Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
76.16 km 0.00 km teren
04:01 h 18.96 km/h:
Maks. pr.:29.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 13 Oradea - Debrecen ( Hungary )

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 12.08.2014 | Komentarze 0

Pociąg przyjeżdża punktualnie.
Przedziału rowerowego nie ma, ale konduktor znalazł nam miejsce na rowery, aby nikomu nie przeszkadzały.
Przed piątą rano docieramy do Oradea.



Wsiadamy i kierujemy się w stronę granicy. Mamy do niej z piętnaście kilometrów.
Niestety koniec Rumunii :( Jesteśmy na rumuńsko-węgierskim przejściu granicznym. Kontrola paszportów i wjeżdżamy na Węgry.
Cofamy się w czasie, czyli zmieniamy czas o godzinę do tyłu. Mamy przynajmniej w zapasie jedną godzinę więcej.
Jedziemy przez wsie i pola słoneczników.



Jeszcze niedojrzałe. Droga nie ma końca, a nieprzespana noc w pociągu daje się we znaki.



W końcu Debrecen, zaczęło się robić nerwowo i niepewnie. Czym bliżej parkingu tym większy stres. I wciąż nasuwające się pytanie czy auto jeszcze stoi?
Około dziewiątej trzydzieści docieramy na parking. I co?
Ulga, radość, auto stoi całe i zdrowe, lekko przykurzone.
Pakowanie się do auta zajmuje nam z dobrą godzinę. W końcu jesteśmy gotowi i jedziemy. Gdzie? Do domu?
- Nu

Jedziemy do ...



Ania dała się namówić na zakupy. Jedziemy z trzydzieści kilometrów w głąb Rumuni do Pișcolt na zakupy.
Kupujemy:
- dwa wielkie arbuzy,
- trzy kilogramów pysznych pomidorów,
- wór ziemniaków,
No i nie można by było zapomnieć o rumuńskim miere, czyli miodzie - chyba z trzy kilogramy kupujemy.
Myślałem, że pojedziemy dalej, ale pora wracać do Polski.
Kierujemy się na Miskolc, a dokładnie na Miskolc Tapoca
A tam idziemy na Barlang Fürdö,



czyli  baseny jaskiniowe.
Ich specyfiką jest lokalizacja w skalnych korytarzach i grotach.
Wrażenia są niesamowite, bo chociaż jaskiniowe korytarze są podświetlone, to panuje tam półmrok, a w niektórych miejscach jest wręcz ciemno.



No i trzeba uważać na dziwnie latające... zwierzęta?






Jesteśmy tam niecałe dwie godziny, może mniej, bo o dziewiętnastej zamykają.
Jedziemy jeszcze na małe zakupy. Trzeba kupić pokarm dla Ani - pyszne węgierskie salami. Prawie 4500 Forintów płacimy za 750 gramowe salami. Po udanych zakupach wsiadamy i jedziemy. Gubimy się i objeżdżamy cały Miszkolc. Jeżdzimy z godzinę po mieście, w końcu udaje się nam wyjechać. Kierujemy się na Słowacę, wybieramy tą samą drogę, którą przyjechaliśmy dwa tygodnie temu. Zmieniamy się co jakiś czas. Prowadzę teraz ja, nagle kilkadziesiąt metrów przede mną stoi Policja i zatrzymuje nas do kontroli drogowej. Policjantom w nocy się chyba nudzi. Daje mu prawo jazdy, ale nie możemy znaleźć dokumentów z samochodu. Ania nerwowo szuka. Policjant pyta się skąd wracamy itp. Po chwili każe nam jechać i życzy szerokiej drogi.
Wyczerpani i zmęczeni postanawiamy się zatrzymać przy najbliższym parkingu by się zdrzemnąć, bo oczy się już same zamykają.
Dodam jeszcze, że jak Ania prowadziła, a ja spałem. Miała akurat kolejną przygodę - jeleń z wielkim porożem stał zaraz przy drodze. Szkoda, że tego nie widziałem.
Do Katowic docieramy cali i zdrowi przed ósmą.



O RUMUNII:

Znajomi, którzy słyszeli, że wybieramy się do Rumunii, zadawali pytanie: nie boicie się?
A z czym kojarzy Wam się Rumunia?
No, śmiało – żebracy, nachalne i rzucające się na turystów dzieci, bieda, mafia, kradzieże, fatalne drogi i można tak jeszcze długo wymieniać.
Każdy Rumun to Cygan - z takim określeniem najczęściej możemy się spotkać, a co za tym idzie widzimy ich jako złodziei i brudnych żebraków oraz jako ludzi, którzy nie zostali stworzeni do jakiejkolwiek pracy.
Tak po prostu jest – wciąż pokutują w nas stereotypy z początku lat 90-tych, gdy masa żebrzących Cyganów z rumuńskimi paszportami zalała ulice polskich miast.

Z punktu widzenia turysty największą porażką są trzymające się mocno od lat krzywdzące stereotypy na temat tego kraju. Jest jednak dobra wiadomość – nam wystarczył jeden dzień, aby wyeliminować z głowy większość z nich. I także dlatego w Rumunii będzie wam się podobać – bo będziecie spodziewali się obrazu nędzy i rozpaczy, a zostaniecie bardzo pozytywnie zaskoczeni.

W Rumunii nie spotkaliśmy się z żadnymi nieprzyjemnymi sytuacjami – ludzie są bardzo mili i chętni do pomocy.
Jadąc przez wsie wzbudzaliśmy sensacje.

A sama Rumunia jest piękna, także dlatego, że nie jest jeszcze aż tak odkryta przez turystów. Maramuresz to magiczna kraina, gdzie czas się zatrzymał. Transylwania jest pełna wspaniałych zabytków – to nie tylko wędrówka śladami Drakuli, ale też niepowtarzalne warowne kościoły czy chłopskie zamki.

Dlatego spieszcie się z wizytą, bo za kilka lat to będzie już zupełnie inny kraj. Jest tekst Andrzeja Stasiuka o tym, czemu polski turysta miałby jechać na urlop do Niemiec:
Warto pojechać do Niemiec, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądała Polska za 10 lat. A skoro tak, to warto pojechać do Rumunii, żeby sobie przypomnieć, jak Polska wyglądała 10 lat temu.

I jak? Kiedy Ty się wybierasz?


PODSUMOWANIE:

Wróciliśmy cali i zdrowi.
Za nami 802,19 km które przebyliśmy w czasie 51 godzin i 6 minut w ciągu 13 dni.

Średnia prędkość: 15,70 km/h
Maksymalna prędkość: 64,90 km/h
Suma podjazdów: 8300 m
Średnio na aktywność: 61,72 km, 3 godziny i 55 minut

Zwiedziliśmy całe mnóstwo ciekawych miejsc, zrobiliśmy masę zdjęć.
Padł nowy rekord wysokości 2044 m.n.p.m zdobyty rowerem.
Pozostał jednak niedosyt, nie zrobiliśmy całej trasy, jaka była w planie. Nie daliśmy rady jechać dalej, niekończące się podjazdy dały nam w kość.
Ale zostały świetne wspomnienia, radość i chęć na więcej!
Więc Aniu, kiedy jedziemy znów do Rumunii?

A rowerki można powiedzieć, że spisały się na medal. Tylko raz rower Ani odmówił jazdy dalej, i nie dziwie się mu, bo kto by chciał jechać w deszczu. Raz więc tylko zdarzył się zerwany łańcuch, ale żadnej dziury w kole nie było :)




Kategoria România 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa serwo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]