Info
Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46514.67 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/hWięcej o mnie.
Mój rower
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Październik5 - 0
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj11 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2024, Styczeń4 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień8 - 0
- 2023, Sierpień24 - 0
- 2023, Lipiec13 - 0
- 2023, Czerwiec8 - 0
- 2023, Maj7 - 0
- 2023, Kwiecień12 - 0
- 2023, Marzec11 - 0
- 2023, Luty7 - 0
- 2023, Styczeń9 - 0
- 2022, Grudzień20 - 0
- 2022, Listopad24 - 0
- 2022, Październik12 - 0
- 2022, Wrzesień8 - 0
- 2022, Sierpień14 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec8 - 0
- 2022, Maj8 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty4 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik6 - 0
- 2021, Wrzesień5 - 0
- 2021, Sierpień10 - 0
- 2021, Lipiec5 - 0
- 2021, Czerwiec12 - 0
- 2021, Maj6 - 0
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2020, Grudzień5 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Lipiec2 - 0
- 2020, Czerwiec2 - 0
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2019, Grudzień5 - 0
- 2019, Październik1 - 0
- 2019, Wrzesień2 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec3 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj7 - 0
- 2019, Kwiecień6 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Sierpień12 - 2
- 2018, Lipiec7 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj5 - 0
- 2018, Kwiecień2 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik2 - 0
- 2017, Wrzesień2 - 0
- 2017, Sierpień11 - 1
- 2017, Lipiec7 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 0
- 2017, Maj12 - 0
- 2017, Kwiecień8 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty3 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień11 - 0
- 2016, Listopad6 - 0
- 2016, Październik3 - 0
- 2016, Wrzesień6 - 0
- 2016, Sierpień21 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 3
- 2016, Maj12 - 0
- 2016, Kwiecień6 - 0
- 2016, Marzec9 - 2
- 2016, Luty4 - 1
- 2016, Styczeń5 - 2
- 2015, Grudzień4 - 3
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień4 - 0
- 2015, Sierpień3 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj7 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 0
- 2015, Luty4 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik9 - 2
- 2014, Wrzesień11 - 0
- 2014, Sierpień17 - 0
- 2014, Lipiec17 - 0
- 2014, Czerwiec20 - 3
- 2014, Maj17 - 0
- 2014, Kwiecień18 - 0
- 2014, Marzec17 - 0
- 2014, Luty20 - 0
- 2014, Styczeń10 - 2
- 2013, Grudzień16 - 0
- 2013, Listopad13 - 0
- 2013, Październik14 - 0
- 2013, Wrzesień18 - 3
- 2013, Sierpień6 - 0
- 2013, Lipiec1 - 0
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2013, Marzec19 - 0
- 2013, Luty20 - 0
- 2013, Styczeń22 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad16 - 0
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień24 - 1
- 2012, Lipiec28 - 0
- 2012, Czerwiec26 - 1
- 2012, Maj25 - 1
- 2012, Kwiecień17 - 0
- 2012, Marzec25 - 3
- 2012, Luty4 - 0
- 2012, Styczeń14 - 0
- 2011, Grudzień16 - 0
- 2011, Listopad19 - 3
- 2011, Październik24 - 0
- 2011, Wrzesień20 - 0
- 2011, Sierpień28 - 0
- 2011, Lipiec25 - 4
- 2011, Czerwiec25 - 0
- 2011, Maj26 - 0
- 2011, Kwiecień19 - 0
- 2011, Marzec25 - 0
- 2011, Luty16 - 0
- 2011, Styczeń9 - 0
- 2010, Grudzień18 - 0
- 2010, Listopad26 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień18 - 0
- 2010, Sierpień27 - 0
- 2010, Lipiec29 - 0
- 2010, Czerwiec29 - 0
- 2010, Maj25 - 0
- 2010, Kwiecień26 - 0
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty20 - 0
- 2010, Styczeń16 - 0
- 2009, Grudzień17 - 0
- 2009, Listopad27 - 0
- 2009, Październik25 - 0
- 2009, Wrzesień21 - 0
- 2009, Sierpień26 - 1
- 2009, Lipiec28 - 0
- 2009, Czerwiec24 - 0
- 2009, Maj25 - 1
- 2009, Kwiecień29 - 0
- 2009, Marzec23 - 0
- 2009, Luty18 - 0
- 2009, Styczeń18 - 0
- 2008, Grudzień13 - 0
- 2008, Listopad18 - 0
- 2008, Październik25 - 1
- 2008, Wrzesień28 - 0
- 2008, Sierpień22 - 0
- 2008, Lipiec19 - 2
- 2008, Czerwiec5 - 0
- 2008, Maj27 - 2
- 2008, Kwiecień27 - 1
- 2008, Marzec26 - 0
- 2008, Luty17 - 0
- 2008, Styczeń27 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry
Dystans całkowity: | 744.35 km (w terenie 205.00 km; 27.54%) |
Czas w ruchu: | 52:03 |
Średnia prędkość: | 14.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma kalorii: | 2235 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 74.44 km i 5h 12m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Giewont 1 895 m.n.p.m.
Sobota, 8 października 2016 · dodano: 09.10.2016 | Komentarze 0
W Tatrach panuje zupełna
zima, a jeszcze tydzień temu było ciepło.
To chyba już koniec górskich wędrówek, najwyższy czas na wspominki.
Wysoko w Tatrach spadło około pół metra śniegu i jest lawinowa 2.
Postanawiam wybrać się z Krzyśkiem na krótką wyprawę, by przywitać zimę. Wyjeżdżamy o drugiej w nocy, a po drodze zgarniamy jeszcze dwie osoby.
O piątej przyjeżdżamy, parkujemy auto koło ronda i wyruszamy w drogę. Kierujemy się na Kuźnice, stamtąd wychodzimy kamienistą drogą odbijając na południe. Na rozdrożu obieramy prawą jej odnogę (niebieski szlak). Około 15 minut później dochodzimy do kolejnego rozwidlenia i zapuszczamy się w las. Ścieżka staje się węższa. Zaczynamy też iść pod górę po kamiennych stopniach, w sumie po wydreptanej śnieżnej ścieżce. Kilkanaście minut potem meldujemy się na Hali Kondratowej.
Nazwa hali pochodzi prawdopodobnie od pierwszego właściciela. W okresie międzywojennym powstała tu skocznia narciarska. W 1936 roku z powodu braku śniegu na Wielkiej Krokwi odbyły się na niej Mistrzostwa Polski. Schronisko PTTK na Hali Kondratowej im. Władysława Krygowskiego, znajduje się na wysokości 1333 m n.p.m. Pierwszy budynek powstał w tym miejscu najprawdopodobniej jeszcze przed rokiem 1910. Był to schron narciarskiJerzego Uznańskiego, w 1913 roku zniszczony przez . W roku 1933 postawiono tu bacówkę. Obecny budynek został wzniesiony przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie w latach 1947–48. W roku 1950 powiększono go o dodatkowe skrzydło. 26 kwietnia 1953 schronisko zostało zniszczone przez kamienną lawinę, która zeszła ze stoków Długiego Giewontu. Głaz o masie 30 ton wbił się w narożnik jadalni, dwa inne zatrzymały się kilka metrów od budynku...
Chwila przerwy i ruszamy dalej. Od Hali Kondratowej wędrujemy dalej niebieskim szlakiem (zielony prowadzi na Przełęcz pod Kopą Kondracką). Szlak jest przetarty, nie trzeba nawet zakładać raków. Jeszcze raz wkraczamy do śnieżnego białego lasu, później jednak drzewa znikają, a pojawia się kosodrzewina pokryta śniegiem. Wędrujemy po śniegu , droga nie sprawia żadnych trudności, mimo, że podchodzimy coraz bardziej pod górę, a szlak wiedzie zakosami.
Przełęcz Kondracką (1723 m) osiągamy po niecałej godzinie.
Na lewo odchodzi żółty szlak na Kopę Kondracką, na wprost dołącza szlak prowadzący z Doliny Małej Łąki. Najwyższy wierzchołek Giewontu ukazuje się po naszej prawicy. Wybieramy oczywiście niebieski szlak. Po kilku minutach mijamy Kondracką Przełęcz Wyżnią (1765 m). W tym miejscu z lewej strony dołącza czerwony szlak z Doliny Strążyskiej. Idziemy dalej. Jesteśmy coraz bliżej Giewontu.
Końcówka podejścia staje się coraz bardziej stroma, ale bez problemu podchodzimy bez raków.
Po dziewiątej docieramy na Giewont.
Szczyt znajduje się na wysokości 1894 metrów. Masyw składa się z trzech części – Wielkiego Giewontu (1894 m), Małego Giewontu (1728 m) i Długiego Giewontu ( 1876 m).
Nie uwierzycie, ale oprócz naszej czwórki nie ma nikogo innego. Nawet z daleka nie widać, żeby ktoś szedł. Gdzie te słynne tłumy? Można nawet zrobić zdjęcie bez ludzi.
Trochę odpoczywamy na szczycie, by po chwili założyć raki.
Tym czasem napiszę może coś o samej słynnej górze. Niektórzy nie mają wątpliwości – Giewont to nikt inny, jak Śpiący Rycerz, który czuwa nie tylko nad Zakopanem, ale i nad całą Polską i z pewnością zbudzi się, gdy ta znajdzie się w niebezpieczeństwie. Co o Giewoncie mówi legenda?
Giewont miał sześciu braci i sześć sióstr. Każde z rodzeństwa zajęło się tym, co umiało robić najlepiej, Giewont – najsilniejszy i najdzielniejszy postanowił zostać rycerzem, aby czuwać nad spokojem matki, braci i sióstr. Jedna z nich, Osobita spodobała się królowi Mrozowi i ten koniecznie chciał mieć ją za żonę. Giewont, stojący na straży spokoju rodziny, nie pozwolił jej zabrać, co wywołało gniew króla. Mróz miał kochankę o imieniu Zima – oboje postanowili się zemścić. Okrutna intryga polegała na tym, aby omamić Giewonta pięknem – Zima zrobiła na nim naprawdę ogromne wrażenie, co wykorzystał Mróz. Zamroził ziemię pod nogami rycerza, a następnie ten runął, powalony przez posłańców króla. Już król miał zadać ostatni cios, kiedy nagle Giewont zapadł w kamienny sen. I tak śpi dzielny rycerz do dziś, spoglądając raz po raz na Zakopane…
Takich legend, przekazywanych z pokolenia na pokolenie jest wiele. Krążą wśród górali, którzy ochoczo opowiadają o śpiących rycerzach zaciekawionym turystom – atmosfera tajemniczości zdaje się nie mieć końca.
Inne podanie opowiada o pastuszku imieniem Jaśko, wielkim miłośniku Tatr, mieszkającym w góralskiej wiosce u ich podnóża. Pewnego razu, chłopiec dowiedział się odwiedzającego dom starego gazdy, że w jaskini pod Giewontem ukryty jest skarb. Zaintrygowany tą wiadomością, postanowił wybrać się na pod Giewont w poszukiwaniu owej jaskini. Gdy zmęczony wędrówką przysiadł przy kamieniu, usłyszał rżenie koni. Na wysokości, na której się znajdował, było ono zjawiskiem niezwykle dziwnym. Po chwili okazało się jednak, że dźwięki dochodzą spod ziemi. Jaśko dostrzegł niewielką szczelinę pomiędzy głazami. Zaciekawiony chłopiec zsunął się w dół, trafiając do dużej groty, pośrodku której płonęło ognisko. Pod jej ścianami stały zaś piękne konie, a pośród nich spał rycerz w lśniącej zbroi. Jaśko chcąc uciekać kopnął przypadkiem w kamień, budząc rycerza, który zadał mu jedno pytanie:
–Czy nadszedł już czas?
– Nie panie, jeszcze nie. – odpadł Jaśko.
– Dobrze. To bardzo dobrze – powiedział rycerz i wskazał chłopcu sąsiednią grotę. – Popatrz chłopcze, tu śpimy my, rycerze jego królewskiej mości. Gdy nadejdzie czas, wstaniemy, aby bronić polskich gór i polskiej ziemi. Ale teraz jeszcze nie budź moich braci. Gdy będzie trzeba, powstaną sami.
Po powrocie do domu Jaśko opowiedział o swojej przygodzie góralom, którzy również zapragnęli zobaczyć rycerzy. Przy kolejnej wyprawie chłopiec nie znalazł jednak wejścia do jaskini, nigdzie nie było też słychać rżenia koni.
– Jeszcze nie nadszedł właściwy czas. – rzekł do górali, a ci mu uwierzyli.
Stary gazda zwrócił się natomiast do chłopca słowami:
- Nie sądziłem, że uda ci się odnaleźć skarb, o którym ci opowiadałem. Czy wiesz co jest tym skarbem?
Jaśko pokręcił głową.
- To wolność, chłopcze - uśmiechnął się stary góral. - Ona jest największym skarbem. Nie tylko tutaj, w górach, ale na całym świecie. I to właśnie jej będą zawsze strzegli śpiący rycerze z Tatr.
Legenda o śpiących rycerzach w Giewoncie na stałe zamieszkała w świadomości zarówno mieszkańców Podhala, jak i przyjeżdżających w Tatry turystów. Z czasem zaczęto doszukiwać się sylwetki śpiącego rycerza w kształcie masywu, szczególnie widzianego od strony północnej. Według tego wyobrażenia, głowę rycerza ma tworzyć Wielki Giewont, zaś tułów – Długi Giewont.
( więcej historii można znaleźć na stronach e-zakopane i tatromaniak)
Ponad szczytem Giewontu góruje krzyż o wysokości piętnastu metrów. Przy dobrej widoczności jest on widziany z najodleglejszych zakątków Zakopanego. To dar od mieszkańców Zakopanego ufundowany w 1900 rocznicę narodzin Jezusa Chrystusa – postawiono go w sierpniu 1901 roku. Krzyż, jako obiekt pielgrzymek ściąga w to miejsce nie tylko ludzi z całej Polski, ale i pioruny…
My tym czasem po zdrobnieniu zdjęć schodzimy. Mijamy Kondracka Przełęcz Wyżnia i docieramy na Przełęcz Kondracka. Tutaj też spotykamy pierwszych ludzi. Jest coś po dziesiątej. Kierujemy się ku schronisku, a czym bliżej chaty tym więcej turystów. Mijamy schronisko, no jeszcze mała przerwa i kierujemy się na Kalatówki. Znajduje się tam hotel górski wybudowany w 1938. Na Kalatówkach istniał pierwszy w polskich Tatrach ośrodek narciarski i w 1910 r. O trzynastej meldujemy się koło samochodu. Była to krótka, ale przyjemna wyprawa. Ciekawe, czy do Tatr wróci jeszcze jesień, czy już na dobre zagościła zima?
To chyba już koniec górskich wędrówek, najwyższy czas na wspominki.
Wysoko w Tatrach spadło około pół metra śniegu i jest lawinowa 2.
Postanawiam wybrać się z Krzyśkiem na krótką wyprawę, by przywitać zimę. Wyjeżdżamy o drugiej w nocy, a po drodze zgarniamy jeszcze dwie osoby.
O piątej przyjeżdżamy, parkujemy auto koło ronda i wyruszamy w drogę. Kierujemy się na Kuźnice, stamtąd wychodzimy kamienistą drogą odbijając na południe. Na rozdrożu obieramy prawą jej odnogę (niebieski szlak). Około 15 minut później dochodzimy do kolejnego rozwidlenia i zapuszczamy się w las. Ścieżka staje się węższa. Zaczynamy też iść pod górę po kamiennych stopniach, w sumie po wydreptanej śnieżnej ścieżce. Kilkanaście minut potem meldujemy się na Hali Kondratowej.
Nazwa hali pochodzi prawdopodobnie od pierwszego właściciela. W okresie międzywojennym powstała tu skocznia narciarska. W 1936 roku z powodu braku śniegu na Wielkiej Krokwi odbyły się na niej Mistrzostwa Polski. Schronisko PTTK na Hali Kondratowej im. Władysława Krygowskiego, znajduje się na wysokości 1333 m n.p.m. Pierwszy budynek powstał w tym miejscu najprawdopodobniej jeszcze przed rokiem 1910. Był to schron narciarskiJerzego Uznańskiego, w 1913 roku zniszczony przez . W roku 1933 postawiono tu bacówkę. Obecny budynek został wzniesiony przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie w latach 1947–48. W roku 1950 powiększono go o dodatkowe skrzydło. 26 kwietnia 1953 schronisko zostało zniszczone przez kamienną lawinę, która zeszła ze stoków Długiego Giewontu. Głaz o masie 30 ton wbił się w narożnik jadalni, dwa inne zatrzymały się kilka metrów od budynku...
Chwila przerwy i ruszamy dalej. Od Hali Kondratowej wędrujemy dalej niebieskim szlakiem (zielony prowadzi na Przełęcz pod Kopą Kondracką). Szlak jest przetarty, nie trzeba nawet zakładać raków. Jeszcze raz wkraczamy do śnieżnego białego lasu, później jednak drzewa znikają, a pojawia się kosodrzewina pokryta śniegiem. Wędrujemy po śniegu , droga nie sprawia żadnych trudności, mimo, że podchodzimy coraz bardziej pod górę, a szlak wiedzie zakosami.
Przełęcz Kondracką (1723 m) osiągamy po niecałej godzinie.
Na lewo odchodzi żółty szlak na Kopę Kondracką, na wprost dołącza szlak prowadzący z Doliny Małej Łąki. Najwyższy wierzchołek Giewontu ukazuje się po naszej prawicy. Wybieramy oczywiście niebieski szlak. Po kilku minutach mijamy Kondracką Przełęcz Wyżnią (1765 m). W tym miejscu z lewej strony dołącza czerwony szlak z Doliny Strążyskiej. Idziemy dalej. Jesteśmy coraz bliżej Giewontu.
Końcówka podejścia staje się coraz bardziej stroma, ale bez problemu podchodzimy bez raków.
Po dziewiątej docieramy na Giewont.
Szczyt znajduje się na wysokości 1894 metrów. Masyw składa się z trzech części – Wielkiego Giewontu (1894 m), Małego Giewontu (1728 m) i Długiego Giewontu ( 1876 m).
Nie uwierzycie, ale oprócz naszej czwórki nie ma nikogo innego. Nawet z daleka nie widać, żeby ktoś szedł. Gdzie te słynne tłumy? Można nawet zrobić zdjęcie bez ludzi.
Trochę odpoczywamy na szczycie, by po chwili założyć raki.
Tym czasem napiszę może coś o samej słynnej górze. Niektórzy nie mają wątpliwości – Giewont to nikt inny, jak Śpiący Rycerz, który czuwa nie tylko nad Zakopanem, ale i nad całą Polską i z pewnością zbudzi się, gdy ta znajdzie się w niebezpieczeństwie. Co o Giewoncie mówi legenda?
Giewont miał sześciu braci i sześć sióstr. Każde z rodzeństwa zajęło się tym, co umiało robić najlepiej, Giewont – najsilniejszy i najdzielniejszy postanowił zostać rycerzem, aby czuwać nad spokojem matki, braci i sióstr. Jedna z nich, Osobita spodobała się królowi Mrozowi i ten koniecznie chciał mieć ją za żonę. Giewont, stojący na straży spokoju rodziny, nie pozwolił jej zabrać, co wywołało gniew króla. Mróz miał kochankę o imieniu Zima – oboje postanowili się zemścić. Okrutna intryga polegała na tym, aby omamić Giewonta pięknem – Zima zrobiła na nim naprawdę ogromne wrażenie, co wykorzystał Mróz. Zamroził ziemię pod nogami rycerza, a następnie ten runął, powalony przez posłańców króla. Już król miał zadać ostatni cios, kiedy nagle Giewont zapadł w kamienny sen. I tak śpi dzielny rycerz do dziś, spoglądając raz po raz na Zakopane…
Takich legend, przekazywanych z pokolenia na pokolenie jest wiele. Krążą wśród górali, którzy ochoczo opowiadają o śpiących rycerzach zaciekawionym turystom – atmosfera tajemniczości zdaje się nie mieć końca.
Inne podanie opowiada o pastuszku imieniem Jaśko, wielkim miłośniku Tatr, mieszkającym w góralskiej wiosce u ich podnóża. Pewnego razu, chłopiec dowiedział się odwiedzającego dom starego gazdy, że w jaskini pod Giewontem ukryty jest skarb. Zaintrygowany tą wiadomością, postanowił wybrać się na pod Giewont w poszukiwaniu owej jaskini. Gdy zmęczony wędrówką przysiadł przy kamieniu, usłyszał rżenie koni. Na wysokości, na której się znajdował, było ono zjawiskiem niezwykle dziwnym. Po chwili okazało się jednak, że dźwięki dochodzą spod ziemi. Jaśko dostrzegł niewielką szczelinę pomiędzy głazami. Zaciekawiony chłopiec zsunął się w dół, trafiając do dużej groty, pośrodku której płonęło ognisko. Pod jej ścianami stały zaś piękne konie, a pośród nich spał rycerz w lśniącej zbroi. Jaśko chcąc uciekać kopnął przypadkiem w kamień, budząc rycerza, który zadał mu jedno pytanie:
–Czy nadszedł już czas?
– Nie panie, jeszcze nie. – odpadł Jaśko.
– Dobrze. To bardzo dobrze – powiedział rycerz i wskazał chłopcu sąsiednią grotę. – Popatrz chłopcze, tu śpimy my, rycerze jego królewskiej mości. Gdy nadejdzie czas, wstaniemy, aby bronić polskich gór i polskiej ziemi. Ale teraz jeszcze nie budź moich braci. Gdy będzie trzeba, powstaną sami.
Po powrocie do domu Jaśko opowiedział o swojej przygodzie góralom, którzy również zapragnęli zobaczyć rycerzy. Przy kolejnej wyprawie chłopiec nie znalazł jednak wejścia do jaskini, nigdzie nie było też słychać rżenia koni.
– Jeszcze nie nadszedł właściwy czas. – rzekł do górali, a ci mu uwierzyli.
Stary gazda zwrócił się natomiast do chłopca słowami:
- Nie sądziłem, że uda ci się odnaleźć skarb, o którym ci opowiadałem. Czy wiesz co jest tym skarbem?
Jaśko pokręcił głową.
- To wolność, chłopcze - uśmiechnął się stary góral. - Ona jest największym skarbem. Nie tylko tutaj, w górach, ale na całym świecie. I to właśnie jej będą zawsze strzegli śpiący rycerze z Tatr.
Legenda o śpiących rycerzach w Giewoncie na stałe zamieszkała w świadomości zarówno mieszkańców Podhala, jak i przyjeżdżających w Tatry turystów. Z czasem zaczęto doszukiwać się sylwetki śpiącego rycerza w kształcie masywu, szczególnie widzianego od strony północnej. Według tego wyobrażenia, głowę rycerza ma tworzyć Wielki Giewont, zaś tułów – Długi Giewont.
( więcej historii można znaleźć na stronach e-zakopane i tatromaniak)
Ponad szczytem Giewontu góruje krzyż o wysokości piętnastu metrów. Przy dobrej widoczności jest on widziany z najodleglejszych zakątków Zakopanego. To dar od mieszkańców Zakopanego ufundowany w 1900 rocznicę narodzin Jezusa Chrystusa – postawiono go w sierpniu 1901 roku. Krzyż, jako obiekt pielgrzymek ściąga w to miejsce nie tylko ludzi z całej Polski, ale i pioruny…
My tym czasem po zdrobnieniu zdjęć schodzimy. Mijamy Kondracka Przełęcz Wyżnia i docieramy na Przełęcz Kondracka. Tutaj też spotykamy pierwszych ludzi. Jest coś po dziesiątej. Kierujemy się ku schronisku, a czym bliżej chaty tym więcej turystów. Mijamy schronisko, no jeszcze mała przerwa i kierujemy się na Kalatówki. Znajduje się tam hotel górski wybudowany w 1938. Na Kalatówkach istniał pierwszy w polskich Tatrach ośrodek narciarski i w 1910 r. O trzynastej meldujemy się koło samochodu. Była to krótka, ale przyjemna wyprawa. Ciekawe, czy do Tatr wróci jeszcze jesień, czy już na dobre zagościła zima?
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Szpiglasowy Wierch 2172 m i Wrota Chałubińskiego 2022 m
Sobota, 1 października 2016 · dodano: 22.10.2016 | Komentarze 0
To chyba ostatni letni wyjazd,
ponieważ prognozy zapowiadają śnieg. Trzeba korzystać, jeśli tylko jest możliwość.
Standardowo wyjazd po dwudziestej trzeciej, by po godzinie drugiej pojawić się w Palenicy Białczyńskiej. Przed trzecią ruszamy asfaltową drogą wiodącą docelowo do Morskiego Oka.
Po około trzydziestu minutach docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza, tuż za nimi znajduje się rozwidlenie szlaków. Droga biegnie dalej prosto. my natomiast odbijamy w prawo na szlak zielony, prowadzący przez Dolinę Roztoki do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Początkowo jest dość ostro pod górę, ale po kilkunastu minutach szlak staje się znacznie przyjemniejszy. Trasa wiedzie przez las, gdzie jest jeszcze ciemno - tylko czołówki oświetlają nam drogę. Po jakimś czasie docieramy na polanę o nazwie Nowa Roztoka. Dawniej była ona miejscem działalności pasterskiej, dziś mieści się na niej szałas mogący służyć jako schronienie w czasie deszczu. Ścieżka delikatnie wznosi się, i wkrótce doprowadza do skrzyżowania szlaków. W lewo odbija czarny szlak, który wiedzie prosto do schroniska nad Przednim Stawem Polskim. Parę minut po piątej docieramy do Schroniska Pięciu Stawów. Dość szybko dochodzimy, jest moc!
Postanawiamy zjeść wczesne śniadanie, popijając gorącą herbatką. Na dworze jest jeszcze ciemno.
Tym czasem krótka lekcja historii: Jest to jedyne w Tatrach schronisko, do którego nie dochodzi droga. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1671 m n.p.m) to najwyżej położone schronisko w polskiej części Tatr. Obecny budynek jest już piątym z kolei. Wybudowany jako pierwszy w 1876 roku nad Małym Stawem kamienny schron otrzymał imię Ludwika Zejsznera - wybitnego geologa. W 1898r powstał obok budynek drewniany. Lawina, która zeszła do Doliny Roztoki w 1911r, zasypała ścieżkę prowadzącą do Pięciu Stawów i powoli schronisko podupadało. W czasie I wojny światowej schronisko było kilkakrotnie dewastowane, później jednak przy pomocy Kompanii Wysokogórskiej Wojska Polskiego, przywrócone do użytku. Dzierżawę po Marii Budzowej przejęła jej córka Wiktoria Bigosowa. W 1924 roku rozpoczęto budowę kolejnego schroniska, według projektu Karola Stryjeńskiego, które siedem lat później przejęła rodzina Krzeptowskich. W 1933r postanowiono je powiększyć i ocieplić. Budynek obłożono murem z surowego kamienia. Po modernizacji odbywały się tu obozy Polskiego Związku. Był to okres świetności międzywojennej turystyki tatrzańskiej. W roku wybuchu II wojny światowej Andrzej i Maria Krzeptowscy musieli opuścić schronisko, zostawiając je pod opieką Franciszka Gabrysia. Jeszcze tego samego roku Maria Krzeptowska wróciła i wraz z synami Andrzejem i Józefem zamieszkała w Pięciu Stawach. Opustoszały w czasie II wojny światowej budynek służył kurierom i partyzantom. Schronisko szczęśliwie przetrwało czas wojny i okupacji i nagle w maju 1945 roku z niewiadomych przyczyn całkowicie spłonęło. Po tym wydarzeniu Maria i Andrzej Krzeptowscy wybudowali nowe prywatne schronisko dla 20 osób, które funkcjonowało do 1954r. Obecnie (od roku 1968) w tym miejscu funkcjonuje strażnicówka TPN. W latach 1948-1953, nad Przednim Stawem, PTT i PTTK wybudowało obecnie istniejące schronisko. Kierowniczką schroniska została wieloletnia gospodyni poprzednich schronisk - Maria Krzeptowska. W 1973r kierownictwo schroniska objęli synowie Marii i Andrzeja Krzeptowskich - Andrzej (jr) i Józef z żonami. Później schroniskiem zajmował się sam Andrzej (jr), a obecnie z córką Marią i zięciem Kubą Marusarzem kontynuują rodzinne tradycje.
Zaciekawiło mnie w jaki sposób jest tu dostarczane zaopatrzenie. Nie ma tu drogi takiej jak do innych schronisk. Nosiczów też nie ma jak na Słowacji. Wiec jak? Okazuje się, że jest to całkiem skomplikowana logistyka, a towar jest kilka razy przeładowywany. Najpierw żywność i inne rzeczy transportowany jest samochodem pod Wodogrzmoty Mickiewicza. Tam wszystko przepakowują na traktor i jadą przez Dolinę Roztoki do dolnej stacji kolejki. Stamtąd, wagonikiem towarowym cały dobytek wciągany jest na górę. W zimie wygląda nieco inaczej, bo zamiast traktora używają quada, albo skutera śnieżnego. W pół do siódmej ruszamy dalej. Dochodzimy do pomostu
i kawałek schodząc kierujemy się na Wielką Siklawę. Jest to największy wodospad w Polsce.
Spada dwiema lub trzema strugami z progu ściany stawiarskiej, która oddziela Dolinę Pięciu Stawów Polskich od Doliny Roztoki. Jego wysokość to około 65 metrów. Wracamy z powrotem na pomost i kierujemy się niebieskim szlakiem. Mijamy po drodze dwa drogowskazy (szlaki żółty na Krzyżne i czarny na Kozi Wierch). Po chwili dochodzimy do drogowskazu w lewo na Szpiglasową Przełęcz a prosto Zawrat. My skręcamy w lewo na żółty szlak.
Idziemy po płaskim terenie, prowadzi nas wygodny chodnik. który po jakimś czasie zamienia się w męczące podejście. Za nami piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów, Kozi Wierch, Świnice…
Dochodzimy w końcu do łańcuchów.
Pierwsze metry przy tych sztucznych ułatwieniach wymagają ostrożności, jest dość wąsko i przepadziście. Trawersujemy skalny żleb, który po chwili zakręca w lewo, a następnie pnie się w górę.
Teraz jest już bezpieczniej, a łańcuchy nawet nie są potrzebne - bardziej przydadzą się przy schodzeniu, a my póki co nabieramy wysokości. Szlak delikatnie zakręca i prowadzi po spadzistych płytach. O jedenastej znajdujemy się na Szpigatowej przełęczy,
skąd roztacza się znakomita panorama całej Orlej Perci. Od Szpiglasowego Wierchu dzielą nas minuty.
Po jedenastej po raz drugi zdobywam Szpiglasowy Wierch (2 172 m).
Tu robimy dłuższą przerwę zastanawiając jaką drogę obrać na Wrota Chałubińskiego. Nadciągają chmury, które dodają uroku przepięknej scenerii.
Teraz trzeba zejść na Szpiglasową Przełęcz, i dalej „ceprostradą” do Dolinki za Mnichem, a potem dopiero wejść na Wrota Chałubińskiego.
Postanowiliśmy przejść Szpiglasową Granią. Fragmentem głównej grani ciągnącym się od Szpiglasowego Wierchu po Wrota Chałubińskiego prowadzi nieznakowana droga. Oddziela ona Dolinę za Mnichem na północnym wschodzie od Doliny Ciemnosmreczyńskiej (Temnosmrečinská dolina) na południowym zachodzie. Do Doliny za Mnichem opadają z niej strome ściany o wysokości dochodzącej do około 170 metrów, ku Dolinie Ciemnosmreczyńskiej umiarkowanie nachylone, trawiasto-skaliste zbocza. Całością grani biegnie granica polsko-słowacka.
Początek drogi, aż zachęca by iść - nie sposób jej przegapić.
Im dalej idziemy, tym większe napotykamy trudności. Kluczymy między skałami, a czasem ślizgamy się po trawach.
Dochodzimy do żelaznego krzyża w żlebie pod Szpiglasową Turniczką. Podobno w tym miejscu uległ wypadkowi ksiądz z Podhala.
Ścieżka zdaje się wieść w dwóch kierunkach: prosto, lub w lewo. Nie wiem czemu postanowiłem wybrać drogę w lewo. Ścieżka co chwile raz znikła, raz się pojawiała. Robimy ostre podejście żlebem, a chwilami musimy się wspinać. Pniemy się coraz wyżej.
Dochodzimy gdzieś w rejonie Dziurawej Czuby (mogę się mylić), jest dość stromo - to chyba najtrudniejszy odcinek. Postanawiamy zejść niżej. Zejście jest dość trudne, strome wymagające czasem sporego wysiłku fizycznego jak i psychicznego. W końcu, udaje nam się zejść trochę niżej, chyba na dobra drogę. Odnajdujemy znikająca ścieżkę. Trawersujemy zboczem grani po śliskim trawsku i skalnym zboczu.
Emocje są, na chwile opadają ale po chwili znów nabierają mocy.
Znów wchodzimy na grań.
To chyba okolice Głaźnej Czuby. Idziemy dosłownie nad przepaścią. Robi to niesamowite wrażenie.
Przed nami widok Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego.
Widok na Ceprostrade.
W końcu po ponad dwóch, może trzech godzinach dochodzimy do Wrót. Jest po piętnastej. Wrota Chałubińskiego dawniej były nazywane „Zawracik”. Jest to wąska przełęcz (2022 m n.p.m.). Przez Wrota Chałubińskiego prowadził szlak z Doliny Rybiego Potoku do Doliny Piarżystej – górnego piętra Doliny Ciemnosmreczyńskiej (Temnosmrečinská dolina). Ścieżka została przebudowana w latach 1889–1890 w łatwo dostępny szlak. Na wniosek Walerego Eljasza-Radzikowskiego zmieniono nazwę przełęczy, dla uczczenia zmarłego w 1889 r. Tytusa Chałubińskiego. Po II wojnie światowej zlikwidowano szlak po słowackiej stronie (Dolina Piarżysta jest rezerwatem przyrody, szlak prowadzi tylko do Ciemnosmreczyńskiego Stawu). Od Polskiej strony szlak prowadzi od Morskiego Oka. Szlak po wielu latach zamknięcia został otwarty w 1972 r., w 1996 r. został wyremontowany.
Jesteśmy tu chwile, emocje powoli opadają.
Pora wracać. Pada pytanie, czy tą samą drogą? Niestety nie, a szkoda, bo podobało mi się. Schodzimy zejściem, które jest umiarkowanie strome. Na początku po ziemi i małych i nie stabilnych kamieniach. Nie ma żądnych łańcuchów i innych zabezpieczeń. Potem już szlak robi się stabilny i prowadzi po dużych kamieniach, a chwilami po ogromnych głazach.
Wrota z daleka.
Mijamy także kilka stawów, które latem wysychają, lecz po stopieniu większości śniegu zbiorniki te rozrastają się do rozmiarów na tyle dużych, że przejście szlakiem jest niemożliwe przez pewien czas. Po godzinie dochodzimy do Dolinki za Mnichem. Po prawej góruje Mnich.
Dalej już nie cała godzina "ceprostradą" do Morskiego Oka. Mijamy jezioro i kierujemy się już słynnym asfaltem w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza. A czemu akurat tu?
Postanawiamy odwiedzić miejsce, które dzieli piętnastominutowy szlak. Schronisko w Dolinie Roztoki – położone poniżej wylotu Doliny Roztoki w Dolinie Białki w sąsiedztwie Wodogrzmotów Mickiewicza.
Jesienią na polanie odbywają się rykowiska jeleni, albo niedźwiedzi, jak kto woli. Możemy spotkać tutaj również niedźwiedzie, które poszukują resztek jedzenia zostawianych przez turystów na polanie. Schronisko wybudowane zostało w roku 1876 z inicjatywy Towarzystwa Tatrzańskiego. Wówczas nadano mu imię Wincentego Pola. W tamtych latach przez Roztokę biegła droga w kierunku Morskiego Oka, co sprawiło, że budynek odwiedzało wiele znanych osób m.in. Walery Eljasz – Radzikowski, Stanisław Witkiewicz czy Tytus Chałubiński. W latach 1911 – 1912 powstało tutaj nowe schronisko, które było kilkakrotnie rozbudowywane. Mimo, że ścieżka obok budynku prowadząca do Morskiego Oka była już wtedy nieczynna schronisko nie straciło swej popularności. W tamtych latach było doskonałą bazą wypadową dla taterników chcących odwiedzić słowacką cześć Tatr. Mogli oni, bowiem przedostać się tam przez rzekę Białkę płynącą obok roztockiej polany. W okresie II wojny światowej opuszczone schronisko stanowiło punkt przerzutowy dla Polaków przedostających się na Węgry. Znajdowała się tutaj też placówka niemieckiej straży granicznej. Po wojnie schronisko nabrało dawnego charakteru i zostało ponownie udostępnione turystom. Gospodarzyło tutaj wiele znanych osobistości m.in. taternik Paweł Vogel. Dzisiaj budynek jest dzierżawiony przez Marka Pawłowskiego – ratownika TOPR. W latach 70 i 80 spotykali w schronisku polscy himalaiści, m.in. Jerzy Kukuczka, którzy wtedy rozpoczynali swoją przygodę z azjatyckimi ośmiotysięcznikami.
Po godzinie dwudziestej docieramy na Parking.
Standardowo wyjazd po dwudziestej trzeciej, by po godzinie drugiej pojawić się w Palenicy Białczyńskiej. Przed trzecią ruszamy asfaltową drogą wiodącą docelowo do Morskiego Oka.
Po około trzydziestu minutach docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza, tuż za nimi znajduje się rozwidlenie szlaków. Droga biegnie dalej prosto. my natomiast odbijamy w prawo na szlak zielony, prowadzący przez Dolinę Roztoki do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Początkowo jest dość ostro pod górę, ale po kilkunastu minutach szlak staje się znacznie przyjemniejszy. Trasa wiedzie przez las, gdzie jest jeszcze ciemno - tylko czołówki oświetlają nam drogę. Po jakimś czasie docieramy na polanę o nazwie Nowa Roztoka. Dawniej była ona miejscem działalności pasterskiej, dziś mieści się na niej szałas mogący służyć jako schronienie w czasie deszczu. Ścieżka delikatnie wznosi się, i wkrótce doprowadza do skrzyżowania szlaków. W lewo odbija czarny szlak, który wiedzie prosto do schroniska nad Przednim Stawem Polskim. Parę minut po piątej docieramy do Schroniska Pięciu Stawów. Dość szybko dochodzimy, jest moc!
Postanawiamy zjeść wczesne śniadanie, popijając gorącą herbatką. Na dworze jest jeszcze ciemno.
Tym czasem krótka lekcja historii: Jest to jedyne w Tatrach schronisko, do którego nie dochodzi droga. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1671 m n.p.m) to najwyżej położone schronisko w polskiej części Tatr. Obecny budynek jest już piątym z kolei. Wybudowany jako pierwszy w 1876 roku nad Małym Stawem kamienny schron otrzymał imię Ludwika Zejsznera - wybitnego geologa. W 1898r powstał obok budynek drewniany. Lawina, która zeszła do Doliny Roztoki w 1911r, zasypała ścieżkę prowadzącą do Pięciu Stawów i powoli schronisko podupadało. W czasie I wojny światowej schronisko było kilkakrotnie dewastowane, później jednak przy pomocy Kompanii Wysokogórskiej Wojska Polskiego, przywrócone do użytku. Dzierżawę po Marii Budzowej przejęła jej córka Wiktoria Bigosowa. W 1924 roku rozpoczęto budowę kolejnego schroniska, według projektu Karola Stryjeńskiego, które siedem lat później przejęła rodzina Krzeptowskich. W 1933r postanowiono je powiększyć i ocieplić. Budynek obłożono murem z surowego kamienia. Po modernizacji odbywały się tu obozy Polskiego Związku. Był to okres świetności międzywojennej turystyki tatrzańskiej. W roku wybuchu II wojny światowej Andrzej i Maria Krzeptowscy musieli opuścić schronisko, zostawiając je pod opieką Franciszka Gabrysia. Jeszcze tego samego roku Maria Krzeptowska wróciła i wraz z synami Andrzejem i Józefem zamieszkała w Pięciu Stawach. Opustoszały w czasie II wojny światowej budynek służył kurierom i partyzantom. Schronisko szczęśliwie przetrwało czas wojny i okupacji i nagle w maju 1945 roku z niewiadomych przyczyn całkowicie spłonęło. Po tym wydarzeniu Maria i Andrzej Krzeptowscy wybudowali nowe prywatne schronisko dla 20 osób, które funkcjonowało do 1954r. Obecnie (od roku 1968) w tym miejscu funkcjonuje strażnicówka TPN. W latach 1948-1953, nad Przednim Stawem, PTT i PTTK wybudowało obecnie istniejące schronisko. Kierowniczką schroniska została wieloletnia gospodyni poprzednich schronisk - Maria Krzeptowska. W 1973r kierownictwo schroniska objęli synowie Marii i Andrzeja Krzeptowskich - Andrzej (jr) i Józef z żonami. Później schroniskiem zajmował się sam Andrzej (jr), a obecnie z córką Marią i zięciem Kubą Marusarzem kontynuują rodzinne tradycje.
Zaciekawiło mnie w jaki sposób jest tu dostarczane zaopatrzenie. Nie ma tu drogi takiej jak do innych schronisk. Nosiczów też nie ma jak na Słowacji. Wiec jak? Okazuje się, że jest to całkiem skomplikowana logistyka, a towar jest kilka razy przeładowywany. Najpierw żywność i inne rzeczy transportowany jest samochodem pod Wodogrzmoty Mickiewicza. Tam wszystko przepakowują na traktor i jadą przez Dolinę Roztoki do dolnej stacji kolejki. Stamtąd, wagonikiem towarowym cały dobytek wciągany jest na górę. W zimie wygląda nieco inaczej, bo zamiast traktora używają quada, albo skutera śnieżnego. W pół do siódmej ruszamy dalej. Dochodzimy do pomostu
i kawałek schodząc kierujemy się na Wielką Siklawę. Jest to największy wodospad w Polsce.
Spada dwiema lub trzema strugami z progu ściany stawiarskiej, która oddziela Dolinę Pięciu Stawów Polskich od Doliny Roztoki. Jego wysokość to około 65 metrów. Wracamy z powrotem na pomost i kierujemy się niebieskim szlakiem. Mijamy po drodze dwa drogowskazy (szlaki żółty na Krzyżne i czarny na Kozi Wierch). Po chwili dochodzimy do drogowskazu w lewo na Szpiglasową Przełęcz a prosto Zawrat. My skręcamy w lewo na żółty szlak.
Idziemy po płaskim terenie, prowadzi nas wygodny chodnik. który po jakimś czasie zamienia się w męczące podejście. Za nami piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów, Kozi Wierch, Świnice…
Dochodzimy w końcu do łańcuchów.
Pierwsze metry przy tych sztucznych ułatwieniach wymagają ostrożności, jest dość wąsko i przepadziście. Trawersujemy skalny żleb, który po chwili zakręca w lewo, a następnie pnie się w górę.
Teraz jest już bezpieczniej, a łańcuchy nawet nie są potrzebne - bardziej przydadzą się przy schodzeniu, a my póki co nabieramy wysokości. Szlak delikatnie zakręca i prowadzi po spadzistych płytach. O jedenastej znajdujemy się na Szpigatowej przełęczy,
skąd roztacza się znakomita panorama całej Orlej Perci. Od Szpiglasowego Wierchu dzielą nas minuty.
Po jedenastej po raz drugi zdobywam Szpiglasowy Wierch (2 172 m).
Tu robimy dłuższą przerwę zastanawiając jaką drogę obrać na Wrota Chałubińskiego. Nadciągają chmury, które dodają uroku przepięknej scenerii.
Teraz trzeba zejść na Szpiglasową Przełęcz, i dalej „ceprostradą” do Dolinki za Mnichem, a potem dopiero wejść na Wrota Chałubińskiego.
Postanowiliśmy przejść Szpiglasową Granią. Fragmentem głównej grani ciągnącym się od Szpiglasowego Wierchu po Wrota Chałubińskiego prowadzi nieznakowana droga. Oddziela ona Dolinę za Mnichem na północnym wschodzie od Doliny Ciemnosmreczyńskiej (Temnosmrečinská dolina) na południowym zachodzie. Do Doliny za Mnichem opadają z niej strome ściany o wysokości dochodzącej do około 170 metrów, ku Dolinie Ciemnosmreczyńskiej umiarkowanie nachylone, trawiasto-skaliste zbocza. Całością grani biegnie granica polsko-słowacka.
Początek drogi, aż zachęca by iść - nie sposób jej przegapić.
Im dalej idziemy, tym większe napotykamy trudności. Kluczymy między skałami, a czasem ślizgamy się po trawach.
Dochodzimy do żelaznego krzyża w żlebie pod Szpiglasową Turniczką. Podobno w tym miejscu uległ wypadkowi ksiądz z Podhala.
Ścieżka zdaje się wieść w dwóch kierunkach: prosto, lub w lewo. Nie wiem czemu postanowiłem wybrać drogę w lewo. Ścieżka co chwile raz znikła, raz się pojawiała. Robimy ostre podejście żlebem, a chwilami musimy się wspinać. Pniemy się coraz wyżej.
Dochodzimy gdzieś w rejonie Dziurawej Czuby (mogę się mylić), jest dość stromo - to chyba najtrudniejszy odcinek. Postanawiamy zejść niżej. Zejście jest dość trudne, strome wymagające czasem sporego wysiłku fizycznego jak i psychicznego. W końcu, udaje nam się zejść trochę niżej, chyba na dobra drogę. Odnajdujemy znikająca ścieżkę. Trawersujemy zboczem grani po śliskim trawsku i skalnym zboczu.
Emocje są, na chwile opadają ale po chwili znów nabierają mocy.
Znów wchodzimy na grań.
To chyba okolice Głaźnej Czuby. Idziemy dosłownie nad przepaścią. Robi to niesamowite wrażenie.
Przed nami widok Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego.
Widok na Ceprostrade.
W końcu po ponad dwóch, może trzech godzinach dochodzimy do Wrót. Jest po piętnastej. Wrota Chałubińskiego dawniej były nazywane „Zawracik”. Jest to wąska przełęcz (2022 m n.p.m.). Przez Wrota Chałubińskiego prowadził szlak z Doliny Rybiego Potoku do Doliny Piarżystej – górnego piętra Doliny Ciemnosmreczyńskiej (Temnosmrečinská dolina). Ścieżka została przebudowana w latach 1889–1890 w łatwo dostępny szlak. Na wniosek Walerego Eljasza-Radzikowskiego zmieniono nazwę przełęczy, dla uczczenia zmarłego w 1889 r. Tytusa Chałubińskiego. Po II wojnie światowej zlikwidowano szlak po słowackiej stronie (Dolina Piarżysta jest rezerwatem przyrody, szlak prowadzi tylko do Ciemnosmreczyńskiego Stawu). Od Polskiej strony szlak prowadzi od Morskiego Oka. Szlak po wielu latach zamknięcia został otwarty w 1972 r., w 1996 r. został wyremontowany.
Jesteśmy tu chwile, emocje powoli opadają.
Pora wracać. Pada pytanie, czy tą samą drogą? Niestety nie, a szkoda, bo podobało mi się. Schodzimy zejściem, które jest umiarkowanie strome. Na początku po ziemi i małych i nie stabilnych kamieniach. Nie ma żądnych łańcuchów i innych zabezpieczeń. Potem już szlak robi się stabilny i prowadzi po dużych kamieniach, a chwilami po ogromnych głazach.
Wrota z daleka.
Mijamy także kilka stawów, które latem wysychają, lecz po stopieniu większości śniegu zbiorniki te rozrastają się do rozmiarów na tyle dużych, że przejście szlakiem jest niemożliwe przez pewien czas. Po godzinie dochodzimy do Dolinki za Mnichem. Po prawej góruje Mnich.
Dalej już nie cała godzina "ceprostradą" do Morskiego Oka. Mijamy jezioro i kierujemy się już słynnym asfaltem w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza. A czemu akurat tu?
Postanawiamy odwiedzić miejsce, które dzieli piętnastominutowy szlak. Schronisko w Dolinie Roztoki – położone poniżej wylotu Doliny Roztoki w Dolinie Białki w sąsiedztwie Wodogrzmotów Mickiewicza.
Jesienią na polanie odbywają się rykowiska jeleni, albo niedźwiedzi, jak kto woli. Możemy spotkać tutaj również niedźwiedzie, które poszukują resztek jedzenia zostawianych przez turystów na polanie. Schronisko wybudowane zostało w roku 1876 z inicjatywy Towarzystwa Tatrzańskiego. Wówczas nadano mu imię Wincentego Pola. W tamtych latach przez Roztokę biegła droga w kierunku Morskiego Oka, co sprawiło, że budynek odwiedzało wiele znanych osób m.in. Walery Eljasz – Radzikowski, Stanisław Witkiewicz czy Tytus Chałubiński. W latach 1911 – 1912 powstało tutaj nowe schronisko, które było kilkakrotnie rozbudowywane. Mimo, że ścieżka obok budynku prowadząca do Morskiego Oka była już wtedy nieczynna schronisko nie straciło swej popularności. W tamtych latach było doskonałą bazą wypadową dla taterników chcących odwiedzić słowacką cześć Tatr. Mogli oni, bowiem przedostać się tam przez rzekę Białkę płynącą obok roztockiej polany. W okresie II wojny światowej opuszczone schronisko stanowiło punkt przerzutowy dla Polaków przedostających się na Węgry. Znajdowała się tutaj też placówka niemieckiej straży granicznej. Po wojnie schronisko nabrało dawnego charakteru i zostało ponownie udostępnione turystom. Gospodarzyło tutaj wiele znanych osobistości m.in. taternik Paweł Vogel. Dzisiaj budynek jest dzierżawiony przez Marka Pawłowskiego – ratownika TOPR. W latach 70 i 80 spotykali w schronisku polscy himalaiści, m.in. Jerzy Kukuczka, którzy wtedy rozpoczynali swoją przygodę z azjatyckimi ośmiotysięcznikami.
Po godzinie dwudziestej docieramy na Parking.
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Otrhance i Jarząbczy Wierch 2137 m.
Sobota, 10 września 2016 · dodano: 23.09.2016 | Komentarze 0
Znów
wyruszam w Tatry. Ktoś pomyśli, że ze mnie prawdziwy wariat: prawie co tydzień
jestem w górach. Niektórym może nasuwa się pytanie: ile to musi kosztować, skąd
on ma tyle pieniędzy? Ludzie czasem maja dziwne problemy, niech się zajmą po
prostu sobą. Ja się cieszę tym, że jadę.
Znów zebrała się wesoła ekipa, Krzysiek się jednak nie pogniewał za ostatni raz. Tym razem obieramy trochę inny kurs. Na Západné Tatry. Wyjeżdżamy o północy, by przed czwartą dotrzeć do miejscowości Pribylina.
Mamy tylko nadzieje, że nie spotkamy leśnych zwierzaków takich jak jelenie, które mruczą jak niedźwiedzie.
Wycieczkę rozpoczynamy u wylotu Doliny Wąskiej 889,9 m. (Úzka dolina).
Nazwa wzięła się stąd, że jest ona wciśnięta między bardzo stromo opadające lesiste zbocza. Jest to krótka dolina, po około trzydziestu minutach drogi wzdłuż Raczkowego Potoku docieramy do rozwidlenia dróg. W lewo odchodzi szlak niebieski Doliną Jamnicką, my natomiast kierujemy się w prawo w kierunku Doliny Raczkowej, gdzie po chwili dochodzimy do polany Niżna Łąka 945 m.(Nižná lúka) Tu znów napotykamy rozwidlenie szlaków. My z Wiolą kierujemy się w lewo na zielony, a Krzysiek w prawo żółtym na Bystrą.
Chcemy już iść dalej, gdy nagle, niemal za samymi plecami rozlegają się odgłosy ryczenia. Cholera niedźwiedź- pomyśleliśmy. To samo ryczenie, które ostatnio słyszałem z Wiolą.
Rykowisko Jeleni, chociaż my jesteśmy przekonani, że to niedźwiedź. Obojętnie co to, ale brzmi groźnie, zwłaszcza w ciemnościach. Wyobraźnia pracuje. Wgłębiłem się w temat bardziej i faktycznie dużo ludzi uważa, że to może być głos niedźwiedzia. Podobno by go usłyszeć trzeba mieć niesamowite szczęście (lub pecha, ale jak kto woli), gdyż słyszy się go jedynie podczas rui, lub kiedy czuje się zagrożony. Lecz cenna uwaga: niedźwiedź nie ryczy tylko fuczy. Słysząc prawdziwe odgłosy niedźwiedzia można nawet ich nie skojarzyć, bo przypominają podmuch wiatru, lub odgłos jaki dają skrzydła przelatującego ptaka. Chyba będę się jeszcze bardziej bał. Człowiek uczy się cale życie.
Postanawiamy przeczekać do świtu obserwując cały czas polane. Ryki raz były ciche, raz nasilały się. Prawie jak w horrorze. Koło godziny szóstej postanawiamy się rozejść. My obieramy zielony szlak na Otrhance. Szlak od początku jest stromy, męczący i żmudny, do tego jeszcze cały czas te ryki. W końcu wychodzimy z lasu w piętro kosodrzewiny,
ukazują się nam pierwsze widokowe skałki.
Pierwszym wzniesieniem grani jest Ostredok. Ma dwa wierzchołki: 1674 m n.p.m. i 1714 m n.p.m. Nazywane są często Małymi Otargańcami i wyglądają dość ciekawie w scenerii skalno - trawiastej.
Postanawiamy odpocząć i zrobić sobie małą drzemkę. Ja byłem już zmęczony, jakiś bez energii.
Grań Otargańców jest to silnie poszarpaną grań, w której wyróżnia się siedem szczytów i kilka przełęczy. Odbiega ona od znajdującego się w grani głównej Jarząbczego Wierchu w południowym kierunku. Grań Otargańców wznosi się wysoko ponad dnami sąsiednich dolin (800–900 m). Dolna część zboczy jest stromo podcięta przez ostatni lodowiec, stąd też spływające z nich potoki tworzą tu liczne wodospady. Szlak turystyczny prowadzący granią Otargańców jest rzadko uczęszczany i to zapewne największa jego zaleta. Możemy poczuć się tu naprawdę jak na łonie natury i w spokoju przemierzać cudną górską ścieżkę.
W końcu ruszamy dalej.
Grań staję się coraz bardziej postrzępiona, przez co robi się ciekawa i bardziej eksponowana. Mijamy Niżną Magurę 1920 m. (Nižná Magura) i dalej postrzępioną granią kilkoma garbami pokonujemy wzniesienie Pośredniej Magury ( Prostredná Magura) lub Wyżnie Otargańce 2050 m.
Pierwszy dwutysięcznik dziś i nie ostatni.
Szczyt ma skalisty wierzchołek, a dalej grań w kierunku Wyżniej Magury (Vyšná Magura) – szczyt o wysokości 2095 m n.p.m. jest odcinkami również skalista i przecięta ukośnym rowem grzbietowym.
Te dwie Magury rozdziela płytka Rysia Przełęcz.
Szczytów i garbów do pokonania było już trochę, a zmęczenie dawało się we znaki.
Tylko Jakubińska Przełęcz oddzielała nas od najwyższego wzniesienia całego masywu – Raczkowej Czuby (Jakubina 2194 m.).
Po dłuższej przerwie i zrobieniu setki zdjęć ruszamy dalej. Tylko kilkanaście minut dzieli nas do ostatniego czwartego dwutysięcznika, który dziś zdobędziemy.
Do wierzchołka Jarząbczego Wierchu.
Główny wierzchołek Jarząbczego Wierchu znajduje się na słowackiej stronie,
granica państwowa biegnie bowiem granią główną, przez jego przed szczyt, na którym niesłusznie znajduje się polska tabliczka z wysokością 2137 m.
Nazwa pochodzi od góralskiego rodu Jarząbków. Na mapie Baltazara Hacqueta z 1796 r. oznaczony był jako Iarszembina. Pierwszym zdobywcą szczytu był najprawdopodobniej szwedzki przyrodnik Göran Wahlenberg, który w 1813 r. pomierzył jego wysokość.Ze szczytu mamy rozległe widoki, szczególnie dobrze widać stąd pobliskie Rohacze,
Starorobociański Wierch,
Bystrą z Zadnią Kopą i masyw Barańca.
Jest już po szesnastej, a przed nami ponad trzy godziny zejścia z powrotem na parking.
Schodzimy poprzez Niską Przełęcz i dalej bardzo stromym żlebem, który prowadzi zielony szlak do Doliny Jamnickiej (Jamnícka dolina). Czeka nas ponad 1200 metrów w dół. Dopiero po zejściu na dno doliny szlak zamiennia się w wygodną leśna drogę. Po dziewiętnastej docieramy na parking, gdzie czeka na nas Krzysiek.
Znów zebrała się wesoła ekipa, Krzysiek się jednak nie pogniewał za ostatni raz. Tym razem obieramy trochę inny kurs. Na Západné Tatry. Wyjeżdżamy o północy, by przed czwartą dotrzeć do miejscowości Pribylina.
Mamy tylko nadzieje, że nie spotkamy leśnych zwierzaków takich jak jelenie, które mruczą jak niedźwiedzie.
Wycieczkę rozpoczynamy u wylotu Doliny Wąskiej 889,9 m. (Úzka dolina).
Nazwa wzięła się stąd, że jest ona wciśnięta między bardzo stromo opadające lesiste zbocza. Jest to krótka dolina, po około trzydziestu minutach drogi wzdłuż Raczkowego Potoku docieramy do rozwidlenia dróg. W lewo odchodzi szlak niebieski Doliną Jamnicką, my natomiast kierujemy się w prawo w kierunku Doliny Raczkowej, gdzie po chwili dochodzimy do polany Niżna Łąka 945 m.(Nižná lúka) Tu znów napotykamy rozwidlenie szlaków. My z Wiolą kierujemy się w lewo na zielony, a Krzysiek w prawo żółtym na Bystrą.
Chcemy już iść dalej, gdy nagle, niemal za samymi plecami rozlegają się odgłosy ryczenia. Cholera niedźwiedź- pomyśleliśmy. To samo ryczenie, które ostatnio słyszałem z Wiolą.
Rykowisko Jeleni, chociaż my jesteśmy przekonani, że to niedźwiedź. Obojętnie co to, ale brzmi groźnie, zwłaszcza w ciemnościach. Wyobraźnia pracuje. Wgłębiłem się w temat bardziej i faktycznie dużo ludzi uważa, że to może być głos niedźwiedzia. Podobno by go usłyszeć trzeba mieć niesamowite szczęście (lub pecha, ale jak kto woli), gdyż słyszy się go jedynie podczas rui, lub kiedy czuje się zagrożony. Lecz cenna uwaga: niedźwiedź nie ryczy tylko fuczy. Słysząc prawdziwe odgłosy niedźwiedzia można nawet ich nie skojarzyć, bo przypominają podmuch wiatru, lub odgłos jaki dają skrzydła przelatującego ptaka. Chyba będę się jeszcze bardziej bał. Człowiek uczy się cale życie.
Postanawiamy przeczekać do świtu obserwując cały czas polane. Ryki raz były ciche, raz nasilały się. Prawie jak w horrorze. Koło godziny szóstej postanawiamy się rozejść. My obieramy zielony szlak na Otrhance. Szlak od początku jest stromy, męczący i żmudny, do tego jeszcze cały czas te ryki. W końcu wychodzimy z lasu w piętro kosodrzewiny,
ukazują się nam pierwsze widokowe skałki.
Pierwszym wzniesieniem grani jest Ostredok. Ma dwa wierzchołki: 1674 m n.p.m. i 1714 m n.p.m. Nazywane są często Małymi Otargańcami i wyglądają dość ciekawie w scenerii skalno - trawiastej.
Postanawiamy odpocząć i zrobić sobie małą drzemkę. Ja byłem już zmęczony, jakiś bez energii.
Grań Otargańców jest to silnie poszarpaną grań, w której wyróżnia się siedem szczytów i kilka przełęczy. Odbiega ona od znajdującego się w grani głównej Jarząbczego Wierchu w południowym kierunku. Grań Otargańców wznosi się wysoko ponad dnami sąsiednich dolin (800–900 m). Dolna część zboczy jest stromo podcięta przez ostatni lodowiec, stąd też spływające z nich potoki tworzą tu liczne wodospady. Szlak turystyczny prowadzący granią Otargańców jest rzadko uczęszczany i to zapewne największa jego zaleta. Możemy poczuć się tu naprawdę jak na łonie natury i w spokoju przemierzać cudną górską ścieżkę.
W końcu ruszamy dalej.
Grań staję się coraz bardziej postrzępiona, przez co robi się ciekawa i bardziej eksponowana. Mijamy Niżną Magurę 1920 m. (Nižná Magura) i dalej postrzępioną granią kilkoma garbami pokonujemy wzniesienie Pośredniej Magury ( Prostredná Magura) lub Wyżnie Otargańce 2050 m.
Pierwszy dwutysięcznik dziś i nie ostatni.
Szczyt ma skalisty wierzchołek, a dalej grań w kierunku Wyżniej Magury (Vyšná Magura) – szczyt o wysokości 2095 m n.p.m. jest odcinkami również skalista i przecięta ukośnym rowem grzbietowym.
Te dwie Magury rozdziela płytka Rysia Przełęcz.
Szczytów i garbów do pokonania było już trochę, a zmęczenie dawało się we znaki.
Tylko Jakubińska Przełęcz oddzielała nas od najwyższego wzniesienia całego masywu – Raczkowej Czuby (Jakubina 2194 m.).
Po dłuższej przerwie i zrobieniu setki zdjęć ruszamy dalej. Tylko kilkanaście minut dzieli nas do ostatniego czwartego dwutysięcznika, który dziś zdobędziemy.
Do wierzchołka Jarząbczego Wierchu.
Główny wierzchołek Jarząbczego Wierchu znajduje się na słowackiej stronie,
granica państwowa biegnie bowiem granią główną, przez jego przed szczyt, na którym niesłusznie znajduje się polska tabliczka z wysokością 2137 m.
Nazwa pochodzi od góralskiego rodu Jarząbków. Na mapie Baltazara Hacqueta z 1796 r. oznaczony był jako Iarszembina. Pierwszym zdobywcą szczytu był najprawdopodobniej szwedzki przyrodnik Göran Wahlenberg, który w 1813 r. pomierzył jego wysokość.Ze szczytu mamy rozległe widoki, szczególnie dobrze widać stąd pobliskie Rohacze,
Starorobociański Wierch,
Bystrą z Zadnią Kopą i masyw Barańca.
Jest już po szesnastej, a przed nami ponad trzy godziny zejścia z powrotem na parking.
Schodzimy poprzez Niską Przełęcz i dalej bardzo stromym żlebem, który prowadzi zielony szlak do Doliny Jamnickiej (Jamnícka dolina). Czeka nas ponad 1200 metrów w dół. Dopiero po zejściu na dno doliny szlak zamiennia się w wygodną leśna drogę. Po dziewiętnastej docieramy na parking, gdzie czeka na nas Krzysiek.
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Veľká Svišťovka 2023 m.n.p.m. Jahňací štít 2230 m.n.p.m
Sobota, 3 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 0
A może by tak w góry? Czemu by nie!
Wiola była za, namówiłem jeszcze Krzyśka, żeby jechał z nami. Zgodził się ale, wybrał dla siebie inny szlak-chce iść na Sławkowski. Ruszamy więc w drogę. Po godzinie drugiej docieramy do Tatranskiej Lomnicy, gdzie Krzysiek nas wysadza i jedzie dalej, a my z Wiolą ruszamy na szlak wybrany przez nas.
Dochodzimy na dolną stacje kolejki na Łomnicki Szczyt, skąd prowadzi godzinna asfaltowa droga na Stanica lanovky Štart. Tam zaczyna się strome podejście pokryte żwirem i kamieniami na Skalnate Pleso.
Podczas wędrówki słyszymy głośne ryki… Hmm, to chyba niedźwiedź. Dźwięki słychać coraz bliżej… Podobno te niepokojące tony to dźwięk wywodów miłosnych jelenia szlachetnego. Nie wiem, dla mnie na sto procent brzmi jak niedźwiedź.
Szlak skręca w prawo w las, a my postanawiamy iść zboczem narciarskim by uniknąć spotkania z jakimś leśnym zwierzątkiem. Na całe szczęście odgłosy po chwili ucichają. Przed piąta przechodzimy koło Skalnatej Chaty.
Jeszcze pięć minut i docieramy na Skalnaté Pleso, 1751m. Czas na odpoczynek po lekko stresującej drodze. Pora na poranne śniadanko- kanapeczki z ogóreczkiem i gorącą herbatą. Inni właśnie wstają do pracy, albo śpią, a my w pięknej scenerii z widokiem na Łomnicę jemy śniadanie.
Za nami powoli robi się czerwono, leniwie budzi się dzień. Przed szóstą zbieramy się, by wejść wyżej i podziwiać wschód słońca. Ze Skalnatégo plesa wyruszamy na czerwono znakowaną Magistralę. Mijamy hotel górski Encián i stację kolejki. Dalej przechodzimy obok obserwatorium astronomicznego znajdującego się nad Łomnickim Stawem, na wysokości 1786 m n.p.m.
Nastaje dzień, słonko leniwie wyłania się z chmurek.
Idziemy dalej kamiennym szlakiem ułożonym z dużych kamieni, ożywionych przez plamy żółtych i zielonkawych porostów.
Po drodze wita nas Kamzík.
Przed samym szczytem ścieżka podnosi się i zwija w zakosy. Przed ósmą dochodzimy na Rakuską Przełączkę Wyżnią
(Sedlo pod Svišťovkou, 2023m). Stoki Rakuskiej Grani to dawne tereny pasterskie.
Z przełęczy prowadzi krótki kilku minutowy szlak na szczyt Rakuska Czuba (Veĺká Svišťovka) 2037m.n.p.m.
Czyli kolejny dwutysięcznik do mojej kolekcji.
Sycimy swe oczy wspaniałymi widokami przez dobra godzinę. Widzimy stąd otoczenie Doliny Kieżmarskiej.
Po lewej bliski Kieżmarski Szczyt (2558m),
którego potężna piramida góruje pół kilometra nad nami,
pół kilometra niżej leżący Zielony Staw, a po drugiej jego stronie otaczające go szczyty: Baranie Rogi, Czarny, Kołowy, Jagnięcy. Jastrzębia Turnia, tak spektakularna znad Zielonego Stawu, tu zlewa się ze skalnym tłem i jest niemal niewidoczna. Na wprost natomiast widać śliczne zielono-białe pasmo Tatr Bielskich.
Trzeba iść dalej.
Schodzimy na przełęcz, a stamtąd w stronę Doliny Kieżmarskiej, czyli dolinki muminka, jak to określiła Wiola. Szlak kręci teraz licznymi zakosami i jest dość łagodny. Natomiast najtrudniejszy kawałek to zejście stromym żlebem ubezpieczonym łańcuchem. Po żlebie schodzimy pomiędzy kosodrzewiną. Po jedenastej docieramy do Schroniska przy Zielonym Stawie (Chata pri Zelenom Plese, dawniej Brnčalova Chata, Brnčalka, 1551m).
Pierwsze powstałe w tym miejscu schronisko zostało przeniesione w 1880 roku z Polany Rakuskiej, gdzie wcześniej służyło pasterzom (nosiło nazwę Egidova Chata na cześć Idziego Berzeviczyego). Dwukrotnie ulegało pożarom. Od 1894 roku istnieje kamienny budynek, który powiększono w 1926 roku. Początkowo nosiło imię fundatora arcyksięcia Fryderyka Habsburga (Fridrichowa chata). W latach międzywojennych i powojennych gospodarzami schroniska byli wybitni sportowcy. Obecnie, mimo powrotu do starej nazwy, nadal funkcjonuje nazwa „Brnčalka”(od Alberta Brnčala, tragicznie zmarłego taternika). Warto wspomnieć też o Zielonym Stawie Kieżmarskim (Zelené pleso 1545 m n.p.m.). Przez Zielony Staw Kieżmarski przepływa Zielony Potok, który jest dopływem Białej Wody Kieżmarskiej.Nazwa związana jest z kolorem wody. Według legendy, źródłem zielonej barwy jest rubin (karbunkuł), który spadł do wody ze szczytu Jastrzębiej Turni. Ponoć za cennym kamieniem do wody wskoczył syn hrabiego Tökölya.Zielony Staw i Schronisko położone są w kotlinie która jest otoczona przez 900-metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, Jastrzębią Turnię i Kozią Turnię.
Widoki są piękne.
Po dwunastej wyruszamy ze schroniska żółtym szlakiem w kierunku Doliny Jagnięcej. Podchodzimy zakosami stromą, kamienną ścieżką wśród kosodrzewiny.
Przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego i trawersujemy po kamiennej ścieżce zbocze Jastrzębiej Turni. Dalej teren zamienia się w bardziej kamienisty, kosówka zanika. Za nami nie ma już prawie nikogo, wszyscy schodzą.
My tym czasem mijamy Modry Staw, ścieżka za nim zaczyna piąć się w górę. Idziemy zboczem, bo na drodze jest wiele kamieni i usypisk. Po pewnym czasie zakręcamy w lewo i wychodzimy na skały ubezpieczone łańcuchami. Początkowo wspinamy się po skalnych żebrach, dalej wchodzimy w dosyć wąską i skalistą rynnę. Tutaj skalne płyty są bardziej gładkie, co utrudnia wspinaczkę. Po kilkuminutowej wspinaczce kończą się łańcuchy,
a my dalej przy pomocy rąk wspinamy się w skalistym żlebie. Po chwili osiągamy przełęcz zwaną Kołowym Przechodem.
Przechodzimy na drugą stronę grani i skręcamy w prawo. Zaczyna się trudny i skalisty teren , spora ekspozycja, Szlak biegnie granią, wznosząc się i opadając na przemian. Często idziemy przez skalne turnie, rynny czy galeryjki.
Po przejściu kilku skalnych żeberek wychodzimy na ostatnie siodełko grani. W okolicach piętnastej, po ciężkiej wędrówce osiągamy Jagnięcy Szczyt (Jahňací štít) 2230 m.n.p.m.
Udało się, Jagnięcy zdobyty! Następny szczyt do Mojej kolekcji. Dolna część stoków Jagnięcego Szczytu była dawniej wypasana. Nazwa Jagnięce lub Hala Jagnięca odnosiła się pierwotnie właśnie do dolnych fragmentów Jagnięcej Grani i wiązała się z wypasem jagniąt. Przez wierzchołek Jagnięcego Szczytu przebiegała granica pomiędzy dobrami jaworzyńskimi. a własnością chotarów z Kieżmarku i Białej Spiskiej (w latach 1412–1769 tereny te należały do Polski). Do końca XIX wieku stał na szczycie kopiec graniczny. Pierwsze odnotowane wejście: Robert Townson i spiski przewodnik Hans Gross – 9 sierpnia 1793 r. Jednak wcześniej na szczycie bywali pasterze, kłusownicy, a także górnicy, którzy w XVIII wieku na jego północno-zachodnim grzebieniu wydobywali miedź. Pierwsze zimowe wejście odnotowano 3 grudnia 1911 r., dokonali go Lajos Rokfalusy i Gyula Hefty. Szlak na szczyt wybudowano w latach 1911–1912.
Spędzamy tu dłuższą chwile. Zastanawiamy się co robi Krzysiek, bo przed dwunastą schodził już ze Sławkowskiego…
Panorama jest imponująca.
Można zobaczyć Tatry Bielskie, Tatry Wysokie, aż nie chce się wracać
Niestety trzeba, na szczycie już prawie nikogo nie ma. Wracamy do schroniska tą samą drogą. Należy bardzo uważać, aby nie przeoczyć skrętu w lewo na przełęczy. Zdarzało się, że wielu turystów błądziło w tym terenie.
Na łańcuchach dostrzegamy Kamzíka, który chyba czeka na nas. Zmierzamy więc w jego kierunku. Podchodzimy powoli coraz bliżej i bliżej, aż jest na wyciagnięcie ręki.
Bardziej skupiony był na skubaniu czegoś miedzy kamieniami niż nami. Nigdy nie byłem tak blisko. W ogóle się nie bał, czasem patrzył się tylko co robimy. Schodząc w stronę schroniska, w dalszym ciągu napotykamy kozice.
Już po dwudziestym razie nie robi na nas, aż takiego wrażenia, ale dalej jest ekscytująca. Chyba są przyzwyczajone do ludzi, albo po prostu myślą, jakby upolować nas na kolacje, w końcu jesteśmy na ich terenie. Są dosłownie parę metrów koło nas, zaciekawione tym co my tu robimy. Do schroniska docieramy po osiemnastej. Krzysiek chyba nas zabije… Dla pocieszenia przypominam sobie że tą trasę z Krzyśkiem pokonaliśmy coś koło niecałych dwóch godzin. Udaje się nam po w pół do ósmej dotrzeć na parking. Kežmarská Biela voda, bus. Krzysiek stoi, nie odjechał.
Wyprawa naprawdę się udała, niesamowita trasa i chwilami bardzo wymagająca. Nie mogę się doczekać kolejnej.
Ale cóż, pora niestety wracać do domu…
Wiola była za, namówiłem jeszcze Krzyśka, żeby jechał z nami. Zgodził się ale, wybrał dla siebie inny szlak-chce iść na Sławkowski. Ruszamy więc w drogę. Po godzinie drugiej docieramy do Tatranskiej Lomnicy, gdzie Krzysiek nas wysadza i jedzie dalej, a my z Wiolą ruszamy na szlak wybrany przez nas.
Dochodzimy na dolną stacje kolejki na Łomnicki Szczyt, skąd prowadzi godzinna asfaltowa droga na Stanica lanovky Štart. Tam zaczyna się strome podejście pokryte żwirem i kamieniami na Skalnate Pleso.
Podczas wędrówki słyszymy głośne ryki… Hmm, to chyba niedźwiedź. Dźwięki słychać coraz bliżej… Podobno te niepokojące tony to dźwięk wywodów miłosnych jelenia szlachetnego. Nie wiem, dla mnie na sto procent brzmi jak niedźwiedź.
Szlak skręca w prawo w las, a my postanawiamy iść zboczem narciarskim by uniknąć spotkania z jakimś leśnym zwierzątkiem. Na całe szczęście odgłosy po chwili ucichają. Przed piąta przechodzimy koło Skalnatej Chaty.
Jeszcze pięć minut i docieramy na Skalnaté Pleso, 1751m. Czas na odpoczynek po lekko stresującej drodze. Pora na poranne śniadanko- kanapeczki z ogóreczkiem i gorącą herbatą. Inni właśnie wstają do pracy, albo śpią, a my w pięknej scenerii z widokiem na Łomnicę jemy śniadanie.
Za nami powoli robi się czerwono, leniwie budzi się dzień. Przed szóstą zbieramy się, by wejść wyżej i podziwiać wschód słońca. Ze Skalnatégo plesa wyruszamy na czerwono znakowaną Magistralę. Mijamy hotel górski Encián i stację kolejki. Dalej przechodzimy obok obserwatorium astronomicznego znajdującego się nad Łomnickim Stawem, na wysokości 1786 m n.p.m.
Nastaje dzień, słonko leniwie wyłania się z chmurek.
Idziemy dalej kamiennym szlakiem ułożonym z dużych kamieni, ożywionych przez plamy żółtych i zielonkawych porostów.
Po drodze wita nas Kamzík.
Przed samym szczytem ścieżka podnosi się i zwija w zakosy. Przed ósmą dochodzimy na Rakuską Przełączkę Wyżnią
(Sedlo pod Svišťovkou, 2023m). Stoki Rakuskiej Grani to dawne tereny pasterskie.
Z przełęczy prowadzi krótki kilku minutowy szlak na szczyt Rakuska Czuba (Veĺká Svišťovka) 2037m.n.p.m.
Czyli kolejny dwutysięcznik do mojej kolekcji.
Sycimy swe oczy wspaniałymi widokami przez dobra godzinę. Widzimy stąd otoczenie Doliny Kieżmarskiej.
Po lewej bliski Kieżmarski Szczyt (2558m),
którego potężna piramida góruje pół kilometra nad nami,
pół kilometra niżej leżący Zielony Staw, a po drugiej jego stronie otaczające go szczyty: Baranie Rogi, Czarny, Kołowy, Jagnięcy. Jastrzębia Turnia, tak spektakularna znad Zielonego Stawu, tu zlewa się ze skalnym tłem i jest niemal niewidoczna. Na wprost natomiast widać śliczne zielono-białe pasmo Tatr Bielskich.
Trzeba iść dalej.
Schodzimy na przełęcz, a stamtąd w stronę Doliny Kieżmarskiej, czyli dolinki muminka, jak to określiła Wiola. Szlak kręci teraz licznymi zakosami i jest dość łagodny. Natomiast najtrudniejszy kawałek to zejście stromym żlebem ubezpieczonym łańcuchem. Po żlebie schodzimy pomiędzy kosodrzewiną. Po jedenastej docieramy do Schroniska przy Zielonym Stawie (Chata pri Zelenom Plese, dawniej Brnčalova Chata, Brnčalka, 1551m).
Pierwsze powstałe w tym miejscu schronisko zostało przeniesione w 1880 roku z Polany Rakuskiej, gdzie wcześniej służyło pasterzom (nosiło nazwę Egidova Chata na cześć Idziego Berzeviczyego). Dwukrotnie ulegało pożarom. Od 1894 roku istnieje kamienny budynek, który powiększono w 1926 roku. Początkowo nosiło imię fundatora arcyksięcia Fryderyka Habsburga (Fridrichowa chata). W latach międzywojennych i powojennych gospodarzami schroniska byli wybitni sportowcy. Obecnie, mimo powrotu do starej nazwy, nadal funkcjonuje nazwa „Brnčalka”(od Alberta Brnčala, tragicznie zmarłego taternika). Warto wspomnieć też o Zielonym Stawie Kieżmarskim (Zelené pleso 1545 m n.p.m.). Przez Zielony Staw Kieżmarski przepływa Zielony Potok, który jest dopływem Białej Wody Kieżmarskiej.Nazwa związana jest z kolorem wody. Według legendy, źródłem zielonej barwy jest rubin (karbunkuł), który spadł do wody ze szczytu Jastrzębiej Turni. Ponoć za cennym kamieniem do wody wskoczył syn hrabiego Tökölya.Zielony Staw i Schronisko położone są w kotlinie która jest otoczona przez 900-metrową ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, Jastrzębią Turnię i Kozią Turnię.
Widoki są piękne.
Po dwunastej wyruszamy ze schroniska żółtym szlakiem w kierunku Doliny Jagnięcej. Podchodzimy zakosami stromą, kamienną ścieżką wśród kosodrzewiny.
Przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego i trawersujemy po kamiennej ścieżce zbocze Jastrzębiej Turni. Dalej teren zamienia się w bardziej kamienisty, kosówka zanika. Za nami nie ma już prawie nikogo, wszyscy schodzą.
My tym czasem mijamy Modry Staw, ścieżka za nim zaczyna piąć się w górę. Idziemy zboczem, bo na drodze jest wiele kamieni i usypisk. Po pewnym czasie zakręcamy w lewo i wychodzimy na skały ubezpieczone łańcuchami. Początkowo wspinamy się po skalnych żebrach, dalej wchodzimy w dosyć wąską i skalistą rynnę. Tutaj skalne płyty są bardziej gładkie, co utrudnia wspinaczkę. Po kilkuminutowej wspinaczce kończą się łańcuchy,
a my dalej przy pomocy rąk wspinamy się w skalistym żlebie. Po chwili osiągamy przełęcz zwaną Kołowym Przechodem.
Przechodzimy na drugą stronę grani i skręcamy w prawo. Zaczyna się trudny i skalisty teren , spora ekspozycja, Szlak biegnie granią, wznosząc się i opadając na przemian. Często idziemy przez skalne turnie, rynny czy galeryjki.
Po przejściu kilku skalnych żeberek wychodzimy na ostatnie siodełko grani. W okolicach piętnastej, po ciężkiej wędrówce osiągamy Jagnięcy Szczyt (Jahňací štít) 2230 m.n.p.m.
Udało się, Jagnięcy zdobyty! Następny szczyt do Mojej kolekcji. Dolna część stoków Jagnięcego Szczytu była dawniej wypasana. Nazwa Jagnięce lub Hala Jagnięca odnosiła się pierwotnie właśnie do dolnych fragmentów Jagnięcej Grani i wiązała się z wypasem jagniąt. Przez wierzchołek Jagnięcego Szczytu przebiegała granica pomiędzy dobrami jaworzyńskimi. a własnością chotarów z Kieżmarku i Białej Spiskiej (w latach 1412–1769 tereny te należały do Polski). Do końca XIX wieku stał na szczycie kopiec graniczny. Pierwsze odnotowane wejście: Robert Townson i spiski przewodnik Hans Gross – 9 sierpnia 1793 r. Jednak wcześniej na szczycie bywali pasterze, kłusownicy, a także górnicy, którzy w XVIII wieku na jego północno-zachodnim grzebieniu wydobywali miedź. Pierwsze zimowe wejście odnotowano 3 grudnia 1911 r., dokonali go Lajos Rokfalusy i Gyula Hefty. Szlak na szczyt wybudowano w latach 1911–1912.
Spędzamy tu dłuższą chwile. Zastanawiamy się co robi Krzysiek, bo przed dwunastą schodził już ze Sławkowskiego…
Panorama jest imponująca.
Można zobaczyć Tatry Bielskie, Tatry Wysokie, aż nie chce się wracać
Niestety trzeba, na szczycie już prawie nikogo nie ma. Wracamy do schroniska tą samą drogą. Należy bardzo uważać, aby nie przeoczyć skrętu w lewo na przełęczy. Zdarzało się, że wielu turystów błądziło w tym terenie.
Na łańcuchach dostrzegamy Kamzíka, który chyba czeka na nas. Zmierzamy więc w jego kierunku. Podchodzimy powoli coraz bliżej i bliżej, aż jest na wyciagnięcie ręki.
Bardziej skupiony był na skubaniu czegoś miedzy kamieniami niż nami. Nigdy nie byłem tak blisko. W ogóle się nie bał, czasem patrzył się tylko co robimy. Schodząc w stronę schroniska, w dalszym ciągu napotykamy kozice.
Już po dwudziestym razie nie robi na nas, aż takiego wrażenia, ale dalej jest ekscytująca. Chyba są przyzwyczajone do ludzi, albo po prostu myślą, jakby upolować nas na kolacje, w końcu jesteśmy na ich terenie. Są dosłownie parę metrów koło nas, zaciekawione tym co my tu robimy. Do schroniska docieramy po osiemnastej. Krzysiek chyba nas zabije… Dla pocieszenia przypominam sobie że tą trasę z Krzyśkiem pokonaliśmy coś koło niecałych dwóch godzin. Udaje się nam po w pół do ósmej dotrzeć na parking. Kežmarská Biela voda, bus. Krzysiek stoi, nie odjechał.
Wyprawa naprawdę się udała, niesamowita trasa i chwilami bardzo wymagająca. Nie mogę się doczekać kolejnej.
Ale cóż, pora niestety wracać do domu…
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem 2307 m n.p.m.
Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 0
To
ostatni weekend wakacji. Pogoda zapowiada się piękna, szkoda byłoby zmarnować
taki dzień. Niestety finanse nie pozwalały na wyjazd i nie było to spowodowane tym,
że niedawno byłem na urlopie, lecz czymś zupełnie innym. Tylko plany zostały.
Ale czasem życie nabiera kolorów…
Może Babia, a może Tatry… Wiola ostatnio ma pomysłów więcej niż ja. To dzięki jej determinacji postanawiamy odwiedzić Tatry.
Dziś bez pobudki od razu po pracy wsiadam w Toicie, jadę po Wiolcie i w drogę po tatrzańską, wysokogórską przygodę.
Przed drugą meldujemy się na parkingu na Palenicy Białczyńskiej, który był w połowie pełny, lub jak kto woli w połowie pusty. Ciężko było wysiąść z auta, ale w końcu zbieramy się i ruszamy w drogę.
Idziemy ciemną, nie oświetloną asfaltową drogą. Niezbędne jest użycie jakiegoś światła, a ja na całe szczęście mam ze sobą naładowany telefon. Droga czasem skraca po kamiennych schodach. Po godzinie trzeciej docieramy do Schroniska nad Morskim Okiem.
Schronisko położone jest nad jeziorem Morskie Oko, w dolinie Rybiego Potoku, w Tatrach Wysokich. Górują nad nim Rysy, masyw Mięguszowieckich Szczytów oraz wyróżniającą się sylwetkę Mnicha. Schronisko PTTK nad Morskim Okiem oferuje noclegi w dwóch osobnych budynkach. Pierwszy z nich został wzniesiony przez Towarzystwo Tatrzańskie w 1874 r. Po rozbudowie mógł pomieścić 50 osób. Cieszył się znaczną popularnością do momentu, gdy doszczętnie spłonął w 1898 r. Prace remontowe rozpoczęto ponownie w 1907 r., po roku schronisko oddano do użytku. Budynek ten funkcjonuje do dziś jako Nowe Schronisko. W okresie budowy w celu nocowania turystów wykorzystywano wozownię, stanowiącą dzisiejsze Stare Schronisko. Podczas trwania II wojny światowej budynek wykorzystywany był przez niemiecki oddział straży granicznej. W latach 1945-1980 schronisko prowadzone było przez Wandę i Czesława Łapińskich. Od tej pory historia budynku nieodłącznie związana jest z tym nazwiskiem – dziś kierowaniem schroniska zajmuje się Maria Łapińska, wraz z synem i córką. Od 1976 r., kiedy schronisko nad Morskim Okiem uznano za zabytek, budynek jest chroniony prawnie.
Chwila odpoczynku i w drogę. Jest przed czwartą, a my kierujemy się kamiennymi schodami w dół przy schronisku w stronę jeziora.
Skręcamy w lewo i idziemy czerwonym szlakiem. Po około dwudziestu minutach dochodzimy pod drogowskaz. Wielki Piarg, a stąd w lewo, w stronę naszego celu. Rozpoczynamy podejście po kamiennych płytach, które nie trwa zbyt długo.
Przed piątą osiągamy Czarny Staw pod Rysami (1580 m)
Przed naszymi oczami roztacza się wspaniały widok głównie na Morskie Oko
i Mięguszowieckie Szczyty.
Robimy dłuższą godzinną przerwę na śniadanko, a potem ruszamy dalej. W lewo czerwony szlak na Rysy a w My idziemy w prawo,
na zielony szlak, który już na początku wiedzie po kamiennych schodach wśród kosodrzewiny, a czasem przez większe głazy.
Dalej droga biegnie przez rumowiska skalne.
Po pewnym czasie dochodzimy do ściany Kazalnicy. Osiągamy dno kotła Mięguszowieckiego, nazywanego też Bańdziochem. Ze szlaku rozpościera się piękny widok na Morskie Oko i nie tylko. Znajdujemy tu chwile na odpoczynek na górskiej trawie, a nawet czas na małą drzemkę. Kocioł Mięguszowiecki opuszczamy wchodząc na ograniczające go od strony Kazalnicy skały. Od tego miejsca szlak zmienia charakter na dużo trudniejszy, a duża ekspozycja towarzyszy nam aż na samą przełęcz. Rozpoczynając wspinaczkę na Kazalnicę napotkamy pierwsze poważniejsze trudności. Do pokonania mamy dwie strome skalne rynny. Pierwsza jest dużo dłuższa i nie ma zamontowanych żadnych ubezpieczeń.
Tuż za pierwszą rynną znajduje się krótkie, ale niezwykle wąskie przejście nad przepaścią, ubezpieczone dwoma klamrami.
Kolejna rynna jest krótsza od pierwszej, a w najtrudniejszym miejscu pomocą służą klamry. Potem wędrujemy dłuższą chwilę łatwą ścieżką po kamieniach, w końcu osiągamy Kazalnicę, z której rozpościera się wspaniała panorama. Rysy wreszcie w pełni okazałości,
a także Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i Wysoka.
Następnie szlak biegnie przez moment granią w stronę Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, a nieco później odbija w prawo. Idziemy obecnie tzw. "Galeryjką". Ta wąska ścieżka prowadzi przez nadzwyczajnie przepaściste i urwiste tereny.
Przemieszczamy się trawersem, czeka na nas krótka wspinaczka. W pewnym momencie wychodzimy przed zakręt w lewo, po prawej stronie i tuż za nim przepaść!
Jeszcze raz podciągamy się i wychodzimy z niej skręcając od razu na lewo. Nie ma szans jednakże, aby umysł dobrze wypoczął, gdyż za wspomnianą rynną perć zawęża się do niemożliwych rozmiarów. Nagle robi się jeszcze ciaśniej! W końcu dreptamy tuż przy ogromnej przepaści.
Przed dwunastą docieramy na Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. Przełęcz leżąca na wysokości 2307 metrów, jest rozległym siodłem pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem Czarnym oraz Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim. Panorama z przełęczy obejmuje między innymi Lodowy Szczyt, Hawrań, Jagnięcy Szczyt,
Kozi Wierch, Wołoszyn i przed wszystkim Dolinę Rybiego Potoku z Morskim Okiem.
Po południowej stronie szczególnie ciekawie prezentuje się Grań Baszt, Wielki Staw Hińczowy
oraz Koprowy Wierch.
Chyba mało mi atrakcji na dziś, więc postanawiam się wdrapać na Mięguszowiecki Pośredni.
Już na samym początku czeka mnie wspinaczka. Czym dalej, tym trudniej. W pewnym momencie stoję przed głazem na który trzeba się wspiąć, a potem minąć kolejny głaz zawieszony nad przepaścią.
Lekki strach był, co by było jakbym zleciał, ale lubię taką adrenalinę. Parę zdjęć i schodzę pokonując przepaść i wysoki głaz i dochodzę do Wioli. Pytam się, czy chce spróbować. Pomagając jej dochodzimy do głazu, gdzie trzeba się wspiąć. Wiola rezygnuje. Odpoczywa, ja korzystając z okazji, wchodzę po raz drugi, już bardziej pewniej.
Schodzimy bezpiecznie na przełęcz. Ludzi coraz mniej, jeszcze chwila relaksu. Przed piętnastą schodzimy robiąc pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w powrotną drogę.
Pomijając Orlą Perć, szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za najtrudniejszy w polskich Tatrach. Wiele wspinaczkowych fragmentów, nieliczne zabezpieczenia, tylko parę klamr, brak łańcuchów. Niezwykle duża ekspozycja. Na Kazalnicy widzimy krążący helikopter w okolicy Rysów.
Jak się okazało TOPR miał jeden z najbardziej pracowitych dni w tym roku. My bezpiecznie schodzimy nad Morskie Oko, Po dwudziestej docieramy na parking.
Ale czasem życie nabiera kolorów…
Może Babia, a może Tatry… Wiola ostatnio ma pomysłów więcej niż ja. To dzięki jej determinacji postanawiamy odwiedzić Tatry.
Dziś bez pobudki od razu po pracy wsiadam w Toicie, jadę po Wiolcie i w drogę po tatrzańską, wysokogórską przygodę.
Przed drugą meldujemy się na parkingu na Palenicy Białczyńskiej, który był w połowie pełny, lub jak kto woli w połowie pusty. Ciężko było wysiąść z auta, ale w końcu zbieramy się i ruszamy w drogę.
Idziemy ciemną, nie oświetloną asfaltową drogą. Niezbędne jest użycie jakiegoś światła, a ja na całe szczęście mam ze sobą naładowany telefon. Droga czasem skraca po kamiennych schodach. Po godzinie trzeciej docieramy do Schroniska nad Morskim Okiem.
Schronisko położone jest nad jeziorem Morskie Oko, w dolinie Rybiego Potoku, w Tatrach Wysokich. Górują nad nim Rysy, masyw Mięguszowieckich Szczytów oraz wyróżniającą się sylwetkę Mnicha. Schronisko PTTK nad Morskim Okiem oferuje noclegi w dwóch osobnych budynkach. Pierwszy z nich został wzniesiony przez Towarzystwo Tatrzańskie w 1874 r. Po rozbudowie mógł pomieścić 50 osób. Cieszył się znaczną popularnością do momentu, gdy doszczętnie spłonął w 1898 r. Prace remontowe rozpoczęto ponownie w 1907 r., po roku schronisko oddano do użytku. Budynek ten funkcjonuje do dziś jako Nowe Schronisko. W okresie budowy w celu nocowania turystów wykorzystywano wozownię, stanowiącą dzisiejsze Stare Schronisko. Podczas trwania II wojny światowej budynek wykorzystywany był przez niemiecki oddział straży granicznej. W latach 1945-1980 schronisko prowadzone było przez Wandę i Czesława Łapińskich. Od tej pory historia budynku nieodłącznie związana jest z tym nazwiskiem – dziś kierowaniem schroniska zajmuje się Maria Łapińska, wraz z synem i córką. Od 1976 r., kiedy schronisko nad Morskim Okiem uznano za zabytek, budynek jest chroniony prawnie.
Chwila odpoczynku i w drogę. Jest przed czwartą, a my kierujemy się kamiennymi schodami w dół przy schronisku w stronę jeziora.
Skręcamy w lewo i idziemy czerwonym szlakiem. Po około dwudziestu minutach dochodzimy pod drogowskaz. Wielki Piarg, a stąd w lewo, w stronę naszego celu. Rozpoczynamy podejście po kamiennych płytach, które nie trwa zbyt długo.
Przed piątą osiągamy Czarny Staw pod Rysami (1580 m)
Przed naszymi oczami roztacza się wspaniały widok głównie na Morskie Oko
i Mięguszowieckie Szczyty.
Robimy dłuższą godzinną przerwę na śniadanko, a potem ruszamy dalej. W lewo czerwony szlak na Rysy a w My idziemy w prawo,
na zielony szlak, który już na początku wiedzie po kamiennych schodach wśród kosodrzewiny, a czasem przez większe głazy.
Dalej droga biegnie przez rumowiska skalne.
Po pewnym czasie dochodzimy do ściany Kazalnicy. Osiągamy dno kotła Mięguszowieckiego, nazywanego też Bańdziochem. Ze szlaku rozpościera się piękny widok na Morskie Oko i nie tylko. Znajdujemy tu chwile na odpoczynek na górskiej trawie, a nawet czas na małą drzemkę. Kocioł Mięguszowiecki opuszczamy wchodząc na ograniczające go od strony Kazalnicy skały. Od tego miejsca szlak zmienia charakter na dużo trudniejszy, a duża ekspozycja towarzyszy nam aż na samą przełęcz. Rozpoczynając wspinaczkę na Kazalnicę napotkamy pierwsze poważniejsze trudności. Do pokonania mamy dwie strome skalne rynny. Pierwsza jest dużo dłuższa i nie ma zamontowanych żadnych ubezpieczeń.
Tuż za pierwszą rynną znajduje się krótkie, ale niezwykle wąskie przejście nad przepaścią, ubezpieczone dwoma klamrami.
Kolejna rynna jest krótsza od pierwszej, a w najtrudniejszym miejscu pomocą służą klamry. Potem wędrujemy dłuższą chwilę łatwą ścieżką po kamieniach, w końcu osiągamy Kazalnicę, z której rozpościera się wspaniała panorama. Rysy wreszcie w pełni okazałości,
a także Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i Wysoka.
Następnie szlak biegnie przez moment granią w stronę Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, a nieco później odbija w prawo. Idziemy obecnie tzw. "Galeryjką". Ta wąska ścieżka prowadzi przez nadzwyczajnie przepaściste i urwiste tereny.
Przemieszczamy się trawersem, czeka na nas krótka wspinaczka. W pewnym momencie wychodzimy przed zakręt w lewo, po prawej stronie i tuż za nim przepaść!
Jeszcze raz podciągamy się i wychodzimy z niej skręcając od razu na lewo. Nie ma szans jednakże, aby umysł dobrze wypoczął, gdyż za wspomnianą rynną perć zawęża się do niemożliwych rozmiarów. Nagle robi się jeszcze ciaśniej! W końcu dreptamy tuż przy ogromnej przepaści.
Przed dwunastą docieramy na Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. Przełęcz leżąca na wysokości 2307 metrów, jest rozległym siodłem pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem Czarnym oraz Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim. Panorama z przełęczy obejmuje między innymi Lodowy Szczyt, Hawrań, Jagnięcy Szczyt,
Kozi Wierch, Wołoszyn i przed wszystkim Dolinę Rybiego Potoku z Morskim Okiem.
Po południowej stronie szczególnie ciekawie prezentuje się Grań Baszt, Wielki Staw Hińczowy
oraz Koprowy Wierch.
Chyba mało mi atrakcji na dziś, więc postanawiam się wdrapać na Mięguszowiecki Pośredni.
Już na samym początku czeka mnie wspinaczka. Czym dalej, tym trudniej. W pewnym momencie stoję przed głazem na który trzeba się wspiąć, a potem minąć kolejny głaz zawieszony nad przepaścią.
Lekki strach był, co by było jakbym zleciał, ale lubię taką adrenalinę. Parę zdjęć i schodzę pokonując przepaść i wysoki głaz i dochodzę do Wioli. Pytam się, czy chce spróbować. Pomagając jej dochodzimy do głazu, gdzie trzeba się wspiąć. Wiola rezygnuje. Odpoczywa, ja korzystając z okazji, wchodzę po raz drugi, już bardziej pewniej.
Schodzimy bezpiecznie na przełęcz. Ludzi coraz mniej, jeszcze chwila relaksu. Przed piętnastą schodzimy robiąc pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w powrotną drogę.
Pomijając Orlą Perć, szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za najtrudniejszy w polskich Tatrach. Wiele wspinaczkowych fragmentów, nieliczne zabezpieczenia, tylko parę klamr, brak łańcuchów. Niezwykle duża ekspozycja. Na Kazalnicy widzimy krążący helikopter w okolicy Rysów.
Jak się okazało TOPR miał jeden z najbardziej pracowitych dni w tym roku. My bezpiecznie schodzimy nad Morskie Oko, Po dwudziestej docieramy na parking.
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Prielom 2288 m
Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0
Kolejny
i chyba ostatni dzień podbojów.
Dziś wstajemy dość późno, ale szybko się zbieramy i ruszamy.
Dojeżdżamy do Starego Smokovca. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy na elektrické železnice, którą dojeżdżamy po dziewiątej na Tatranská Polianka. Tu znajduje się początek dzisiejszej wycieczki. Ta trasa jest dobrze mi znana, gdyż parę lat temu pokonywałem ją rowerem. Teraz przyszło mi pokonać ją pieszo.
Ruszamy więc zielonym szlakiem w stronę Doliny Wielickiej. Szlak w paru miejscach przecina asfaltową drogę prowadzącą do Śląskiego Domu, która w końcu przed jedenastą doprowadza nas nad Wielicki Staw. Nad stawem znajduje się wspomniany Śląski Dom (Sliezky Dom) - na wysokości 1665 m n.p.m. Nie którzy myślą, że to schronisko, lecz niestety, to duży hotel.
Schronisko nad Wielickim Stawem nie miało szczęścia. Pierwszy mały kamienny budynek postawił na wschodnim brzegu już w 1871 roku taternik i zarządca Starego Smokowaca - Eduard Blásy. Fundusze pozyskano na drodze składki przeprowadzonej wśród gości i przedsiębiorców tej miejscowości. Jednak już po trzech latach schronisko zostało zniszczone przez lawinę.
W latach 1876-78 na Wyżnej Wielickiej Polanie (Mokrej Polanie) nowe schronisko powstało za sprawą Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego (MKE). Miało kamienne fundamenty i drewnianą konstrukcję, kuchnię, świetlicę, magazyn, noclegownię, werandę i ogrzewanie w postaci pieców. Jego fundamenty, pozostałe po pożarze, który zniszczył budynek w 1913 roku, można do dziś zobaczyć idąc Magistralą na Hrebienok. Schronisko to nazywane było Hunfalvyho chata - na cześć pochodzącego z Wielkiego Sławkowa węgierskiego geografa, Jana Hunfalvy'ego (1820-1888).
W związku ze wzrostem ruchu turystycznego Schronisko Hunfalvy'ego nie mogło pomieścić wszystkich chętnych i wrocławska sekcja MKE już w latach 1894-95 wybudowała w obecnym miejscu nowy obiekt (stąd nazwa Śląski Dom). Inwestorem był także Pavol Weszter, właściciel Tatrzańskiej Polanki. Budynek miał osiem pomieszczeń, a w latach 1907, 1942, 1958 dodano mu nowe części, tak że mogło pomieścić ponad 100 osób. Piękne, utrzymane w stylu alpejskim schronisko o stromo opadającym dachu z mansardami spłonęło w w nocy z 29 na 30 listopada 1962 roku. Przez kolejne lata turystów obsługiwał jedynie prowizoryczny bufet. Obecny budynek wzniesiono w latach 1965-68. Niestety hotel często był zamknięty, gdyż właściciel nie miał pieniędzy na jego prowadzenie. Od 2001 roku obecny właściciel (SDG) przebudował hotel na potrzeby niepełnosprawnych i rozwija zaplecze gastronomiczne. W 2008 stworzono centrum odnowy biologicznej wraz z sauną, jacuzzi i masażami.
Właściwie ze schroniskiem górskim w starym stylu ma to już niewiele wspólnego.
Jesteśmy w Dolinie Wielickiej (Velicka dolina) – jednej z najmniejszych dolin walnych w całych Tatrach, u stóp Gerlacha (2655 m) – najwyższego masywu tatrzańskiego. Robimy tu dłuższą przerwę. Po dwunastej ruszamy dalej, Idziemy zielonym szlakiem, wzdłuż brzegu Wielickiego Stawu (Velické pleso, 1663 m) w stronę skalnego progu odgradzającego wyższe piętro Doliny Wielickiej. Szlak pnie się do góry. Przechodzimy pod przewieszoną mokrą ścianą, z której nawet podczas suchego lata kapie woda. Jest to Granatnica – albo Mokra Wanta, po słowacku Vécny dážď. Ponad progiem, z którego spada największy wodospad Doliny Wielickiej (Velický vodopád), znajduje się płaski taras z bujną roślinnością nazywany Wielickim Ogrodem (Kvetníca, 1820- 1840 m) Szlak podchodzi na drugą, nieco mniejsza, łąkę – zwaną Wyżnim Ogrodem Wielickiem (Vyšná Kvetnica, 1890 m), a następnie wznosi się na górne piętro Doliny Wielickiej, ograniczone masywem Suchej Kopy (Gulʹatý kopec, 2125 m) W piarżystej kotlinie, pomiędzy Suchą Kopą a Gerlachem, leży Długi Staw (Dlhé pleso, 1945 m). Jego powierzchnię zmniejszają kamienie, które spadają Żlebem Karczmarza, tworząc ogromne stożki. Żleb Karczmarza (Krčmárov žlʼab) opada z Lawiniastej Przełączki (Lavínová lávka, 2545 m) i jest najdłuższym żlebem w Tatrach – ma około 800 m długości i średnie nachylenie ok. 45⁰. Właśnie tym żlebem Janusz Chmielowski z towarzyszami dokonał pierwszego zimowe wejścia na Gerlach.
Było to w styczniu 1905 roku. (www.tatryinietylko.pl).
Długi Staw zostaje w tyle.
Szlak staje się stosunkowo stromy, wiodąc wśród rumowisk oraz dużych bloków skalnych.
Ostatni odcinek szlaku, prowadzi wąską ścieżką nad obrywami skalnymi, ubezpieczony jest łańcuchami.
Przed piętnastą zdobywamy Polski Grzebień 2200 m n.p.m. (Pol'sky Hrebeń).
Jest to szeroka przełęcz w grani głównej Tatr Wysokich, pomiędzy dolinami Białej Wody (Bielovodská dolina), dokładniej jej odgałęzieniem Doliną Świstową (Svišťová dolina), i Wielicką (Velická dolina). To szerokie i dość głębokie przejście było znane i używane od dawna przez myśliwych. Pierwszymi znanymi turystami na Polskim Grzebieniu byli Mück, Wilhelm Roxer, Stolzenberg, Titus Szentiványi i Wadovszky 7 sierpnia 1840 r. Pierwsze przejście zimowe: Theodor Wundt, Jakob Horvay,
17 kwietnia 1884 r. W XVIII wieku używano nazwy Grzebień w odniesieniu do długiego odcinka grani, później dodano przymiotnik Polski. W połowie XIX wieku została zawężona do przełęczy.
Na przełęczy natrafimy na choinkę szlaków. Na niej znajdziemy drogowskaz z zaczynającym się w tym miejscu żółtym szlakiem, wiodącym na Małą Wysoką.
Małą Wysoką mieliśmy w planie, lecz z powodu później już godziny rezygnujemy. Przed nami jeszcze sporo drogi.
Parę zdjęć na tle wielkiego masywu Gerlacha i otaczających nas dolinek.
Zdjęcia zrobione więc ruszamy dalej w drogę. Przed szesnastą schodzimy zielonym szlakiem z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Litworowej.
Nie docieramy jednak do jej dna, tylko do roztaju szlaków - Zamrznutý kotol pod Poľským hrebeňom 2089 m. gdzie nasz dotychczasowy, zielony szlak, kończy się.
W lewo, w dół, odchodzi droga do doliny Białej Wody - niebieski szlak. W prawo, również niebieski, wiedzie na Rohatkę i to tam się kierujemy. Trasa prowadzi wśród głazów i piargów.
Trawersujemy zbocza Malej Wysokiej. Jest coraz stromiej, kamienie usuwają się spod nóg. W końcu dochodzimy do bardzo stromego żlebu, który zabezpieczony jest łańcuchami i klamrami.
Jeszcze chwila spinaczki i … Prawie o siedemnastej zdobywamy Rohatke (Prielom 2288m).
Jest to przełęcz w głównej grani Tatr pomiędzy Małą Wysoką (Východná Vysoká) i Dziką Turnią (Divá veža), dokładniej Turnią nad Rohatką.
Ta wąska i głęboka przełęcz była używana już w XIX wieku. Istniejący, znakowany szlak turystyczny został wytyczony w 1912. Rohatka jest najwygodniejszym przejściem łączącym Dolinę Staroleśną z Doliną Białej Wody. Witold Henryk Paryski nazwał ją jednym z najważniejszych przejść przez główną grań Tatr. Węgierska nazwa przełęczy oznacza karb, wrąb – podobnie jak nazwy słowacka i niemiecka. Polska forma miała powstać na wzór węgierskiej wskutek nieporozumienia. Według Józefa Nyki wywodzenie nazwy z formy węgierskiej jest błędne. Na przełomie XIX i XX wieku łączono też nazwę przełęczy ze słowem rogatka, co miało sugerować położenie na granicy.
Na przełęczy nie ma żywej duszy. Nikt nie wchodzi, nikt nie schodzi. Jesteśmy sami. Można się rozkoszować ciszą i widokami, podziwiając z jednej strony dolinę Litworową z dużym Zmarzłym Stawem i wspaniałymi ścianami skalnymi ograniczającymi Dolinę Białej Wody.
Z drugiej – Staroleśną, jej rozlicznymi zbójnickimi stawami, oraz wspaniały szereg szczytów: Jaworowy, Lodowy, Łomnica, Pośrednia Grań.
Chciałem tu już zostać i posiedzieć godzinę lub dwie, a nawet trzy, ale trzeba było schodzić, gdyż słońce coraz mniej oświetlało okoliczne szczyty. Droga w dół początkowo jest dość stroma, a na wijącej się zakosami ścieżce leży sporo ruchomych kamieni i wystających prętów. Wkrótce jednak szlak robi się wygodny i przyjemny, mniej skośny. Idziemy dnem Dolinki pod Rohatką, pośród ogromnych głazów. Po drodze spotykamy kamziki.
Po dziewiętnastej docieramy do Zbójnickiej Chaty. Chwile zostajemy, podziwiając czerwono kolorowe niebo nad doliną.
Trzeba iść. Schodzimy już prawie po ciemku Dolinią Staroleśną (Veľká Studená dolina). Tępo mamy dość szybkie, nie wiem czy z powodu późnej pory, czy dlatego, że nie chcemy napotkać jakiegoś zwierzątka.
W oddali wspaniały nocny widok na miasto Poprad. Można by patrzyć przez całą noc.
W końcu nasz niebieski szlak się kończy i krzyżuje się z czerwonym z Magistralą Tatrzańską . Zostało dojść tylko na Hrenienok. Po dwudziestej trzeciej docieramy na parking w Starym Smokowcu.
W następnym dniu myśleliśmy o wyprawie nad Krywań, ale ja już byłem naprawdę wykończony. Cały tydzień, dzień w dzień przepiękne wędrówki, magia Tatr.
Może faktycznie można było spróbować wybrać się na Krywań?
Ale trudno, czasu już nie cofnę. Po dziesiątej zbieramy się i jedziemy na Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso).
Jest to miejscowość u podnóża Tatr Wysokich. Położone na południowym brzegu jeziora o tej samej nazwie. Jezioro otoczone jest lasem świerkowym, zniszczonym jednak bardzo przez huraganowy wiatr w 2004. Znajduje się tu ośrodek turystyczny i sportów zimowych. Osada jest położona na wysokości 1315-1385 m n.p.m. W miejscowości znajdują się dwie skocznie narciarskie: duża skocznia narciarska – nieczynna K120 oraz normalna K90, na których w 1970 roku rozgrywano Mistrzostwa Świata w Skokach Narciarskich.
Niestety, jak wszystko co dobre, tak i nasze podróże kiedyś muszą się skończyć. Na następny dzień wracamy do domu, robiąc po drodze moje standardowe słowackie zakupy.
Przebyłem ponad sto dziesięć kilometrów szlaków górskich w Tatrach Wysokich. Udało mi się zrobić coś niesamowitego, mam nadzieje, że kolejny urlop będzie również udany, może w innych górach… Ale do Tatr zawsze będę wracał.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku…
Dziś wstajemy dość późno, ale szybko się zbieramy i ruszamy.
Dojeżdżamy do Starego Smokovca. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy na elektrické železnice, którą dojeżdżamy po dziewiątej na Tatranská Polianka. Tu znajduje się początek dzisiejszej wycieczki. Ta trasa jest dobrze mi znana, gdyż parę lat temu pokonywałem ją rowerem. Teraz przyszło mi pokonać ją pieszo.
Ruszamy więc zielonym szlakiem w stronę Doliny Wielickiej. Szlak w paru miejscach przecina asfaltową drogę prowadzącą do Śląskiego Domu, która w końcu przed jedenastą doprowadza nas nad Wielicki Staw. Nad stawem znajduje się wspomniany Śląski Dom (Sliezky Dom) - na wysokości 1665 m n.p.m. Nie którzy myślą, że to schronisko, lecz niestety, to duży hotel.
Schronisko nad Wielickim Stawem nie miało szczęścia. Pierwszy mały kamienny budynek postawił na wschodnim brzegu już w 1871 roku taternik i zarządca Starego Smokowaca - Eduard Blásy. Fundusze pozyskano na drodze składki przeprowadzonej wśród gości i przedsiębiorców tej miejscowości. Jednak już po trzech latach schronisko zostało zniszczone przez lawinę.
W latach 1876-78 na Wyżnej Wielickiej Polanie (Mokrej Polanie) nowe schronisko powstało za sprawą Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego (MKE). Miało kamienne fundamenty i drewnianą konstrukcję, kuchnię, świetlicę, magazyn, noclegownię, werandę i ogrzewanie w postaci pieców. Jego fundamenty, pozostałe po pożarze, który zniszczył budynek w 1913 roku, można do dziś zobaczyć idąc Magistralą na Hrebienok. Schronisko to nazywane było Hunfalvyho chata - na cześć pochodzącego z Wielkiego Sławkowa węgierskiego geografa, Jana Hunfalvy'ego (1820-1888).
W związku ze wzrostem ruchu turystycznego Schronisko Hunfalvy'ego nie mogło pomieścić wszystkich chętnych i wrocławska sekcja MKE już w latach 1894-95 wybudowała w obecnym miejscu nowy obiekt (stąd nazwa Śląski Dom). Inwestorem był także Pavol Weszter, właściciel Tatrzańskiej Polanki. Budynek miał osiem pomieszczeń, a w latach 1907, 1942, 1958 dodano mu nowe części, tak że mogło pomieścić ponad 100 osób. Piękne, utrzymane w stylu alpejskim schronisko o stromo opadającym dachu z mansardami spłonęło w w nocy z 29 na 30 listopada 1962 roku. Przez kolejne lata turystów obsługiwał jedynie prowizoryczny bufet. Obecny budynek wzniesiono w latach 1965-68. Niestety hotel często był zamknięty, gdyż właściciel nie miał pieniędzy na jego prowadzenie. Od 2001 roku obecny właściciel (SDG) przebudował hotel na potrzeby niepełnosprawnych i rozwija zaplecze gastronomiczne. W 2008 stworzono centrum odnowy biologicznej wraz z sauną, jacuzzi i masażami.
Właściwie ze schroniskiem górskim w starym stylu ma to już niewiele wspólnego.
Jesteśmy w Dolinie Wielickiej (Velicka dolina) – jednej z najmniejszych dolin walnych w całych Tatrach, u stóp Gerlacha (2655 m) – najwyższego masywu tatrzańskiego. Robimy tu dłuższą przerwę. Po dwunastej ruszamy dalej, Idziemy zielonym szlakiem, wzdłuż brzegu Wielickiego Stawu (Velické pleso, 1663 m) w stronę skalnego progu odgradzającego wyższe piętro Doliny Wielickiej. Szlak pnie się do góry. Przechodzimy pod przewieszoną mokrą ścianą, z której nawet podczas suchego lata kapie woda. Jest to Granatnica – albo Mokra Wanta, po słowacku Vécny dážď. Ponad progiem, z którego spada największy wodospad Doliny Wielickiej (Velický vodopád), znajduje się płaski taras z bujną roślinnością nazywany Wielickim Ogrodem (Kvetníca, 1820- 1840 m) Szlak podchodzi na drugą, nieco mniejsza, łąkę – zwaną Wyżnim Ogrodem Wielickiem (Vyšná Kvetnica, 1890 m), a następnie wznosi się na górne piętro Doliny Wielickiej, ograniczone masywem Suchej Kopy (Gulʹatý kopec, 2125 m) W piarżystej kotlinie, pomiędzy Suchą Kopą a Gerlachem, leży Długi Staw (Dlhé pleso, 1945 m). Jego powierzchnię zmniejszają kamienie, które spadają Żlebem Karczmarza, tworząc ogromne stożki. Żleb Karczmarza (Krčmárov žlʼab) opada z Lawiniastej Przełączki (Lavínová lávka, 2545 m) i jest najdłuższym żlebem w Tatrach – ma około 800 m długości i średnie nachylenie ok. 45⁰. Właśnie tym żlebem Janusz Chmielowski z towarzyszami dokonał pierwszego zimowe wejścia na Gerlach.
Było to w styczniu 1905 roku. (www.tatryinietylko.pl).
Długi Staw zostaje w tyle.
Szlak staje się stosunkowo stromy, wiodąc wśród rumowisk oraz dużych bloków skalnych.
Ostatni odcinek szlaku, prowadzi wąską ścieżką nad obrywami skalnymi, ubezpieczony jest łańcuchami.
Przed piętnastą zdobywamy Polski Grzebień 2200 m n.p.m. (Pol'sky Hrebeń).
Jest to szeroka przełęcz w grani głównej Tatr Wysokich, pomiędzy dolinami Białej Wody (Bielovodská dolina), dokładniej jej odgałęzieniem Doliną Świstową (Svišťová dolina), i Wielicką (Velická dolina). To szerokie i dość głębokie przejście było znane i używane od dawna przez myśliwych. Pierwszymi znanymi turystami na Polskim Grzebieniu byli Mück, Wilhelm Roxer, Stolzenberg, Titus Szentiványi i Wadovszky 7 sierpnia 1840 r. Pierwsze przejście zimowe: Theodor Wundt, Jakob Horvay,
17 kwietnia 1884 r. W XVIII wieku używano nazwy Grzebień w odniesieniu do długiego odcinka grani, później dodano przymiotnik Polski. W połowie XIX wieku została zawężona do przełęczy.
Na przełęczy natrafimy na choinkę szlaków. Na niej znajdziemy drogowskaz z zaczynającym się w tym miejscu żółtym szlakiem, wiodącym na Małą Wysoką.
Małą Wysoką mieliśmy w planie, lecz z powodu później już godziny rezygnujemy. Przed nami jeszcze sporo drogi.
Parę zdjęć na tle wielkiego masywu Gerlacha i otaczających nas dolinek.
Zdjęcia zrobione więc ruszamy dalej w drogę. Przed szesnastą schodzimy zielonym szlakiem z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Litworowej.
Nie docieramy jednak do jej dna, tylko do roztaju szlaków - Zamrznutý kotol pod Poľským hrebeňom 2089 m. gdzie nasz dotychczasowy, zielony szlak, kończy się.
W lewo, w dół, odchodzi droga do doliny Białej Wody - niebieski szlak. W prawo, również niebieski, wiedzie na Rohatkę i to tam się kierujemy. Trasa prowadzi wśród głazów i piargów.
Trawersujemy zbocza Malej Wysokiej. Jest coraz stromiej, kamienie usuwają się spod nóg. W końcu dochodzimy do bardzo stromego żlebu, który zabezpieczony jest łańcuchami i klamrami.
Jeszcze chwila spinaczki i … Prawie o siedemnastej zdobywamy Rohatke (Prielom 2288m).
Jest to przełęcz w głównej grani Tatr pomiędzy Małą Wysoką (Východná Vysoká) i Dziką Turnią (Divá veža), dokładniej Turnią nad Rohatką.
Ta wąska i głęboka przełęcz była używana już w XIX wieku. Istniejący, znakowany szlak turystyczny został wytyczony w 1912. Rohatka jest najwygodniejszym przejściem łączącym Dolinę Staroleśną z Doliną Białej Wody. Witold Henryk Paryski nazwał ją jednym z najważniejszych przejść przez główną grań Tatr. Węgierska nazwa przełęczy oznacza karb, wrąb – podobnie jak nazwy słowacka i niemiecka. Polska forma miała powstać na wzór węgierskiej wskutek nieporozumienia. Według Józefa Nyki wywodzenie nazwy z formy węgierskiej jest błędne. Na przełomie XIX i XX wieku łączono też nazwę przełęczy ze słowem rogatka, co miało sugerować położenie na granicy.
Na przełęczy nie ma żywej duszy. Nikt nie wchodzi, nikt nie schodzi. Jesteśmy sami. Można się rozkoszować ciszą i widokami, podziwiając z jednej strony dolinę Litworową z dużym Zmarzłym Stawem i wspaniałymi ścianami skalnymi ograniczającymi Dolinę Białej Wody.
Z drugiej – Staroleśną, jej rozlicznymi zbójnickimi stawami, oraz wspaniały szereg szczytów: Jaworowy, Lodowy, Łomnica, Pośrednia Grań.
Chciałem tu już zostać i posiedzieć godzinę lub dwie, a nawet trzy, ale trzeba było schodzić, gdyż słońce coraz mniej oświetlało okoliczne szczyty. Droga w dół początkowo jest dość stroma, a na wijącej się zakosami ścieżce leży sporo ruchomych kamieni i wystających prętów. Wkrótce jednak szlak robi się wygodny i przyjemny, mniej skośny. Idziemy dnem Dolinki pod Rohatką, pośród ogromnych głazów. Po drodze spotykamy kamziki.
Po dziewiętnastej docieramy do Zbójnickiej Chaty. Chwile zostajemy, podziwiając czerwono kolorowe niebo nad doliną.
Trzeba iść. Schodzimy już prawie po ciemku Dolinią Staroleśną (Veľká Studená dolina). Tępo mamy dość szybkie, nie wiem czy z powodu późnej pory, czy dlatego, że nie chcemy napotkać jakiegoś zwierzątka.
W oddali wspaniały nocny widok na miasto Poprad. Można by patrzyć przez całą noc.
W końcu nasz niebieski szlak się kończy i krzyżuje się z czerwonym z Magistralą Tatrzańską . Zostało dojść tylko na Hrenienok. Po dwudziestej trzeciej docieramy na parking w Starym Smokowcu.
W następnym dniu myśleliśmy o wyprawie nad Krywań, ale ja już byłem naprawdę wykończony. Cały tydzień, dzień w dzień przepiękne wędrówki, magia Tatr.
Może faktycznie można było spróbować wybrać się na Krywań?
Ale trudno, czasu już nie cofnę. Po dziesiątej zbieramy się i jedziemy na Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso).
Jest to miejscowość u podnóża Tatr Wysokich. Położone na południowym brzegu jeziora o tej samej nazwie. Jezioro otoczone jest lasem świerkowym, zniszczonym jednak bardzo przez huraganowy wiatr w 2004. Znajduje się tu ośrodek turystyczny i sportów zimowych. Osada jest położona na wysokości 1315-1385 m n.p.m. W miejscowości znajdują się dwie skocznie narciarskie: duża skocznia narciarska – nieczynna K120 oraz normalna K90, na których w 1970 roku rozgrywano Mistrzostwa Świata w Skokach Narciarskich.
Niestety, jak wszystko co dobre, tak i nasze podróże kiedyś muszą się skończyć. Na następny dzień wracamy do domu, robiąc po drodze moje standardowe słowackie zakupy.
Przebyłem ponad sto dziesięć kilometrów szlaków górskich w Tatrach Wysokich. Udało mi się zrobić coś niesamowitego, mam nadzieje, że kolejny urlop będzie również udany, może w innych górach… Ale do Tatr zawsze będę wracał.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku…
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry Priečne sedlo 2352 m n.p.m.
Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 01.09.2016 | Komentarze 0
Dziś budzimy się z lekkim dreszczykiem niepewności. Co nas dziś czeka?Początek
naszej wyprawy zaczynamy w Starym Smokowcu, gdzie zostawiamy auto i kierujemy
się na dobrze znamy nam Hrebienok. Droga zajęła nam pół godziny, jest trochę po
szóstej, pora więc na śniadanko z gorącą herbatką. Chwilę później ruszamy w
dalsza drogę. Kierujemy się oznakowaną na czerwoną Magistralą Tatrzańską. Przed
ósma docieramy do schroniska Zamkovského chata, gdzie -nie spiesząc się- robimy kolejna przerwę .Gdy ruszamy dalej wchodzimy
w Dolinę Zimnej Wody na zielony szlak. Początkowo idziemy lasem, a następnie
pośród kosodrzewiny. Droga jest łatwa. Po jakimś czasie ukazuje się nam skalny
wysoki próg na 300 metrów, nawet już widać schronisko i to, co nas czeka.
Coraz mniej trawy, coraz więcej kamieni., robi się bardziej stromo. Szlak skręca w lewo i wchodzi w ścianę progu. Dochodzimy do niedużej siklawy. Ścieżka pnie się mozolnie, zakosami po płytach i usypiskach skalnych.
Widoczne ze drogi schronisko wydaje się być już niedaleko, widzimy je pozornie tuż przed nami,
jednak skręcamy w następny zakos, i idziemy, idziemy, idziemy, a po dziesięciu minutach widzimy, że jest ono tak samo daleko, jak przedtem.
Kiedy wychodzimy z ostatniego zakosu trudno uwierzyć, że to już. Po dziewiątej docieramy do schroniska Téry'ego.
Téryho Chata (2015 m).
Położone na wysokości 2015 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody, wśród Pięciu Stawów Spiskich. Schronisko popularnie zwane „Terinka” jest najwyżej położonym tatrzańskim schroniskiem czynnym przez cały rok. Dolina otoczona jest przez Łomnicę, Lodowy i Pośrednią Grań. Ödön Téry (1856-1917) był założycielem i działaczem Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego, które wzniosło schronisko w latach 1898-99. Budowa wymagała wielkiego nakładu sił i środków - kamienny materiał budowlany (ponad 50 tys. ton) wnoszono na plecach, braki finansowe na szczęście wyrównał swą darowizną projektant Gedeon Majunke. W późniejszych latach schronisko kilkakrotnie rozbudowywano i modernizowano. W telefon i centralne ogrzewanie zostało wyposażone już w 1936 roku, obecnie zaś dysponuje najwyżej na Słowacji położoną elektrownią wodną.
Pomysł nadania schronisku imienia pierwszego zdobywcy szczytów Pośredniej Grani i Durnego został wysunięty i jednogłośnie przyjęty podczas ceremonii otwarcia w dniu 21 września 1899. To schronisko, tak jak i Chata Zbójnicka i Chata pod Rysami, zaopatrywane jest przez nosiczów, wnoszących wszelkie potrzebne rzeczy na plecach.
Od schroniska szlak zielony i żółty wiedzie pomiędzy stawami.
Na lewo od ścieżki leży Niżni Staw Spiski, na prawo najpierw Pośredni, potem Wielki.
Ścieżka pnie się w górę zakosami pośród kamieni na ramię Kopy Lodowej (Malý Ľadový štít). Po jej przekroczeniu (widać stąd malutki Wyżni Staw Spiski - położony za Wielkim Stawem) schodzimy w dziką i pustą Dolinkę Lodową (Dolinka pod Sedielkom). Na jej dnie znajduje się rozejście szlaków. Zielony odchodzi w prawo na Lodową Przełęcz, a w lewo prowadzi żółty na Czerwoną Ławkę.
I właśnie ten szlak wybieramy.
Przez chwilę podchodzimy zakosami po piargu, po czym zaczyna się podejście niemal pionową ścianą skalną, bardzo eksponowaną i ubezpieczoną długimi łańcuchami i klamrami. Zaczyna mi się to podobać, Wioli chyba mniej, było widać po niej lekkie przerażenie. Po ponad półgodzinnym wspinaniu się po łańcuchach docieramy na przełęcz. Wiola nie potrzebnie się bala, bo doskonale dała radę. Strach ma wielkie oczy.
Moim skromnym zdaniem… na zdjęciach wyglądało to bardziej dramatycznie niż w rzeczywistości.
Nawet czasem użycie łańcuchów nie było potrzebne, ale nie powiem na początku też miałem lekkie obawy. A podobno to najtrudniejszy szlak na Słowacji.
Przed pierwszą osiągamy przełęcz. Jest udało się! Jesteśmy na Czerwonej Ławce. Ale chwila, moment! Gdzie ta Czerwona Ławka?
Nie ma gdzie usiąść.
Czerwona Ławka czyli Priečne sedlo. Przełęcz utworzona jest przez dwa głębokie wcięcia (2352 m n.p.m.) pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą groźnie zwieszającą się nad przełęczą.
Wschodnie zbocza spod przełęczy opadają do Dolinki Lodowej (górne odgałęzienie Doliny Małej Zimnej Wody), zbocza zachodnie do Strzeleckiej Kotliny w górnym piętrze Doliny Staroleśnej. Szlak przez Czerwoną Ławkę zbudowano w latach w latach 1935–37. Przełęcz nazwana została w 1956 roku przez Jana Alfreda Szczepańskiego „słowackim Zawratem”. Przez wiele lat szlak ten był jednokierunkowy, w 2013 roku zamontowano dodatkowe łańcuchy i klamry umożliwiające bezpieczne przejście w obu kierunkach. Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy, nazwa słowacka to „poprzeczna przełęcz”. Z przejścia prowadzi nieoznakowana droga na Mały Lodowy Szczyt, na który postanawiam się wdrapać.
Kiedyś były plany by zrobić tu Via ferrate, ale niestety to tylko plany. Prawie osiągam Mały Lodowy. Dlaczego prawie? Jest tu dużo luźnych kamieni, które mógłbym przypadkiem zrzucić na przełęcz. Postanawiam wracać do Wioli, która czeka na przełęczy. Innym razem też będzie okazja.
Po przeżyciach na przełęczy zejście w dół, do Doliny Staroleśnej, nie sprawia nam dużych trudności. Schodzimy po stromej, kamienistej ścieżce, po półkach i piarżyskach. Dookoła dzikie, kamieniste krajobrazy i usypiska głazów, pokrytych porostami.
Szlak mija Siwe Stawy (Sivé plesá, 2013m). a następnie przewija się po usypiskach na zboczu Jaworowego Szczytu. Traci na stromości, ale nadal prowadzi po głazach.
Po jakimś czasie osiągamy Starolesnianske Pleso (Wyżni Staw Staroleśny).
Ścieżka coraz łatwiejsza mija Sesterské Pleso (Niżni Staw Staroleśny)
i przed szesnastą docieramy do schroniska Zbojnícka Chata (1960m).
Zanim Chata otrzymała obecną nazwę, określana była "Trupiarnią", ze względu na drastycznie ascetyczne warunki w niej panujące. Było to w czasach po pierwszej wojnie światowej, kiedy udostępniono turystom wybudowany w roku 1907 budynek straży myśliwskiej. Obecna nazwa powstała na przełomie 1932 i 1933 roku, kiedy pierwszy raz schronisko czynne było zimą, a motywacją był fakt, iż zewnętrzne warunki pogodowe nazbyt wyraźnie odczuwalne były wewnątrz. Warunki zakwaterowania polepszały się stopniowo, w drodze ulepszeń w latach między i powojennych w latach 1983-86 przebudowano Chatę i w nadanej jej wówczas postaci działała aż do pożaru, który strawił schronisko w nocy z 14 na 15 czerwca 1998. Pod konie 1999 roku Schronisko zostało pięknie odbudowane. Wnętrze wykończone jest jasnym drewnem, w przestronnej sali jadalnej znajduje się kamienny kominek, a na ścianach wiszą artystyczne zdjęcia kozic autorstwa Juraja Kniazka oraz ozdoby ze splątanych korzeni kosodrzewiny. Tak jak wcześniej wspominałem Zbójnicka Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów .
Postanawiamy uczcić nasz dzisiejszy trud przepyszna zupką zwaną Cesnaková polievką. Robimy długi odpoczynek, a pogoda dosłownie nas rozpieszcza. W oddali słychać odgłos śmigła, coś się musiało stać i to dość blisko,
jak się potem okazało dwóch taterników poprosiło o pomoc.
Po siedemnastej pora schodzić.
Schodzimy Doliną Staroleśną. Szlak ułożony z kamieni mija najpierw Długi Staw, potem malutki Warzęchowy Staw (Vareškové Pleso, 1832m). W tym miejscu ścieżka wiedzie skalną półką, ubezpieczoną łańcuchem, choć raczej pro forma, gdyż ekspozycja jest tam symboliczna. Za zakrętem będziemy schodzić dość stromo po dobrze utrzymanych kamiennych stopniach, aż do potoku, który przekraczamy po mostku, po czym następuje ostatni krótki, nieco eksponowany fragment ścieżki z zabezpieczeniami. Schodzimy wygodną ścieżką wśród kosodrzewiny. Na dnie doliny, pomiędzy zielenią leżą imponujące głazy, czasem wielkością dorównujące małemu domowi Następny mostek na potoku wyznacza nam dokładną połowę odcinka Zbójnicka Chata-Hrebienok. Kosówka coraz wyższa, pojawiają się limby i jarzębiny, wkrótce wchodzimy w las.
Lekko pochylonym w dół szlakiem dochodzimy do Staroleśnej Polany. Nasz niebieski szlak krzyżuje się z czerwonym - Magistralą Tatrzańską. W lewo prowadzi ona do Chaty Zamkowskiego, w my skręcamy w prawo na Hrebenok.
A potem już kierunek parking.
Dzień 7
Coraz mniej trawy, coraz więcej kamieni., robi się bardziej stromo. Szlak skręca w lewo i wchodzi w ścianę progu. Dochodzimy do niedużej siklawy. Ścieżka pnie się mozolnie, zakosami po płytach i usypiskach skalnych.
Widoczne ze drogi schronisko wydaje się być już niedaleko, widzimy je pozornie tuż przed nami,
jednak skręcamy w następny zakos, i idziemy, idziemy, idziemy, a po dziesięciu minutach widzimy, że jest ono tak samo daleko, jak przedtem.
Kiedy wychodzimy z ostatniego zakosu trudno uwierzyć, że to już. Po dziewiątej docieramy do schroniska Téry'ego.
Téryho Chata (2015 m).
Położone na wysokości 2015 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody, wśród Pięciu Stawów Spiskich. Schronisko popularnie zwane „Terinka” jest najwyżej położonym tatrzańskim schroniskiem czynnym przez cały rok. Dolina otoczona jest przez Łomnicę, Lodowy i Pośrednią Grań. Ödön Téry (1856-1917) był założycielem i działaczem Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego, które wzniosło schronisko w latach 1898-99. Budowa wymagała wielkiego nakładu sił i środków - kamienny materiał budowlany (ponad 50 tys. ton) wnoszono na plecach, braki finansowe na szczęście wyrównał swą darowizną projektant Gedeon Majunke. W późniejszych latach schronisko kilkakrotnie rozbudowywano i modernizowano. W telefon i centralne ogrzewanie zostało wyposażone już w 1936 roku, obecnie zaś dysponuje najwyżej na Słowacji położoną elektrownią wodną.
Pomysł nadania schronisku imienia pierwszego zdobywcy szczytów Pośredniej Grani i Durnego został wysunięty i jednogłośnie przyjęty podczas ceremonii otwarcia w dniu 21 września 1899. To schronisko, tak jak i Chata Zbójnicka i Chata pod Rysami, zaopatrywane jest przez nosiczów, wnoszących wszelkie potrzebne rzeczy na plecach.
Od schroniska szlak zielony i żółty wiedzie pomiędzy stawami.
Na lewo od ścieżki leży Niżni Staw Spiski, na prawo najpierw Pośredni, potem Wielki.
Ścieżka pnie się w górę zakosami pośród kamieni na ramię Kopy Lodowej (Malý Ľadový štít). Po jej przekroczeniu (widać stąd malutki Wyżni Staw Spiski - położony za Wielkim Stawem) schodzimy w dziką i pustą Dolinkę Lodową (Dolinka pod Sedielkom). Na jej dnie znajduje się rozejście szlaków. Zielony odchodzi w prawo na Lodową Przełęcz, a w lewo prowadzi żółty na Czerwoną Ławkę.
I właśnie ten szlak wybieramy.
Przez chwilę podchodzimy zakosami po piargu, po czym zaczyna się podejście niemal pionową ścianą skalną, bardzo eksponowaną i ubezpieczoną długimi łańcuchami i klamrami. Zaczyna mi się to podobać, Wioli chyba mniej, było widać po niej lekkie przerażenie. Po ponad półgodzinnym wspinaniu się po łańcuchach docieramy na przełęcz. Wiola nie potrzebnie się bala, bo doskonale dała radę. Strach ma wielkie oczy.
Moim skromnym zdaniem… na zdjęciach wyglądało to bardziej dramatycznie niż w rzeczywistości.
Nawet czasem użycie łańcuchów nie było potrzebne, ale nie powiem na początku też miałem lekkie obawy. A podobno to najtrudniejszy szlak na Słowacji.
Przed pierwszą osiągamy przełęcz. Jest udało się! Jesteśmy na Czerwonej Ławce. Ale chwila, moment! Gdzie ta Czerwona Ławka?
Nie ma gdzie usiąść.
Czerwona Ławka czyli Priečne sedlo. Przełęcz utworzona jest przez dwa głębokie wcięcia (2352 m n.p.m.) pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą groźnie zwieszającą się nad przełęczą.
Wschodnie zbocza spod przełęczy opadają do Dolinki Lodowej (górne odgałęzienie Doliny Małej Zimnej Wody), zbocza zachodnie do Strzeleckiej Kotliny w górnym piętrze Doliny Staroleśnej. Szlak przez Czerwoną Ławkę zbudowano w latach w latach 1935–37. Przełęcz nazwana została w 1956 roku przez Jana Alfreda Szczepańskiego „słowackim Zawratem”. Przez wiele lat szlak ten był jednokierunkowy, w 2013 roku zamontowano dodatkowe łańcuchy i klamry umożliwiające bezpieczne przejście w obu kierunkach. Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy, nazwa słowacka to „poprzeczna przełęcz”. Z przejścia prowadzi nieoznakowana droga na Mały Lodowy Szczyt, na który postanawiam się wdrapać.
Kiedyś były plany by zrobić tu Via ferrate, ale niestety to tylko plany. Prawie osiągam Mały Lodowy. Dlaczego prawie? Jest tu dużo luźnych kamieni, które mógłbym przypadkiem zrzucić na przełęcz. Postanawiam wracać do Wioli, która czeka na przełęczy. Innym razem też będzie okazja.
Po przeżyciach na przełęczy zejście w dół, do Doliny Staroleśnej, nie sprawia nam dużych trudności. Schodzimy po stromej, kamienistej ścieżce, po półkach i piarżyskach. Dookoła dzikie, kamieniste krajobrazy i usypiska głazów, pokrytych porostami.
Szlak mija Siwe Stawy (Sivé plesá, 2013m). a następnie przewija się po usypiskach na zboczu Jaworowego Szczytu. Traci na stromości, ale nadal prowadzi po głazach.
Po jakimś czasie osiągamy Starolesnianske Pleso (Wyżni Staw Staroleśny).
Ścieżka coraz łatwiejsza mija Sesterské Pleso (Niżni Staw Staroleśny)
i przed szesnastą docieramy do schroniska Zbojnícka Chata (1960m).
Zanim Chata otrzymała obecną nazwę, określana była "Trupiarnią", ze względu na drastycznie ascetyczne warunki w niej panujące. Było to w czasach po pierwszej wojnie światowej, kiedy udostępniono turystom wybudowany w roku 1907 budynek straży myśliwskiej. Obecna nazwa powstała na przełomie 1932 i 1933 roku, kiedy pierwszy raz schronisko czynne było zimą, a motywacją był fakt, iż zewnętrzne warunki pogodowe nazbyt wyraźnie odczuwalne były wewnątrz. Warunki zakwaterowania polepszały się stopniowo, w drodze ulepszeń w latach między i powojennych w latach 1983-86 przebudowano Chatę i w nadanej jej wówczas postaci działała aż do pożaru, który strawił schronisko w nocy z 14 na 15 czerwca 1998. Pod konie 1999 roku Schronisko zostało pięknie odbudowane. Wnętrze wykończone jest jasnym drewnem, w przestronnej sali jadalnej znajduje się kamienny kominek, a na ścianach wiszą artystyczne zdjęcia kozic autorstwa Juraja Kniazka oraz ozdoby ze splątanych korzeni kosodrzewiny. Tak jak wcześniej wspominałem Zbójnicka Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów .
Postanawiamy uczcić nasz dzisiejszy trud przepyszna zupką zwaną Cesnaková polievką. Robimy długi odpoczynek, a pogoda dosłownie nas rozpieszcza. W oddali słychać odgłos śmigła, coś się musiało stać i to dość blisko,
jak się potem okazało dwóch taterników poprosiło o pomoc.
Po siedemnastej pora schodzić.
Schodzimy Doliną Staroleśną. Szlak ułożony z kamieni mija najpierw Długi Staw, potem malutki Warzęchowy Staw (Vareškové Pleso, 1832m). W tym miejscu ścieżka wiedzie skalną półką, ubezpieczoną łańcuchem, choć raczej pro forma, gdyż ekspozycja jest tam symboliczna. Za zakrętem będziemy schodzić dość stromo po dobrze utrzymanych kamiennych stopniach, aż do potoku, który przekraczamy po mostku, po czym następuje ostatni krótki, nieco eksponowany fragment ścieżki z zabezpieczeniami. Schodzimy wygodną ścieżką wśród kosodrzewiny. Na dnie doliny, pomiędzy zielenią leżą imponujące głazy, czasem wielkością dorównujące małemu domowi Następny mostek na potoku wyznacza nam dokładną połowę odcinka Zbójnicka Chata-Hrebienok. Kosówka coraz wyższa, pojawiają się limby i jarzębiny, wkrótce wchodzimy w las.
Lekko pochylonym w dół szlakiem dochodzimy do Staroleśnej Polany. Nasz niebieski szlak krzyżuje się z czerwonym - Magistralą Tatrzańską. W lewo prowadzi ona do Chaty Zamkowskiego, w my skręcamy w prawo na Hrebenok.
A potem już kierunek parking.
Dzień 7
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Bystrá lávka 2300 m.n.p.m
Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Dziś kolejny dzień
naszych zmagań. Chociaż myślałem, że zrobimy dziś sobie przerwę z powodu braku
energii. Jednak szkoda było pogody. Postanawiamy ruszać w drogę. Prognozy dopiero
na jutro zapowiadały deszcz.
Startujemy z parkingu przy Szczyrbskim Jeziorze (Štrbské Pleso). Kierujemy się wzdłuż pozamykanych z rana budek z suwenirami i dochodzimy do rozdroża szlaków (Rázcestie pred Heliosom - 1350 m n.p.m.),
na którym widnieje oznaczony na żółto nasz szlak. Przed nami podobno trzy i pół godziny, ale jakoś w to wątpię.
Wiola idzie na przód, mi już na początku brakuje sił. Czy nie mogło dziś padać? Ciężko się rozruszać. Czuję już nogi. (Nie smród, tylko zmęczenie, w końcu od pięciu dni non stop chodzimy po górach.)
Kurczę, a może tak zawrócić? Chodziło mi to po głowie przez dłuższą chwilę…
Po ponad półtoragodzinnej wędrówce dochodzimy do wodospadu.
Odpoczynek dla starszego człowieka. Nie wiem skąd Wiola bierze tą energię, to pewnie młodość. Odpoczywamy teraz czas na herbatkę, kanapki, czekoladkę i do tego colę. Urządziliśmy sobie taki piknik. Brakuje frytek i cheeseburgera z Maka. Może tu kiedyś będzie. W sumie, nic mnie nie zdziwi. W między czasie jak odpoczywamy to przytoczę parę faktów o tym wodospadzie.
Vodopád Skok - na potoku Młynica w Dolinie Młynickiej. Nazwa wodospadu pochodzi od słowa skok, które w języku słowackim i w gwarze podhalańskiej oznacza wodospad, w językach południowosłowiańskich próg skalny, uskok, spiętrzenie. Znajduje się on na wysokim progu skalnym przegradzającym środkową część tej doliny. Ma wysokość około 25 m. Pora ruszać dalej.Pozostawiamy w dole Staw pod Skokiem (Pliesko pod Skokom) i wspinamy się lewym trawersem na próg wodospadu.
Przejście po stromych płytach zalewanych miejscami wodą ułatwiają łańcuchy.
Za progiem jest kolejne jeziorko Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom 1801 m).
Tutaj zaczyna się wspinaczka górska i powtarzające się odcinki: ostre podejście w górę, potem kawałek prostej i tak kilka razy. Za każdym razem po takiej wspinaczce pojawia się jezioro, których tu jest dość sporo. Takie jak Wołowe Stawki (Volie plieska), Kozie Stawy (Kozie plesa). Wspinamy się dalej, mijamy rumowisko z granitowych bloków. Miała tu miejsce jedna z największych tragedii tatrzańskich. W trakcie akcji ratunkowej 25 czerwca 1979 roku doszło do katastrofy śmigłowca, w której zginęło siedmiu ratowników. Na skale znajduje się tablica z nazwiskami ofiar, wokół leżą pozostawione części rozbitego helikoptera Mi-8.
Dochodzimy do największego stawu Doliny Młynickiej – Capi Staw (Capie pleso) 2075 m n.p.m.
Chwila oddechu i dłuższa przerwa. Jest przed pierwszą. Ostatni odcinek zajmuje nam około godziny. Trawersujemy w lewo i potem ostro do góry przez rumowisko po zanikającej ścieżce.
Z góry piękny widok na Capi Staw.
Podchodzimy do grani łączącej Furkot i Solisko. Już można dostrzec cel naszej wyprawy …
Jeszcze chwilkę…
Jest, prawie się udało, teraz chwilę wspinaczki kominkiem ubezpieczonym łańcuchem i już… Jeszcze na szybko dobijam interesu z panem Andrzejem, czyli prośbą o zdjęcia. Ja robię jemu, a on mi. Już tylko łańcuchy dzielą nas od zwycięstwa. Damy pierwsze. Jeden, drugi, trzeci i Wiola jako pierwsza zdobywa Bystrą Ławkę (2300 m n.p.m). Ja parę sekund później.
Przełączka jest bardzo wąska i aby nie blokować przejścia, trzeba od razu zacząć zejście na drugą stronę grani, Ale prawie nikogo nie ma. Pan Adam też już schodzi, jeszcze szybko podaje maila, a my chwile zostajemy. Trzeba zrobić sobie sesje zdjęciowe.
Pora na zejście. Przy pomocy łańcuchów pokonujemy dwa progi (trochę ekspozycji) i stajemy na ścieżce, która już bez jakichkolwiek trudności sprowadzi nas w głąb Doliny Furkotnej (Furkotska dolina).
Przed zejściem mamy widoczny w dole Wyżni Wielki Staw Furkotny (Vyšné Wahlenbergovo pleso) 2145 m n.p.m.
(drugi co do wysokości położenia staw w Tatrach, nazwa od imienia szwedzkiego botanika Görana Wahlenberga, badacza Tatr) warto obejrzeć zupełnie nowe widoki, a przede wszystkim imponujący szczyt Krywania (Kriváň) 2494m n.p.m. – narodową górę Słowaków.
Schodzimy w dół do stawu i mijając go w pewnej odległości przekraczamy próg z widokiem na niższe piętro doliny.
Przed nami Niżni Wielki Staw Furkotny (Nižné Wahlenbergovo pleso) 2053 m n.p.m. i przed nim maleńki stawek Furkotne Oaczko (Sedielkove plesko).
Za nami rumowiska skalne, nad którymi góruje Furkot, a przed nami w dole zielone dno doliny. I nagle nieoczekiwane spotkanie ze świstakiem. Zbytnio nie przejął się naszą obecnością, skubiąc trawkę nie zwracał na nas uwagi. W miedzy czasie wyjmuje aparat i robię mu sesje zdjęciową. Powolutku podchodzę coraz bliżej. Jestem może z pięć metrów. Ooo zainteresował się. Podniósł główkę i patrz się tymi swoimi oczkami.
Robię krok, a świstak parę razy przebiera swoimi szkitkami. Cały czas robię mu zdjęcia. Po parominutowej sesji chyba mu się znudziło bo znika wśród kamieni. Mamy jeszcze spotkanie z kamzikiem, czyli po polsku kozicą i to nie jedną. Przed siedemnasta docieramy do Škutnastá poľana 1710m. Stąd już piętnaście minut do Schroniska pod Soliskiem (Chaty pod Soliskom ).
Chata pod Soliskom 1840 m. znajduje się na zboczach Skrajnego Soliska, Budynek jest najmłodszym schroniskiem wysokogórskim w tej części pasma. Pierwszy, drewniany budynek, stanął na miejscu obecnego schroniska w 1944 roku, remontowany do roku 1946. Schronisko zostało utworzone dla potrzeb narciarzy, korzystających z najdłuższego wyciągu narciarskiego w ówczesnej Czechosłowacji. Jego pierwszym kierownikiem został Franciszek Bujak. W latach 60-tych podęto decyzję o zburzeniu budynku, ze względu na zły stan techniczny. W tej sytuacji z pomocą przyszli taternicy, proponujący odbudowę schroniska (kosztem noclegowni powiększono jadalnię), które już wkrótce przyjmowało coraz to większą ilość gości. W 2003 r. na miejscu starego schroniska zdecydowano postawić nowy, większy budynek, mający służyć turystom. Jego patronem został Milan Štefánik.
W planie wspinaczek było jeszcze Predné Solisko, ale może innym razem, zmęczenie zrobiło swoje, a poza tym jest już późna godzina. Wchodzimy tylko do schroniska po tradycyjna pieczonkę do naszej kolekcji i krótki odpoczynek. Do Szczyrbskiego Jeziora pozostaje nam ponad godzina. Na parking docieramy po zmroku. Jutro wielki dzień - dzień odpoczynku.
Dzień 6
Startujemy z parkingu przy Szczyrbskim Jeziorze (Štrbské Pleso). Kierujemy się wzdłuż pozamykanych z rana budek z suwenirami i dochodzimy do rozdroża szlaków (Rázcestie pred Heliosom - 1350 m n.p.m.),
na którym widnieje oznaczony na żółto nasz szlak. Przed nami podobno trzy i pół godziny, ale jakoś w to wątpię.
Wiola idzie na przód, mi już na początku brakuje sił. Czy nie mogło dziś padać? Ciężko się rozruszać. Czuję już nogi. (Nie smród, tylko zmęczenie, w końcu od pięciu dni non stop chodzimy po górach.)
Kurczę, a może tak zawrócić? Chodziło mi to po głowie przez dłuższą chwilę…
Po ponad półtoragodzinnej wędrówce dochodzimy do wodospadu.
Odpoczynek dla starszego człowieka. Nie wiem skąd Wiola bierze tą energię, to pewnie młodość. Odpoczywamy teraz czas na herbatkę, kanapki, czekoladkę i do tego colę. Urządziliśmy sobie taki piknik. Brakuje frytek i cheeseburgera z Maka. Może tu kiedyś będzie. W sumie, nic mnie nie zdziwi. W między czasie jak odpoczywamy to przytoczę parę faktów o tym wodospadzie.
Vodopád Skok - na potoku Młynica w Dolinie Młynickiej. Nazwa wodospadu pochodzi od słowa skok, które w języku słowackim i w gwarze podhalańskiej oznacza wodospad, w językach południowosłowiańskich próg skalny, uskok, spiętrzenie. Znajduje się on na wysokim progu skalnym przegradzającym środkową część tej doliny. Ma wysokość około 25 m. Pora ruszać dalej.Pozostawiamy w dole Staw pod Skokiem (Pliesko pod Skokom) i wspinamy się lewym trawersem na próg wodospadu.
Przejście po stromych płytach zalewanych miejscami wodą ułatwiają łańcuchy.
Za progiem jest kolejne jeziorko Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom 1801 m).
Tutaj zaczyna się wspinaczka górska i powtarzające się odcinki: ostre podejście w górę, potem kawałek prostej i tak kilka razy. Za każdym razem po takiej wspinaczce pojawia się jezioro, których tu jest dość sporo. Takie jak Wołowe Stawki (Volie plieska), Kozie Stawy (Kozie plesa). Wspinamy się dalej, mijamy rumowisko z granitowych bloków. Miała tu miejsce jedna z największych tragedii tatrzańskich. W trakcie akcji ratunkowej 25 czerwca 1979 roku doszło do katastrofy śmigłowca, w której zginęło siedmiu ratowników. Na skale znajduje się tablica z nazwiskami ofiar, wokół leżą pozostawione części rozbitego helikoptera Mi-8.
Dochodzimy do największego stawu Doliny Młynickiej – Capi Staw (Capie pleso) 2075 m n.p.m.
Chwila oddechu i dłuższa przerwa. Jest przed pierwszą. Ostatni odcinek zajmuje nam około godziny. Trawersujemy w lewo i potem ostro do góry przez rumowisko po zanikającej ścieżce.
Z góry piękny widok na Capi Staw.
Podchodzimy do grani łączącej Furkot i Solisko. Już można dostrzec cel naszej wyprawy …
Jeszcze chwilkę…
Jest, prawie się udało, teraz chwilę wspinaczki kominkiem ubezpieczonym łańcuchem i już… Jeszcze na szybko dobijam interesu z panem Andrzejem, czyli prośbą o zdjęcia. Ja robię jemu, a on mi. Już tylko łańcuchy dzielą nas od zwycięstwa. Damy pierwsze. Jeden, drugi, trzeci i Wiola jako pierwsza zdobywa Bystrą Ławkę (2300 m n.p.m). Ja parę sekund później.
Przełączka jest bardzo wąska i aby nie blokować przejścia, trzeba od razu zacząć zejście na drugą stronę grani, Ale prawie nikogo nie ma. Pan Adam też już schodzi, jeszcze szybko podaje maila, a my chwile zostajemy. Trzeba zrobić sobie sesje zdjęciowe.
Pora na zejście. Przy pomocy łańcuchów pokonujemy dwa progi (trochę ekspozycji) i stajemy na ścieżce, która już bez jakichkolwiek trudności sprowadzi nas w głąb Doliny Furkotnej (Furkotska dolina).
Przed zejściem mamy widoczny w dole Wyżni Wielki Staw Furkotny (Vyšné Wahlenbergovo pleso) 2145 m n.p.m.
(drugi co do wysokości położenia staw w Tatrach, nazwa od imienia szwedzkiego botanika Görana Wahlenberga, badacza Tatr) warto obejrzeć zupełnie nowe widoki, a przede wszystkim imponujący szczyt Krywania (Kriváň) 2494m n.p.m. – narodową górę Słowaków.
Schodzimy w dół do stawu i mijając go w pewnej odległości przekraczamy próg z widokiem na niższe piętro doliny.
Przed nami Niżni Wielki Staw Furkotny (Nižné Wahlenbergovo pleso) 2053 m n.p.m. i przed nim maleńki stawek Furkotne Oaczko (Sedielkove plesko).
Za nami rumowiska skalne, nad którymi góruje Furkot, a przed nami w dole zielone dno doliny. I nagle nieoczekiwane spotkanie ze świstakiem. Zbytnio nie przejął się naszą obecnością, skubiąc trawkę nie zwracał na nas uwagi. W miedzy czasie wyjmuje aparat i robię mu sesje zdjęciową. Powolutku podchodzę coraz bliżej. Jestem może z pięć metrów. Ooo zainteresował się. Podniósł główkę i patrz się tymi swoimi oczkami.
Robię krok, a świstak parę razy przebiera swoimi szkitkami. Cały czas robię mu zdjęcia. Po parominutowej sesji chyba mu się znudziło bo znika wśród kamieni. Mamy jeszcze spotkanie z kamzikiem, czyli po polsku kozicą i to nie jedną. Przed siedemnasta docieramy do Škutnastá poľana 1710m. Stąd już piętnaście minut do Schroniska pod Soliskiem (Chaty pod Soliskom ).
Chata pod Soliskom 1840 m. znajduje się na zboczach Skrajnego Soliska, Budynek jest najmłodszym schroniskiem wysokogórskim w tej części pasma. Pierwszy, drewniany budynek, stanął na miejscu obecnego schroniska w 1944 roku, remontowany do roku 1946. Schronisko zostało utworzone dla potrzeb narciarzy, korzystających z najdłuższego wyciągu narciarskiego w ówczesnej Czechosłowacji. Jego pierwszym kierownikiem został Franciszek Bujak. W latach 60-tych podęto decyzję o zburzeniu budynku, ze względu na zły stan techniczny. W tej sytuacji z pomocą przyszli taternicy, proponujący odbudowę schroniska (kosztem noclegowni powiększono jadalnię), które już wkrótce przyjmowało coraz to większą ilość gości. W 2003 r. na miejscu starego schroniska zdecydowano postawić nowy, większy budynek, mający służyć turystom. Jego patronem został Milan Štefánik.
W planie wspinaczek było jeszcze Predné Solisko, ale może innym razem, zmęczenie zrobiło swoje, a poza tym jest już późna godzina. Wchodzimy tylko do schroniska po tradycyjna pieczonkę do naszej kolekcji i krótki odpoczynek. Do Szczyrbskiego Jeziora pozostaje nam ponad godzina. Na parking docieramy po zmroku. Jutro wielki dzień - dzień odpoczynku.
Dzień 6
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Rysy 2499 m.n.p.m.
Czwartek, 4 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 0
Dziś dość leniwie zbieramy się do wyjścia.
Zmęczenie? Czy chęć leniuchowania?
Czwarty dzień górskich wojaży dawał się we znaki…
W końcu udaje man się zebrać i wyruszyć w kierunku Štrbské Pleso. Jest po szóstej. Już mieliśmy iść na szlak, a tu szlag jasny... Nie zabrałem aparatu. Wracamy więc po sprzęt.
Od stacji elektriczki, Štrbské Pleso kierujemy się czerwonym szlakiem asfaltową drogą na Popradské pleso szlak prowadzi niecałą godzinę, kiedyś wjeżdżałem tu na rowerze. Stare dobre czasy…
Docieramy na popradzki staw (Popradské Pleso). Pierwsze schronisko nad Popradzkim Stawem zostało wybudowane w 1879 r. przez Węgierskie Towarzystwo Karpackie pod nazwą Majláthova chata, 1500 m n.p.m. upamiętniało ona pomysłodawcę budowy, działacza turystycznego Bélę Majlátha.
Budynek kilkakrotnie niszczony był przez pożary, a następnie odbudowywany. W 1897 tereny nabył Christiana Hohenlohe, który w 1899 r. wybudował drewniany budynek. Od 1951 r. nosił on imię kpt. Štefana Morávki. Schronisko ostatecznie rozebrano po pożarze z 25 października 1964 r.
Obok fundamentów starego schroniska na początku lat 60-tych powstał hotel górski, stojący do dziś – Hotel przy Popradzkim Stawie 1494m. n.p.m. ( Popradské pleso byłe Schronisko kpt. Morávki)
W 2006 roku rozpoczęto starania, mające na celu odbudowę, a w zasadzie ponowną budowę Schroniska Majlátha. Inicjatorem prac był taternik Pavol Lazar. Podczas opracowywania planu budynku wzorowano się na ukończonym w 1899 roku schronisku Christiana Hohenlohe.
Wchodzimy do schronisk tylko po „piecząkę”. Parę chwil na odpoczynek i ruszamy w dalszą drogę. Cofamy się by dość do rozstaju szlaków.
Czeka nas odcinek wiodący Doliną Mięguszowiecką przez las, a następnie szlakiem przez kosodrzewiny oznaczonym kolorem niebieskim.
Po około czterdziestu minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków nad Żabim Potokiem 1580 m.n.p.m. (Rázcestie nad Žabím potokom).
Teraz obieramy szlak na czerwony. Przed nami dwie godziny wędrówki do schroniska. Ścieżka robi się węższa, bardziej kamienista i mocniej pnie się w górę. Przechodzimy długimi trawersami, po drodze mijamy sporo drewnianych kładek. Dalej szlak biegnie pośród rumowisk skalnych w pobliżu Żabich Stawów Mięguszowieckich.
Za stawami czeka nas kolejne monotonne podejście po kamiennym chodniku, wokoło rumowiska skalne. Po pokonaniu kilku zakosów przez piarżyska docieramy do skalnej ściany.
Przed nami najtrudniejszy etap na naszej trasie. Natrafimy tutaj na łańcuchy oraz klamry.
Po długim czasie kończą się wszelkie trudności techniczne i sztuczne zabezpieczenia. Szlak prowadzi teraz w górę schodami z kamiennych bloków.
Po ponad dwóch godzinach ukazuje się nam Schronisko pod Rysami - najwyżej położone schronisko w Tatrach.
Chata pod Rysami inaczej nazywana Chatą pod Wagą (Chata pod Váhou) leży na wysokości 2250 m n.p.m. w Dolinie Mięguszowieckiej tuż obok wejścia na Rysy. Jest to najwyżej położone schronisko w Tatrach. Zostało wybudowane w 1933 roku. W czasie II wojny światowej służyło za schronienie dla polskich taterników i kurierów. Na parterze schroniska znajduje się bufet oraz jadalnia. Schronisko niedawno przeszło gruntowny remont. Do schroniska dotrzeć można tylko pieszo, nie ma możliwości dojazdu żadną kolejką. Z tego powodu żywność i wszelkie produkty są dostarczane do schroniska przez nosičów. Każdy turysta może zostać takim tragarzem. W zamian za wniesienie 10 kilogramowego ładunku ze Schroniska nad Popradzkim Stawem, Chata oferuje certyfikat oraz symboliczną herbatę z sokiem malinowym. Chwilę po trzynastej ruszamy na atak szczytowy. Z Chaty na Rysy jest już naprawdę blisko, od celu dzieli nas czterdzieści pięć minut.
Idziemy w stronę przełęczy Waga. Znajduje się ona pomiędzy Ciężkim Szczytem, Wysoką a Rysami.
Podejście jest łatwiejsze niż do Chaty. Pod koniec szlak jest trochę wymagający, ale bez drastycznej ekspozycji, jest po prostu coraz stromiej. Ludzi też trochę jest.
Chwilę przed czternastą dochodzimy razem z Wiolą… osiągamy szczyt Rysów 2499 m.n.p.m.
Jest, udało się! Kolejny dwutysięcznik do kolekcji i najwyższy szczyt do tej pory.
Na szczycie trochę ludzi, ale udaje się zrobić zdjęcie z uwieńczonym słupkiem granicznym państwa i to bez turystów. Cierpliwość się opłaca. Są chmurki, ale widać ogromne błękitne płaszczyzny Czarnego Stawu i Morskiego Oka.
Chwila relaksu… wiec może coś przytoczę o tym szczycie. Rysy - szczyt położony w grani głównej Tatr. Posiada trzy wierzchołki - najwyższy (2503 m n.p.m.) położony jest w całości po stronie słowackiej, niższy (2499 m n.p.m.) stanowi najwyższy punkt Polski. Rysy stanowią punkt zwornikowy, w którym od głównego grzbietu odchodzi grań boczna z Niżnimi Rysami i Żabimi Szczytami. Górują ponad trzema dolinami - Rybiego Potoku, Białej Wody i Mięguszowiecką. Od sąsiedzkich szczytów Rysy oddzielone są następującymi przełęczami: Przełęczą pod Rysami od Niżnich Rysów, Żabią Przełęczą od Żabiego Konia i szeroką przełęczą Waga od Ciężkiego Szczytu w masywie Wysokiej.Wbrew powszechnej opinii, nazwa szczytu nie pochodzi od opadającego z niego ukośnego żlebu (tzw. rysy), lecz od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. W przeszłości Rysami określano całą grań wznoszącą się ponad kotłem Czarnego Stawu. Wraz z rozwojem taternictwa i wprowadzaniem bardziej szczegółowego nazewnictwa, miano Rysów przypadło najwyższemu punktowi w tej grani. Początkowo nazwę tę stosowali jednak tylko Polacy. Niemieckojęzyczni turyści używali określenia Morskooki Szczyt (Meeraugspitze), zaś Słowacy nazywali masyw Wagą.Jako pierwszy na Rysy wszedł 30 lipca 1840 r. Eduard Blásy z przewodnikiem Jánem Rumanem Driečnym starszym. Pierwsze zimowe wejście należy do Theodora Wundta z przewodnikiem Jakobem Horvayem (10 kwietnia 1884 r.).
Postanawiamy zdobyć jeszcze drugi najwyższy wierzchołek Rysów, który jest położony po stronie Słowackiej. Po paru minutach jesteśmy. Kolejny rekord Rysy 2503 m.n.p.m.
Tu już pusto nie ma ludzi tak jak na polskiej stronie.
Jeszcze chwile siedzimy i powoli wracamy do schroniska.
Po drodze odwiedzamy słynną toaletę, z której można podziwiać piękne widoki na dolinę.
Osobiście nie polecam patrzeć w dół. No to teraz tylko czekać na autobus. Ale czy ten rozkład jest aktualny?
Chyba nie. Jest parę minut po szesnastej, a autobus dalej nie przyjeżdża.Więc postanawiamy nie czekać dłużej tylko schodzić. Idziemy, idziemy na szlaku prawie nikogo. Mijamy łańcuchy, jeziorko, drewniane mostki.
Dochodzimy do drogi asfaltowej, a tam już prosta droga do auta.
Dzień 5
Czwarty dzień górskich wojaży dawał się we znaki…
W końcu udaje man się zebrać i wyruszyć w kierunku Štrbské Pleso. Jest po szóstej. Już mieliśmy iść na szlak, a tu szlag jasny... Nie zabrałem aparatu. Wracamy więc po sprzęt.
Od stacji elektriczki, Štrbské Pleso kierujemy się czerwonym szlakiem asfaltową drogą na Popradské pleso szlak prowadzi niecałą godzinę, kiedyś wjeżdżałem tu na rowerze. Stare dobre czasy…
Docieramy na popradzki staw (Popradské Pleso). Pierwsze schronisko nad Popradzkim Stawem zostało wybudowane w 1879 r. przez Węgierskie Towarzystwo Karpackie pod nazwą Majláthova chata, 1500 m n.p.m. upamiętniało ona pomysłodawcę budowy, działacza turystycznego Bélę Majlátha.
Budynek kilkakrotnie niszczony był przez pożary, a następnie odbudowywany. W 1897 tereny nabył Christiana Hohenlohe, który w 1899 r. wybudował drewniany budynek. Od 1951 r. nosił on imię kpt. Štefana Morávki. Schronisko ostatecznie rozebrano po pożarze z 25 października 1964 r.
Obok fundamentów starego schroniska na początku lat 60-tych powstał hotel górski, stojący do dziś – Hotel przy Popradzkim Stawie 1494m. n.p.m. ( Popradské pleso byłe Schronisko kpt. Morávki)
W 2006 roku rozpoczęto starania, mające na celu odbudowę, a w zasadzie ponowną budowę Schroniska Majlátha. Inicjatorem prac był taternik Pavol Lazar. Podczas opracowywania planu budynku wzorowano się na ukończonym w 1899 roku schronisku Christiana Hohenlohe.
Wchodzimy do schronisk tylko po „piecząkę”. Parę chwil na odpoczynek i ruszamy w dalszą drogę. Cofamy się by dość do rozstaju szlaków.
Czeka nas odcinek wiodący Doliną Mięguszowiecką przez las, a następnie szlakiem przez kosodrzewiny oznaczonym kolorem niebieskim.
Po około czterdziestu minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków nad Żabim Potokiem 1580 m.n.p.m. (Rázcestie nad Žabím potokom).
Teraz obieramy szlak na czerwony. Przed nami dwie godziny wędrówki do schroniska. Ścieżka robi się węższa, bardziej kamienista i mocniej pnie się w górę. Przechodzimy długimi trawersami, po drodze mijamy sporo drewnianych kładek. Dalej szlak biegnie pośród rumowisk skalnych w pobliżu Żabich Stawów Mięguszowieckich.
Za stawami czeka nas kolejne monotonne podejście po kamiennym chodniku, wokoło rumowiska skalne. Po pokonaniu kilku zakosów przez piarżyska docieramy do skalnej ściany.
Przed nami najtrudniejszy etap na naszej trasie. Natrafimy tutaj na łańcuchy oraz klamry.
Po długim czasie kończą się wszelkie trudności techniczne i sztuczne zabezpieczenia. Szlak prowadzi teraz w górę schodami z kamiennych bloków.
Po ponad dwóch godzinach ukazuje się nam Schronisko pod Rysami - najwyżej położone schronisko w Tatrach.
Chata pod Rysami inaczej nazywana Chatą pod Wagą (Chata pod Váhou) leży na wysokości 2250 m n.p.m. w Dolinie Mięguszowieckiej tuż obok wejścia na Rysy. Jest to najwyżej położone schronisko w Tatrach. Zostało wybudowane w 1933 roku. W czasie II wojny światowej służyło za schronienie dla polskich taterników i kurierów. Na parterze schroniska znajduje się bufet oraz jadalnia. Schronisko niedawno przeszło gruntowny remont. Do schroniska dotrzeć można tylko pieszo, nie ma możliwości dojazdu żadną kolejką. Z tego powodu żywność i wszelkie produkty są dostarczane do schroniska przez nosičów. Każdy turysta może zostać takim tragarzem. W zamian za wniesienie 10 kilogramowego ładunku ze Schroniska nad Popradzkim Stawem, Chata oferuje certyfikat oraz symboliczną herbatę z sokiem malinowym. Chwilę po trzynastej ruszamy na atak szczytowy. Z Chaty na Rysy jest już naprawdę blisko, od celu dzieli nas czterdzieści pięć minut.
Idziemy w stronę przełęczy Waga. Znajduje się ona pomiędzy Ciężkim Szczytem, Wysoką a Rysami.
Podejście jest łatwiejsze niż do Chaty. Pod koniec szlak jest trochę wymagający, ale bez drastycznej ekspozycji, jest po prostu coraz stromiej. Ludzi też trochę jest.
Chwilę przed czternastą dochodzimy razem z Wiolą… osiągamy szczyt Rysów 2499 m.n.p.m.
Jest, udało się! Kolejny dwutysięcznik do kolekcji i najwyższy szczyt do tej pory.
Na szczycie trochę ludzi, ale udaje się zrobić zdjęcie z uwieńczonym słupkiem granicznym państwa i to bez turystów. Cierpliwość się opłaca. Są chmurki, ale widać ogromne błękitne płaszczyzny Czarnego Stawu i Morskiego Oka.
Chwila relaksu… wiec może coś przytoczę o tym szczycie. Rysy - szczyt położony w grani głównej Tatr. Posiada trzy wierzchołki - najwyższy (2503 m n.p.m.) położony jest w całości po stronie słowackiej, niższy (2499 m n.p.m.) stanowi najwyższy punkt Polski. Rysy stanowią punkt zwornikowy, w którym od głównego grzbietu odchodzi grań boczna z Niżnimi Rysami i Żabimi Szczytami. Górują ponad trzema dolinami - Rybiego Potoku, Białej Wody i Mięguszowiecką. Od sąsiedzkich szczytów Rysy oddzielone są następującymi przełęczami: Przełęczą pod Rysami od Niżnich Rysów, Żabią Przełęczą od Żabiego Konia i szeroką przełęczą Waga od Ciężkiego Szczytu w masywie Wysokiej.Wbrew powszechnej opinii, nazwa szczytu nie pochodzi od opadającego z niego ukośnego żlebu (tzw. rysy), lecz od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. W przeszłości Rysami określano całą grań wznoszącą się ponad kotłem Czarnego Stawu. Wraz z rozwojem taternictwa i wprowadzaniem bardziej szczegółowego nazewnictwa, miano Rysów przypadło najwyższemu punktowi w tej grani. Początkowo nazwę tę stosowali jednak tylko Polacy. Niemieckojęzyczni turyści używali określenia Morskooki Szczyt (Meeraugspitze), zaś Słowacy nazywali masyw Wagą.Jako pierwszy na Rysy wszedł 30 lipca 1840 r. Eduard Blásy z przewodnikiem Jánem Rumanem Driečnym starszym. Pierwsze zimowe wejście należy do Theodora Wundta z przewodnikiem Jakobem Horvayem (10 kwietnia 1884 r.).
Postanawiamy zdobyć jeszcze drugi najwyższy wierzchołek Rysów, który jest położony po stronie Słowackiej. Po paru minutach jesteśmy. Kolejny rekord Rysy 2503 m.n.p.m.
Tu już pusto nie ma ludzi tak jak na polskiej stronie.
Jeszcze chwile siedzimy i powoli wracamy do schroniska.
Po drodze odwiedzamy słynną toaletę, z której można podziwiać piękne widoki na dolinę.
Osobiście nie polecam patrzeć w dół. No to teraz tylko czekać na autobus. Ale czy ten rozkład jest aktualny?
Chyba nie. Jest parę minut po szesnastej, a autobus dalej nie przyjeżdża.Więc postanawiamy nie czekać dłużej tylko schodzić. Idziemy, idziemy na szlaku prawie nikogo. Mijamy łańcuchy, jeziorko, drewniane mostki.
Dochodzimy do drogi asfaltowej, a tam już prosta droga do auta.
Dzień 5
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Vysoké Tatry 2016 Lomnické sedlo 2214 m.n.p.m
Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 0
Dziś kolejny dzień w Taterkach. Tuż
po godzinie szóstej jesteśmy na szlaku i kierujemy się na Hrebienok,
a stamtąd na Vodopády Studeného potoka, po drodze przechodzimy jeszcze przez Bilikovą Chate (1255 m.). Bilikova Chata (dawniej Ruženina Chata – potocznie zwana Różanką) znajduje się kilka minut drogi od górnej stacji kolejki linowej ze Starego Smokowca na Siodełko (Hrebieniok). Leży na wysokości 1255 m n.p.m.
Było to pierwsze schronisko zbudowane przez Towarzystwo Karpackie. Nazwane na cześć węgierskiej śpiewaczki Róży Graefl-Győrffy czynnie wspomagającej budowę. Od 1934 roku istnieje obecne schronisko, które w 1946 roku otrzymało nazwę na cześć narciarza Pavla Bilika, który w 1944 roku został schwytany i zastrzelony przez Niemców. Po kapitalnym remoncie Bilikova Chata przeistoczyła się w hotel.
Ze schroniska po dziesięciu minutach docieramy na wodospady Zimnego Potoku (Vodopádov Studeného potoka).
Chwila relaksu i wygłupów, by za moment ruszyć w dalszą drogę. Po paru minutach docieramy do maleńkiego i najstarszego schroniskach w tatrach wybudowanego w 1865 roku Rainerovej chaty 1301 m n.p.m.
Obecnie mieści ona muzeum nosiczów, o których mowa będzie trochę później. Można tu zobaczyć ich sprzęty, zdjęcia i listę rekordów. Działa tam też mini-bufet. Magiczny klimat.
Idziemy, dalej zielonym szlakiem, w kierunku Schroniska Zamkovskiego (Zamkovského chata). Bardzo szybko dochodzimy do rozstaju szlaków, gdzie wkraczamy na szlak czerwony
Droga pnie się do góry. Mijamy wodospad Potoku Zimnej Wody - Wodospadu Olbrzymiego. Po około półgodzinie dochodzimy do Zamkovského chaty. Schronisko leży na wysokości 1475 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody.
Założycielem schroniska był Štefan Zamkovský, który za młodu trudnił się pracą tragarza, taternika i przewodnika. Wybudował je w 1943 roku. W czasie wojny stacjonowało tu Hitlerjugend, podczas gdy gospodarz w pobliżu ukrywał i żywił partyzantów, oraz rodziny żydowskie. W roku 1949 władze komunistyczne przejęły schronisko, a jego kierownika uznali za „kapitalistę” i w ramach kary wygnali raz na zawsze z ukochanych Tatr. Zamkovský zmarł w 1961 roku. W 1992 roku zwrócono schronisko potomkom założyciela.
Nasuwa się ciekawe pytanie: jak są zaopatrywane schroniska?
W związku z trudnościami w zaopatrzeniu słowackich schronisk, wiele z nich korzysta z pomocy nosiczów, czyli tragarzy podążających stromymi szlakami z kilkudziesięciokilogramowym plecakiem. Przenoszą oni kegi z piwem, zgrzewki napojów, butle gazowe i składniki do przygotowywania posiłków.
Instytucja nosicza zagościła w Tatrach na dobre w latach 30. XX w., kiedy to pokaźna liczba tragarzy zatrudnionych przy budowie kolejki linowej na Łomnicę znalazła pracę w górskich chatach. Legenda tamtego okresu mówi, że Ondrej Hudáček z Lendaku, wnosił na górę przeciętnie ciężar 70 kg. Rekordzista, Laco Kulanga, zaniósł do Schroniska Zamkovskiego ładunek 207 kg. Podziwiam tych ludzi.
Trochę historii i ciekawostek, a Ja z Wiolą odpoczywamy sobie przy schronisku.
Nadszedł koniec tego dobrego i pora ruszać, dalej kierujemy się szlakiem czerwonym na Skalnaté pleso. Zajmuje nam to mniej więcej godzinkę. Mijamy Schronisko Łomnickie (Skalnatá chata), które leży na wysokości 1751 m n.p.m. w pobliżu Łomnickiego Stawu w Dolinie Łomnickiej.
Początki schroniska datuje się na rok 1841, utworzono tu wtedy skalną kolebę, która służyła jako schronienie dla turystów (znajduje się ona na tyłach obecnego schroniska). Regularnym schroniskiem chata stała się w 1914 r., kiedy to rozbudowano ją i przebudowano. Schronisko dysponuje dziś 4 miejscami noclegowymi.
Gospodarzem schroniska jest wspomniany wcześniej Laco Kulanga. W sumie przez kilkanaście lat swojej kariery nosicza wniósł do różnych schronisk ponad 1000 ton ładunków.
Od Skalnaté pleso dzieli nas parę minut, jest koło dwunastej. Odsłania nam się widok na Łomnice, choć w rzeczywistości widać same chmury.
Mówię Wioli by się nie rozglądała. Siadamy na ławkach i odpoczywamy, był to tylko pretekst po to, by za chwile zobaczyła wyłaniająca się zza chmur wagonik z Łomnicy.
Znała to tylko ze zdjęć, a za chwile zobaczy na własne oczy .
Obróć się i patrz do góry- mówię.
Przez pierwsze sekundy wzrok błądzi i szuka nie wiadomo czego. Patrz na chmury, wagonik…
Chyba zrobiło to na niej wrażenie. Szkoda, że nie było widać szczytu.
Postanawiamy wjechać kolejką krzesełkową na Lomnické sedlo 2190 m n.p.m.
Dużo dziś wrażeń.
Z Lomnické sedlo kierunek na Veľká Lomnická veža 2215 m n.p.m.
Zajmuje nam to dziesięć minut. Spędzamy na szczycie ponad dwie godziny czekając by się Łomnica odsłoniła. Cierpliwość się opłaciła. Lomnický štít 2.634 m n.m. się odsłania i pokazuje swoje piękno.
Jest przed szesnastą, więc trzeba wracać. Zjeżdżamy kolejką krzesełkową, a potem już zielonym szlakiem na Tatrzańską Łomnice na Železničke. Jesteśmy tam po osiemnastej… Musimy czekać ponad godzinę na Železničke, A „Tojcia” stoi samotnie w Starym Smokowcu…
Dzień 4
a stamtąd na Vodopády Studeného potoka, po drodze przechodzimy jeszcze przez Bilikovą Chate (1255 m.). Bilikova Chata (dawniej Ruženina Chata – potocznie zwana Różanką) znajduje się kilka minut drogi od górnej stacji kolejki linowej ze Starego Smokowca na Siodełko (Hrebieniok). Leży na wysokości 1255 m n.p.m.
Było to pierwsze schronisko zbudowane przez Towarzystwo Karpackie. Nazwane na cześć węgierskiej śpiewaczki Róży Graefl-Győrffy czynnie wspomagającej budowę. Od 1934 roku istnieje obecne schronisko, które w 1946 roku otrzymało nazwę na cześć narciarza Pavla Bilika, który w 1944 roku został schwytany i zastrzelony przez Niemców. Po kapitalnym remoncie Bilikova Chata przeistoczyła się w hotel.
Ze schroniska po dziesięciu minutach docieramy na wodospady Zimnego Potoku (Vodopádov Studeného potoka).
Chwila relaksu i wygłupów, by za moment ruszyć w dalszą drogę. Po paru minutach docieramy do maleńkiego i najstarszego schroniskach w tatrach wybudowanego w 1865 roku Rainerovej chaty 1301 m n.p.m.
Obecnie mieści ona muzeum nosiczów, o których mowa będzie trochę później. Można tu zobaczyć ich sprzęty, zdjęcia i listę rekordów. Działa tam też mini-bufet. Magiczny klimat.
Idziemy, dalej zielonym szlakiem, w kierunku Schroniska Zamkovskiego (Zamkovského chata). Bardzo szybko dochodzimy do rozstaju szlaków, gdzie wkraczamy na szlak czerwony
Droga pnie się do góry. Mijamy wodospad Potoku Zimnej Wody - Wodospadu Olbrzymiego. Po około półgodzinie dochodzimy do Zamkovského chaty. Schronisko leży na wysokości 1475 m n.p.m. w Dolinie Zimnej Wody.
Założycielem schroniska był Štefan Zamkovský, który za młodu trudnił się pracą tragarza, taternika i przewodnika. Wybudował je w 1943 roku. W czasie wojny stacjonowało tu Hitlerjugend, podczas gdy gospodarz w pobliżu ukrywał i żywił partyzantów, oraz rodziny żydowskie. W roku 1949 władze komunistyczne przejęły schronisko, a jego kierownika uznali za „kapitalistę” i w ramach kary wygnali raz na zawsze z ukochanych Tatr. Zamkovský zmarł w 1961 roku. W 1992 roku zwrócono schronisko potomkom założyciela.
Nasuwa się ciekawe pytanie: jak są zaopatrywane schroniska?
W związku z trudnościami w zaopatrzeniu słowackich schronisk, wiele z nich korzysta z pomocy nosiczów, czyli tragarzy podążających stromymi szlakami z kilkudziesięciokilogramowym plecakiem. Przenoszą oni kegi z piwem, zgrzewki napojów, butle gazowe i składniki do przygotowywania posiłków.
Instytucja nosicza zagościła w Tatrach na dobre w latach 30. XX w., kiedy to pokaźna liczba tragarzy zatrudnionych przy budowie kolejki linowej na Łomnicę znalazła pracę w górskich chatach. Legenda tamtego okresu mówi, że Ondrej Hudáček z Lendaku, wnosił na górę przeciętnie ciężar 70 kg. Rekordzista, Laco Kulanga, zaniósł do Schroniska Zamkovskiego ładunek 207 kg. Podziwiam tych ludzi.
Trochę historii i ciekawostek, a Ja z Wiolą odpoczywamy sobie przy schronisku.
Nadszedł koniec tego dobrego i pora ruszać, dalej kierujemy się szlakiem czerwonym na Skalnaté pleso. Zajmuje nam to mniej więcej godzinkę. Mijamy Schronisko Łomnickie (Skalnatá chata), które leży na wysokości 1751 m n.p.m. w pobliżu Łomnickiego Stawu w Dolinie Łomnickiej.
Początki schroniska datuje się na rok 1841, utworzono tu wtedy skalną kolebę, która służyła jako schronienie dla turystów (znajduje się ona na tyłach obecnego schroniska). Regularnym schroniskiem chata stała się w 1914 r., kiedy to rozbudowano ją i przebudowano. Schronisko dysponuje dziś 4 miejscami noclegowymi.
Gospodarzem schroniska jest wspomniany wcześniej Laco Kulanga. W sumie przez kilkanaście lat swojej kariery nosicza wniósł do różnych schronisk ponad 1000 ton ładunków.
Od Skalnaté pleso dzieli nas parę minut, jest koło dwunastej. Odsłania nam się widok na Łomnice, choć w rzeczywistości widać same chmury.
Mówię Wioli by się nie rozglądała. Siadamy na ławkach i odpoczywamy, był to tylko pretekst po to, by za chwile zobaczyła wyłaniająca się zza chmur wagonik z Łomnicy.
Znała to tylko ze zdjęć, a za chwile zobaczy na własne oczy .
Obróć się i patrz do góry- mówię.
Przez pierwsze sekundy wzrok błądzi i szuka nie wiadomo czego. Patrz na chmury, wagonik…
Chyba zrobiło to na niej wrażenie. Szkoda, że nie było widać szczytu.
Postanawiamy wjechać kolejką krzesełkową na Lomnické sedlo 2190 m n.p.m.
Dużo dziś wrażeń.
Z Lomnické sedlo kierunek na Veľká Lomnická veža 2215 m n.p.m.
Zajmuje nam to dziesięć minut. Spędzamy na szczycie ponad dwie godziny czekając by się Łomnica odsłoniła. Cierpliwość się opłaciła. Lomnický štít 2.634 m n.m. się odsłania i pokazuje swoje piękno.
Jest przed szesnastą, więc trzeba wracać. Zjeżdżamy kolejką krzesełkową, a potem już zielonym szlakiem na Tatrzańską Łomnice na Železničke. Jesteśmy tam po osiemnastej… Musimy czekać ponad godzinę na Železničke, A „Tojcia” stoi samotnie w Starym Smokowcu…
Dzień 4
Kategoria Góry, Tatry, Vysoké Tatry 2016