Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Bez Roweru

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Téryho Chata 2015 m n.p.m.

Niedziela, 15 lutego 2015 · dodano: 23.02.2015 | Komentarze 0

Wpadłem na dość ambitny plan, by powtórzyć wyprawę do Schroniska Tery’ego, gdyż ydzień temu się nie udało z powodu śnieżycy.
Dziś wracamy na Słowację, by zdobyć schronisko - Terycho Chata. Zaczynamy o szóstej w Smokowcu ruszając zielonym szlakiem wzdłuż kolejki wagonikowej na Hrebienok. Dojście zajmuje nam niecałą godzinę.
Pogoda zapowiada się wspaniała.



Chwila odpoczynku, coś na ząb i ruszamy dalej w drogę czerwonym szlakiem do Zamkovskeho Chata (1475m n.p.m).
Dochodzimy tam po ósmej i zamawiamy Česneková polévka.



Terycho Chata i Zamkovskeho Chata, podobnie jak i Rainerova Chata, należą do grupy pięciu schronisk wysokogórskich, które do tej pory są zaopatrywane w jedzenie i inne artykuły przez Nosiczów (pozostałe to Chata pod Rysami – 2250 m n.p.m. i Schronisko Zbójnickie – 1960 m n.p.m.), gdyż dojazd do nich jest niemożliwy z uwagi na trudny teren i położenie. Nosicz to inaczej tatrzański tragarz, który jest charakterystyczny tylko dla Słowackich Tatr. Nosicze dostarczają do schronisk wszystko – od jedzenia po paliwo. Ich ładunki średnio ważą około 80 kilogramów, niezależnie od pory roku. Rekord pobił Laco Kulanga wnosząc do Chaty Zahorskogo 207kg. Nosicze znoszą również ze schronisk śmieci, warto więc zastanowić się zanim coś wyrzucimy do kosza przy schronisku w górach.
Przed dziewiątą ruszamy, wiemy że nie przeszkodzi nam już nic, by dziś dotrzeć do Tery’ego Chata.
Idziemy zielonym szlakiem przez Dolinę Zimnej Wody do podnóża masywnego podejścia dzielącego nas od widocznej już z daleka chaty Téryego. Zbliżamy się do najbardziej wyczerpującej części podejścia.



Pogoda rozpieszcza nas, jak na zimę było bardzo gorąco. Trzeba było ściągnąć kurtki i polary. Szkoda,  że nie mieliśmy krótkich spodenek, bo by się przydały.
Ten ostatni etap dał się nam mocno we znaki pod względem kondycyjnym,



aczkolwiek do schroniska dotarliśmy po dwunastej.
Téryho chata (2015 m.n.p.m.) zdobyta.



Zwana przez turystów "Terinką", położona w przepięknej Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, czyli na górnym piętrze Doliny Zimnej Wody, jest punktem wyjścia na Przełęcz Lodową i Czerwoną Ławkę.
Ödön Téry (1856-1917) był założycielem i działaczem Węgierskiego Towarzystwa Turystycznego, które wzniosło schronisko w latach 1998-99. Budowa wymagała wielkiego nakładu sił i środków - kamienny materiał budowlany (ponad 50 tys. ton) wnoszono na plecach, braki finansowe na szczęście wyrównał swą darowizną projektant Gedeon Majunke. Pomysł nadania schronisku imienia pierwszego zdobywcy szczytów Pośredniej Grani i Durnego został wysunięty i jednogłośnie przyjęty podczas ceremonii otwarcia w dniu 21 września 1899.
W późniejszych latach schronisko kilkakrotnie rozbudowywano i modernizowano. W telefon i centralne ogrzewanie zostało wyposażone już w 1936 roku, obecnie zaś dysponuje najwyżej na Słowacji położoną elektrownią wodną.
Chata jest zaopatrywana tylko przez nosiczów - wszystko, co potrzebne schronisku, wnoszą oni na plecach. Mimo to ceny jadła i napitku nie są wygórowane.
W ubikacji znajduje się wiadro, na które należy uważać: nie służy ono do wyrzucania śmieci, ale pełni rolę spłuczki napędzanej siłą ludzkich mięśni.



Przed czternasta postanawiamy wracać. Zakładamy raki i w drogę.
Jest już chłodniej, ponieważ słońce schowało się za tą górą.



Do Schronisko Zamkovskiego przychodzimy o piętnastej, więc tempo było dobre. Chwila odpoczynku.
I piesek, który tydzień temu nas wystraszył, kiedy nagle pokazał nam się na szlaku.



 A to piesek był nosicza.
Po około 40 minut dochodzimy do Hrebieniaka, chcieliśmy zjechać na sankach, lecz niestety tyle ludu było jak na Krupówkach w porze obiadowej. I żadnych sanek już nie było.
Postanawiamy więc iść dalej, smutni, że w mino starego wieku nie możemy na sankach zjechać.
Docieramy do auta, przebieramy się i jedziemy, ale nie do domu, lecz do Popradu na zakupy.
Ania kupuje z 15 litrów Kofoli, a ja zaś przepyszne soki.
No to wracamy, ale trzeba było uczcić zdobycie, może nie szczytu, ale schroniska na wysokości 2015 m.
Jedziemy do Nowej Leśnej do dobrze znanej mam restauracji. Standardowo zamawiamy hranolky i vyprážaný syr…
Po dwudziestej drugiej dojeżdżamy do domu.
Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zamkovského chata

Niedziela, 8 lutego 2015 · dodano: 25.02.2015 | Komentarze 0

Po powrocie z Norwegii wróciliśmy do Katowic, trzeba było zregenerować siły, bo w końcu jedziemy w Tatry.
Koło szesnastej przyjechali do nas Natalia i Adam z Bydgoszczy. Wyszliśmy po nich na dworzec, następnie pojechaliśmy z nimi do Gliwic.
Plan był prosty - jedziemy na Słowację do schroniska Téry’ego.
Warunki pogodowe były niepewne, więc rozważaliśmy inne opcje.
W końcu wyszło na moje, jedziemy i tam zobaczymy co dalej.
Wstajemy wcześnie rano, by koło szóstej dotrzeć na Słowację.
Wędrówkę rozpoczynamy w Starym Smokowcu (Starý Smokovec), ok. 990 m n.p.m.- niewielkiej miejscowości turystycznej u podnóża Tatr Wysokich na Słowacji. Na jednym z płatnych parkingów zostawiamy samochód i ruszamy w stronę Smokowieckiego Siodełka (Hrebienok)
Wejście na Hrebienok (1295 m n.p.m.) zajmuje nam około godziny. Szlak nie jest zbyt ciekawy, ponieważ mgła i padający śnieg uniemożliwiały nam podziwianie widoków gór, a po drugie teren jest zniszczony przez Wielką Katastrofę (słow. Velka Kalamita) – wichurę, która w listopadzie 2004 roku zniszczyła około 14,000 ha lasów po Słowackiej stronie Tatr.
Następnie schodzimy zielonym szlakiem z Hrebienoka i już po chwili dochodzimy do Bilíkova chata.



Na chwile się tam zatrzymujemy i dalej w drogę. Docieramy do Rainerowej Chatki (Rainerova chata) - 1301 m n.p.m., najstarszego górskiego schroniska w Tatrach Wysokich.



Idziemy dalej docieramy położonego wodospadu na Potoku Zimnej Wody - Wodospadu Olbrzymiego, którego kaskadę możemy podziwiać… w lato. Teraz jest pełno lodu, słychać tylko szum spadającej wody z przeprowadzającego nas nad nim mostkiem.
Cały czas pada śnieg… Po drodze spotykamy zwierzątko…



W końcu dochodzimy do Zamkovského chata. Stoi na wysokości 1475 m n.p.m. To sympatyczne schronisko w dolnej części Doliny Zimnej Wody.



Zbudował je w latach 1942-43 znany taternik i przewodnik Stefan Zamkowski (Štefan Zamkovský) wraz z żoną Ludmiłą. Swoją przygodę z górami zaczynał jako nosič (tragarz) do Zbójnickiej Chaty i Chaty Terego (Téryho chata). W roku 1936 został gospodarzem schroniska Terego, popularnie zwanego „Terinką”.
W czasie drugiej wojny światowej znaleźli tu schronienie prześladowani politycznie, partyzanci i rodziny żydowskie. Po upaństwowieniu schroniska w 1948 r. Stefan Zamkovski został prawnym opiekunem schroniska Bilikova chata, stojącego pod Siodełkiem. Jego schronisko dostało imię bohatera ZSRR, kpt. Jána Nálepki, który był dowódcą czechosłowackiego oddziału na Ukrainie. W bardzo krótkim czasie, bo po kilku tygodniach, zwolniono Zamkowskiego ze stanowiska jako byłego kapitalistę i nakazano opuścić Tatry. W 1952 r. przeprowadził się z rodziną do Bańskiej Szczawnicy, gdzie zmarł w 1961 r. W 1988 r. przeprowadzono generalny remont schroniska, a obok wystawiono niedużą elektrownię wodną. W 1992 r. w ramach reprywatyzacji, schronisko zostało zwrócone potomkom Zamkowskiego. Od 1996 r. opiekuje się nim Jana Kalinčiková. Schronisko to czynne jest przez cały rok i o każdej porze roku jest do niego bezpieczny i niezbyt uciążliwy dostęp.
Schronisko Zamkowskiego leży na skrzyżowaniu dwóch tras turystycznych. Magistralą (szlak czerwony) dojdziemy do Skalnej Chaty (Skalnatá chata) pod Łomnickim Szczytem, a szlakiem zielonym do Chaty Terego, znajdującej się w górnej części Doliny Zimnej Wody.
W schronisku odpoczywamy i myślimy co dalej. Niestety coraz bardziej padający śnieg uniemożliwia nam dalsza drogę. Po prostu jest niebezpiecznie. Oczywiście nie można było się obejść bez naszego przysmaku - Cesnaková Polievka



Po dwunastej wracamy z powrotem, chwilami robi się straszna zamieć śnieżna, że nie wiadomo gdzie iść. Przed czternasta docieramy bezpiecznie do auta.



Droga powrotna nie jest tak łatwa, wszędzie pełno śniegu i dalej sypie...



Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Sztolnia Czarnego Pstrąga

Środa, 4 lutego 2015 · dodano: 23.02.2015 | Komentarze 0

Planowaliśmy na dziś wyjazd w Tatry Słowackie, lecz z powodu pogarszających się warunków pogodowych, czyli TRÓJKI zmuszeni byliśmy odwołać wyjazd.
Postanowiliśmy wybrać się w inne góry. Jedziemy do Tarnowskich Gór, a dokładnie do Sztolni Czarnego Pstrąga.
Wyjechaliśmy z Gliwic i po 30 minutach docieramy do Parku Repeckiego.

Rozległy, prawie 200 hektarowy Park Repecki posiadający bardzo bogaty drzewostan (buki, dęby, tulipanowce, kasztanowce, cisy) posiada dwa szyby sztolniowe - szyb "Ewa" i szyb "Sylwester".
My kierujemy się do Szybu Sylwester.

Jest to jedyna w Polsce podziemna trasa turystyczna umożliwiająca zwiedzanie podziemi łodziami - 600 metrowy fragment starej sztolni pomiędzy szybami "Ewa" i "Sylwester".

Przepływ łodziami, które poruszane są siłą mięśni przewodników, ich barwne opowieści związane z górnictwem, to niezwykła przygoda, pozostająca na długo w pamięci.
Sztolnia "Czarnego Pstrąga" stanowi ciekawy fragment najdłuższej w systemie tarnogórskich kopalń rud ołowiu i srebra sztolni "Głębokiej" kopalni "Fryderyk", wybudowanej w latach 1821-1834. Sztolnia ta odwadniała rejon górniczy Bobrowniki Śl. oraz rejon Suchej Góry. Spływającą wodę z wyrobisk górniczych w tych rejonach odprowadzała ona do rzeki Dramy. Cała sztolnia drążona jest w skale dolomitowej. W miejscach występowania iłów względnie kurzawki, gwarkowie wzmacniali ociosy i stropy obudową murowaną.

Schodzimy Szybem Sylwester



...krętymi schodami, skąd rozpoczyna się przepływ zestawem łodzi.
Sztolnia "Czarnego Pstrąga" jest częścią ogromnego, podziemnego labiryntu w postaci wyrobisk, korytarzy, komór i chodników o łącznej długości około 150 km.
Dla ruchu turystycznego udostępniono w 1957 roku 600 metrowy odcinek sztolni na głębokości 20-30 m pod ziemią pomiędzy szybami "Ewa" i "Sylwester".
Płynąc obserwujemy w migotliwym świetle lamp karbidowych ocios skał, na których są widoczne pionowe, nieco skośne rowki czyli ślady otworów strzałowych. Szerokość chodnika sztolniowego waha się od 1.20 do 2.50 metra, wysokości 2,20 do 4,00 m, a głębokość od 0.70 do 1.00 m wody.



W migotliwym świetle wprawne oko może dostrzec pstrąga. Wydaje się być czarny, stąd też przyjęła się nazwa chodnika sztolniowego jako „Czarnego Pstrąga”, która funkcjonuje po dzień dzisiejszy.
Wychodzimy szybem Ewa.



Spacerkiem idziemy w stronę auta.
Może nie były Tatry, ale w górach byliśmy. A nazwa miasta pochodzi od wsi wchłoniętej przez miasto, której nazwa wywodzi się od tarniny - Tarnowice oraz słowa gory, co w po staropolsku oznaczało kopalnie.

Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 24.11.2014 | Komentarze 0

Tym razem głównym celem wyjazdu w góry było spotkanie się z Natalią i Adamem.
Wyjechaliśmy z Anią o pierwszej w nocy i kierujemy się na Oświęcim, Wadowice i Czarny Dunajec.
Po czwartej dojeżdżamy do Siwej Polany, gdzie czekamy na naszych znajomych.



Docierają po około piętnastu minutach.
W końcu po tak długim czasie się spotykamy.
Razem jedziemy do Palenicy Białczańskiej, gdzie docieramy przed piątą. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy drogą nad Morskie Oko. Dorożek niestety jeszcze nie było, więc trzeba iść pieszo słynną asfaltówką, najnudniejszą trasą całych polskich Tatr. Pokonanie odcinka pieszo zajmuje niecałe dwie i pół godziny.
Do Wodogrzmotów Mickiewicza idziemy dosłownie po ciemku, ale zaczyna się już robić coraz jaśniej, więc strach przed wyskakującymi niedźwiadkami na drogę mija. Robimy chwilę przerwy.
Dwadzieścia minut później rozpoczynają się niejako oficjalne skróty Drogi Oswalda Balzera. Czerwony szlak, który dotychczas był związany z "asfaltówką" przecina ją w kilku miejscach, co wymiernie zmniejsza dystans do pokonania.
Dalej trasa biegnie przez Dolinę Rybiego Potoku. Z Polany Włosienica rozpościera się wspaniała panorama Mięguszowieckich Szczytów, Cubryny i Mnicha.



Ostatecznie zatrzymują się tu bryczki, których nadal nie było. W okresie zimowym należy pamiętać, że odcinek od polany do Morskiego Oka jest szczególnie narażony na lawiny (schodzą z grzbietu Opalonego).
W końcu docieramy do Schroniska nad Morskim Okiem.
Niesamowite, nikogo nie ma… Co się stało?



No właśnie - nad Morskie Oko trzeba się wybrać możliwie wcześnie rano, gdyż później to magiczne miejsce przeżywa prawdziwe oblężenie, nie tylko w porze letniej. Znad stawu rozpościerają się szlaki na Czarny Staw pod Rysami, Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, Rysy, Wrota Chałubińskiego, Szpiglasową Przełęcz i do Doliny Pięciu Stawów Polskich przez Świstową Czubę.
Dochodząc nad Morskie Oko po lewej stronie mijamy stary budynek schroniska, który od 1891 roku służył za wozownię. Po pożarze właściwego schroniska w 1898 roku, budynek wozowni zaczął pełnić rolę schroniska – jest najstarszym schroniskiem górskim w Tatrach.
Właściwe schronisko nazwane im. Stanisława Staszica zostało wybudowane w 1908 roku przez Towarzystwo Tatrzańskie i jest położone na wysokości 1450 m n.p.m.
Morskie Oko, samo jezioro jest pochodzenia polodowcowego i ma powierzchnię 35h, a największa głębokość to 51m. Woda jest bardzo przejrzysta, widoczność sięga 12m w głąb. Dawniej nazywane Rybim Stawem ze względu na naturalne zarybienie jeziora, co jest zjawiskiem rzadkim w jeziorach tatrzańskich – żyją w nim głównie pstrągi. Zimą w okresie od listopada do kwietnia jezioro jest zamarznięte i można po nim spacerować – oczywiście czas jest umowny i zależy od temperatur panujących wokół.
My odpoczywamy w schronisku.
Następnie ruszamy w dalszą drogę. Podziwiamy jeszcze jezioro,



a dalej górski masyw Mięguszowieckich Szczytów i Mnicha. Z tym ostatnim szczytem związana jest legenda o pewnym zakonniku, który tak zauroczony był okolicą wokół jeziora, że poprosił Pana Boga o możliwość pozostania w tym miejscu na zawsze. Stwórca spełnił jego prośbę, zamieniając w charakterystyczną skałę, zwana właśnie Mnichem.
Godzinę później docieramy nad Czarny Staw.



Czarny Staw w Dolinie Rybiego Potoku to jedno z najpiękniejszych tatrzańskich jezior. Znajduje się ono na wysokość 1583 m.n.p.m w bardzo charakterystycznym kotle polodowcowym, u stóp Rysów i opadającej do niego 570-metrowym urwiskiem Kazalnicy Mięguszowieckiej. Woda ma ciemnoniebieski kolor, który dzięki zacienieniu przez większość dnia przypomina czerń, od której staw wziął swoją nazwę. Co ciekawe, jest to drugie, po Wielkim Stawie w Dolinie Pięciu Stawów, najgłębsze jezioro w Tatrach (czwarte w Polsce). Dno wcina się pod wodę na głębokość ponad 76 metrów. Czarny Staw przewyższa więc pod tym względem Morskie Oko, o czym nie wszyscy wiedzą. Obydwa jeziora łączy Czarnostawiańska Siklawa – bardzo charakterystyczny wodospad.



Przy Czarnym Stawie stoi krzyż, zainstalowany tu w 1836 roku z inicjatywy starosty poronińskiego. Można stąd wyruszyć w dalszą podróż na Rysy lub Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem lub też, posiadając sprzęt wspinaczkowy, porwać się na zdobycie któregoś z sąsiednich szczytów, które są legalnie dostępne dla taterników.
Odpoczywamy robimy zdjęcia,





no i pora wracać.



Na szlaku coraz większe rzesze turystów, a przy schronisku zrobiło się już ciasno…
Wracamy w stronę Palenicy Białczańskiej.
Odwozimy Natalię i Adama na Siwą Polane. Oni idą do Schroniska na Polanie Chochołowskiej, a my jedziemy do Gliwic.
Kategoria Góry, Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Orla Perć - Granaty

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 17.10.2014 | Komentarze 2

Żadnych planów na sobotę nie mieliśmy, ale wpadł mi pomysł do głowy, by skorzystać z październikowej pogody i wybrać się w Tatry.
Zaraz dzwonię do Ani i mówię o pomyśle.
Ania... zobaczymy...
Nie ma co się zastanawiać, jadąc do pracy tankuję auto prawie do pełna i stawiam Anię w sytuacji bez wyjścia.
Z pracy urywam się prędzej, jadę do domu i pakuję nas w góry, Ania tymczasem śpi w Katowicach.
Do Katowic docieram o pierwszej w nocy.
Ania powoli się zbiera i o wpół do drugiej wyjeżdżamy w stronę Zakopanego.
W międzyczasie rozmyślamy na jaki szlak się wybrać. Może z Kuźnic na Kasprowy, a potem na Świnicę, a może z Brzezin na Murowaniec i na Kozi Wierch…
W końcu spokojnie dojeżdżamy przed piątą do Brzezin.
Wszędzie ciemno, nie ma żywej duszy.
Szykujemy się i w drogę, kierunku Murowaniec. Tempo mamy dość dobre dzięki Ani, ponieważ po przeżyciu przygody w Rumunii wszędzie widziała niedźwiedzie. Po niespełna 1,5 godziny docieramy do Schroniska PTTK Murowaniec na Hali Gąsienicowej, które jest położone w Dolinie Suchej Wody Gąsienicowej.
W schronisku chwila przerwy. Myślimy gdzie w końcu iść. Postanowione - wybieramy Granaty.
Kierujemy się najpierw szlakiem niebieskim nad Czarny Staw Gąsienicowy.



Dochodzimy do rozdroża szlaków w dolnym piętrze Koziej Dolinki, skąd w górę prowadzą dwie ścieżki - w prawo na Kozią Przełęcz (szlak żółty) oraz w lewo do Żlebu Kulczyńskiego i na Zadni Granat - szlak zielony



Szlak zielony prowadzi pod górę wśród głazów po wygodnych stopniach.
Łatwa, ale męcząca ścieżka wiedzie piarżysto-trawiastym zboczem zakosami pod górę. Podchodzimy pod piarżysty żlebek, wzdłuż którego idąc pod górę, po skale, na krótkim odcinku napotkamy nieznaczne trudności. Wyżej ścieżka wiedzie zakosami wśród trawiastego terenu. Szlak częściowo wyłożony jest kamiennymi stopniami, jednak na sporych odcinkach ścieżka jest dość mocno zniszczona i pokryta niewygodnym żwirkiem.



Pod samym wierzchołkiem zielono znakowana ścieżka łączy się z czerwono znakowaną Orlą Percią. Skręcając w lewo szlakiem czerwonym zostaje już tylko krótki odcinek podejścia łatwym odcinkiem grani na najwyższy szczyt Granatów.
W końcu wyczerpani wchodzimy na najwyższy szczyt Granatów - Zadni Granat 2240 m.n.p.m.
Granaty są masywem górskim w bocznej grani Tatr Wysokich między Doliną Gąsienicową a Buczynową Dolinką. To właśnie przez nie biegnie najsłynniejszy tatrzański szlak - Orla Perć. Składają się z trzech szczytów:
Zadni Granat 2240 m.
Pośredni Granat 2234 m.
i
Skrajny Granat2225 m.
Zbudowane z granitu stoki cechują się zdradliwością, przepaścistością.
Z Zadniego Granatu szlak schodzi wąską, ale pozbawioną trudności ścieżką w stronę Buczynowej Dolinki. Przez siodło Pośredniej Sieczkowej Przełączki 2218 m. wchodzimy na wierzchołek Pośredniego Granatu.






Przed Skrajną Przełączką trzeba zrobić krok nad słynną szczeliną, nad którą zawieszony jest łańcuch. Ma ona szerokość ok. 1 metra.






Ze Skrajnej Sieczkowej Przełączki opada na lewo, w stronę Doliny Gąsienicowej, znany z wypadków Żleb Drege’a. Ma około 400 m długości i jest zdradliwy; w górnej części jest dość łagodny i szeroki, zaś w części dolnej kończy się około 180-metrowym pionowym i poprzewieszanym kominem. Jest pułapką bez wyjścia dla turystów.



Na Skrajny Granat wchodzimy w prostszy sposób. Do pokonania jedna skalna rynna. Z najniższego z Granatów roztacza się przepiękny widok zarówno na Dolinę Pięciu Stawów Polskich, jak i Dolinę Gąsienicową.
Ze Skrajnego Granatu schodzimy żółtym szlakiem,



który ciągnął się bez końca.
W końcu koło 17 zmęczeni docieramy do schroniska. Jemy zasłużony obiad w schronisku, Ania zamawia zupę pieczarkową i spaghetti, a ja naleśniki ze szpinakiem. Fajnie by było, gdyby był już koniec, ale przed nami około dwie godzinki do Brzezin. Idąc robi się coraz ciemniej, Ania zaczyna widzieć niedźwiedzie. Masakra, przyspieszamy, niedźwiedzi coraz więcej, zaczynają nas gonić... no dobra przesadziłem, a już się rozkręcałem. Cali i zdrowi, bez żadnego pazura w tyłku, docieramy do samochodu. Do Gliwic docieramy po 23.


Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Gdańsk

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 11.09.2014 | Komentarze 0

Wstajemy koło ósmej, może po…
Zbieramy się i jedziemy na miasto…
Idziemy Ulicą Długą.



Potem bocznymi uliczkami,



Następnie kierujemy się na Narodowe Muzeum Morskie.
Mało czasu jest, więc oglądamy wybiórczo i w lekkim biegu. Trzeba by było tu spędzić cały dzień, a tyle nie mamy. Przy okazji dajemy nasze Paszporty z pieczątkami z Latarnii Morskich, by otrzymać odznakę BLIZA
Następnie idziemy na statek Sołdek.



"Sołdek" to pierwszy oddany do eksploatacji w historii polskiego przemysłu stoczniowego statek pełnomorski, który został zaprojektowany przez zespół polskich konstruktorów pod kierunkiem mgr inż. Henryka Giełdzika, i zbudowany w utworzonej 19 X 1947 roku Stoczni Gdańskiej.
Po Sołdku przepływamy promem na druga stronę i idziemy do Żurawia.



Żuraw jest najstarszym zachowanym dźwigiem portowym w Europie. Został zbudowany w latach 1442-1444 w formie dwóch ceglanych baszt, między którymi zainstalowano drewniany mechanizm dźwigowy. Pełnił potrójną funkcję: dźwigu przeładunkowego, fortyfikacji obronnej i bramy miejskiej.
Podnosił ciężkie ładunki ze statków oraz stawiał i opuszczał maszty. Jego mechanizm napędowy stanowiły dwie pary kół o różnej średnicy, zaopatrzone w drewniane belki, po których chodzili robotnicy wprawiając koła w ruch obrotowy.
Potem udajemy się do Dworu Artusa… który znajduje się nieopodal Ratusza Głównego Miasta w pierzei północnej. Jest jednym z dziesięciu obiektów, które powstały nad Bałtykiem od początku XVI w. i jedynym zachowanym w tak oryginalnym stanie do końca XX w.
Następnie idziemy do Domu Uphagena…



To bardzo efektownie urządzona - jedna z nielicznych kamienic dostępnych przy ul. Długiej dla zwiedzających. Należała do prominentnej gdańskiej kupieckiej rodziny lubującej się w przepychu. Można się o tym przekonać wędrując po kolejnych salach kamienicy. Zakupiona w 1775 roku przez Johanna Uphagena kamienica została gruntownie przebudowana przez mistrza budowlanego Johannima Beniamina Dreyera.
Muzeum Bursztynu też postanawiamy zwiedzić. Prezentuje one historię powstania bursztynu, jego właściwości, pozyskiwanie oraz obróbkę na przestrzeni dziejów - od czasów najdawniejszych do współczesności.



Trochę się kręcimy po mieście i idziemy jeszcze do Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku.
Potem zostaje nam już godzina na autobus powrotny do Katowic, ale wsiadamy jeszcze w tramwaj i podjeżdżamy pod bramę stoczni gdańskiej…


Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Twierdza Wisłoujście i Westerplatte

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 0

Budzimy się rano i się zbieramy. Idziemy na autobus, jedziemy do Gdańska.
I zaś ponad półtoragodzinna jazda autobusem.

Przed dziesiątą docieramy do Gdańska.
Idziemy do Informacji i kierujemy się w stronę tramwajów wodnych.
Kupujemy bilety na Tramwaj Wodny.
Płyniemy w kierunku Westerplatte około pięćdziesiąt minut.
Początkowo płyniemy Motławą. W centrum Gdańska Motława rozdziela się na liczne odnogi, tworząc sieć kanałów wokół Wyspy Spichrzów i Ołowianki, aby spotkać się z Martwą Wisłą w okolicy Polskiego Haka.
Szlak z Gdańska do Westerplatte to droga wodna prowadząca z serca Starego Miasta do Zatoki Gdańskiej.
Mijamy tam wyjątkowe miejsca takie jak średniowieczny Żuraw,



Suche doki,



Stocznie (a raczej jego pozostałości)



odrestaurowane spichlerze,



Mijamy Twierdzę Wisłoujście,



i Zakręt Pięciu Gwizdków. Nazwa pochodzi od sygnałów dźwiękowych, dawanych przez statki mijające ten zakręt.
Zakręt powstał z głównego koryta Wisły przy jej ujściu do Zatoki Gdańskiej, z zachodniej odnogi odciętej śluzą w końcu XVIII wieku. Po 1820 został przebudowany w kanał portowy z kamiennymi nabrzeżami.
Z tego miejsca niemiecki pancernik Schleswig-Holstein ostrzelał Wojskową Składnicę Tranzytową na Westerplatte w 1939. To wydarzenie uznaje się za początek II wojny światowej.

W końcu docieramy na ląd. Kierujemy się na Twierdzę Wisłoujście.

Twierdza Wisłoujście to niezwykły zabytek sztuki fortyfikacyjnej.



Jej nazwa wywodzi się z czasów, gdy ujście Wisły znajdowało się bezpośrednio na północ od Twierdzy.



Miejsce to stanowiło ważny z punktu widzenia strategicznego teren, skąd można było kontrolować ruch statków wychodzących i wchodzących do Gdańska. Strategiczne znaczenie tego miejsca doceniono bardzo wcześnie.



Nie jest wykluczone, że już za panowania książąt pomorskich znajdowała się tu strażnica.

Po zwiedzeniu twierdzy udajemy się na przylądek Westerplatte. W miejscu, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa, znajduje się cmentarz poległych w 1939 r. żołnierzy polskich, ocalała Wartownia nr 1, ruiny koszar i Wartowni nr 3, oraz stojący na usypanym po wojnie kopcu Pomnik Obrońców Wybrzeża, odsłonięty w 1966 roku.

Wszystko zaczęło się 1 września 1939 r. o godzinie 4:48, kiedy pancernik „Schleswig-Holstein” otworzył ogień w kierunku Westerplatte. Przez kolejne siedem dni obrońcy odparli trzynaście szturmów i kilkanaście wypadów, zabijając i raniąc niemal 1000 Niemców. W końcu jednak musieli skapitulować.

Najpierw idziemy do Wartowni nr 1.



Wartownia nr 1, jedyny ocalały obiekt militarny byłej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, który przetrwał działania wojenne 1939 roku. Jest to budynek o wymiarach 7x7 m, wzniesiony z żelbetonu w latach 1933-1934. 29 czerwca 1974 roku otwarto w odbudowanej Wartowni Izbę Pamięci Narodowej, a 2 stycznia 1980 r. minister kultury i sztuki przekształcił ją w Oddział Muzeum Historii Miasta Gdańska, obecnie Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
Mijamy koszary...



W 1934 r. rozpoczęto budowę nowego budynku koszarowego, jak na owe czasy bardzo nowocześnie zaprojektowanego. Był to jednopiętrowy budynek o powierzchni 654 m2, konstrukcji żelbetonowo-szkieletowej wypełnionej półmetrowym murem z cegły. Koszary otrzymały kształt niesymetrycznej litery T, ułożonej częścią poprzeczną równolegle do kanału portowego. W kondygnacji piwnicznej urządzono pomieszczenia przeznaczone na radiostację, kabinę bojowa, elektrownię i magazyn amunicji, kuchnię magazyn i garaż.

Głodni udajemy się na wojskowa grochówkę. Ale zamiast grochówki jest zupa Plasera.



Czemu Plasera? Ponieważpan kucharz zapomniał kupić grochu i wysłał swojego pomocnika do sklepu, ale okazało się ze w całym Gdańsku grochu nie było, no i cóż - tak podobno powstała grochówka bez grochu, czyli zupa Plasera.
Po pysznej zupie idziemy już pod pomnik.



O szesnastej mamy powrotny tramwaj do Gdańska.
W Gdańsku idziemy jeszcze obejrzeć Ratusz Głównego Miasta.



Jest to gotycko-renesansowa budowla, usytuowana na styku ulicy Długiej i Długiego Targu. Jej sylwetka dominuje nad panoramą Drogi Królewskiej, najbardziej reprezentacyjnego traktu zabytkowej części miasta.
Następnie wsiadamy w tramwaj lądowy i jedziemy na ostatnią na naszej liście latarnię morską, gdzie docieramy za piętnaście osiemnasta.



To nasza ostatnia Latarnia Morska zdobyta w Polsce.



Jedna z najpiękniejszych latarń morskich północnej Europy, mierząca 27 metrów wysokości, została zbudowana w 1893, a oddana do użytku w 1894 roku. Według legendy jest ona bliźniaczką najpiękniejszej latarni morskiej Ameryki – w Cleveland w stanie Ohio. Była pierwszą latarnią morską nad Bałtykiem używającą światła elektrycznego.
Latarnia morska Gdańsk Nowy Port przeszła do historii światowej
1 września 1939 strzałem z okna latarni dano znak żołnierzom znajdującym się na okręcie Schleswig-Holstein do rozpoczęcia ostrzału Westerplatte. Kilka chwil później z Westerplatte padły dwa strzały – pierwszy chybił. Drugi był już celny i trafił w budynek latarni. Do dziś widać miejsca z nową jasną cegłą.
Wraz z uruchomieniem latarni w gdańskim Porcie Północnym, w 1984 roku została wyłączona.

1%
Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Krynica Morska

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 0

Stoimy na dworcu w Katowicach, ludzi mnóstwo. Cale szczęście, że bilet kupowaliśmy 3 tygodnie prędzej, dzięki czemu mamy zarezerwowane miejsce siedzące. Ludzie, którzy kupowali bilety dużo później przez cała drogę do Gdańska musieli stać. Pociąg jest parę minut opóźniony, ale to nic nowego. Ruszamy.
Noc w pociągu minęła bez problemów, nawet jesteśmy o czasie w Gdańsku.
Z godzinę kręcimy się po dworcu, ponieważ chcemy kupić Kartę Turysty, która uprawnia do wielu darmowych wstępów i wielu zniżek.
Kupujemy karty i lecimy na dziewiąta dziesięć na autobus do Krynicy Morskiej.
Trochę czasu mija, przyjeżdżamy po ponad półtoragodzinnej jeździe.
Pierwsze co, to udajemy się w stronę latarni morskiej.
To przed ostatnia latarnia morska do zdobycia przez nas w Polsce.



Na górę krynickiej latarni prowadzi ponad 100 krętych schodków. Warto ponieść trochę wysiłku, gdyż widok z samej góry wynagrodzi wejście. Z galerii na szczycie roztacza się fantastyczny widok na Mierzeję Wiślaną, Zatokę Gdańską, Zalew Wiślany i Frombork. Wzrokiem można także dosięgnąć Trójmiasta i rosyjskiego obwodu kaliningradzkiego.



Całkowita wysokość obiektu wynosi 27 metrów, natomiast światło ma zasięg 19 mil morskich, czyli około 35 kilometrów.

Co ciekawe obiekt powstał w miejscu dawnej latarni. Pierwsza budowla tego typu w Krynicy Morskiej została zbudowana i uruchomiona w 1895 roku. W 1945 roku została ona wysadzona przez Niemców, którzy uciekali przed Armią Czerwoną.

Nowa latarnia została uroczyście otwarta 25 sierpnia 1951 roku.
Po zwiedzeniu latarni zaczynamy szukać noclegu. I zaczyna się problem, bo po obdzwonieniu kilkudziesięciu miejsc noclegowych wszystko zajęte. I co tu robić? Idziemy dalej i szukamy.
Udaje się nam znaleźć nocleg w starej przyczepie campingowej za 50 złotych.



Z jednej stronę dobre i to.

Przebieramy się i udajemy się na plażę.
Pogoda zbytnio nie dopisuje, nie jest zimno, ale są chmury.
Ania zanurza się w morzu,



a ja standardowo buduję pałac dla Ukochanej.



Gdzieś z daleka słychać grzmoty i po chwili zaczyna kropić, następnie padać, aż w końcu całkiem lunęło.
Nie było sensu się ubierać, więc w strojach plażowych udajemy się w stronę wyjścia z plaży. Trochę to nam zajmuje, a deszcz leje…
W końcu docieramy do przyczepy. W międzyczasie ulewa ustępuje. Przebieramy się i idziemy do centrum, bardziej do portu.



Wieczorkiem idziemy jeszcze na plażę.


Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Malý Rozsutec

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 26.08.2014 | Komentarze 0

Po siódmej pobudka, tradycyjne śniadanie i w drogę.

Najsłynniejszy słowacki zbójnik Juraj Janosik (Jánošík) urodził się w charakterystycznej wsi Tierchowa (Terchová) na północnym - zachodzie Słowacji. Swojego sławnego krajana mieszkańcy Tierchowej uwiecznili w monumentalnej rzeźbie, która stoi u wejścia do Doliny Wratnej (Vrátna dolina). Tam właśnie jedziemy.



Bez względu na to, że los Janosika pełen jest legend i niesprawdzonych opowieści, to jednak jest on rzeczywistą osobistością słowackich dziejów. Sławny zbójnik i sprawiedliwy obrońca biednych urodził się w 1688 roku w miejscowości Tierchowa, leżącej na zboczach Małej Fatry (Malá Fatra). Jego miejsce urodzenia to jeden z tierchowskich przysiółków, leżących po stronie Pogórza Kisuckiego (Kysucká vrchovina).
Po przeciwnej stronie tierchowskiego przysiółka mieszkańcy wsi postawili swojemu sławnemu krajanowi monumentalny pomnik, wykonany z blachy stalowej w nadnaturalnej wielkości, mierzący 7,5 metra wysokości. Wybudowano go w 1988 roku. Jego autorem jest akademicki rzeźbiarz Ján Kulich.
Spod pomnika kierujemy się na Biely Potok. To tu znajduje się początek naszej trasy na Malá Fatra. Idziemy niebieskim szlakiem przez Dolné diery. Występujące tu liczne drabinki oraz mostki pokonują wapienne progi, przez które spada malowniczymi kaskadami potok.



Szlak bardzo przyjemny, ze słowacką fantazją, bo przecież gdzie indziej znaleźć most położony nie w poprzek, a wzdłuż rzeki? :)

Dochodzimy do Podžiar, gdzie znajduje się mała chatka,



chwilkę odpoczywamy i decydujemy wejść przy okazji na Vrchpodžiar 745 m.n.p.m.

Następnie przechodzimy Horné diery, również z licznymi mostkami  i wodospadami.



Szlak jest przyjemny. Dochodzimy do przełęczy Medzirozsutce (1200 m.n.p.m.). Chcemy wejść na Wielki Rozsutec (1610 m.n.p.m.), jednak podążając za grupą ludzi, nie patrząc na znaki, oddalamy się od naszego celu, a kierujemy się w stronę Malý Rozsutec. Decydujemy, że tym razem idziemy więc na Malý Rozsutec. Podejście jest strome, ale niedługie, z odrobiną łańcuchów.



Przed czternastą dochodzimy na Malý Rozsutec (1343 m n.p.m.).



Zejście również strome,



tworzą się korki, bo ludzi jest dość dużo. W końcu jednak dochodzimy do parkingu w Biely Potok.

Pora na powrót, wsiadamy do auta i kierujemy się na Liptovsky Mikulas, ale po drodze podjeżdżamy jeszcze na Likavský hrad.
Likavský hrad to ruiny średniowiecznego zamku, wznoszące się nad wsią Likavka w powiecie Rużomberk, w kraju żylińskim, w północnej Słowacji.



Pierwsza wzmianka o Zamku Likawskim pochodzi z 1315 roku. Jego budowę na skalistym garbie u podnóży Przedniego Chocza, na pograniczu Kotliny Liptowskiej i Gór Choczańskich rozpoczęto ze względu na strzeżenie przejścia przez rzekę Váh. Był najważniejszą twierdzą dolnego Liptowa. Strzegł ważnego strategicznie szlaku handlowego, wiodącego z Liptowa na Orawę i dalej do Polski.
Z budowany po 1335 r. na polecenie potężnego pana feudalnego, żupana Donča. W 1341 r. był już siedzibą załogi wojskowej, strzegącej wspomnianego wyżej szlaku oraz zarządu królewskich majątków w dolnym Liptowie. Ród Hunyady w drugiej połowie XV wieku kolejno przebudowywał i poszerzał pierwotny gród, dzięki czemu powstał tzw. dolny gród. W drugiej połowie XVII wieku rodzina Thököly dobudowała system fortyfikacyjny. Na początku XVIII w. w rękach kuruców Franciszka II Rakoczego. Zburzony w 1707 r. z rozkazu Rakoczego, ustępującego przed wojskami habsburskimi.
Zamek z czasem opustoszał i przekształcił się w ruinę. Prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne rozpoczęły się w latach 70. XX wieku. W ich wyniku odbudowano m.in. wieżę zamurowanej starej bramy, trzecią bramę, fragmenty murów dolnego i górnego zamku. Po gruntownej rekonstrukcji była niedawno udostępniona została zwiedzającym Hunyadyho veža, w której mieści się ekspozycja z historii zamku Likava.
Zamku nie udaje się nam zwiedzić, gdyż za późno przyjechaliśmy. Może innym razem.
Dojeżdżamy do Liptowskiego Mikulasza, dodam,  że przez przypadek jechaliśmy drogą płatną bez winiety… Uff, obyło się bez żadnej kontroli…
Robimy zakupy w tesco i jedziemy do miejsca, w którym już kiedyś mieliśmy nocleg.
A jutro jedziemy do Tatralandii :)


Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Slovenské Hrady

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 25.08.2014 | Komentarze 0

Z Rumunii wracamy wcześniej, niż to było planowane, więc nasuwa się pytanie - co robimy dalej?
Plany były różne: jechać na Slovenský Raj lub Teplické skalní město, ale według prognoz pogoda miała nie dopisywać.
Postanawiamy jechać na Małą Fatrę. Tu prognozy nie przewidują opadów deszczu.
Ruszamy rano, skoro świt. Kierunek Słowacja. Jedziemy przez Cieszyn i Žilina.

Przed jedenastą docieramy do Lietava - wsi na Słowacji położonej w kraju Żylińskim, w której znajduję się Lietavský hrad.
Parkujemy auto i w drogę. Do zamku idziemy już pieszym szlakiem niebieskim. Z miejscowości Lietava Majer mamy około czterdzieści pięć minut.

Zamek Lietava to rozległe ruiny na górze Skałki w Górach Sulowskich. Jest położony na szczycie skalnego grzebienia góry Cibul'nik (635 m), pomiędzy wsiami Lietava i Lietavska Svinna. Stał w tym miejscu już w II poł. XIII w. Jednym z jej właścicieli był Mateusz Czak Trenczański, później należał m.in. do rodziny Thurzo, którzy nadali mu do dziś widoczny renesansowy charakter. Nigdy nie został zdobyty. Od XVII w. nie był zamieszkany i służył za skarbiec.

Zamek już z daleka robi niesamowite wrażenie.



Zwiedzamy go, gdyż wstęp jest bezpłatny.







Wracamy do auta i kierujemy się na Hrad Strečno.
Jesteśmy tam przed piętnastą. Najpierw przechodzimy przez średniowieczną wieś Paseka, która znajduję się pod zamkiem.



Na lewym brzegu rzeki Wag, na wzniesieniu z kalcytowej skały wznosi się Zamek Streczno (hrad Strečno), w przeszłości najbardziej bezpieczna twierdza regionu Wagu (Považie).
Najstarsze rozmiary obiektu, na którego część składał się kwadratowy donżon pełniący funkcję strażniczą i obronną , niewielki budynek mieszkalny, cysterna oraz dziedziniec otoczony murami, wynosiły 18 x 22 m. W kolejnych stuleciach właściciele powiększali i rozbudowywali obiekt zamkowy, w wyniku czego w XVII wieku osiągnął on największe rozmiary i stał się najbardziej nowoczesną twierdzą na środkowym Poważu.






Zamek jest nierozłącznie związany z losami Zofii Bośniaczki (Bośniakowej). Jest to przede wszystkim historia miłości do męża, Boga i biednych. Zofia zmarła w 1644 roku. Kilkanaście lat później w krypcie zamku odnaleziono jej nienaruszone ciało. Szczątki Zofii przewieziono do kościoła w bliskiej miejscowości Teplička nad Váhom. W kwietniu 2009 roku padły one ofiarą wandalizmu - zostały bowiem zniszczone - spalone. Kopię zmumifikowanych zwłok umieszczono w kaplicy na zamku.



Po zwiedzeniu zamku udajemy się na Starý hrad.
Położony na wysokości 475 m.n.p.m.
Najstarsze znane źródła o tym zamku pochodzą z 1267 r, wówczas nazywał się on zamkiem Varin (hrad Varin). Z tego najstarszego okresu pochodzi zachowana do dzisiaj wieża obronna. Zamek zbudowany został na skałach w miejscu, w którym trakt handlowy przechodził brodem z prawej strony Wagu na jego lewy brzeg. Zadaniem zamku była ochrona tego traktu oraz pobieranie myta od podróżujących nim. Później, gdy wybudowano na drugiej stronie Wagu Zamek Strečno, stracił znaczenie i zaczęto go nazywać Starým hradem.
Obecnie zamek jest w ruinie, można chodzić wszędzie, oczywiście na własną odpowiedzialność.






Przed dwudziesta druga znajdujemy pole namiotowe, najdroższe w mojej historii - dwie osoby za jedyne dwanaście euro. A prysznic dodatkowo płatny...
Kategoria Bez Roweru