jest jasnym drewnem, w przestronnej sali jadalnej znajduje się kamienny kominek, a na ścianach wiszą artystyczne zdjęcia kozic autorstwa Juraja Kniazka oraz ozdoby ze splątanych korzeni kosodrzewiny. Tak jak wcześniej wspominałem Zbójnicka Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów .
Postanawiamy uczcić nasz dzisiejszy trud przepyszna zupką zwaną Cesnaková polievką. Robimy długi odpoczynek, a pogoda dosłownie nas rozpieszcza. W oddali słychać odgłos śmigła, coś się musiało stać i to dość blisko,
jak się potem okazało dwóch taterników poprosiło o pomoc.
Po siedemnastej pora schodzić.
Schodzimy Doliną Staroleśną. Szlak ułożony z kamieni mija najpierw Długi Staw, potem malutki Warzęchowy Staw (Vareškové Pleso, 1832m). W tym miejscu ścieżka wiedzie skalną półką, ubezpieczoną łańcuchem, choć raczej pro forma, gdyż ekspozycja jest tam symboliczna. Za zakrętem będziemy schodzić dość stromo po dobrze utrzymanych kamiennych stopniach, aż do potoku, który przekraczamy po mostku, po czym następuje ostatni krótki, nieco eksponowany fragment ścieżki z zabezpieczeniami. Schodzimy wygodną ścieżką wśród kosodrzewiny. Na dnie doliny, pomiędzy zielenią leżą imponujące głazy, czasem wielkością dorównujące małemu domowi Następny mostek na potoku wyznacza nam dokładną połowę odcinka Zbójnicka Chata-Hrebienok. Kosówka coraz wyższa, pojawiają się limby i jarzębiny, wkrótce wchodzimy w las.
Lekko pochylonym w dół szlakiem dochodzimy do Staroleśnej Polany. Nasz niebieski szlak krzyżuje się z czerwonym - Magistralą Tatrzańską. W lewo prowadzi ona do Chaty Zamkowskiego, w my skręcamy w prawo na Hrebenok.
A potem już kierunek parking.
Dzień 7
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Bystrá lávka 2300 m.n.p.m
Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Dziś kolejny dzień
naszych zmagań. Chociaż myślałem, że zrobimy dziś sobie przerwę z powodu braku
energii. Jednak szkoda było pogody. Postanawiamy ruszać w drogę. Prognozy dopiero
na jutro zapowiadały deszcz.
Startujemy z parkingu przy Szczyrbskim Jeziorze (Štrbské Pleso). Kierujemy się wzdłuż pozamykanych z rana budek z suwenirami i dochodzimy do rozdroża szlaków (Rázcestie pred Heliosom - 1350 m n.p.m.),
na którym widnieje oznaczony na żółto nasz szlak. Przed nami podobno trzy i pół godziny, ale jakoś w to wątpię.
Wiola idzie na przód, mi już na początku brakuje sił. Czy nie mogło dziś padać? Ciężko się rozruszać. Czuję już nogi. (Nie smród, tylko zmęczenie, w końcu od pięciu dni non stop chodzimy po górach.)
Kurczę, a może tak zawrócić? Chodziło mi to po głowie przez dłuższą chwilę…
Po ponad półtoragodzinnej wędrówce dochodzimy do wodospadu.
Odpoczynek dla starszego człowieka. Nie wiem skąd Wiola bierze tą energię, to pewnie młodość. Odpoczywamy teraz czas na herbatkę, kanapki, czekoladkę i do tego colę. Urządziliśmy sobie taki piknik. Brakuje frytek i cheeseburgera z Maka. Może tu kiedyś będzie. W sumie, nic mnie nie zdziwi. W między czasie jak odpoczywamy to przytoczę parę faktów o tym wodospadzie.
Vodopád Skok - na potoku Młynica w Dolinie Młynickiej. Nazwa wodospadu pochodzi od słowa skok, które w języku słowackim i w gwarze podhalańskiej oznacza wodospad, w językach południowosłowiańskich próg skalny, uskok, spiętrzenie. Znajduje się on na wysokim progu skalnym przegradzającym środkową część tej doliny. Ma wysokość około 25 m. Pora ruszać dalej.Pozostawiamy w dole Staw pod Skokiem (Pliesko pod Skokom) i wspinamy się lewym trawersem na próg wodospadu.
Przejście po stromych płytach zalewanych miejscami wodą ułatwiają łańcuchy.
Za progiem jest kolejne jeziorko Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom 1801 m).
Tutaj zaczyna się wspinaczka górska i powtarzające się odcinki: ostre podejście w górę, potem kawałek prostej i tak kilka razy. Za każdym razem po takiej wspinaczce pojawia się jezioro, których tu jest dość sporo. Takie jak Wołowe Stawki (Volie plieska), Kozie Stawy (Kozie plesa). Wspinamy się dalej, mijamy rumowisko z granitowych bloków. Miała tu miejsce jedna z największych tragedii tatrzańskich. W trakcie akcji ratunkowej 25 czerwca 1979 roku doszło do katastrofy śmigłowca, w której zginęło siedmiu ratowników. Na skale znajduje się tablica z nazwiskami ofiar, wokół leżą pozostawione części rozbitego helikoptera Mi-8.
Dochodzimy do największego stawu Doliny Młynickiej – Capi Staw (Capie pleso) 2075 m n.p.m.
Chwila oddechu i dłuższa przerwa. Jest przed pierwszą. Ostatni odcinek zajmuje nam około godziny. Trawersujemy w lewo i potem ostro do góry przez rumowisko po zanikającej ścieżce.
Z góry piękny widok na Capi Staw.
Podchodzimy do grani łączącej Furkot i Solisko. Już można dostrzec cel naszej wyprawy …
Jeszcze chwilkę…
Jest, prawie się udało, teraz chwilę wspinaczki kominkiem ubezpieczonym łańcuchem i już… Jeszcze na szybko dobijam interesu z panem Andrzejem, czyli prośbą o zdjęcia. Ja robię jemu, a on mi. Już tylko łańcuchy dzielą nas od zwycięstwa. Damy pierwsze. Jeden, drugi, trzeci i Wiola jako pierwsza zdobywa Bystrą Ławkę (2300 m n.p.m). Ja parę sekund później.
Przełączka jest bardzo wąska i aby nie blokować przejścia, trzeba od razu zacząć zejście na drugą stronę grani, Ale prawie nikogo nie ma. Pan Adam też już schodzi, jeszcze szybko podaje maila, a my chwile zostajemy. Trzeba zrobić sobie sesje zdjęciowe.
Pora na zejście. Przy pomocy łańcuchów pokonujemy dwa progi (trochę ekspozycji) i stajemy na ścieżce, która już bez jakichkolwiek trudności sprowadzi nas w głąb Doliny Furkotnej (Furkotska dolina).
Przed zejściem mamy widoczny w dole Wyżni Wielki Staw Furkotny (Vyšné Wahlenbergovo pleso) 2145 m n.p.m.
(drugi co do wysokości położenia staw w Tatrach, nazwa od imienia szwedzkiego botanika Görana Wahlenberga, badacza Tatr) warto obejrzeć zupełnie nowe widoki, a przede wszystkim imponujący szczyt Krywania (Kriváň) 2494m n.p.m. – narodową górę Słowaków.
Schodzimy w dół do stawu i mijając go w pewnej odległości przekraczamy próg z widokiem na niższe piętro doliny.
Przed nami Niżni Wielki Staw Furkotny (Nižné Wahlenbergovo pleso) 2053 m n.p.m. i przed nim maleńki stawek Furkotne Oaczko (Sedielkove plesko).
Za nami rumowiska skalne, nad którymi góruje Furkot, a przed nami w dole zielone dno doliny. I nagle nieoczekiwane spotkanie ze świstakiem. Zbytnio nie przejął się naszą obecnością, skubiąc trawkę nie zwracał na nas uwagi. W miedzy czasie wyjmuje aparat i robię mu sesje zdjęciową. Powolutku podchodzę coraz bliżej. Jestem może z pięć metrów. Ooo zainteresował się. Podniósł główkę i patrz się tymi swoimi oczkami.
Robię krok, a świstak parę razy przebiera swoimi szkitkami. Cały czas robię mu zdjęcia. Po parominutowej sesji chyba mu się znudziło bo znika wśród kamieni. Mamy jeszcze spotkanie z kamzikiem, czyli po polsku kozicą i to nie jedną. Przed siedemnasta docieramy do Škutnastá poľana 1710m. Stąd już piętnaście minut do Schroniska pod Soliskiem (Chaty pod Soliskom ).
Chata pod Soliskom 1840 m. znajduje się na zboczach Skrajnego Soliska, Budynek jest najmłodszym schroniskiem wysokogórskim w tej części pasma. Pierwszy, drewniany budynek, stanął na miejscu obecnego schroniska w 1944 roku, remontowany do roku 1946. Schronisko zostało utworzone dla potrzeb narciarzy, korzystających z najdłuższego wyciągu narciarskiego w ówczesnej Czechosłowacji. Jego pierwszym kierownikiem został Franciszek Bujak. W latach 60-tych podęto decyzję o zburzeniu budynku, ze względu na zły stan techniczny. W tej sytuacji z pomocą przyszli taternicy, proponujący odbudowę schroniska (kosztem noclegowni powiększono jadalnię), które już wkrótce przyjmowało coraz to większą ilość gości. W 2003 r. na miejscu starego schroniska zdecydowano postawić nowy, większy budynek, mający służyć turystom. Jego patronem został Milan Štefánik.
W planie wspinaczek było jeszcze Predné Solisko, ale może innym razem, zmęczenie zrobiło swoje, a poza tym jest już późna godzina. Wchodzimy tylko do schroniska po tradycyjna pieczonkę do naszej kolekcji i krótki odpoczynek. Do Szczyrbskiego Jeziora pozostaje nam ponad godzina. Na parking docieramy po zmroku. Jutro wielki dzień - dzień odpoczynku.
Dzień 6
Startujemy z parkingu przy Szczyrbskim Jeziorze (Štrbské Pleso). Kierujemy się wzdłuż pozamykanych z rana budek z suwenirami i dochodzimy do rozdroża szlaków (Rázcestie pred Heliosom - 1350 m n.p.m.),
na którym widnieje oznaczony na żółto nasz szlak. Przed nami podobno trzy i pół godziny, ale jakoś w to wątpię.
Wiola idzie na przód, mi już na początku brakuje sił. Czy nie mogło dziś padać? Ciężko się rozruszać. Czuję już nogi. (Nie smród, tylko zmęczenie, w końcu od pięciu dni non stop chodzimy po górach.)
Kurczę, a może tak zawrócić? Chodziło mi to po głowie przez dłuższą chwilę…
Po ponad półtoragodzinnej wędrówce dochodzimy do wodospadu.
Odpoczynek dla starszego człowieka. Nie wiem skąd Wiola bierze tą energię, to pewnie młodość. Odpoczywamy teraz czas na herbatkę, kanapki, czekoladkę i do tego colę. Urządziliśmy sobie taki piknik. Brakuje frytek i cheeseburgera z Maka. Może tu kiedyś będzie. W sumie, nic mnie nie zdziwi. W między czasie jak odpoczywamy to przytoczę parę faktów o tym wodospadzie.
Vodopád Skok - na potoku Młynica w Dolinie Młynickiej. Nazwa wodospadu pochodzi od słowa skok, które w języku słowackim i w gwarze podhalańskiej oznacza wodospad, w językach południowosłowiańskich próg skalny, uskok, spiętrzenie. Znajduje się on na wysokim progu skalnym przegradzającym środkową część tej doliny. Ma wysokość około 25 m. Pora ruszać dalej.Pozostawiamy w dole Staw pod Skokiem (Pliesko pod Skokom) i wspinamy się lewym trawersem na próg wodospadu.
Przejście po stromych płytach zalewanych miejscami wodą ułatwiają łańcuchy.
Za progiem jest kolejne jeziorko Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom 1801 m).
Tutaj zaczyna się wspinaczka górska i powtarzające się odcinki: ostre podejście w górę, potem kawałek prostej i tak kilka razy. Za każdym razem po takiej wspinaczce pojawia się jezioro, których tu jest dość sporo. Takie jak Wołowe Stawki (Volie plieska), Kozie Stawy (Kozie plesa). Wspinamy się dalej, mijamy rumowisko z granitowych bloków. Miała tu miejsce jedna z największych tragedii tatrzańskich. W trakcie akcji ratunkowej 25 czerwca 1979 roku doszło do katastrofy śmigłowca, w której zginęło siedmiu ratowników. Na skale znajduje się tablica z nazwiskami ofiar, wokół leżą pozostawione części rozbitego helikoptera Mi-8.
Dochodzimy do największego stawu Doliny Młynickiej – Capi Staw (Capie pleso) 2075 m n.p.m.
Chwila oddechu i dłuższa przerwa. Jest przed pierwszą. Ostatni odcinek zajmuje nam około godziny. Trawersujemy w lewo i potem ostro do góry przez rumowisko po zanikającej ścieżce.
Z góry piękny widok na Capi Staw.
Podchodzimy do grani łączącej Furkot i Solisko. Już można dostrzec cel naszej wyprawy …
Jeszcze chwilkę…
Jest, prawie się udało, teraz chwilę wspinaczki kominkiem ubezpieczonym łańcuchem i już… Jeszcze na szybko dobijam interesu z panem Andrzejem, czyli prośbą o zdjęcia. Ja robię jemu, a on mi. Już tylko łańcuchy dzielą nas od zwycięstwa. Damy pierwsze. Jeden, drugi, trzeci i Wiola jako pierwsza zdobywa Bystrą Ławkę (2300 m n.p.m). Ja parę sekund później.
Przełączka jest bardzo wąska i aby nie blokować przejścia, trzeba od razu zacząć zejście na drugą stronę grani, Ale prawie nikogo nie ma. Pan Adam też już schodzi, jeszcze szybko podaje maila, a my chwile zostajemy. Trzeba zrobić sobie sesje zdjęciowe.
Pora na zejście. Przy pomocy łańcuchów pokonujemy dwa progi (trochę ekspozycji) i stajemy na ścieżce, która już bez jakichkolwiek trudności sprowadzi nas w głąb Doliny Furkotnej (Furkotska dolina).
Przed zejściem mamy widoczny w dole Wyżni Wielki Staw Furkotny (Vyšné Wahlenbergovo pleso) 2145 m n.p.m.
(drugi co do wysokości położenia staw w Tatrach, nazwa od imienia szwedzkiego botanika Görana Wahlenberga, badacza Tatr) warto obejrzeć zupełnie nowe widoki, a przede wszystkim imponujący szczyt Krywania (Kriváň) 2494m n.p.m. – narodową górę Słowaków.
Schodzimy w dół do stawu i mijając go w pewnej odległości przekraczamy próg z widokiem na niższe piętro doliny.
Przed nami Niżni Wielki Staw Furkotny (Nižné Wahlenbergovo pleso) 2053 m n.p.m. i przed nim maleńki stawek Furkotne Oaczko (Sedielkove plesko).
Za nami rumowiska skalne, nad którymi góruje Furkot, a przed nami w dole zielone dno doliny. I nagle nieoczekiwane spotkanie ze świstakiem. Zbytnio nie przejął się naszą obecnością, skubiąc trawkę nie zwracał na nas uwagi. W miedzy czasie wyjmuje aparat i robię mu sesje zdjęciową. Powolutku podchodzę coraz bliżej. Jestem może z pięć metrów. Ooo zainteresował się. Podniósł główkę i patrz się tymi swoimi oczkami.
Robię krok, a świstak parę razy przebiera swoimi szkitkami. Cały czas robię mu zdjęcia. Po parominutowej sesji chyba mu się znudziło bo znika wśród kamieni. Mamy jeszcze spotkanie z kamzikiem, czyli po polsku kozicą i to nie jedną. Przed siedemnasta docieramy do Škutnastá poľana 1710m. Stąd już piętnaście minut do Schroniska pod Soliskiem (Chaty pod Soliskom ).
Chata pod Soliskom 1840 m. znajduje się na zboczach Skrajnego Soliska, Budynek jest najmłodszym schroniskiem wysokogórskim w tej części pasma. Pierwszy, drewniany budynek, stanął na miejscu obecnego schroniska w 1944 roku, remontowany do roku 1946. Schronisko zostało utworzone dla potrzeb narciarzy, korzystających z najdłuższego wyciągu narciarskiego w ówczesnej Czechosłowacji. Jego pierwszym kierownikiem został Franciszek Bujak. W latach 60-tych podęto decyzję o zburzeniu budynku, ze względu na zły stan techniczny. W tej sytuacji z pomocą przyszli taternicy, proponujący odbudowę schroniska (kosztem noclegowni powiększono jadalnię), które już wkrótce przyjmowało coraz to większą ilość gości. W 2003 r. na miejscu starego schroniska zdecydowano postawić nowy, większy budynek, mający służyć turystom. Jego patronem został Milan Štefánik.
W planie wspinaczek było jeszcze Predné Solisko, ale może innym razem, zmęczenie zrobiło swoje, a poza tym jest już późna godzina. Wchodzimy tylko do schroniska po tradycyjna pieczonkę do naszej kolekcji i krótki odpoczynek. Do Szczyrbskiego Jeziora pozostaje nam ponad godzina. Na parking docieramy po zmroku. Jutro wielki dzień - dzień odpoczynku.
Dzień 6
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Rysy 2499 m.n.p.m.
Czwartek, 4 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 0
Dziś dość leniwie zbieramy się do wyjścia.
Zmęczenie? Czy chęć leniuchowania?
Czwarty dzień górskich wojaży dawał się we znaki…
W końcu udaje man się zebrać i wyruszyć w kierunku Štrbské Pleso. Jest po szóstej. Już mieliśmy iść na szlak, a tu szlag jasny... Nie zabrałem aparatu. Wracamy więc po sprzęt.
Od stacji elektriczki, Štrbské Pleso kierujemy się czerwonym szlakiem asfaltową drogą na Popradské pleso szlak prowadzi niecałą godzinę, kiedyś wjeżdżałem tu na rowerze. Stare dobre czasy…
Docieramy na popradzki staw (Popradské Pleso). Pierwsze schronisko nad Popradzkim Stawem zostało wybudowane w 1879 r. przez Węgierskie Towarzystwo Karpackie pod nazwą Majláthova chata, 1500 m n.p.m. upamiętniało ona pomysłodawcę budowy, działacza turystycznego Bélę Majlátha.
Budynek kilkakrotnie niszczony był przez pożary, a następnie odbudowywany. W 1897 tereny nabył Christiana Hohenlohe, który w 1899 r. wybudował drewniany budynek. Od 1951 r. nosił on imię kpt. Štefana Morávki. Schronisko ostatecznie rozebrano po pożarze z 25 października 1964 r.
Obok fundamentów starego schroniska na początku lat 60-tych powstał hotel górski, stojący do dziś – Hotel przy Popradzkim Stawie 1494m. n.p.m. ( Popradské pleso byłe Schronisko kpt. Morávki)
W 2006 roku rozpoczęto starania, mające na celu odbudowę, a w zasadzie ponowną budowę Schroniska Majlátha. Inicjatorem prac był taternik Pavol Lazar. Podczas opracowywania planu budynku wzorowano się na ukończonym w 1899 roku schronisku Christiana Hohenlohe.
Wchodzimy do schronisk tylko po „piecząkę”. Parę chwil na odpoczynek i ruszamy w dalszą drogę. Cofamy się by dość do rozstaju szlaków.
Czeka nas odcinek wiodący Doliną Mięguszowiecką przez las, a następnie szlakiem przez kosodrzewiny oznaczonym kolorem niebieskim.
Po około czterdziestu minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków nad Żabim Potokiem 1580 m.n.p.m. (Rázcestie nad Žabím potokom).
Teraz obieramy szlak na czerwony. Przed nami dwie godziny wędrówki do schroniska. Ścieżka robi się węższa, bardziej kamienista i mocniej pnie się w górę. Przechodzimy długimi trawersami, po drodze mijamy sporo drewnianych kładek. Dalej szlak biegnie pośród rumowisk skalnych w pobliżu Żabich Stawów Mięguszowieckich.
Za stawami czeka nas kolejne monotonne podejście po kamiennym chodniku, wokoło rumowiska skalne. Po pokonaniu kilku zakosów przez piarżyska docieramy do skalnej ściany.
Przed nami najtrudniejszy etap na naszej trasie. Natrafimy tutaj na łańcuchy oraz klamry.
Po długim czasie kończą się wszelkie trudności techniczne i sztuczne zabezpieczenia. Szlak prowadzi teraz w górę schodami z kamiennych bloków.
Po ponad dwóch godzinach ukazuje się nam Schronisko pod Rysami - najwyżej położone schronisko w Tatrach.
Chata pod Rysami inaczej nazywana Chatą pod Wagą (Chata pod Váhou) leży na wysokości 2250 m n.p.m. w Dolinie Mięguszowieckiej tuż obok wejścia na Rysy. Jest to najwyżej położone schronisko w Tatrach. Zostało wybudowane w 1933 roku. W czasie II wojny światowej służyło za schronienie dla polskich taterników i kurierów. Na parterze schroniska znajduje się bufet oraz jadalnia. Schronisko niedawno przeszło gruntowny remont. Do schroniska dotrzeć można tylko pieszo, nie ma możliwości dojazdu żadną kolejką. Z tego powodu żywność i wszelkie produkty są dostarczane do schroniska przez nosičów. Każdy turysta może zostać takim tragarzem. W zamian za wniesienie 10 kilogramowego ładunku ze Schroniska nad Popradzkim Stawem, Chata oferuje certyfikat oraz symboliczną herbatę z sokiem malinowym. Chwilę po trzynastej ruszamy na atak szczytowy. Z Chaty na Rysy jest już naprawdę blisko, od celu dzieli nas czterdzieści pięć minut.
Idziemy w stronę przełęczy Waga. Znajduje się ona pomiędzy Ciężkim Szczytem, Wysoką a Rysami.
Podejście jest łatwiejsze niż do Chaty. Pod koniec szlak jest trochę wymagający, ale bez drastycznej ekspozycji, jest po prostu coraz stromiej. Ludzi też trochę jest.
Chwilę przed czternastą dochodzimy razem z Wiolą… osiągamy szczyt Rysów 2499 m.n.p.m.
Jest, udało się! Kolejny dwutysięcznik do kolekcji i najwyższy szczyt do tej pory.
Na szczycie trochę ludzi, ale udaje się zrobić zdjęcie z uwieńczonym słupkiem granicznym państwa i to bez turystów. Cierpliwość się opłaca. Są chmurki, ale widać ogromne błękitne płaszczyzny Czarnego Stawu i Morskiego Oka.
Chwila relaksu… wiec może coś przytoczę o tym szczycie. Rysy - szczyt położony w grani głównej Tatr. Posiada trzy wierzchołki - najwyższy (2503 m n.p.m.) położony jest w całości po stronie słowackiej, niższy (2499 m n.p.m.) stanowi najwyższy punkt Polski. Rysy stanowią punkt zwornikowy, w którym od głównego grzbietu odchodzi grań boczna z Niżnimi Rysami i Żabimi Szczytami. Górują ponad trzema dolinami - Rybiego Potoku, Białej Wody i Mięguszowiecką. Od sąsiedzkich szczytów Rysy oddzielone są następującymi przełęczami: Przełęczą pod Rysami od Niżnich Rysów, Żabią Przełęczą od Żabiego Konia i szeroką przełęczą Waga od Ciężkiego Szczytu w masywie Wysokiej.Wbrew powszechnej opinii, nazwa szczytu nie pochodzi od opadającego z niego ukośnego żlebu (tzw. rysy), lecz od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. W przeszłości Rysami określano całą grań wznoszącą się ponad kotłem Czarnego Stawu. Wraz z rozwojem taternictwa i wprowadzaniem bardziej szczegółowego nazewnictwa, miano Rysów przypadło najwyższemu punktowi w tej grani. Początkowo nazwę tę stosowali jednak tylko Polacy. Niemieckojęzyczni turyści używali określenia Morskooki Szczyt (Meeraugspitze), zaś Słowacy nazywali masyw Wagą.Jako pierwszy na Rysy wszedł 30 lipca 1840 r. Eduard Blásy z przewodnikiem Jánem Rumanem Driečnym starszym. Pierwsze zimowe wejście należy do Theodora Wundta z przewodnikiem Jakobem Horvayem (10 kwietnia 1884 r.).
Postanawiamy zdobyć jeszcze drugi najwyższy wierzchołek Rysów, który jest położony po stronie Słowackiej. Po paru minutach jesteśmy. Kolejny rekord Rysy 2503 m.n.p.m.
Tu już pusto nie ma ludzi tak jak na polskiej stronie.
Jeszcze chwile siedzimy i powoli wracamy do schroniska.
Po drodze odwiedzamy słynną toaletę, z której można podziwiać piękne widoki na dolinę.
Osobiście nie polecam patrzeć w dół. No to teraz tylko czekać na autobus. Ale czy ten rozkład jest aktualny?
Chyba nie. Jest parę minut po szesnastej, a autobus dalej nie przyjeżdża.Więc postanawiamy nie czekać dłużej tylko schodzić. Idziemy, idziemy na szlaku prawie nikogo. Mijamy łańcuchy, jeziorko, drewniane mostki.
Dochodzimy do drogi asfaltowej, a tam już prosta droga do auta.
Dzień 5
Czwarty dzień górskich wojaży dawał się we znaki…
W końcu udaje man się zebrać i wyruszyć w kierunku Štrbské Pleso. Jest po szóstej. Już mieliśmy iść na szlak, a tu szlag jasny... Nie zabrałem aparatu. Wracamy więc po sprzęt.
Od stacji elektriczki, Štrbské Pleso kierujemy się czerwonym szlakiem asfaltową drogą na Popradské pleso szlak prowadzi niecałą godzinę, kiedyś wjeżdżałem tu na rowerze. Stare dobre czasy…
Docieramy na popradzki staw (Popradské Pleso). Pierwsze schronisko nad Popradzkim Stawem zostało wybudowane w 1879 r. przez Węgierskie Towarzystwo Karpackie pod nazwą Majláthova chata, 1500 m n.p.m. upamiętniało ona pomysłodawcę budowy, działacza turystycznego Bélę Majlátha.
Budynek kilkakrotnie niszczony był przez pożary, a następnie odbudowywany. W 1897 tereny nabył Christiana Hohenlohe, który w 1899 r. wybudował drewniany budynek. Od 1951 r. nosił on imię kpt. Štefana Morávki. Schronisko ostatecznie rozebrano po pożarze z 25 października 1964 r.
Obok fundamentów starego schroniska na początku lat 60-tych powstał hotel górski, stojący do dziś – Hotel przy Popradzkim Stawie 1494m. n.p.m. ( Popradské pleso byłe Schronisko kpt. Morávki)
W 2006 roku rozpoczęto starania, mające na celu odbudowę, a w zasadzie ponowną budowę Schroniska Majlátha. Inicjatorem prac był taternik Pavol Lazar. Podczas opracowywania planu budynku wzorowano się na ukończonym w 1899 roku schronisku Christiana Hohenlohe.
Wchodzimy do schronisk tylko po „piecząkę”. Parę chwil na odpoczynek i ruszamy w dalszą drogę. Cofamy się by dość do rozstaju szlaków.
Czeka nas odcinek wiodący Doliną Mięguszowiecką przez las, a następnie szlakiem przez kosodrzewiny oznaczonym kolorem niebieskim.
Po około czterdziestu minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków nad Żabim Potokiem 1580 m.n.p.m. (Rázcestie nad Žabím potokom).
Teraz obieramy szlak na czerwony. Przed nami dwie godziny wędrówki do schroniska. Ścieżka robi się węższa, bardziej kamienista i mocniej pnie się w górę. Przechodzimy długimi trawersami, po drodze mijamy sporo drewnianych kładek. Dalej szlak biegnie pośród rumowisk skalnych w pobliżu Żabich Stawów Mięguszowieckich.
Za stawami czeka nas kolejne monotonne podejście po kamiennym chodniku, wokoło rumowiska skalne. Po pokonaniu kilku zakosów przez piarżyska docieramy do skalnej ściany.
Przed nami najtrudniejszy etap na naszej trasie. Natrafimy tutaj na łańcuchy oraz klamry.
Po długim czasie kończą się wszelkie trudności techniczne i sztuczne zabezpieczenia. Szlak prowadzi teraz w górę schodami z kamiennych bloków.
Po ponad dwóch godzinach ukazuje się nam Schronisko pod Rysami - najwyżej położone schronisko w Tatrach.
Chata pod Rysami inaczej nazywana Chatą pod Wagą (Chata pod Váhou) leży na wysokości 2250 m n.p.m. w Dolinie Mięguszowieckiej tuż obok wejścia na Rysy. Jest to najwyżej położone schronisko w Tatrach. Zostało wybudowane w 1933 roku. W czasie II wojny światowej służyło za schronienie dla polskich taterników i kurierów. Na parterze schroniska znajduje się bufet oraz jadalnia. Schronisko niedawno przeszło gruntowny remont. Do schroniska dotrzeć można tylko pieszo, nie ma możliwości dojazdu żadną kolejką. Z tego powodu żywność i wszelkie produkty są dostarczane do schroniska przez nosičów. Każdy turysta może zostać takim tragarzem. W zamian za wniesienie 10 kilogramowego ładunku ze Schroniska nad Popradzkim Stawem, Chata oferuje certyfikat oraz symboliczną herbatę z sokiem malinowym. Chwilę po trzynastej ruszamy na atak szczytowy. Z Chaty na Rysy jest już naprawdę blisko, od celu dzieli nas czterdzieści pięć minut.
Idziemy w stronę przełęczy Waga. Znajduje się ona pomiędzy Ciężkim Szczytem, Wysoką a Rysami.
Podejście jest łatwiejsze niż do Chaty. Pod koniec szlak jest trochę wymagający, ale bez drastycznej ekspozycji, jest po prostu coraz stromiej. Ludzi też trochę jest.
Chwilę przed czternastą dochodzimy razem z Wiolą… osiągamy szczyt Rysów 2499 m.n.p.m.
Jest, udało się! Kolejny dwutysięcznik do kolekcji i najwyższy szczyt do tej pory.
Na szczycie trochę ludzi, ale udaje się zrobić zdjęcie z uwieńczonym słupkiem granicznym państwa i to bez turystów. Cierpliwość się opłaca. Są chmurki, ale widać ogromne błękitne płaszczyzny Czarnego Stawu i Morskiego Oka.
Chwila relaksu… wiec może coś przytoczę o tym szczycie. Rysy - szczyt położony w grani głównej Tatr. Posiada trzy wierzchołki - najwyższy (2503 m n.p.m.) położony jest w całości po stronie słowackiej, niższy (2499 m n.p.m.) stanowi najwyższy punkt Polski. Rysy stanowią punkt zwornikowy, w którym od głównego grzbietu odchodzi grań boczna z Niżnimi Rysami i Żabimi Szczytami. Górują ponad trzema dolinami - Rybiego Potoku, Białej Wody i Mięguszowiecką. Od sąsiedzkich szczytów Rysy oddzielone są następującymi przełęczami: Przełęczą pod Rysami od Niżnich Rysów, Żabią Przełęczą od Żabiego Konia i szeroką przełęczą Waga od Ciężkiego Szczytu w masywie Wysokiej.Wbrew powszechnej opinii, nazwa szczytu nie pochodzi od opadającego z niego ukośnego żlebu (tzw. rysy), lecz od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. W przeszłości Rysami określano całą grań wznoszącą się ponad kotłem Czarnego Stawu. Wraz z rozwojem taternictwa i wprowadzaniem bardziej szczegółowego nazewnictwa, miano Rysów przypadło najwyższemu punktowi w tej grani. Początkowo nazwę tę stosowali jednak tylko Polacy. Niemieckojęzyczni turyści używali określenia Morskooki Szczyt (Meeraugspitze), zaś Słowacy nazywali masyw Wagą.Jako pierwszy na Rysy wszedł 30 lipca 1840 r. Eduard Blásy z przewodnikiem Jánem Rumanem Driečnym starszym. Pierwsze zimowe wejście należy do Theodora Wundta z przewodnikiem Jakobem Horvayem (10 kwietnia 1884 r.).
Postanawiamy zdobyć jeszcze drugi najwyższy wierzchołek Rysów, który jest położony po stronie Słowackiej. Po paru minutach jesteśmy. Kolejny rekord Rysy 2503 m.n.p.m.
Tu już pusto nie ma ludzi tak jak na polskiej stronie.
Jeszcze chwile siedzimy i powoli wracamy do schroniska.
Po drodze odwiedzamy słynną toaletę, z której można podziwiać piękne widoki na dolinę.
Osobiście nie polecam patrzeć w dół. No to teraz tylko czekać na autobus. Ale czy ten rozkład jest aktualny?
Chyba nie. Jest parę minut po szesnastej, a autobus dalej nie przyjeżdża.Więc postanawiamy nie czekać dłużej tylko schodzić. Idziemy, idziemy na szlaku prawie nikogo. Mijamy łańcuchy, jeziorko, drewniane mostki.
Dochodzimy do drogi asfaltowej, a tam już prosta droga do auta.
Dzień 5
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Lomnické sedlo 2214 m.n.p.m
Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Dziś kolejny dzień w Taterkach. Tuż
po godzinie szóstej jesteśmy na szlaku i kierujemy się na Hrebienok,
a stamtąd na Vodopády Studeného potoka, po drodze przechodzimy jeszcze przez Bilikovą Chate (1255 m.). Bilikova Chata (dawniej Ruženina Chata – potocznie zwana Różanką) znajduje się kilka minut drogi od górnej stacji kolejki linowej ze Starego Smokowca na Siodełko (Hrebieniok). Leży na wysokości 1255 m n.p.m.
Było to pierwsze schronisko zbudowane przez Towarzystwo Karpackie. Nazwane na cześć węgierskiej śpiewaczki Róży Graefl-Győrffy czynnie wspomagającej budowę. Od 1934 roku istnieje obecne schronisko, które w 1946 roku otrzymało nazwę na cześć narciarza Pavla Bilika, który w 1944 roku został schwytany i zastrzelony przez Niemców. Po kapitalnym remoncie Bilikova Chata przeistoczyła się w hotel.
Ze schroniska po dziesięciu minutach docieramy na wodospady Zimnego Potoku (Vodopádov Studeného potoka).
Chwila relaksu i wygłupów, by za moment ruszyć w dalszą drogę. Po paru minutach docieramy do maleńkiego i najstarszego schroniskach w tatrach wybudowanego w 1865 roku Rainerovej chaty 1301 m n.p.m.
Obecnie mieści ona muzeum nosiczów, o których mowa będzie trochę później. Można tu zobaczyć ich sprzęty, zdjęcia i listę rekordów. Działa tam też mini-bufet. Magiczny klimat.
Idziemy, dalej zielonym szlakiem, w kierunku Schroniska Zamkovskiego (Zamkovského chata). Bardzo szybko dochodzimy do rozstaju szlaków, gdzie wkraczamy na szlak czerwony
Droga pnie się do góry. Mijamy wodospad Potoku Zimnej Wody - Wodospadu Olbrzymiego. Po około półgodzinie dochodzimy do Zamkovského chaty. Schronisko leży na wysokości 1475 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody.
Założycielem schroniska był Štefan Zamkovský, który za młodu trudnił się pracą tragarza, taternika i przewodnika. Wybudował je w 1943 roku. W czasie wojny stacjonowało tu Hitlerjugend, podczas gdy gospodarz w pobliżu ukrywał i żywił partyzantów, oraz rodziny żydowskie. W roku 1949 władze komunistyczne przejęły schronisko, a jego kierownika uznali za „kapitalistę” i w ramach kary wygnali raz na zawsze z ukochanych Tatr. Zamkovský zmarł w 1961 roku. W 1992 roku zwrócono schronisko potomkom założyciela.
Nasuwa się ciekawe pytanie: jak są zaopatrywane schroniska?
W związku z trudnościami w zaopatrzeniu słowackich schronisk, wiele z nich korzysta z pomocy nosiczów, czyli tragarzy podążających stromymi szlakami z kilkudziesięciokilogramowym plecakiem. Przenoszą oni kegi z piwem, zgrzewki napojów, butle gazowe i składniki do przygotowywania posiłków.
Instytucja nosicza zagościła w Tatrach na dobre w latach 30. XX w., kiedy to pokaźna liczba tragarzy zatrudnionych przy budowie kolejki linowej na Łomnicę znalazła pracę w górskich chatach. Legenda tamtego okresu mówi, że Ondrej Hudáček z Lendaku, wnosił na górę przeciętnie ciężar 70 kg. Rekordzista, Laco Kulanga, zaniósł do Schroniska Zamkovskiego ładunek 207 kg. Podziwiam tych ludzi.
Trochę historii i ciekawostek, a Ja z Wiolą odpoczywamy sobie przy schronisku.
Nadszedł koniec tego dobrego i pora ruszać, dalej kierujemy się szlakiem czerwonym na Skalnaté pleso. Zajmuje nam to mniej więcej godzinkę. Mijamy Schronisko Łomnickie (Skalnatá chata), które leży na wysokości 1751 m n.p.m. w pobliżu Łomnickiego Stawu w Dolinie Łomnickiej.
Początki schroniska datuje się na rok 1841, utworzono tu wtedy skalną kolebę, która służyła jako schronienie dla turystów (znajduje się ona na tyłach obecnego schroniska). Regularnym schroniskiem chata stała się w 1914 r., kiedy to rozbudowano ją i przebudowano. Schronisko dysponuje dziś 4 miejscami noclegowymi.
Gospodarzem schroniska jest wspomniany wcześniej Laco Kulanga. W sumie przez kilkanaście lat swojej kariery nosicza wniósł do różnych schronisk ponad 1000 ton ładunków.
Od Skalnaté pleso dzieli nas parę minut, jest koło dwunastej. Odsłania nam się widok na Łomnice, choć w rzeczywistości widać same chmury.
Mówię Wioli by się nie rozglądała. Siadamy na ławkach i odpoczywamy, był to tylko pretekst po to, by za chwile zobaczyła wyłaniająca się zza chmur wagonik z Łomnicy.
Znała to tylko ze zdjęć, a za chwile zobaczy na własne oczy .
Obróć się i patrz do góry- mówię.
Przez pierwsze sekundy wzrok błądzi i szuka nie wiadomo czego. Patrz na chmury, wagonik…
Chyba zrobiło to na niej wrażenie. Szkoda, że nie było widać szczytu.
Postanawiamy wjechać kolejką krzesełkową na Lomnické sedlo 2190 m n.p.m.
Dużo dziś wrażeń.
Z Lomnické sedlo kierunek na Veľká Lomnická veža 2215 m n.p.m.
Zajmuje nam to dziesięć minut. Spędzamy na szczycie ponad dwie godziny czekając by się Łomnica odsłoniła. Cierpliwość się opłaciła. Lomnický štít 2.634 m n.m. się odsłania i pokazuje swoje piękno.
Jest przed szesnastą, więc trzeba wracać. Zjeżdżamy kolejką krzesełkową, a potem już zielonym szlakiem na Tatrzańską Łomnice na Železničke. Jesteśmy tam po osiemnastej… Musimy czekać ponad godzinę na Železničke, A „Tojcia” stoi samotnie w Starym Smokowcu…
Dzień 4
a stamtąd na Vodopády Studeného potoka, po drodze przechodzimy jeszcze przez Bilikovą Chate (1255 m.). Bilikova Chata (dawniej Ruženina Chata – potocznie zwana Różanką) znajduje się kilka minut drogi od górnej stacji kolejki linowej ze Starego Smokowca na Siodełko (Hrebieniok). Leży na wysokości 1255 m n.p.m.
Było to pierwsze schronisko zbudowane przez Towarzystwo Karpackie. Nazwane na cześć węgierskiej śpiewaczki Róży Graefl-Győrffy czynnie wspomagającej budowę. Od 1934 roku istnieje obecne schronisko, które w 1946 roku otrzymało nazwę na cześć narciarza Pavla Bilika, który w 1944 roku został schwytany i zastrzelony przez Niemców. Po kapitalnym remoncie Bilikova Chata przeistoczyła się w hotel.
Ze schroniska po dziesięciu minutach docieramy na wodospady Zimnego Potoku (Vodopádov Studeného potoka).
Chwila relaksu i wygłupów, by za moment ruszyć w dalszą drogę. Po paru minutach docieramy do maleńkiego i najstarszego schroniskach w tatrach wybudowanego w 1865 roku Rainerovej chaty 1301 m n.p.m.
Obecnie mieści ona muzeum nosiczów, o których mowa będzie trochę później. Można tu zobaczyć ich sprzęty, zdjęcia i listę rekordów. Działa tam też mini-bufet. Magiczny klimat.
Idziemy, dalej zielonym szlakiem, w kierunku Schroniska Zamkovskiego (Zamkovského chata). Bardzo szybko dochodzimy do rozstaju szlaków, gdzie wkraczamy na szlak czerwony
Droga pnie się do góry. Mijamy wodospad Potoku Zimnej Wody - Wodospadu Olbrzymiego. Po około półgodzinie dochodzimy do Zamkovského chaty. Schronisko leży na wysokości 1475 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody.
Założycielem schroniska był Štefan Zamkovský, który za młodu trudnił się pracą tragarza, taternika i przewodnika. Wybudował je w 1943 roku. W czasie wojny stacjonowało tu Hitlerjugend, podczas gdy gospodarz w pobliżu ukrywał i żywił partyzantów, oraz rodziny żydowskie. W roku 1949 władze komunistyczne przejęły schronisko, a jego kierownika uznali za „kapitalistę” i w ramach kary wygnali raz na zawsze z ukochanych Tatr. Zamkovský zmarł w 1961 roku. W 1992 roku zwrócono schronisko potomkom założyciela.
Nasuwa się ciekawe pytanie: jak są zaopatrywane schroniska?
W związku z trudnościami w zaopatrzeniu słowackich schronisk, wiele z nich korzysta z pomocy nosiczów, czyli tragarzy podążających stromymi szlakami z kilkudziesięciokilogramowym plecakiem. Przenoszą oni kegi z piwem, zgrzewki napojów, butle gazowe i składniki do przygotowywania posiłków.
Instytucja nosicza zagościła w Tatrach na dobre w latach 30. XX w., kiedy to pokaźna liczba tragarzy zatrudnionych przy budowie kolejki linowej na Łomnicę znalazła pracę w górskich chatach. Legenda tamtego okresu mówi, że Ondrej Hudáček z Lendaku, wnosił na górę przeciętnie ciężar 70 kg. Rekordzista, Laco Kulanga, zaniósł do Schroniska Zamkovskiego ładunek 207 kg. Podziwiam tych ludzi.
Trochę historii i ciekawostek, a Ja z Wiolą odpoczywamy sobie przy schronisku.
Nadszedł koniec tego dobrego i pora ruszać, dalej kierujemy się szlakiem czerwonym na Skalnaté pleso. Zajmuje nam to mniej więcej godzinkę. Mijamy Schronisko Łomnickie (Skalnatá chata), które leży na wysokości 1751 m n.p.m. w pobliżu Łomnickiego Stawu w Dolinie Łomnickiej.
Początki schroniska datuje się na rok 1841, utworzono tu wtedy skalną kolebę, która służyła jako schronienie dla turystów (znajduje się ona na tyłach obecnego schroniska). Regularnym schroniskiem chata stała się w 1914 r., kiedy to rozbudowano ją i przebudowano. Schronisko dysponuje dziś 4 miejscami noclegowymi.
Gospodarzem schroniska jest wspomniany wcześniej Laco Kulanga. W sumie przez kilkanaście lat swojej kariery nosicza wniósł do różnych schronisk ponad 1000 ton ładunków.
Od Skalnaté pleso dzieli nas parę minut, jest koło dwunastej. Odsłania nam się widok na Łomnice, choć w rzeczywistości widać same chmury.
Mówię Wioli by się nie rozglądała. Siadamy na ławkach i odpoczywamy, był to tylko pretekst po to, by za chwile zobaczyła wyłaniająca się zza chmur wagonik z Łomnicy.
Znała to tylko ze zdjęć, a za chwile zobaczy na własne oczy .
Obróć się i patrz do góry- mówię.
Przez pierwsze sekundy wzrok błądzi i szuka nie wiadomo czego. Patrz na chmury, wagonik…
Chyba zrobiło to na niej wrażenie. Szkoda, że nie było widać szczytu.
Postanawiamy wjechać kolejką krzesełkową na Lomnické sedlo 2190 m n.p.m.
Dużo dziś wrażeń.
Z Lomnické sedlo kierunek na Veľká Lomnická veža 2215 m n.p.m.
Zajmuje nam to dziesięć minut. Spędzamy na szczycie ponad dwie godziny czekając by się Łomnica odsłoniła. Cierpliwość się opłaciła. Lomnický štít 2.634 m n.m. się odsłania i pokazuje swoje piękno.
Jest przed szesnastą, więc trzeba wracać. Zjeżdżamy kolejką krzesełkową, a potem już zielonym szlakiem na Tatrzańską Łomnice na Železničke. Jesteśmy tam po osiemnastej… Musimy czekać ponad godzinę na Železničke, A „Tojcia” stoi samotnie w Starym Smokowcu…
Dzień 4
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Slavkovský štít 2452 m n.p.m
Wtorek, 2 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Pobudka nastąpiła dość wcześnie. Kierunek: Starý Smokovec.
Dziś wyrównam w końcu porachunki z jedna małą góreczką.
Zaczynamy! Kierujemy się w górę, przechodzimy obok dolnej stacji kolejki torowej na Hrebienok i wchodzimy na niebieski szlak. Po około pięćdziesięciu minutach docieramy do rozejścia Pod Slavkovským štítom.
Kierujemy się w prawo dalej niebieskim szlakiem. Przed nami ponad czterogodzinna wspinaczka na szczyt. Wędrujemy, kierując się w górę. Po pewnym czasie wychodzimy z lasu. Mijamy Platformę widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia - Maksymilianka 1530 m n.p.m. (Slavkovska Vyhliadka) Idziemy teraz po większych blokach skalnych pośród kosodrzewiny. Wędrujemy wzdłuż grani Sławkowskiego Grzbietu. Szlak staję się dosyć męczący. Momentami wędrujemy blisko urwistej krawędzi.
Po jakimś czasie wędrówki szlak wprowadza nas między większe bloki skalne i wiedzie na Królewski Nos.
Docieramy na Kráľovský 2273 m.
Chwila na zdjęcia i ruszamy w dalszą drogę. Od Sławkowskiego szczytu dzieli nas już może z czterdzieści minut.
Paręnaście minut po dziesiątej osiągamy Slavkovský štít 2452 m n.p.m.
Mój najwyższy do tej pory dwutysięcznik, zdobyty. Hurraaaa udało się!
Wiola miała podwójną radość. Nie dość, że też był to jej najwyższy szczyt, to jeszcze pierwszy, który zdobyła na Słowacji.
A teraz coś ciekawego o tej górze.
Według legend Wierzchołek wielkiego i rozłożystego Sławkowskiego Szczytu był uważany niegdyś za najwyższy punkt w Tatrach. 6 sierpnia 1662 r. nastąpił gigantyczny obryw skalny, wskutek którego szczyt ten stracił ok. 300 m wysokości. (miałby wówczas 2752 m n.p.m.) Źródeł katastrofy dopatrywano się w długotrwałym oberwaniu chmury, trzęsieniu ziemi, meteorycie, a nawet w działalności groźnego smoka. Nazwa szczytu pochodzi od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach 1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz.
Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest… Hmm, chwilowo niedostępna.
Góra jednak ma chyba do mnie jakieś ale… Podobno dobrze prezentuje się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie. Ale będzie okazja by tu kiedyś wrócić.
Na Sławkowskim przyszedł czas na ponad półtora godzinne leżakowanie na kamieniach. Ludzi spotykaliśmy bardzo mało. Co jakiś czas coś się odsłaniało zza chmurek i wrażenie było niesamowite.
Nadeszła pora na powrót choć można by było zostać tu jeszcze dłużej.
Po drodze robimy dużo ciekawych zdjęć.
(Szczególne podziękowania dla Pana, który miał cierpliwość do zrobienia tego zdjęcia).
Jesteśmy chwilę przed Maksymilianką, gdy z daleka widać helikopter ratowniczy.
Jak się potem okazało starszy pan koło siedemdziesiątki stracił przytomność i niestety nie udało się go uratować.
My bezpiecznie wracamy i schodzimy na Hrebienok 1285 m n.p.m. na górną stacje kolejki.
Na parkingu w Starým Smokovecu meldujemy się parę minut po osiemnastej.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka: różnica miedzy Starym Smokowiecem 990 m n.p.m. a Sławkowskim Szczytem 2452 m n.p.m. wynosi 1462 m.
Ciekawe co wymyślimy na jutro…
Dzień 3
Dziś wyrównam w końcu porachunki z jedna małą góreczką.
Zaczynamy! Kierujemy się w górę, przechodzimy obok dolnej stacji kolejki torowej na Hrebienok i wchodzimy na niebieski szlak. Po około pięćdziesięciu minutach docieramy do rozejścia Pod Slavkovským štítom.
Kierujemy się w prawo dalej niebieskim szlakiem. Przed nami ponad czterogodzinna wspinaczka na szczyt. Wędrujemy, kierując się w górę. Po pewnym czasie wychodzimy z lasu. Mijamy Platformę widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia - Maksymilianka 1530 m n.p.m. (Slavkovska Vyhliadka) Idziemy teraz po większych blokach skalnych pośród kosodrzewiny. Wędrujemy wzdłuż grani Sławkowskiego Grzbietu. Szlak staję się dosyć męczący. Momentami wędrujemy blisko urwistej krawędzi.
Po jakimś czasie wędrówki szlak wprowadza nas między większe bloki skalne i wiedzie na Królewski Nos.
Docieramy na Kráľovský 2273 m.
Chwila na zdjęcia i ruszamy w dalszą drogę. Od Sławkowskiego szczytu dzieli nas już może z czterdzieści minut.
Paręnaście minut po dziesiątej osiągamy Slavkovský štít 2452 m n.p.m.
Mój najwyższy do tej pory dwutysięcznik, zdobyty. Hurraaaa udało się!
Wiola miała podwójną radość. Nie dość, że też był to jej najwyższy szczyt, to jeszcze pierwszy, który zdobyła na Słowacji.
A teraz coś ciekawego o tej górze.
Według legend Wierzchołek wielkiego i rozłożystego Sławkowskiego Szczytu był uważany niegdyś za najwyższy punkt w Tatrach. 6 sierpnia 1662 r. nastąpił gigantyczny obryw skalny, wskutek którego szczyt ten stracił ok. 300 m wysokości. (miałby wówczas 2752 m n.p.m.) Źródeł katastrofy dopatrywano się w długotrwałym oberwaniu chmury, trzęsieniu ziemi, meteorycie, a nawet w działalności groźnego smoka. Nazwa szczytu pochodzi od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach 1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz.
Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest… Hmm, chwilowo niedostępna.
Góra jednak ma chyba do mnie jakieś ale… Podobno dobrze prezentuje się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie. Ale będzie okazja by tu kiedyś wrócić.
Na Sławkowskim przyszedł czas na ponad półtora godzinne leżakowanie na kamieniach. Ludzi spotykaliśmy bardzo mało. Co jakiś czas coś się odsłaniało zza chmurek i wrażenie było niesamowite.
Nadeszła pora na powrót choć można by było zostać tu jeszcze dłużej.
Po drodze robimy dużo ciekawych zdjęć.
(Szczególne podziękowania dla Pana, który miał cierpliwość do zrobienia tego zdjęcia).
Jesteśmy chwilę przed Maksymilianką, gdy z daleka widać helikopter ratowniczy.
Jak się potem okazało starszy pan koło siedemdziesiątki stracił przytomność i niestety nie udało się go uratować.
My bezpiecznie wracamy i schodzimy na Hrebienok 1285 m n.p.m. na górną stacje kolejki.
Na parkingu w Starým Smokovecu meldujemy się parę minut po osiemnastej.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka: różnica miedzy Starym Smokowiecem 990 m n.p.m. a Sławkowskim Szczytem 2452 m n.p.m. wynosi 1462 m.
Ciekawe co wymyślimy na jutro…
Dzień 3
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Slovenský raj - Suchá Belá
Poniedziałek, 1 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Plany na ten
rok urlopowy były dość ambitne: Rumuńskie góry i Przełęcz Stelvio rowerem, ale cóż, tak
czasami w życiu bywa...
I nastał ten oczekiwany dzień urlopu.
Już myślałem, że w tym roku urlop spędzę w domu, bo wszystko po kolei się waliło. Na szczęście udało się, jadę.
W sumie jedziemy razem.
A z kim?
Z Wiolą.
Nasz wspólny plan był prosty, ale jednocześnie dość ambitny… Czy damy rade? Chyba nie do końca myśleliśmy o tym, czy damy mu radę.Ważne było to, że jedziemy w Tatry…
Wyjazd po pierwszej w nocy i kierunek Słowacja.
Droga na Słowacje była dość kiepska. Okropny deszcz utrudniał jazdę autem, a prognozy nie były zbyt optymistyczne. Pochmurno, deszcz i nie wiadomo co jeszcze. W planach na dziś miał być Slavkovský štít (broni się skubany – mam z nim małe porachunki).
I co tu robić… Slovenský raj był najlepszym rozwiązaniem. Wiola nie miała tu przyjemności być, a ja z miłą chęcią przejdę się jeszcze raz i pokaże Wioli ten Raj, Słowacki Raj.
Około siódmej docieramy do miejscowości Podlesok u wrót Słowackiego Raju, gdzie zaczyna się szlak Suchá Belá. Na początku siedzimy w aucie i myślimy co robić. Deszczyk nie odpuszcza. W końcu po długiej chwili postanowione. Przebieramy się i idziemy na szlak w tym lekkim deszczyku, który miał swój urok. Po wejściu do rezerwatu idziemy po drewnianych kładkach, które sprawiają duża frajdę.
Po około trzydziestu minutach docieramy pod pierwsze wodospady nazwane Misowymi Wodospadami (słow. Misové vodopády), które dla pierwszych wędrowców okazały się ograniczeniem nie do pokonania.
Czy dla Wioli będzie to przeszkodą? Drabinka jest podobna do tej co jest na orlej perci. Ten sam materiał wykonania, tez się lekko telepie. Dla ciekawostki Misowe Wodospady spadają w dół kilkoma kaskadami z wysokości 29,5 metrów do kolejnych kotłów eworsyjnych zwanych potocznie misami. No niestety, od tego miejsca musimy zaprzyjaźnić się z wysokimi stalowymi drabinami i łańcuchami. No to w drogę.
Wspinamy się przytrzymując się pomocami, dalej mamy bardziej pionowe drabinki i chwytamy się bezpośrednio jej szczebelków. Za drabinkami mamy pierwsze metalowe półeczki przytwierdzone do skały zwane po słowacku stúpačky.
Przechodzimy po nich między skałami i dostajemy się na kolejną drabinkę, a następnie na metalową platformę i kolejną drabinkę. Byłem lekko zestresowany, ale nie potrzebnie Wiola doskonale daje sobie radę.
Podążając dalej w górę kanionu wchodzimy niebawem na zwężenie tzw. Kaskad, czyli mniejszych wodospadzików.
Wciąż do góry, poprzez nadal wartki potok, choć już mniej zasobny w wodę. Powyżej źródełka wchodzimy na dróżkę z żółtym szlakiem. Wychodzimy na polankę Suchá Belá (959 m.n.p.m.). Chwila przerwy i szansa by przebrać się w suche ciuchy. Schodzimy niebieskim szlakiem w stronę parkingu.
Doskonały dzień na rozgrzanie się przed Taterkami, mimo że pogoda nie dopisała. W końcu musiałem rozruszać stare kości…
Po powrocie na parking wyruszamy poszukać noclegu na dwa dni, bo nasza rezerwacja jest dopiero od środy. Kierunek: dobrze mi znana Nová Lesná.
Postanowiliśmy podjechać, może akurat się uda. Okazuje się, że nasza pani gospodyni ma wolny pokój. Nie zastanawiając się wprowadzamy się do naszego pokoju…
Dzień 2
I nastał ten oczekiwany dzień urlopu.
Już myślałem, że w tym roku urlop spędzę w domu, bo wszystko po kolei się waliło. Na szczęście udało się, jadę.
W sumie jedziemy razem.
A z kim?
Z Wiolą.
Nasz wspólny plan był prosty, ale jednocześnie dość ambitny… Czy damy rade? Chyba nie do końca myśleliśmy o tym, czy damy mu radę.Ważne było to, że jedziemy w Tatry…
Wyjazd po pierwszej w nocy i kierunek Słowacja.
Droga na Słowacje była dość kiepska. Okropny deszcz utrudniał jazdę autem, a prognozy nie były zbyt optymistyczne. Pochmurno, deszcz i nie wiadomo co jeszcze. W planach na dziś miał być Slavkovský štít (broni się skubany – mam z nim małe porachunki).
I co tu robić… Slovenský raj był najlepszym rozwiązaniem. Wiola nie miała tu przyjemności być, a ja z miłą chęcią przejdę się jeszcze raz i pokaże Wioli ten Raj, Słowacki Raj.
Około siódmej docieramy do miejscowości Podlesok u wrót Słowackiego Raju, gdzie zaczyna się szlak Suchá Belá. Na początku siedzimy w aucie i myślimy co robić. Deszczyk nie odpuszcza. W końcu po długiej chwili postanowione. Przebieramy się i idziemy na szlak w tym lekkim deszczyku, który miał swój urok. Po wejściu do rezerwatu idziemy po drewnianych kładkach, które sprawiają duża frajdę.
Po około trzydziestu minutach docieramy pod pierwsze wodospady nazwane Misowymi Wodospadami (słow. Misové vodopády), które dla pierwszych wędrowców okazały się ograniczeniem nie do pokonania.
Czy dla Wioli będzie to przeszkodą? Drabinka jest podobna do tej co jest na orlej perci. Ten sam materiał wykonania, tez się lekko telepie. Dla ciekawostki Misowe Wodospady spadają w dół kilkoma kaskadami z wysokości 29,5 metrów do kolejnych kotłów eworsyjnych zwanych potocznie misami. No niestety, od tego miejsca musimy zaprzyjaźnić się z wysokimi stalowymi drabinami i łańcuchami. No to w drogę.
Wspinamy się przytrzymując się pomocami, dalej mamy bardziej pionowe drabinki i chwytamy się bezpośrednio jej szczebelków. Za drabinkami mamy pierwsze metalowe półeczki przytwierdzone do skały zwane po słowacku stúpačky.
Przechodzimy po nich między skałami i dostajemy się na kolejną drabinkę, a następnie na metalową platformę i kolejną drabinkę. Byłem lekko zestresowany, ale nie potrzebnie Wiola doskonale daje sobie radę.
Podążając dalej w górę kanionu wchodzimy niebawem na zwężenie tzw. Kaskad, czyli mniejszych wodospadzików.
Wciąż do góry, poprzez nadal wartki potok, choć już mniej zasobny w wodę. Powyżej źródełka wchodzimy na dróżkę z żółtym szlakiem. Wychodzimy na polankę Suchá Belá (959 m.n.p.m.). Chwila przerwy i szansa by przebrać się w suche ciuchy. Schodzimy niebieskim szlakiem w stronę parkingu.
Doskonały dzień na rozgrzanie się przed Taterkami, mimo że pogoda nie dopisała. W końcu musiałem rozruszać stare kości…
Po powrocie na parking wyruszamy poszukać noclegu na dwa dni, bo nasza rezerwacja jest dopiero od środy. Kierunek: dobrze mi znana Nová Lesná.
Postanowiliśmy podjechać, może akurat się uda. Okazuje się, że nasza pani gospodyni ma wolny pokój. Nie zastanawiając się wprowadzamy się do naszego pokoju…
Dzień 2
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Świnica i Orla Perć
Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 0
I nastał dzień, w którym miałem zmierzyć się z
Orla Percią. Byłem podekscytowany, a zarazem pełen obaw.
Trasa Orla Perć została wytyczona w latach 1903-1906 przez ks. Walentego Gadowskiego według pomysłu Franciszka Nowickiego. W 1932 roku zamknięty został odcinek pomiędzy Krzyżnem a Polaną pod Wołoszynem (ścisły rezerwat przyrody). W ramach uczczenia ukończenia szlaku, w ścianie Zawratowej Turni została umieszczona figurka Matki Boskiej, która zachowała się do dziś. Obecnie przebieg Orlej Perci różni się od oryginalnego projektu sprzed ponad 110 lat.
Pobudka o trzeciej i już w pół do czwartej wyruszamy z Arturem w drogę. Spod schroniska "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej podążamy żółtym szlakiem na południowy zachód w stronę Kasprowego Wierchu. Podczas drogi na Kasprowy Wierch zastał nas wschód słońca.
Szlak na szczyt biegnie po solidnej, kamienistej ścieżce niemal równolegle do wyciągu krzesełkowego. W pół do piątej docieramy na Suchą Przełęcz (1950 m).
Obieramy kierunek na najłatwiejszy dwutysięcznik… Beskid (2012 m), często wchodzą na niego turyści przyjeżdżający kolejką na Kasprowy Wierch.
Dość szybko mijamy Beskid (tutaj znajduje się granica pomiędzy Tatrami Zachodnimi a Wysokimi ) po czym schodzimy na Przełęcz Liliowe (1952 m). Za przełęczą spotykamy pierwsze turystki.
Wędrujemy szeroką ścieżką wyłożoną kamiennymi płytami w wielu miejscach. Trawersujemy zbocza najpierw Skrajnej Turni, a nieco później po skalnych blokach obchodzimy prawą stroną Pośrednią Turnie. Na Świnicką Przełęcz docieramy po piątej i tu kolejna niespodzianka: Tatrzańska rodzinka w komplecie.
Przez Świnicka Przełęcz (2050 m) odchodzi czarny szlak do schroniska Murowaniec, my jednak idziemy prosto, szlakiem czerwonym. Zaczynamy strome podejście po kamiennych stopniach, które prowadzą blisko krawędzi grzbietu, następnie zakosami przechodzimy na prawo. Idąc skalnym chodnikiem dochodzimy do rynny, która ubezpieczona jest łańcuchami. Czeka nas teraz wspinaczka wąską kamienną ścieżką. Trzymając się łańcuchów przechodzimy przez Żleb Blatona. Po kilku minutach skręcamy w lewo i trzymając się łańcucha przechodzimy przez wyraźne wcięcie zwane, Wrótkami. Dalej ponownie czeka nas kurs po kamiennym i piarżystym zboczu po stronie Cichej Doliny Liptowskiej. Po kilkunastu metrach pojawiają się ponownie łańcuchy ułatwiające wspinaczkę po skalnych płytach. Dochodzimy do rozstaju szlaków (w prawo, za strzałką prowadzi szlak na Zawrat). Chwytając łańcuch rozpoczynamy ostateczne podejście na szczyt. Szlak zakręca w lewo, wchodzimy po głazach i skośnych skałach. Jeszcze chwila i jest!!! Po godzinie szóstej zdobywam Świnice!
Zimą nie dala się okiełznać, ale w końcu się udało Mój kolejny dwutysięcznik. Moja Świnka.
Świnica to jeden z symboli Tatr – piękna, niebezpieczna i majestatycznie królująca nad otoczeniem góra. Widoczna z daleka, wznosi się na głównej grani Tatr, w miejscu jej załamania pod kątem niemal 90 stopni i skrzyżowania z granią Orlej Perci. Świnica osiąga wysokość 2301 m, przez co jest zdecydowanie najwyższym szczytem w okolicy i trzecim co najwyższym punktem w Polsce, dostępnym znakowanym szlakiem. Góra składa się z dwóch wyraźnie wyodrębnionych wierzchołków. Niższy ma 2291 m i bywa nazywany „taternickim”, gdyż kończy tu swój bieg wiele tras wspinaczkowych.
Świnica góruje nad trzema walnymi dolinami: Gąsienicową, Cichą, a także nad Doliną Pięciu Stawów. Z kilku przyczyn ta piękna góra owiana jest złą sławą. Po pierwsze, bliskość Kasprowego Wierchu, na szczyt którego wyjechać można kolejką, powoduje, iż na Świnicę wybiera się wielu początkujących turystów. Tymczasem droga od Świnickiej Przełęczy – mimo iż łatwiejsza niż podejście od Zawratu – jest solidnie eksponowana i najeżona trudnościami technicznymi, które niejednego mogą przerosnąć. Po drugie, w czasie burzy Świnica– jako najwyższa góra w okolicy – przyjmuje rolę odgromnika. Po trzecie wreszcie, miejsce to umiłowali sobie desperaci chcący skończy ze swym życiem, przez co Świnica czasami bywa nazywana „górą samobójców”. Wszystko to spowodowało, że w rejonie szczytu i na drogach dojściowych – odkąd prowadzone są statystyki – miało miejsce już około 30 śmiertelnych wypadków.
Roztacza się stąd piękny widok na większą część Tatr – od sielankowo wyglądających, trawiastych grzbietów Tatr Zachodnich, aż po groźne zbocza najdalszych zakątków Tatr Wysokich. Wśród znawców nie ma zgodności co do tego, skąd wzięła się nazwa tej góry. Jedni twierdzą, że wymyślili ją dawni górale, którym boczna grań, odchodząca w stronę Zawratu, z wyglądu przypominała świnię. Jest to wersja bardziej prawdopodobna. Inna mówi, że nazwa wiąże się z odczuciami prekursorów turystyki górskiej, dla których góra była wyjątkowo trudna do zdobycia, co miało świadczyć o jej „świńskim charakterze”.
Wracamy tą samą drogą do rozstaju szlaków. Następnie kierujemy się do przełęczy Zawrat. Droga na Zawrat przewija się przez skalne żeberko i sprowadza niżej systemem łańcuchów, również kilka klamer. Najbardziej emocjonującym miejscem jest długi komin skalny. Dalej już łatwą wąską percią wśród skał i trawek. Jest ubezpieczona w niektórych miejscach łańcuchami ze względu na dużą, choć ukrytą ekspozycję — pokonujemy zbocze wysoko nad Dolinką pod Kołem, w dole Zadni Staw Polski (1890 m n.p.m.). Następnie niezbyt stromym podejściem, trawersując zbocze Zawratowej Turni (2247 m n.p.m.) osiągamy przełęcz — Zawrat 2159 m n.p.m.Jest coś koło siódmej trzydzieści, więc tempo jest nawet dobre.
Chwila przerwy i … idziemy dalej. Już tu kiedyś byłem, więc wiem czego mam się spodziewać.
Zaczynamy od prostego podejścia na Mały Kozi Wierch. Idziemy przez głazowisko, wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy. Następnie po krótkim odcinku graniowym zaczynamy wspinaczkę na szczyt. Po przejściu szczytu pokonujemy krótki fragment grani i po chwili przy pomocy łańcuchów schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Jest dość stromo i wąsko. Z jednej strony łańcuchy, a z drugiej przepaść. Następnie przechodzimy na północną część grani. Wędrujemy teraz kilkanaście metrów w dół bardzo wymagającym skrajem Żydowskiego Żlebu, nazywanym też Honoratką. Na końcu tego etapu jest groźne urwisko. Wychodząc ze żlebu skręcamy w prawo i zaczynamy wąski trawers, który prowadzi nas do ukośnych i spadzistych płyt Zmarzłych Czub, po czym następuje zejście do Zmarzłej Przełęczy. Cały czas asekurujemy się łańcuchami i klamrami. Obok nas specyficzna formacja skalna (chłopek), która z daleka wydaje się wisieć w powietrzu.
Później idziemy w dół jednym z tarasów Zamarłej Turni (omijamy ten szczyt), a wkrótce znowu podejście po skałach (szlak zawija w prawo). Niebawem jesteśmy naprzeciwko ściany zabezpieczonej drabinką z klamer. Zaraz potem najbardziej emocjonujące miejsce na tym odcinku… Drabinka .
Krawędzią z łańcuchem w dłoniach docieramy do silnie eksponowanej metalowej drabinki. Dalej robi wrażenie. Za drabinką kolejne łańcuchy. Tym razem zwracamy się mocno w dół. Po pewnym czasie Orla Perć łączy się z żółtym szlakiem. Wchodzimy na wąskie wcięcie Koziej Przełęczy. W lewo prowadzi szlak do doliny Gąsienicowej.
Przed dziewiąta z Koziej Przełęczy (2137 m) schodzimy żlebem (razem z żółtym szlakiem) kilkanaście metrów w kierunku Dolinki Pustej. Idąc stromo w dół pokonujemy również spadzisty kominek. Dalej szlaki rozłączają się – żółty biegnie do Doliny Pięciu Stawów Polskich, zaś czerwony (Orla Perć) odbija w lewo. Pniemy się w górę na Kozie Czuby. Dochodzimy do charakterystycznej półki, za którą wspinamy się po niemal pionowej skale. Po przebyciu dość krótkiego odcinka przez piarżysko kontynuujemy wspinaczkę. Tuż przed zdobyciem najwyższego wierzchołka Kozich Czubów wchodzimy po skalnej płycie. Wcześniej kroczymy po stromych, dużych i nieregularnych stopniach. Na tym etapie towarzyszą nam wspaniałe krajobrazy, szczególnie fascynuje widok na kominek prowadzący na Kozi Wierch. Z daleka drabinka robi jeszcze większe wrażenie.
Teraz przed nami bardzo trudne i wymagające sporej ostrożności zejście przepaścistą rynną do Wyżniej Koziej Przełęczy.
Czeka nas dużo łańcuchów i klamer.
Na przełęczy, z której w obie strony spadają urwiste żleby jest bardzo mało miejsca do zejścia.
Na koniec zostaje nam wejście ubezpieczonym i długim kominkiem na szczyt. Tutaj niestety brak łańcuchów w górnej kopule szczytowej. Po wspinaczce zakręcamy w prawo. Dalej szlak prowadzi nas w lewo. Dookoła piarżysko, po chwili dochodzimy do najwyższego punku Orlej Perci - Koziego Wierchu (2 291 m)
Witaj ponownie… Miałem zaszczyt już tu być, ale zimą.
Nazwa szczytu pochodzi od często pasących się na jej zboczach stad kozic, zwłaszcza na jego łagodniejszych, południowych stokach. Stosowana była ona od dawna przez pasterzy wypasających w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, pasterze z Doliny Gąsienicowej nazywali ten szczyt natomiast Czarnymi Ścianami.
U góry rozpościera się piękna panorama Tatr.
Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią. Z Koziego Wierchu schodzimy nieco spadzistą dróżką, wokoło dużo gruzu i kamieni. Przechodzimy na południową stronę grani, niebawem czarny szlak odłącza się od czerwonego, który kieruje się w prawo, do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Dalej idziemy trawersem po piargach, pokonujemy kilka skalnych żeberek. Po jakimś czasie dochodzimy pod Buczynową Strażnicę. Następnie osiągamy wąską Przełączkę nad Dolinką Buczynową. Na przełączce szlak skręca w lewo, schodzimy Żlebem Kulczyńskiego.
Jest dość stromo, brak jakichkolwiek sztucznych ułatwień. Do tego luźne kamienie. Następnie stajemy na skrzyżowaniu szlaków. W dół odchodzi czarno znakowana trasa na Halę Gąsienicową (przez Kozią Dolinkę). My jednak zwracamy się w prawo, przed nami Czarne Ściany.
Teraz pokonujemy najciekawsze przejście przez stromy 20-metrowy komin Czarnego Mniszka. Podczas wspinaczki niezwykle przydatne okazują się liczne łańcuchy i klamry.
Po pokonaniu kominka wyłania się ogromna przepaść, dlatego też przechodzimy od razu na prawą stronę. Później już bez większych problemów idziemy, aż do Granatów. Perć aktualnie wiedzie skalistymi zboczami Czarnych Ścian.
Wkrótce na moment łączymy się z zielonym szlakiem, który prowadzi znad Zmarzłego Stawu, po czym wkraczamy na grań i zaraz potem meldujemy się na Zadnim Granacie (2240 m).
Chwila odpoczynku i nasuwa się pytanie… Czy idziemy dalej? Bo dopadało mnie już zmęczenie. Idziemy!
Czeka nas teraz zejście z Zadniego Granatu. Schodzimy z grani na prawą stronę, musimy uważać, bo jest dosyć stromo. Pokonujemy zbocze bardzo wąską ścieżką, po prawej towarzyszy nam duża przepaść, a na szlaku pojawia się coraz więcej drobnych kamieni. Dochodzimy pod Pośrednią Sieczkową Przełączkę. Czeka nas teraz krótka wspinaczka. Zaraz za Przełączką skręcamy w prawo.
Szlak chwilowo zaczyna się wznosić. W pewnym momencie wchodzimy na wąską ścieżkę, która kończy się urwiskiem, dlatego musimy przejść na lewo. Przed nami strome zejście z Pośredniego Granatu po głazach. Momentami jest stromo.
Dalej kolejne zejście pośród nieregularnych skał. Dochodzimy do wąskiej półki skalnej, której przejście ułatwia zamocowana klamra. Kawałek dalej stajemy nad kilkunastometrową szczeliną. Robimy duży krok i z pomocą łańcucha przechodzimy na drugą stronę.
Jesteśmy na Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Na zachód opada Żleb Drege’a, na pierwszy rzut oka łagodny, acz śmiertelnie niebezpieczny. Pod żadnym pozorem nie wolno zbaczać z wytyczonej trasy!
Nadciągają chmury… w tym czasie wchodzimy na Skrajny Granat (2226 m).
Jest już koło godziny… nawet nie wiem może przed czternastą, może po… Robimy kolejny odpoczynek.
Zmęczenie dopada mnie coraz bardziej, w dodatku kończą się zapasy wody… Bicie się z myślami czy iść dalej, czy schodzić żółtym szlakiem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Jestem już o krok pokonania całej Orlej Perci. Jeszcze chwila odpoczynku. I co robić? No i postanowione…
Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią, którą dojdziemy na Krzyżne. Należy pamiętać, że będziemy mogli zejść dopiero po osiągnięciu wspomnianej przełęczy i jest jeszcze ostatni odcinek znacznie trudniejszy od przebytego, ale wtedy nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka.
Zaczynamy od zejścia ze Skrajnego Granatu. Ostrożnie kroczymy nad Dolinką Buczynową. Już od początku towarzyszą nam łańcuchy, które pomagają zejść po skalnych płytach. Szlak zakręca i rozpoczynamy trudny trawers po skośnej ścianie, jest bardzo stromo. Skręcamy w lewo i podążamy wąską i kruchą ścieżką. Kawałek dalej szlak zakosami schodzi w kierunku Granackiej Przełęczy. Dolna część zejścia jest niewygodna ze względu na piarżysko. Z wąskiej przełęczy wchodzimy do żlebu znajdującego się po stronie Doliny Pańszczycy. Schodzimy przy ścianie trzymając się łańcuchów, po kilku metrach pojawia się dwumetrowa dziura, nad którą przechodzimy opierając się o skalne półeczki. Orla Perć odbija w prawo. Robi się bardzo przepaściście.
Niekiedy przejście staje się niezwykle wąskie. Cały czas towarzyszą nam łańcuchy, które prowadzą do 4-metrowej drabinki. Z lewej rozpościera się urwisko. Teraz czeka nas podejście skalnym gzymsem na Orlą Przełączkę Niżnią, Kolejny raz zmieniamy stronę grani. Wędrując prostą, ale eksponowaną ścieżką, chwilę później omijamy wierzchołek Orlej Baszty. Wnet dochodzimy do kilkunastometrowego, wąskiego kominka. Trudne i strome zejście.
Wychodzimy na trawiaste zbocze, które prowadzi nas do Pościeli Jasińskiego (przełęcz). Następnie idziemy w dół po gruzowisku. Orla Perć nie daje nam odpocząć, czeka nas teraz trudny i wymagający trawers Buczynowych Czub. Trzymając się łańcucha przesuwamy się po skośnych płytach. Dochodzimy do wysokiego i stromego skalnego koryta. Jest bardzo wąsko! Kroczymy tuż przy czeluści. Po wspinaczce kierujemy się na południowe zbocze. Cały czas poruszamy się z użyciem zabezpieczeń. Jesteśmy na Przełęczy Nowickiego. Za wspomnianą przełęczą przechodzimy po skośnych płytach i skręcamy w lewo. Przed nami wąska i przepaścista trasa, na przeszkodzie stają kamienie i skalne rynny. Aktualnie względnie swobodnie maszerujemy po wygodnej ścieżce. Mijamy z lewej Wielką Buczynową Turnię i dochodzimy do kolejnych utrudnień. Czekają nas teraz wąskie, ciekawe przejścia wśród skał, które są ubezpieczone łańcuchami, a po prawej stronie urwisko. Szlak staje się niewygodny i piarżysty. Osiągamy stok, który spada do długiego i kruchego żlebu. Schodzimy powoli uważając, aby nie strącić kamieni. Pojawiają się łańcuchy, schodzimy teraz po głazach w formie kominka. Po trudnym zejściu szlak zakręca w lewo. Czeka nas teraz stroma wspinaczka żlebem poniżej Buczynowej Przełęczy.
Skalny i niewygodny szlak zabezpieczony jest mnóstwem łańcuchów. Spotkamy kilka miejsc gdzie trzeba się podciągać, a siły już coraz mniej. Po długiej i wymagającej wspinaczce dochodzimy do skalnego żeberka, przechodzimy je i skręcamy w prawo. Wydostajemy się na grzbiet przez wąskie, skalne żebro w pobliżu Małej Buczynowej Turni. Szlak skręca w prawo, przez chwile maszerujemy wąską granią. Wędrujemy teraz po południowej stronie, trawiastymi zboczami omijamy skaliste turnie Ptaka i Kopę nad Krzyżnem. Jeszcze chwila wędrówki kamienną i niewygodną ścieżką osiągamy Krzyżne (2112 m.)
Krzyżne od dawna należy do najbardziej znanych punktów widokowych w Tatrach. Roztacza się z niego rozległy widok na Tatry Wysokie i Bielskie. Z powodu zachmurzenia nie było mi to pisane. Może innym razem. Nazwa Krzyżne pochodzi od położenia w miejscu, w którym krzyżują się trzy grzbiety. Zmęczony, wyczerpany, ale szczęśliwy osiągnąłem to co jeszcze rano nie byłem sobie wyobrazić. Świnica i Orla Perć zdobyte. Do tej pory nie umiem w to uwierzyć. Nie wiem jak to zrobiłem.
Najtrudniejszy odcinek Orlej według mnie to odcinek z Granatów na Krzyżne, ale prawdopodobnie dlatego, że zmęczenie brało już górę i trzeba było się chwilami bardzo skupić, żeby bezpiecznie zejść, czy podejść z łańcuchami. Za chwilę wybije godzina siedemnasta. Zostało już tylko zejście… Kierunek - żółty szlak do Murowańca. Niby dwie godziny i dwadzieścia minut. Schodzimy po stromym rumowisku, trzeba uważać łatwo o upadek, a w dodatku zmęczenie robi swoje. Niebawem nachylenie dróżki sukcesywnie się zmniejsza i zamienia się w płaską kamienna drogę. Artur maszeruje daleko przede mną, próbuje go dogonić, ale nic z tego. Droga się dłuży… Idę, idę i końca nie widać.
Upłynęła godzina, może dwie, albo cała wieczność. Szlak raz się lekko wznosi, a raz opada. Po jakimśczasie docieram do Czerwonego Stawu Pańszczyckiego (1656 m). Po dwóch godzinach docieram do rozwidlenia szlaków Zadni Upłaz (1628 m.). Przede mną jeszcze godzina marszu. Jeszcze jedna mała górka, jeszcze jedno zejście małe podejście… z daleka widać już schronisko. Niby tak blisko, a jednak daleko. W końcu po siedemnastu godzinach wędrówki docieram do Schroniska. Padnięty, ale zadowolony. Naprawdę było warto. Czy bym to powtórzył? Pewnie tak.
Następnego dnia budzę się po szóstej. Wyspany, wypoczęty i o dziwo nic mnie nie boli. Chyba jeszcze jestem pod wpływem wczorajszych emocji. Pakujemy się i opuszczamy schronisko i kierujemy się na Kuźnice, a potem kierunek dom.
Opis szlaków i szczytów zaczerpnięty ze stron natatry.pl i portaltatrzański.pl
FOTO
Trasa Orla Perć została wytyczona w latach 1903-1906 przez ks. Walentego Gadowskiego według pomysłu Franciszka Nowickiego. W 1932 roku zamknięty został odcinek pomiędzy Krzyżnem a Polaną pod Wołoszynem (ścisły rezerwat przyrody). W ramach uczczenia ukończenia szlaku, w ścianie Zawratowej Turni została umieszczona figurka Matki Boskiej, która zachowała się do dziś. Obecnie przebieg Orlej Perci różni się od oryginalnego projektu sprzed ponad 110 lat.
Pobudka o trzeciej i już w pół do czwartej wyruszamy z Arturem w drogę. Spod schroniska "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej podążamy żółtym szlakiem na południowy zachód w stronę Kasprowego Wierchu. Podczas drogi na Kasprowy Wierch zastał nas wschód słońca.
Szlak na szczyt biegnie po solidnej, kamienistej ścieżce niemal równolegle do wyciągu krzesełkowego. W pół do piątej docieramy na Suchą Przełęcz (1950 m).
Obieramy kierunek na najłatwiejszy dwutysięcznik… Beskid (2012 m), często wchodzą na niego turyści przyjeżdżający kolejką na Kasprowy Wierch.
Dość szybko mijamy Beskid (tutaj znajduje się granica pomiędzy Tatrami Zachodnimi a Wysokimi ) po czym schodzimy na Przełęcz Liliowe (1952 m). Za przełęczą spotykamy pierwsze turystki.
Wędrujemy szeroką ścieżką wyłożoną kamiennymi płytami w wielu miejscach. Trawersujemy zbocza najpierw Skrajnej Turni, a nieco później po skalnych blokach obchodzimy prawą stroną Pośrednią Turnie. Na Świnicką Przełęcz docieramy po piątej i tu kolejna niespodzianka: Tatrzańska rodzinka w komplecie.
Przez Świnicka Przełęcz (2050 m) odchodzi czarny szlak do schroniska Murowaniec, my jednak idziemy prosto, szlakiem czerwonym. Zaczynamy strome podejście po kamiennych stopniach, które prowadzą blisko krawędzi grzbietu, następnie zakosami przechodzimy na prawo. Idąc skalnym chodnikiem dochodzimy do rynny, która ubezpieczona jest łańcuchami. Czeka nas teraz wspinaczka wąską kamienną ścieżką. Trzymając się łańcuchów przechodzimy przez Żleb Blatona. Po kilku minutach skręcamy w lewo i trzymając się łańcucha przechodzimy przez wyraźne wcięcie zwane, Wrótkami. Dalej ponownie czeka nas kurs po kamiennym i piarżystym zboczu po stronie Cichej Doliny Liptowskiej. Po kilkunastu metrach pojawiają się ponownie łańcuchy ułatwiające wspinaczkę po skalnych płytach. Dochodzimy do rozstaju szlaków (w prawo, za strzałką prowadzi szlak na Zawrat). Chwytając łańcuch rozpoczynamy ostateczne podejście na szczyt. Szlak zakręca w lewo, wchodzimy po głazach i skośnych skałach. Jeszcze chwila i jest!!! Po godzinie szóstej zdobywam Świnice!
Zimą nie dala się okiełznać, ale w końcu się udało Mój kolejny dwutysięcznik. Moja Świnka.
Świnica to jeden z symboli Tatr – piękna, niebezpieczna i majestatycznie królująca nad otoczeniem góra. Widoczna z daleka, wznosi się na głównej grani Tatr, w miejscu jej załamania pod kątem niemal 90 stopni i skrzyżowania z granią Orlej Perci. Świnica osiąga wysokość 2301 m, przez co jest zdecydowanie najwyższym szczytem w okolicy i trzecim co najwyższym punktem w Polsce, dostępnym znakowanym szlakiem. Góra składa się z dwóch wyraźnie wyodrębnionych wierzchołków. Niższy ma 2291 m i bywa nazywany „taternickim”, gdyż kończy tu swój bieg wiele tras wspinaczkowych.
Świnica góruje nad trzema walnymi dolinami: Gąsienicową, Cichą, a także nad Doliną Pięciu Stawów. Z kilku przyczyn ta piękna góra owiana jest złą sławą. Po pierwsze, bliskość Kasprowego Wierchu, na szczyt którego wyjechać można kolejką, powoduje, iż na Świnicę wybiera się wielu początkujących turystów. Tymczasem droga od Świnickiej Przełęczy – mimo iż łatwiejsza niż podejście od Zawratu – jest solidnie eksponowana i najeżona trudnościami technicznymi, które niejednego mogą przerosnąć. Po drugie, w czasie burzy Świnica– jako najwyższa góra w okolicy – przyjmuje rolę odgromnika. Po trzecie wreszcie, miejsce to umiłowali sobie desperaci chcący skończy ze swym życiem, przez co Świnica czasami bywa nazywana „górą samobójców”. Wszystko to spowodowało, że w rejonie szczytu i na drogach dojściowych – odkąd prowadzone są statystyki – miało miejsce już około 30 śmiertelnych wypadków.
Roztacza się stąd piękny widok na większą część Tatr – od sielankowo wyglądających, trawiastych grzbietów Tatr Zachodnich, aż po groźne zbocza najdalszych zakątków Tatr Wysokich. Wśród znawców nie ma zgodności co do tego, skąd wzięła się nazwa tej góry. Jedni twierdzą, że wymyślili ją dawni górale, którym boczna grań, odchodząca w stronę Zawratu, z wyglądu przypominała świnię. Jest to wersja bardziej prawdopodobna. Inna mówi, że nazwa wiąże się z odczuciami prekursorów turystyki górskiej, dla których góra była wyjątkowo trudna do zdobycia, co miało świadczyć o jej „świńskim charakterze”.
Wracamy tą samą drogą do rozstaju szlaków. Następnie kierujemy się do przełęczy Zawrat. Droga na Zawrat przewija się przez skalne żeberko i sprowadza niżej systemem łańcuchów, również kilka klamer. Najbardziej emocjonującym miejscem jest długi komin skalny. Dalej już łatwą wąską percią wśród skał i trawek. Jest ubezpieczona w niektórych miejscach łańcuchami ze względu na dużą, choć ukrytą ekspozycję — pokonujemy zbocze wysoko nad Dolinką pod Kołem, w dole Zadni Staw Polski (1890 m n.p.m.). Następnie niezbyt stromym podejściem, trawersując zbocze Zawratowej Turni (2247 m n.p.m.) osiągamy przełęcz — Zawrat 2159 m n.p.m.Jest coś koło siódmej trzydzieści, więc tempo jest nawet dobre.
Chwila przerwy i … idziemy dalej. Już tu kiedyś byłem, więc wiem czego mam się spodziewać.
Zaczynamy od prostego podejścia na Mały Kozi Wierch. Idziemy przez głazowisko, wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy. Następnie po krótkim odcinku graniowym zaczynamy wspinaczkę na szczyt. Po przejściu szczytu pokonujemy krótki fragment grani i po chwili przy pomocy łańcuchów schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Jest dość stromo i wąsko. Z jednej strony łańcuchy, a z drugiej przepaść. Następnie przechodzimy na północną część grani. Wędrujemy teraz kilkanaście metrów w dół bardzo wymagającym skrajem Żydowskiego Żlebu, nazywanym też Honoratką. Na końcu tego etapu jest groźne urwisko. Wychodząc ze żlebu skręcamy w prawo i zaczynamy wąski trawers, który prowadzi nas do ukośnych i spadzistych płyt Zmarzłych Czub, po czym następuje zejście do Zmarzłej Przełęczy. Cały czas asekurujemy się łańcuchami i klamrami. Obok nas specyficzna formacja skalna (chłopek), która z daleka wydaje się wisieć w powietrzu.
Później idziemy w dół jednym z tarasów Zamarłej Turni (omijamy ten szczyt), a wkrótce znowu podejście po skałach (szlak zawija w prawo). Niebawem jesteśmy naprzeciwko ściany zabezpieczonej drabinką z klamer. Zaraz potem najbardziej emocjonujące miejsce na tym odcinku… Drabinka .
Krawędzią z łańcuchem w dłoniach docieramy do silnie eksponowanej metalowej drabinki. Dalej robi wrażenie. Za drabinką kolejne łańcuchy. Tym razem zwracamy się mocno w dół. Po pewnym czasie Orla Perć łączy się z żółtym szlakiem. Wchodzimy na wąskie wcięcie Koziej Przełęczy. W lewo prowadzi szlak do doliny Gąsienicowej.
Przed dziewiąta z Koziej Przełęczy (2137 m) schodzimy żlebem (razem z żółtym szlakiem) kilkanaście metrów w kierunku Dolinki Pustej. Idąc stromo w dół pokonujemy również spadzisty kominek. Dalej szlaki rozłączają się – żółty biegnie do Doliny Pięciu Stawów Polskich, zaś czerwony (Orla Perć) odbija w lewo. Pniemy się w górę na Kozie Czuby. Dochodzimy do charakterystycznej półki, za którą wspinamy się po niemal pionowej skale. Po przebyciu dość krótkiego odcinka przez piarżysko kontynuujemy wspinaczkę. Tuż przed zdobyciem najwyższego wierzchołka Kozich Czubów wchodzimy po skalnej płycie. Wcześniej kroczymy po stromych, dużych i nieregularnych stopniach. Na tym etapie towarzyszą nam wspaniałe krajobrazy, szczególnie fascynuje widok na kominek prowadzący na Kozi Wierch. Z daleka drabinka robi jeszcze większe wrażenie.
Teraz przed nami bardzo trudne i wymagające sporej ostrożności zejście przepaścistą rynną do Wyżniej Koziej Przełęczy.
Czeka nas dużo łańcuchów i klamer.
Na przełęczy, z której w obie strony spadają urwiste żleby jest bardzo mało miejsca do zejścia.
Na koniec zostaje nam wejście ubezpieczonym i długim kominkiem na szczyt. Tutaj niestety brak łańcuchów w górnej kopule szczytowej. Po wspinaczce zakręcamy w prawo. Dalej szlak prowadzi nas w lewo. Dookoła piarżysko, po chwili dochodzimy do najwyższego punku Orlej Perci - Koziego Wierchu (2 291 m)
Witaj ponownie… Miałem zaszczyt już tu być, ale zimą.
Nazwa szczytu pochodzi od często pasących się na jej zboczach stad kozic, zwłaszcza na jego łagodniejszych, południowych stokach. Stosowana była ona od dawna przez pasterzy wypasających w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, pasterze z Doliny Gąsienicowej nazywali ten szczyt natomiast Czarnymi Ścianami.
U góry rozpościera się piękna panorama Tatr.
Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią. Z Koziego Wierchu schodzimy nieco spadzistą dróżką, wokoło dużo gruzu i kamieni. Przechodzimy na południową stronę grani, niebawem czarny szlak odłącza się od czerwonego, który kieruje się w prawo, do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Dalej idziemy trawersem po piargach, pokonujemy kilka skalnych żeberek. Po jakimś czasie dochodzimy pod Buczynową Strażnicę. Następnie osiągamy wąską Przełączkę nad Dolinką Buczynową. Na przełączce szlak skręca w lewo, schodzimy Żlebem Kulczyńskiego.
Jest dość stromo, brak jakichkolwiek sztucznych ułatwień. Do tego luźne kamienie. Następnie stajemy na skrzyżowaniu szlaków. W dół odchodzi czarno znakowana trasa na Halę Gąsienicową (przez Kozią Dolinkę). My jednak zwracamy się w prawo, przed nami Czarne Ściany.
Teraz pokonujemy najciekawsze przejście przez stromy 20-metrowy komin Czarnego Mniszka. Podczas wspinaczki niezwykle przydatne okazują się liczne łańcuchy i klamry.
Po pokonaniu kominka wyłania się ogromna przepaść, dlatego też przechodzimy od razu na prawą stronę. Później już bez większych problemów idziemy, aż do Granatów. Perć aktualnie wiedzie skalistymi zboczami Czarnych Ścian.
Wkrótce na moment łączymy się z zielonym szlakiem, który prowadzi znad Zmarzłego Stawu, po czym wkraczamy na grań i zaraz potem meldujemy się na Zadnim Granacie (2240 m).
Chwila odpoczynku i nasuwa się pytanie… Czy idziemy dalej? Bo dopadało mnie już zmęczenie. Idziemy!
Czeka nas teraz zejście z Zadniego Granatu. Schodzimy z grani na prawą stronę, musimy uważać, bo jest dosyć stromo. Pokonujemy zbocze bardzo wąską ścieżką, po prawej towarzyszy nam duża przepaść, a na szlaku pojawia się coraz więcej drobnych kamieni. Dochodzimy pod Pośrednią Sieczkową Przełączkę. Czeka nas teraz krótka wspinaczka. Zaraz za Przełączką skręcamy w prawo.
Szlak chwilowo zaczyna się wznosić. W pewnym momencie wchodzimy na wąską ścieżkę, która kończy się urwiskiem, dlatego musimy przejść na lewo. Przed nami strome zejście z Pośredniego Granatu po głazach. Momentami jest stromo.
Dalej kolejne zejście pośród nieregularnych skał. Dochodzimy do wąskiej półki skalnej, której przejście ułatwia zamocowana klamra. Kawałek dalej stajemy nad kilkunastometrową szczeliną. Robimy duży krok i z pomocą łańcucha przechodzimy na drugą stronę.
Jesteśmy na Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Na zachód opada Żleb Drege’a, na pierwszy rzut oka łagodny, acz śmiertelnie niebezpieczny. Pod żadnym pozorem nie wolno zbaczać z wytyczonej trasy!
Nadciągają chmury… w tym czasie wchodzimy na Skrajny Granat (2226 m).
Jest już koło godziny… nawet nie wiem może przed czternastą, może po… Robimy kolejny odpoczynek.
Zmęczenie dopada mnie coraz bardziej, w dodatku kończą się zapasy wody… Bicie się z myślami czy iść dalej, czy schodzić żółtym szlakiem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Jestem już o krok pokonania całej Orlej Perci. Jeszcze chwila odpoczynku. I co robić? No i postanowione…
Kontynuujemy wyprawę Orlą Percią, którą dojdziemy na Krzyżne. Należy pamiętać, że będziemy mogli zejść dopiero po osiągnięciu wspomnianej przełęczy i jest jeszcze ostatni odcinek znacznie trudniejszy od przebytego, ale wtedy nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka.
Zaczynamy od zejścia ze Skrajnego Granatu. Ostrożnie kroczymy nad Dolinką Buczynową. Już od początku towarzyszą nam łańcuchy, które pomagają zejść po skalnych płytach. Szlak zakręca i rozpoczynamy trudny trawers po skośnej ścianie, jest bardzo stromo. Skręcamy w lewo i podążamy wąską i kruchą ścieżką. Kawałek dalej szlak zakosami schodzi w kierunku Granackiej Przełęczy. Dolna część zejścia jest niewygodna ze względu na piarżysko. Z wąskiej przełęczy wchodzimy do żlebu znajdującego się po stronie Doliny Pańszczycy. Schodzimy przy ścianie trzymając się łańcuchów, po kilku metrach pojawia się dwumetrowa dziura, nad którą przechodzimy opierając się o skalne półeczki. Orla Perć odbija w prawo. Robi się bardzo przepaściście.
Niekiedy przejście staje się niezwykle wąskie. Cały czas towarzyszą nam łańcuchy, które prowadzą do 4-metrowej drabinki. Z lewej rozpościera się urwisko. Teraz czeka nas podejście skalnym gzymsem na Orlą Przełączkę Niżnią, Kolejny raz zmieniamy stronę grani. Wędrując prostą, ale eksponowaną ścieżką, chwilę później omijamy wierzchołek Orlej Baszty. Wnet dochodzimy do kilkunastometrowego, wąskiego kominka. Trudne i strome zejście.
Wychodzimy na trawiaste zbocze, które prowadzi nas do Pościeli Jasińskiego (przełęcz). Następnie idziemy w dół po gruzowisku. Orla Perć nie daje nam odpocząć, czeka nas teraz trudny i wymagający trawers Buczynowych Czub. Trzymając się łańcucha przesuwamy się po skośnych płytach. Dochodzimy do wysokiego i stromego skalnego koryta. Jest bardzo wąsko! Kroczymy tuż przy czeluści. Po wspinaczce kierujemy się na południowe zbocze. Cały czas poruszamy się z użyciem zabezpieczeń. Jesteśmy na Przełęczy Nowickiego. Za wspomnianą przełęczą przechodzimy po skośnych płytach i skręcamy w lewo. Przed nami wąska i przepaścista trasa, na przeszkodzie stają kamienie i skalne rynny. Aktualnie względnie swobodnie maszerujemy po wygodnej ścieżce. Mijamy z lewej Wielką Buczynową Turnię i dochodzimy do kolejnych utrudnień. Czekają nas teraz wąskie, ciekawe przejścia wśród skał, które są ubezpieczone łańcuchami, a po prawej stronie urwisko. Szlak staje się niewygodny i piarżysty. Osiągamy stok, który spada do długiego i kruchego żlebu. Schodzimy powoli uważając, aby nie strącić kamieni. Pojawiają się łańcuchy, schodzimy teraz po głazach w formie kominka. Po trudnym zejściu szlak zakręca w lewo. Czeka nas teraz stroma wspinaczka żlebem poniżej Buczynowej Przełęczy.
Skalny i niewygodny szlak zabezpieczony jest mnóstwem łańcuchów. Spotkamy kilka miejsc gdzie trzeba się podciągać, a siły już coraz mniej. Po długiej i wymagającej wspinaczce dochodzimy do skalnego żeberka, przechodzimy je i skręcamy w prawo. Wydostajemy się na grzbiet przez wąskie, skalne żebro w pobliżu Małej Buczynowej Turni. Szlak skręca w prawo, przez chwile maszerujemy wąską granią. Wędrujemy teraz po południowej stronie, trawiastymi zboczami omijamy skaliste turnie Ptaka i Kopę nad Krzyżnem. Jeszcze chwila wędrówki kamienną i niewygodną ścieżką osiągamy Krzyżne (2112 m.)
Krzyżne od dawna należy do najbardziej znanych punktów widokowych w Tatrach. Roztacza się z niego rozległy widok na Tatry Wysokie i Bielskie. Z powodu zachmurzenia nie było mi to pisane. Może innym razem. Nazwa Krzyżne pochodzi od położenia w miejscu, w którym krzyżują się trzy grzbiety. Zmęczony, wyczerpany, ale szczęśliwy osiągnąłem to co jeszcze rano nie byłem sobie wyobrazić. Świnica i Orla Perć zdobyte. Do tej pory nie umiem w to uwierzyć. Nie wiem jak to zrobiłem.
Najtrudniejszy odcinek Orlej według mnie to odcinek z Granatów na Krzyżne, ale prawdopodobnie dlatego, że zmęczenie brało już górę i trzeba było się chwilami bardzo skupić, żeby bezpiecznie zejść, czy podejść z łańcuchami. Za chwilę wybije godzina siedemnasta. Zostało już tylko zejście… Kierunek - żółty szlak do Murowańca. Niby dwie godziny i dwadzieścia minut. Schodzimy po stromym rumowisku, trzeba uważać łatwo o upadek, a w dodatku zmęczenie robi swoje. Niebawem nachylenie dróżki sukcesywnie się zmniejsza i zamienia się w płaską kamienna drogę. Artur maszeruje daleko przede mną, próbuje go dogonić, ale nic z tego. Droga się dłuży… Idę, idę i końca nie widać.
Upłynęła godzina, może dwie, albo cała wieczność. Szlak raz się lekko wznosi, a raz opada. Po jakimśczasie docieram do Czerwonego Stawu Pańszczyckiego (1656 m). Po dwóch godzinach docieram do rozwidlenia szlaków Zadni Upłaz (1628 m.). Przede mną jeszcze godzina marszu. Jeszcze jedna mała górka, jeszcze jedno zejście małe podejście… z daleka widać już schronisko. Niby tak blisko, a jednak daleko. W końcu po siedemnastu godzinach wędrówki docieram do Schroniska. Padnięty, ale zadowolony. Naprawdę było warto. Czy bym to powtórzył? Pewnie tak.
Następnego dnia budzę się po szóstej. Wyspany, wypoczęty i o dziwo nic mnie nie boli. Chyba jeszcze jestem pod wpływem wczorajszych emocji. Pakujemy się i opuszczamy schronisko i kierujemy się na Kuźnice, a potem kierunek dom.
Opis szlaków i szczytów zaczerpnięty ze stron natatry.pl i portaltatrzański.pl
FOTO