Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46528.56 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:582.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:55
Średnia prędkość:15.77 km/h
Maksymalna prędkość:64.90 km/h
Suma podjazdów:5270 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:38.81 km i 2h 27m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
44.47 km 0.00 km teren
03:02 h 14.66 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 12 Porumbacu de Jos - Sibiu

Poniedziałek, 7 lipca 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0

Pobudka o siódmej, tak przynajmniej Ania nastawiła budzik. Ja wstałem o siódmej trzydzieści. Oj, ciężko było. Wychodziło to już z nas - te zmęczenie.
Zbieramy się. Śniadania dziś nie ma! Zero zapasów.
Do Sibiu mamy z 32 kilometry. Na początku można powiedzieć, że z górki, no i trochę po płaskim.
Ale ten znak nas dobił.



Po około półtorej godziny docieramy na drogę do Sibiu. Ukazuję się znak "zakaz rowerów", ale nie mamy wyjścia - jedziemy.
Docieramy do Sibiu. Pierwsze co robimy, to kierujemy się do Auchan na zakupy, chcemy zjeść w końcu śniadanie.
Dalej jedziemy na stację kolejową. Pierwszym pomysłem było, aby jechać pociągiem do Oradei, lecz nie ma możliwości przewozów rowerów. Kolejny pomysł - jedziemy nazamek w Hunedoara, jednak i tu podobny problem - nie ma konkretnych połączeń. W końcu po długich namysłach kupujemy bilet do Alba Iulia.
Pociąg odjeżdża dopiero o 15:51, więc mamy z trzy godziny wolnego czasu. Jedziemy więc w kierunku rynku.



Chwilę siedzimy, ale słońce tak grzało, że się nie dało wysiedzieć. Wracamy więc z powrotem na dworzec.
Na dworcu zaczepia nas cyganka, mówi coś po rumuńsku. Ania po angielsku odpowiada, że nie rozumie, a ta cyganka zaczyna płynnie mówić po angielsku, oczywiście chce pieniądze. W końcu się odczepia. A my czekamy na pociąg.
Podjeżdża pociąg, coś w stylu naszego Elfa, pakujemy rowery i czekamy na odjazd. Coraz bardziej tłoczno się robi. W końcu ruszamy w gorącym pociągu. Nadchodzi konduktor, który sprawdza bilety jedna ręką, a drugą zbiera łapówki od gapowiczów.
O 18:37 punktualnie docieramy do Alba Iulia.
Idziemy pytać się o pociąg dalej. Okazuje się, że za niecałe dwadzieścia minut jedzie pociąg do Cluj Napoca, a tam przesiadka na Oradea. Przyjeżdża pociąg. Wagonu na rowery oczywiście brak, więc udajemy się na sam koniec. Pociąg rusza.
Po około dwóch i pół godzinie, czyli o 21:20 dojeżdżamy do Cluj Napoca.
Jedziemy oglądać centrum.



De facto plątamy się bez sensu po mieści, bo nie mamy żadnej mapy.



Robimy większe zakupy - kupujemy dobre ciastka i inne pyszności, a następnie wracamy na dworzec. Czekamy tam aż do drugiej trzynaście, żeby dotrzeć do Oradei.




Dzień 13
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
64.37 km 0.00 km teren
04:38 h 13.89 km/h:
Maks. pr.:58.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1460 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 11 Transfăgărășan - Porumbacu de Jos

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Już o dziewiątej ruszamy w dalszą drogę.
Tylko piętnaście kilometrów dzieli nas od Bâlea Lac. Dodam, że samego podjazdu.
Znajdujemy się już na 1285 m.n.p.m.



Po niecałym kilometrze ukazują się piękne widoki, które zapierają dech w piersi. Są wręcz nie do opisania.



Zdjęcia nie oddają piękna okolicy nawet w połowie!



Gdzieś może na szóstym kilometrze robimy postój. Jesteśmy już na 1520 m.n.p.m. Idziemy jeść, bo mamy lipę z zaopatrzeniem w żywność.
Z daleka widać wodospad, wydaje się, że jest blisko.



De facto
jest, ale droga bardzo daleka.



Docieramy do Cascada Capra. Wodospad znajduje się na wysokości 1690 m.



Czyli mamy nowy rekord - dojechaliśmy rowerem dwadzieścia metrów wyżej, niż nasz poprzedni rekord - wjazd na Sliezsky dom.



Stąd do Bâlea Lac jest już 5 kilometrów. Z daleka widać wjazd do tunelu.



Serpentyny nie mają końca. Droga dalej wije się w górę, aż do tunelu. Jesteśmy już zmęczeni, praktycznie co kilometr robimy przerwę.



Jeszcze tylko dojechać do domku i zaraz będzie tunel. Czyli jeszcze z godzinę drogi.



Przerwa, koniki trzeba było nakarmić cukrem. Ciekawe, czy to dzikie konie...



Już prawie pod tunelem, zmordowani, ale szczęśliwi.



Robimy odpoczynek przed tunelem.






Do Bâlea Lac dzieli nas 884-metrowy tunel przecinający góry (najdłuższy w Rumunii). Jest on otwarty w określonych godzinach i w określonym sezonie.

Jedziemy...
Tunel zbudowany w czasach i na polecenie Causescu sprawia nieco przerażające wrażenie. Wjeżdżając do niego ma się wrażenie, że jest to powojenny tunel dla czołgów, albo inna wojskowa instalacja. W rzeczywistości takie właśnie było jego pierwotne przeznaczenie, a cała trasa miała służyć szybkiemu przemieszczaniu wojsk. Dziś jest to jedynie turystyczna atrakcja, pełna malowniczych widoków. Tunel zabezpieczony jest specjalnymi stalowymi wrotami które są zamykane po godzinie dwudziestej pierwszej.



Docieramy...Bâlea Lac (2044 m.n.p.m.) zdobyte rowerem :) 
Bâlea – jezioro polodowcowe w rumuńskich Górach Fogaraskich, położone na wysokości 2034 m n.p.m. Jego powierzchnia wynosi 4,65 ha, maksymalna głębokość 11,35 m.



Jezioro leży obok północnego skraju tunelu przecinającego na wysokości 2027 m n.p.m. łańcuch górski z północy na południe, około 13 kilometrów na południe od miejscowości Cârţişoara, gdzie zaczyna się przecinająca Góry Fogaraskie Szosa Transfogaraska, ok. 2 km na północny wschód od szczytu Laiţel (2390 m n.p.m.) i ok. 3 km na północny wschód od drugiego pod względem wysokości szczytu Rumunii, Negoiu (2535 m n.p.m.)
Nad jeziorem znajdują się dwa całoroczne schroniska turystyczne i stacja meteorologiczna. W sezonie zimowym 2005/2006 powstał pierwszy w tej części Europy hotel zimowy z lodu i śniegu.

Idziemy na taras widokowy i ukazuje się nam przepiękny widok.



Robimy przerwę, chwila relaksu.
Koło siedemnastej zbieramy się i zaczynamy zjeżdżać. Co prawda trzeba było wybrać, czy cieszyć się w całości zjazdem bez zdjęć, czy robić zdjęcia, ale zjeżdżać z przerwami. Wybieramy drugą opcję, dlatego też co chwilę się zatrzymujemy, by podziwiać widoki i robić zdjęcia. Czasem trzeba było również się zatrzymać, by hamulce ochłonęły.






Ale co to by było: góry bez owieczek? Miałem szczęście - czekały na mnie :)



Owiecki za mną...



Zbliża się powoli koniec trasy.



Już koniec górek i niesamowitych wrażeń, trzeba się pożegnać i jechać dalej.



Docieramy do skrzyżowania tras: Transfogaraskiej, czyli 7C, z E68. Kierujemy się w stronę Sibiu.
Robimy jeszcze zakupy na stacji benzynowej i rozglądamy się za noclegiem, ale za drogo.
Mijamy Scoreiu, ale tam nie ma żadnego cazare. Zaczyna kropić. Do najbliższej miejscowości zostało około dziesięć kilometrów. A dookoła pola...
Za Porumbacu de Jos postanawiamy zapytać się w przydrożnym Centrum Ogrodniczym czy była by możliwość rozłożenia namiotu. Właściciel bez problemu zgodził się, pytając czy czegoś nie potrzebujemy. I nic nie chciał w zamian.
Z resztek, które nam pozostawały robimy kolację, czyli gotujemy ciorbă i kładziemy się spać. 





Dzień 12
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
48.32 km 0.00 km teren
03:38 h 13.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 10 Căpățânenii - Transfăgărășan

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Gdzieś koło 2:00 w nocy budzi mnie szczekanie psów. Na początku to zignorowałem, ale szczekanie było coraz bardziej agresywne, do tego jeszcze z oddali było widać, jak ktoś świeci latarką na wszystkie strony.
Chwytam za latarkę, otwieram namiot i co pierwsze zobaczyłem?
Gościa z wielkim rozżarzonym badylem, lecącego w stronę rzeczki. Po kilku setnych sekundy zobaczyłem wielkie świecące ślepia w zaroślach. Nagle te ślepia idą w kierunku naszego namiotu, ale po drugiej stronie rzeczki. Na początku myślałem, że to sarna, dzik, czy nawet wilk.
Po chwili dostrzegam całą sylwetkę tego osobnika. Mówię do Ani, żeby dała gaz, bo niedźwiedź idzie. Ania wpada w panikę, uspakajam ją. Trzymając w ręce gaz i latarkę obserwuje niedźwiadka. Ania się wychyla z namiotu... Może dziesięć, góra piętnaście metrów od nas mija nas mały niedźwiadek, no może średni niedźwiadek, spoglądając w naszą stronę.
Na pewno sobie pomyślał: czy możesz mi nie świecić po oczach?
Wrażenia bezcenne, nie ukrywam, że też byłem przerażony. 
Pisząc teraz tą relacje zastanawia mnie jedno - czy przypadkiem misiu nie był koło naszego namiotu? Ania przed usłyszeniem szczekania miała wrażenie jakby coś chodziło koło naszego namiotu.
Szczekanie ucichło, emocje opadły. Ania ze stresu szybko zasnęła, ja jeszcze chwile czuwałem.
Jak się rano okazało niedźwiadek chciał sobie pobuszować w koszu na śmieci i wszystkie kosze w okolicy były powalone.
Wstajemy rano o 7:30. Otwieram namiot i patrze, a moim oczom ukazuje się nasz nocny stróż.



Leżał chyba z dwa metry od naszego namiotu. Pilnował nas, więc też dostał zasłużone śniadanie.
Ruszamy i praktycznie od razu ukazują się nam na jednej z gór ruiny Zamku Poienari.



XVIII-wieczne legendy przypisują budowę twierdzy hospodarowi Władowi Palownikowi, pierwowzorowi słynnego Drakuli..
Na pytanie dlaczego to Bran jest komercyjną stolicą Transylwanii nietrudno znaleźć odpowiedź - Poienari jest ruiną... Nie zwiedzamy go, brak czasu i ktoś musiałby pilnować rowerów.
Jak wyczytałem - prowadzi tam ponad 1400 schodów.
Jedziemy dalej. Jesteśmy na Drodze Transfogaraskiej(Transfăgărășan) - drogi krajowej DN7C. Jest to najwyżej po Transalpinie położona droga Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m.
Transfăgărăşan to długa 108 kilometrowa droga prowadząca przez najwyższe pasmo Gór Fogarskich, pasma Karpat.
Powstała w latach 1970-1974, a inicjatorem jej budowy był ówczesny komunistyczny przywódca Rumunii - Nicolae Ceauşescu (1918-1989). Z początku szosa ta miała znaczenie militarne, a jej budowa pochłonęła ogromne ilości pieniędzy i okupiona została dużymi stratami w ludziach. Obecnie droga ta stanowi jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych Rumunii.
Szosa Transfogaraska łączy Siedmiogród (Transylwanię) na północy, z Wołoszczyzną na południu, przebiegając pomiędzy najwyższymi szczytami pasma: Moldoveanu (2544 m n.p.m.) i Negoiu (2535 m n.p.m.).







Jadąc od strony południowej dojeżdżamy do olbrzymiej, wysokiej na 160 metrów zapory na rzece Ardżesz (rum. Argeş).
Budowa zapory trwała cztery i pół roku i została ukończona w roku 1965. Następstwem budowy było powstanie na wysokości 839 m n.p.m. sztucznego jeziora Vidraru o powierzchni niecałych 9 km². Droga prowadzi krawędzią zapory. Z jednej strony jest przepaść,



a z drugiej piękne jezioro.



Jeszcze zdjęcie w tunelu, który prowadzi trasą w terenie.



Widok jest niesamowity.



Ruszamy dalej, raz pod górkę, a raz z górki, ale nie widać tych serpentyn.
Robimy przerwę serwisową, postanowiłem przesmarować łańcuchy, bo zaczęły lekko popiskiwać.
Nagle w krzaczkach pojawiają się małe pieski.



Prawda, że słodki?



Musimy jechać dalej. Mijają nas rowerzyści, którzy przez kolejne paręnaście kilometrów będą nam towarzyszyć, tzn. raz oni nas wyprzedzają, a raz my ich - i tak z kilka razy.
A serpentyn i tych wielkich gór nie widać. Do Bâlea Lac zostaje nam 15 kilometrów. Po lewej mamy jakieś zabudowania.
Tam postanawiamy znaleźć cazare. Zjeżdżamy w boczną uliczkę i znajdujemy nocleg za osiemdziesiąt lei.
Na wieczór jeszcze kolacyjka w restauracji z pseudo kelnerem.


Dzień 11
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
68.74 km 0.00 km teren
04:47 h 14.37 km/h:
Maks. pr.:64.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:940 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 9 Câmpulung - Căpățânenii

Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Stało się to chyba już tradycją - pobudka o ósmej, śniadanie, pakowanie i wyjazd przed dziesiątą.
Właściciel motelu przed wyjazdem w dalszą drogę powiedział nam, że mamy sześć kilometrów do skrętu w lewo przez most w kierunku na Curtea de Arges i przed sobą sześć podjazdów.



I faktycznie tak było. Sześć podjazdów i sześć zjazdów, co razem dało około czterdziestu dwóch kilometrów.
W końcu dojeżdżamy do ...



Małe zakupy w Kauflandzie i dalej w drogę.
Wjeżdżamy na drogę 7C czyli na Drogę Transfogaraską, jednak nie przypomina to ani trochę drogi, którą oglądałem na internecie.
Mijamy małe wsie, aż w końcu dojeżdżamy do Căpățânenii Ungureni.



Spotykamy dwóch sakwiarzy, pytamy się ich, czy jest dalej miejsce do rozbicia namiotu. Mówią, że jest jakiś domek drewniany, gdzie możemy spytać gospodarza, który na pewno nam pozwoli rozbić namiot. Mijamy ten domek, ale jedziemy jeszcze kawałek. Dalej mijamy polankę, gdzie stoją dwa auta campingi.
Macha nam gość, i mówi, że tu można rozbić namiot za 5 lei, rano ktoś przyjedzie i się mu zapłaci.
No to super, rozbijamy namiot koło rzeczki.



Nie ma  to jak dobra opalenizna :P



Jemy dobrą kolacyjkę i kładziemy się spać.
Aaaa, zapomniałbym napisać o psiej rodzince, która nas chyba polubiła.







Dzień 10
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
61.18 km 0.00 km teren
04:21 h 14.06 km/h:
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 8 Bran - Câmpulung

Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Rano żegnamy się z Bran i ruszamy w drogę.
Droga pnie się non stop do góry i tak przez szesnaście kilometrów.



Droga ciągnie się serpentynami, cztery kilometry zjazdu i znów długi podjazd. Następnie chwila zjazdu...



I znów podjazd .
Po drodze mijamy grupkę rowerzystów z Polski. Wymieniamy się informacjami o drodze i życzymy przyjemnej podróży.
Jedziemy dalej. W Rucăr jemy sobie obiad.
- cascaval pane
- cartofi prăjiţi
 - salata de roşii si castraveţi
czyli...
Smażony ser, frytki i sałatka z pomidorem i ogórkiem.
Za Rucăr dosięga nas pierwsza ulewa, udaje się nam schować na przystanku. Po około dwudziestu minutach przestaje i ruszamy  dalej. Wjeżdżamy do Câmpulung, gdzie robimy małe zakupy w Lidlu.
Kawałek za Lidlem zaczyna kropić, zaczynamy uciekać z nadzieją, że zaraz pojawi się jakiś napis"cazare".
Nagle Ania zrywa łańcuch, na dodatek dosięga nas kolejna ulewa.
Bez namysłu chowamy się pod daszkiem przedszkola. Siedzimy tam z dobre półgodziny, zaczyna jeszcze grzmieć. Ja naprawiam Ani łańcuch. Niestety po chwili panie wychodzące z przedszkola z przykrością nas informują, że muszą zamknąć teren przedszkola.
Dobrze, że w międzyczasie wyciągnęliśmy peleryny i pokrowce. Jesteśmy zmuszeni jechać dalej w tym deszczu. Prawie cali przemoczeni znajdujemy motel za siedemdziesiąt lei. Pokój daje dużo do życzenia... Zwłaszcza łóżko które piszczy...
Ale nie kapie nam na głowę.
Może jutro uda się nam wjechać na Transfăgărășan.



Dzień 9
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
44.60 km 0.00 km teren
02:59 h 14.95 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:290 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 7 Brașov - Bran

Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 29.07.2014 | Komentarze 0

Leniwie budzę się w hotelowym pokoju.
Ania już na nogach.
Oj, jak mi się nie chce.
No cóż, zbieramy się.
Jedziemy oglądać Brașov. Jest to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych miast Transylwanii. Jest ósmym pod względem wielkości miastem w Rumunii. Dzisiejsza nazwa miasta – Braşov – pochodzi prawdopodobnie od tureckiego słowa barasu znaczącego tyle co biała woda.
Docieramy na rynek.



Z rynku kierujemy się już na Pitești.



Dojeżdżamy do Rasnov.



Górujący nad miastem zamek zbudowali Krzyżacy w okolicach roku 1215. Po ich wygnaniu przez króla warownię przejęli tutejsi chłopi i sami ją dalej rozbudowywali i umacniali. Jest to więc tak zwany zamek chłopski, a w związku z tym nie znajdziemy tu budowli typowych dla zamków arystokratów, w końcu miał służyć tylko jako schronienie na wypadek ataku.
Nie wjeżdżamy na górę, czas goni, więc jedziemy dalej.
Mijamy uparte osiołki.



Wjeżdżamy do Bran.



Jakoś bez zastanowienia jedziemy dalej, zatrzymujemy się później koło sklepu, by się napić.
Zastanawiamy się co robić. Postanowione - zawracamy, by zobaczyć zamek w Bran.
Nocleg znajdujemy bez problemu, blisko zamku, za osiemdziesiąt lei.



Pierwszy drewniany zamek w Branie wybudowali jeszcze Krzyżacy, w tym samym czasie gdy powstawał Braszów. Ów zamek został doszczętnie zniszczony podczas najazdu tureckiego w 1370 roku. Ten, który oglądamy dzisiaj, został zbudowany w latach 1377-1382 z rozkazu króla Ludwika Węgierskiego już z kamienia i cegły w stylu gotyckim. Obecny, bardziej renesansowy wygląd zamek zyskał w trakcie odbudowy zamku po pożarze w 1619 roku.
Przez długi czas obiekt był reklamowany jako zamek Drakuli, jednak jest niemal pewne, że pierwowzór tej literackiej postaci – słynny Wład Palownik – nigdy nawet w zamku nie był, nie mówiąc już o jego posiadaniu.

Po zwiedzaniu zamku idziemy na kebaba, potem na małe zakupy.
Potem pyszna kolacyjka.



I spać by nabrać sił, bo dziś mnie coś opuściły.





Dzień 8
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
66.02 km 0.00 km teren
03:33 h 18.60 km/h:
Maks. pr.:58.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 6 Gheorgheni - Brasov

Wtorek, 1 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0

Poranek przywitał nas chmurami. Nawet wstawać się nie chciało.
Ale w końcu się zbieramy, jemy śniadanie, pakujemy się i na koniec pamiątkowe zdjęcie. Ania z Melanią i Bookshe, który Ani cały czas dokuczał :)



No i w drogę, kierujemy się na Miercurea Ciuc. Po ośmiu kilometrach zaczyna kropić. Z sekundy na sekundę coraz bardziej.
Udaję się nam schronić pod namiotem gospodyni, która sprzedaje miód. Po dobrej godzinie przestaje padać. No, jeszcze kropi. Ale przejaśnia się, więc postanawiamy jechać dalej.



Ruszamy.  Kilka minut jeszcze mija zanim całkowicie przestało padać. Po drodze wyprzedzamy rowerzystę, który dołącza się do nas i na małym postoju zagaduje. Chłopak jest Węgrem, ale obecnie mieszka w Rumunii. Jedzie z nami około trzydziestu kilometrów, aż doSiculeni, gdzie się z nami rozstaje. Nam zostaje jeszcze z dziesięć kilometrów do Miercurea Ciuc.
W Miercurea Ciuc postanawiamy przejechać się rumuńskimi Kolejami. Co prawda już jechaliśmy w pierwszym dniu, ale to były, można powiedzieć, miejskie pociągi.
Kupujemy bilety do Brasov za 18,5 lei.
Pociąg mamy za półtora godziny, więc idziemy na pizzę. Trochę nas ta pizza wkurzyła. Nie dość, że długo czekamy, to zamiast jednej kelnerka przynosi dwie. Tłumaczenia nic nie dawały, a godzina odjazdu pociągu była coraz bliższa. Płacimy więc za dwie pizze, no i szybko na dworzec.
Podjeżdza pociąg, szukamy wagonu do przewozu rowerów, niestety nic takiego nie ma, więc pakujemy rowery do ostatniego przedziału.
Pociąg daje dużo do życzenia. Zniszczony, brudny, otwierające się drzwi, których nie da się zamknąć.



Albo są po prostu otwarte, a my narzekamy na nasze PKP.



Po dwóch godzinach podróży pociągiem, docieramy do Brasov.



Pociąg widmo.



Jest już osiemnasta... I tu był chyba nasz błąd, nie do końca przemyślany, ale człowiek uczy się na błędach - oczywiście swoich.
Duże miasto, późna godzina, brak noclegu, a jak coś się znajdzie, to na pewno drogo.
Chwilę błądzimy po mieście, mając nadzieję, że coś znajdziemy.
Strata czasu, wracamy na dworzec, gdzie prędzej pytaliśmy się o nocleg w przydworcowym hotelu. Hotel z dwoma gwiazdkami za jedyne 107 lei za dwie osoby.

Czyli w skrócie śpimy dziś na dworcu.

Idziemy jeszcze na drobne zakupy i wracamy na dworzec... no, do hotelu.





Dzień 7
Kategoria România 2014