Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46514.67 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:744.35 km (w terenie 205.00 km; 27.54%)
Czas w ruchu:52:03
Średnia prędkość:14.30 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma kalorii:2235 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:74.44 km i 5h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Czarny Staw Gąsienicowy

Piątek, 7 lutego 2014 · dodano: 14.02.2014 | Komentarze 0

Nie mogłem się już doczekać pierwszego wyjazdu w góry w tym roku. Szczególnie, że to był mój pierwszy, typowo zimowy wyjazd. Z Katowic do Zakopanego jedziemy Polskim Busem. Wcześnie, bo po 2 w nocy, ale już przed 6:00 jesteśmy na miejscu.
Najpierw idziemy zostawić zbędne rzeczy w naszej bazie noclegowej. Następnie ruszamy w stronę centrum, by wsiąść w busa i podjechać do Kuźnic. Naszym celem ma być Murowaniec. Wpadłem jednak na pomysł, żeby atakować Murowaniec od Brzezin, którędy kiedyś wjeżdżałem rowerem. I tak się stało - wsiadamy do busa, który jedzie do Morskiego Oka i wysiadamy w Brzezinach. Startujemy około dziewiątej. Przed nami dwie godziny drogi czarnym szlakiem.
Można powiedzieć ze łatwy i dogodny, zwłaszcza w warunkach zimowych, szlak dojściowy na Halę Gąsienicową. Wiedzie kamienistą drogą przez las regla dolnego i górnego.



Przeznaczony jest także dla rowerzystów górskich. Miałem okazje tędy jechać latem, ale wtedy nie był taki łatwy.
Idziemy wzdłuż potoku Sucha Woda, kilkakrotnie przekraczając go przez mostki.
Potok dał nazwę walnej dolinie Suchej Wody Gąsienicowej, w której się znajdujemy. Na początkowym odcinku szlaku widać wyraźnie koryto potoku z naniesionymi olbrzymimi okrągłymi głazami. Niektóre z nich są zabarwione na czerwono. Myślałem, że są one pomalowane przez kogoś, ale to glony nadają im taką barwę.
Potok Sucha Woda odwadnia Dolinę Gąsienicową, jednak jego koryto przez znaczną część roku jest pozbawione wody. Dolina Gąsienicowa jest bowiem odwadniana podziemnymi drogami, wypływającymi m.in. w Dolinie Niżnej Kasprowej i w Wywierzysku Olczyskim. Suchą Wodą woda płynie tylko po silnych opadach.
Po drodze mijamy Psią Trawkę (1183 m n.p.m.). Tu znajduje się skrzyżowanie z czerwonym szlakiem wiodącym z Toporowej Cyrhli do Wodogrzmotów Mickiewicza i dalej nad Morskie Oko. Na końcowym odcinku dołączają także inne szlaki: żółty z Doliny Pańszczycy oraz zielony z Wierchporońca i Gęsiej Szyi. Po lewej stronie za wierzchołkami świerków widać szczyty otaczające Dolinę Gąsienicową, w tym Kozi Wierch i okoliczne wierzchołki. Po kilku minutach osiągamy schronisko „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej (1500 m n.p.m.).



W schronisku chwila odpoczynku, śniadaniei ruszamy dalej. Idziemy nad Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m.n.p.m.). Droga na początku łatwa, ale po kilkunastu minutach robi się ślisko i niebezpiecznie, w dodatku jesteśmy bez raków.



Jednak po dużych trudach docieramy nad Czarny Staw.



Zastał nas tam potężny, lodowaty i z kawałkami pyłu śniegowego wiatr, chwilami porwisty, który utrudnia nam dalsza drogę.



Zaraz za nami docierają dwie osoby,jak się potem okazuje - nowi znajomi: Wojtek i Weronika. Postanawiamy ukryć się przed wiatrem za wielkim głazem. Weronika chciała już schodzić, bo wiatr ją przerażał.
Chwila odpoczynku, wypicie ciepłej herbatki, parę ekstremalnych ujęć zdjęciowych...





...i w drogę, oczywiście powrotną. Nie jesteśmy przygotowani by iść dalej.
Wojtek z Weronika już schodzą. My jeszcze robimy ostatnie ujęcia aparatem i też schodzimy.



Z powodu braku raków zamiast schodzić, to bardziej kombinujemy jak tu zejść. A wiatr nam nie pomaga.
Ania zostaje kawałek z tyłu. Nowi znajomi byli już, można powiedzieć, w bezpiecznym miejscu. Wojtek zobaczył, że Ania ma problem z zejściem, więc wraca się i pomaga jej zejść.



Miło z jego strony, jednak nie było to aż takie bezinteresowne. Wojtek chciał iść na Zawrat, a Weroniki nie chciał samej zostawiać, więc zapytał się, czy się nią zaopiekujemy. Więc się zaopiekowaliśmy.
Docieramy we trójkę do Murowańca. Niedługi odpoczynek i wracamy szlakiem niebieskim. Docieramy do Przełęczy między Kopcami (1499 m.n.p.m.).



Na przełęczy znajduje się skrzyżowanie szlaków. Można stąd udać się dwoma wariantami szlaków do Kuźnic (przez Boczań - niebieskim oraz Doliną Jaworzynki - żółtym). My wybieramy szlak niebieski. Po pierwsze jest mniej stromy, a po drugie sprawdzony przez Weronikę, która tędy wchodziła. Po drodze robimy oczywiście parę zdjęć.







Po około półtorej godziny docieramy w trójkę do Kuźnic. Przed centrum rozdzielamy się. Weronika idzie w swoja stronę, a my idziemy do centrum na małe zakupy i na zasłużony odpoczynek, by jutro zacząć kolejny tatrzański dzień.
Tym razem w ...
Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zimowe Tatry

Niedziela, 15 grudnia 2013 · dodano: 20.12.2013 | Komentarze 0

Wyjazd nie był planowany, raczej spontaniczny, praktycznie z dnia na dzień. Ale od początku. W piątek miałem wyjazd firmowy do Białki Tatrzańskiej. Będąc na wyjeździe postanowiliśmy, że Ania przyjedzie w niedzielę do Zakopanego.
I tak się stało.
Gdy ja słodko spałem w hotelu, Ania o 2.20 miała autobus do Zakopanego. Przyjeżdża o 6, kiedy ja dopiero wstaję. Zbieram się, w hotelowym barze zamawiam herbatkę i wymeldowuje się z pokoju. Bus z Białki do Zakopanego mam o 6.50. Ok 7.30 docieram na miejsce.
Już razem jedziemy do Kuźnic. Czekamy tam na otwarcie kas.
O 9 wsiadamy jako piersi do wagonika...

...i wjeżdżamy ponad chmury na Kasprowy Wierch - 1987 m.n.p.m.

Napotykamy kozice...

Wchodzimy na szczyt Kasprowego 1988 m.n.p.m..

Potem kierujemy się na Suchą Przełęcz 1950 m.n.p.m....

...i dalej do szczytu Beskid - 2012 m.n.p.m.

Robimy zdjęcia, podziwiamy widoki.

Na tle Orlej Perci.

Pierwszy raz byłem w Tatrach zimą, coś niesamowitego, nie do opisania.
Nadszedł już czas, by wracać do kolejki, bo dochodziła 11.00, a na tą godzinę mieliśmy planowany zjazd.
Gdy wracaliśmy, to nagle zebrały się chmury.

W ciągu 5 minut chmury pokryły Kasprowy niczym mgła. Teraz można było sobie zdać sprawę jak pogoda zmienia się diametralnie w górach.

Szczęśliwi docieramy do kolejki i na dół do Kuźnic, następnie busem do centrum.
Z centrum przesiadamy się i jedziemy do Doliny Kościeliskiej.

Do Schroniska Górskiego na Hali Ornak powinniśmy według mapy dojść w godzinę czterdzieści.... My nadrabiamy około 20 minut. Po ubitym śniegu w górach idzie się jak po asfalcie, no może jak po dróżce leśnej.

Docieramy do Schroniska na Hali Ornak - 1108 m.n.p.m.

W schronisku odpoczynek i ruszamy dalej na Smreczyński Staw.
Jezioro jest na wysokości 1226 m.n.p.m. i całe jest otoczone lasem.
Górale uważali dawniej, że jezioro to nie ma dna. Według legendy, gdy pewien gazda zaczął kopać rów odwadniający, by spuścić z niego wodę i zamienić go na łąkę, głos z wody ostrzegł go, że zatopi wszystkie miejscowości, aż do morza.
Droga piękna, wąski udeptany szlak w śniegu i dookoła biało.

W końcu docieramy nad staw. Ale czy to staw?

Hmm, staw biały niczym polana, po prostu biało.

Wracamy.
Ania postanawia się powygłupiać i próbowała zjeżdżać na karimacie, nawet się jej udaje.

Po długiej wędrówce docieramy zmęczeni do głównej drogi.
Ania padnięta.

Podjeżdża bus, wsiadamy i jedziemy do centrum Zakopanego na Krupówki.
Szukamy jakiegoś miejsca, by coś zjeść. Trafiamy do Stek Chałupy, nie polecam tego miejsca. Po 19 jeszcze mały spacer i na powrotny autobus. Do Katowic docieramy kolo 23.30.

Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Pilsko 1557 m.n.p.m.

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 10.09.2013 | Komentarze 0

Już w środę padł pomysł, żeby jechać w góry na Baranią Górę. To znaczy na Babią Górę, nie wiem czemu mi się one zawsze ze sobą mylą... O pomyśle poinformowaliśmy naszych znajomych - Kubę i Iwonę, którzy chętnie się zgodzili. Jednak pojawił się mały problem - Ania w sobotę pracowała, więc chcieliśmy jechać w niedzielę, jednak w jeden dzień ciężko dojechać na Krowiarki i wrócić naszą cudowną komunikacją... Ania wpadła jednak na pomysł, żeby wybrać się na Pilsko (1557 m.n.p.m.). Nikt nie protestował, więc postanowione.
Nastała więc niedziela, pobudka o 4:30, poranna toaleta, coś na ząb, plecaki na plecy (na szczęście spakowaliśmy się już wczoraj) i na pociąg, który mieliśmy o 5:30 do Żywca.
Podjechał pociąg, żadnej informacji, wsiedliśmy do jeszcze nie oznakowanego, ale potem okazuje się, że to ten. Kuba i Iwona coraz bardziej się spóźniali, ale dotarli na ostatnią chwilę.
Pociąg, który jeszcze nie ruszył, miał już 7 minut opóźnienia.
Dotarliśmy do Żywca o 7:21, gdzie mieliśmy ok. 1,5 godziny czasu na busa do Korbielowa. Postanowiliśmy się przejść ulicami Żywca gdzie nie ma praktycznie żywej duszy, ani otwartego sklepu. Ale jednak nie, znajdujemy Żabkę, drobne zakupy, do zapłaty 4,99 zł. Daję 5 zł a pani nie ma wydać...
Powiedziałem swoje i wyszliśmy.
Idąc dalej natrafiamy na mini market. Można się napić czegoś ciepłego, jedni piją kawę, a ja z Anią gorącą czekoladę z gratisowym batonikiem. Pora zbierać się na przystanek.
Wracając mijamy znów Żabkę. Hmm, postanawiam wejść.
Wchodzę i mówię:
- Czy ma pani już tego grosza?
Zdziwiona pani mówi:
- Tak, tak - wyciągając 1 grosz z kasy.
- Dziękuję - powiedziałem i wyszedłem.
Stoimy już na przystanku. Podjeżdża bus, wsiadamy i jedziemy. Po około 40 minutach jesteśmy w Korbielowie Kamienna.
Kiedyś tu byłem, jakieś 20 parę lat temu, ale nie pamiętam praktycznie nic.
Startujemy zielonym szlakiem, który prowadzi do Schroniska na Hali Miziowej.
Po drodze już pierwsze atrakcje.



Koniki, które trzeba było nakarmić i dać trochę cukru.
Kolejną atrakcją były borówki – tak mówił Kuba, ale dla mnie to były jagody, do których dziewczyny się dorwały.



No i sesja zdjęciowa z kolejnymi konikami.





Około godziny dwunastej docieramy do Schroniska na Hali Miziowej położonym na wysokości 1330 m n.p.m.



Pierwsze plany budowy schroniska w okolicach Pilska powstały już w 1912 roku.
Wybuch I wojny światowej uniemożliwił zrealizowanie tych zamiarów. Dopiero w 1927 oddział babiogórski Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego przygotował projekt.
Budowa trwała 3 lata. Drewno na budowę uzyskano od arcyksięcia Habsburga, ówczesnego właściciela Żywiecczyzny.
20 lipca 1930 uroczyście otwarto nowy obiekt. Był to piętrowy drewniany budynek utrzymany w stylu architektury góralskiej, z przeszkloną werandą zapewniającą gościom interesującą panoramę Beskidu Żywieckiego. Obiekt był w tamtym czasie uważany za najładniejszy w tej części Beskidów.
19 marca 1953 wybuchł pożar, który strawił główny budynek. Ocalały tylko zabudowania gospodarcze – szopa i stajnia. Nie zdecydowano się na odbudowę – w zabudowaniach gospodarczych urządzono tymczasowy bufet i miejsca noclegowe dla 50 osób.
Prowizorka okazała się bardzo trwała – dopiero w 1994 rozpoczęto budowę nowego, dużego obiektu turystycznego, który z racji wyglądu i warunków pełni rolę hotelu górskiego. Nowe schronisko otwarto w październiku 2003, pół wieku po pożarze. W czerwcu 2004 zamknięto stare schronisko i częściowo rozebrano. W pozostałej części starego schroniska urządzono niewielki bufet.

Tu robimy dłuższą przerwę. Jemy i odpoczywamy, odpoczywamy i jemy.



Z Anią idziemy jeszcze po obowiązkową pieczątkę.
Jeszcze parę zdjęć na tle Bara... Babiej Góry...



i ruszamy dalej. Czarnym szlakiem na Pilsko.





Po około 20 minutach docieramy do granicy polsko-słowackiej na 1535 m.n.p.m.



Chwila odpoczynku, kilka zdjęć i ruszamy dalej.



W końcu dochodzimy na Pilsko 1557 m.n.p.m., drugi po Babiej Górze co do wysokości szczyt górski w Beskidzie Żywieckim.

Na szczycie robimy wspólne zdjęcie.







Odpoczynek i powrót.

Wracamy szlakiem żółtym, gdzie pokonujemy małe trudności.





Dochodzimy do schroniska...



... parę oddechów i dalej w dół.
Zrobiły się dwie grupki, Iwona z Kubą pognali do przodu, a ja z Anią nieco zostaliśmy z tylu. Był to dobry czas by sobie porozmawiać.
Schodziliśmy w sumie nie spiesząc się, bo busa mieliśmy dopiero o 18:20, a czasu prawie dwie godziny.
Mógłby to już być koniec wyprawy... ale co to za wyprawa bez słodkich owieczek.





Jedna nawet nas polubiła.



W końcu dochodzimy do ulicy. Zakupy w małym miejskim sklepiku. Iwonie zachciało się oscypka. Akurat się udało, że z jednym z domów babka sprzedawała.
18.20 - bus podjeżdża punktualnie, wszystko było by super, gdyby nie jeden kłopot. Zawsze coś musi być. O 19.07 z Żywca mamy pociąg do Katowic, zaczyna się walka z czasem na która nie mamy żadnego wpływu.
Podjeżdżamy niemal o czasie, w którym ma jechać pociąg. Wysiadamy, biegniemy nie tylko my... pociąg rusza.... Pan, który był przede mną może z 30 metrów odpuszcza. Ja biegnąc dalej krzycząc:
- Biegnij dalej, może się zatrzyma, a jak nie to pod tory…
I co? - zapytacie.
Pociąg, który ruszył zatrzymał się. Wsiedliśmy, a z nami jeszcze z 5 osób.
Nie ma to jak szczęśliwe zakończenie. O czasie dojechaliśmy do Katowic.
Ciekawe kiedy kolejna wycieczka, już nie mogę się doczekać...
Wycieczka bardzo udana i z przygodami.
Kończąc to co zacząłem napiszę jedno - takie wycieczki czynią cuda...
Kategoria Góry, Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Hala Rysianka, Lipowska i Boracza

Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

Padła propozycja od Ani rodziny, żeby jechać w Beskid Żywiecki, więc bez zastanowienia zgodziliśmy się. Pobudka dość wcześnie, po 4:00 mamy autobus do Katowic, gdzie o 6:00 odbiera nas wujek i ciocia Ani. Jedziemy autem do Złatnej, podróż dość szybko minęła. Na miejscu jesteśmy po 8:00 i ruszamy w drogę. Pogoda znośna, nie ma za ciepło, nie ma za zimno.




Około 9:40 docieramy na Halę Rysiankę. Wielka polana w Beskidzie Żywieckim. Polana rozciąga się na wysokości od ok. 1150 do 1260 m n.p.m. i jest jedną z najbardziej widokowych hal w Beskidach. Panorama z niej obejmuje m.in. Pilsko, Babią Górę, a przy dobrej pogodzie również Tatry i Małą Fatrę. My niestety nie mieliśmy tyle szczęścia, żeby ujrzeć Tatry, jednak Pilsko było jak na wyciągnięcie ręki :)



Po krótkiej przerwie idziemy dalej w kierunku Hali Lipowskiej.





Schronisko na Hali Lipowskiej wybudowała w latach 30. XX wieku niemiecka organizacja Beskidenverein i już wówczas trwała konkurencja pomiędzy nim a pobliskim obiektem na Hali Rysiance. W czasie II wojny światowej wypoczywali w nim oficerowie Wermachty. Po II wojnie światowej przejęło je PTT, a później PTTK i uruchomiło już w 1946. Po generalnych remontach budynek wygląda inaczej niż pierwotnie – ze starego obiektu pozostało właściwie tylko podpiwniczenie.

Nie zatrzymujemy się tu idziemy dalej... Idziemy dalej na Halę Boraczą szlakiem żółtym. Po drodze spotykamy Owieczki.



W końcu po 12 dochodzimy do Hali Boraczej, która znajduje się na przełęczy o wysokości około 860 m. Schronisko na Hali Boraczej zostało wybudowane w 1928 przez żydowską organizację sportową "Makkabi". Odbudowane w 1932 po pożarze, w okresie okupacji częściowo splądrowane przez Niemców, następnie opuszczone. Od 1946 ponownie udostępnione turystom. W latach 1968-1970 przeszło generalny remont.



Tam też jemy śniadanko i powoli zbieramy się do drogi powrotnej.



Tym razem idziemy szlakiem zielonym.





Docieramy znów do schroniska na Hali Lipowskiej, gdzie każdy zamawia sobie obiadek. Możemy w końcu trochę odpocząć i nabrać sił na zejście.
Po obiadku wracamy na Halę Rysiankę.

I znów Owiecki



No i w końcu wspólne zdjęcie :)





Koło 16:00 schodzimy z powrotem do Złatnej. Nie mogło zabraknąć również kąpieli w rzece :P



Ups, chyba zapomniałem ściągnąć buty :D

O 17:15 jesteśmy już na parkingu.
Powrót był okropny, bo non stop były korki... Do Katowic docieramy po 3 godzinach, następnie idziemy na autobus do Gliwic.
Kategoria Góry, Bez Roweru


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Orla Perć: Zawrat – Kozia Przełęcz

Środa, 12 września 2012 · dodano: 27.10.2012 | Komentarze 3



Szukają na niej odkupienia, prawdy o sobie i własnych granic.
Nieliczni znajdują strach, a nawet śmierć.
Wszyscy pozostali spełniają marzenia.
Jest jak kobieta, Orla Perć ma wiele twarzy.
Ale zanim zadurzymy się bez reszty,
niechaj do głosu dojdą jej byli partnerzy.

Pobudka dzisiaj bardzo wcześnie, bo po 4:00, na zewnątrz bezchmurne niebo, więc postanawiamy z Anią zrealizować dzisiejsze plany i wejść na Kozi Wierch.
Kozi Wierch należy do odcinka Orlej Perci, której szlak w latach 1903-1906 został wytyczony przez księdza Gadowskiego.
Szlak prowadzi cały czas w skalnej scenerii i szczególnie na odcinku od Zawratu do Koziego Wierchu w wielu miejscach jego pokonanie ułatwiają łańcuchy, klamry, a także drabinki, których pokonanie wymaga już pewnego doświadczenia i wprawy w poruszaniu się w trudnym i miejscami przepastnym terenie.

Ok. 6:00 docieramy do Kuźnic, gdzie kierujemy się na wschód, przechodzimy przez mostek na łączących się tu jedną strugę potokach Bystrej i Jaworzynki. Za mostkiem znajduje się punkt opłat za wstęp do TPN-u. Skręcamy w prawo i dalej idziemy już żółtym szlakiem przez Dolinę Jaworzynkę.





Po jakiejś godzinie docieramy do skrzyżowania z niebieskim szlakiem, który też szedł z Kuźnic, ale przez Boczań. Idziemy łagodnie pod górkę przez porośnięte kosodrzewiną trawiaste płaty Królowej Równi. Z najwyższego punktu możemy już podziwiać otoczenie Hali Gąsienicowej oraz piękny trójkątny masyw Kościelca.

Przed 8:00 docieramy w końcu do schroniska PTTK Murowaniec (1500 m.n.p.m.).



Pierwszym schroniskiem na Hali Gąsienicowej działającym od 1891 r. była szopa góralska, wcześniej wykupiona i przerobiona na altanę przez Towarzystwo Tatrzańskie. Ze względu na wzrastającą popularność Hali Gąsienicowej, kilka lat później przebudowano je na schronisko noclegowe, a w stojącej obok szopie urządzono kuchnię. Niedługo później powstały w tym rejonie dwa kolejne schroniska: jedno prywatne i drugie wybudowane przez Towarzystwo Tatrzańskie. Wkrótce i one przestały wystarczać dla ogromnej rzeszy turystów. W 1924 r. Warszawski Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego rozpoczął budowę nowoczesnego schroniska górskiego wg projektu Z. Kalinowskiego. Grube granitowe mury zostały wewnątrz obudowane drewnianymi ścianami. Uroczystego otwarcia dokonano 12 lipca 1925 r.



Zatrzymujemy się w nim na śniadaniu i jemy grzanki z serem.
Około 8:30 ruszamy ze schroniska niebieskim szlakiem i wędrujemy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego (1620 m.n.p.m.)



Obchodzimy morenowe zamknięcie stawu od północy, po czym mijamy po prawej charakterystyczną wyspę i idziemy niebieskim szlakiem w stronę Zmarzłego Stawu pod Zawratem (1788 m.n.p.m.).





Jak na razie idzie się znośnie, chociaż mocno w górę.



Ze Zmarzłego Stawu mamy już godzinkę na Zawrat.



Powoli zaczyna się ekspozycja, czyli klamry i łańcuchy, to co Moje Koziorątko lubi najbardziej... :) Ja sobie też dawałem radę, a po takich szlakach wędrowałem po raz pierwszy.







W końcu już troszkę zmęczeni docieramy na Przełęcz Zawrat (2158 m.n.p.m.).



Tu znajduje się początek Orlej Perci, czerwony szlak biegnie przez Kozi Wierch, Granaty, aż do Przełęczy Krzyżne. My planujemy Orlą Perć pokonać na raty, choć są oczywiście śmiałkowie, którzy potrafią latem przejść całą Orlą w ciągu jednego dnia, zaczynając i kończąc w Zakopanem.

Widoki stąd przepiękne :) Odpoczywamy chwilę i dalej w drogę.



Czerwony szlak biegnie początkowo po prawej stronie grani, a następnie, omijając niewielkie skałki, wspinamy się na grań i dalej przez kolejne wzniesienia bez trudności wędrujemy grzbietem w kierunku wierzchołka Małego Koziego Wierchu





Ze szczytu schodzimy najpierw łagodnie, potem jest już co raz bardziej stromo, aż do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Tu ścieżka przechodzi na północną stronę grani. Przed nami jedno z najtrudniejszych miejsc na szlaku - kilkunastometrowe zejście wzdłuż łańcuchów żlebem zwanym Honoratką.







Następnie rozpoczyna się trawers poniżej skalistych grzęd Zmarzłych Czub, w końcu docieramy powyżej ich uskoku spadającego na Zmarzłą Przełęcz. Schodzimy uskokiem wzdłuż łańcuchów...



... po czym mijając Skalnego Grzyba wychodzimy na płaskie płyty przełęczy.



Ścieżka prowadzi po skalnych płytach i rozpoczyna trawers wierzchołka Zamarłej Turni ponad Kozią Dolinką.





Dalej osiągamy kolejny, wyżej położony taras, którym dochodzimy do pionowej ściany obrywającej się ku widocznej w dole Koziej Przełęczy.

Tu znajduje się bardzo efektowna 8-metrowa drabinka zawieszona niemal na pionowej skale nad przepaścią. Ciekawostką jest to, że jest to jedyne miejsce na Orlej Perci, którego nie da się przejść bez sztucznych ułatwień.





Zejście wcale nie było takie trudne na jakie się wydaje, chociaż dla osób z lękiem wysokości nie polecam, zwłaszcza że drabinka w pewnych momentach się chwieje :P



Następnie z łańcuchami schodzimy już do Koziej Przełęczy. Jest godzina 13:30, połowa września, szybko się ściemnia, więc postanawiamy zrezygnować i nie iść dziś na Kozi Wierch. Schodzimy żółtym szlakiem w stronę Zmarzłego Stawu.





Przy schodzeniu już czujemy zmęczenie, we znaki daje się ostatnia tygodniowa wyprawa nad morzem... Docieramy do Zmarzłego Stawu, stąd już niedaleko do Murowańca.



Jeszcze Czarny Staw Gąsienicowy...



... i ostatnie spojrzenie na odcinek Orlej...



Dochodzimy do schroniska, chwila odpoczynku i dalej w drogę, również przez Dolinę Jaworzynki. W końcu docieramy do Kuźnic, następnie na parking, gdzie stał samochód, a potem na kolacyjkę.
Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
37.71 km 0.00 km teren
03:44 h 10.10 km/h:
Maks. pr.:54.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Popradske Pleso - Strbske Pleso

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 4

Następny dzień naszego wypadu. Wstaliśmy dość późno, zjedliśmy śniadanie, zebraliśmy się i myśleliśmy nad trasą. Pierwotnie mieliśmy jechać do Śląskiego Domu (1665 m n.p.m.) u podnóża Gerlachu, jednak Ania nie była pewna, jeśli chodzi o to, czy dałaby radę, więc
postanowiliśmy wybrać się nad Popradskie Pleso i stamtąd nad Strbskie Pleso. Kierujemy się do kolejki i jedziemy do Popradskiego Plesa (zastavka).

Gerlach




Ze stacji cały czas podjazd do schroniska nad Popradskim Plesem.





Dojeżdżamy do rozejścia pod Symbolicznym Cmentarzem Ofiar Gór (1505 m. n.p.m.)



Postanawiamy wjechać (a raczej wejść z rowerami :)) i go obejrzeć. Znajdujemy się w tym momencie na najwyższej położonym punkcie naszej wycieczki, czyli na wysokości 1523 m n.p.m.



Następnie wracamy się i jedziemy do schroniska nad Popradskim Plesem, które znajduje się na wysokości 1500 m. n.p.m.



Z widokiem na Ostervę




Po odpoczynku kierujemy się w stronę Strbskiego Plesa. Jedziemy czerwoną magistralą, ale jak się dziś okazało - nie jest to szlak, gdzie są dopuszczane rowery. Trudno też się dziwić, nie był bardzo przejezdny, zwłaszcza na początku się trochę nanosiliśmy tych rowerów.





Goniła nas też wielka chmura, w oddali było słychać grzmoty, aż w końcu złapała nas ulewa, na szczęście nie trwało to zbyt długo. Im niżej schodziliśmy, tym droga była coraz lepsza, tzn. bardziej przejezdna, więc w końcu wsiedliśmy na rowery i powoli zjeżdżaliśmy do Strbskiego Plesa.





Już niedaleko widać było Strbskie Pleso.



Zjechaliśmy w końcu, jednak objechać jeziorka nie zdążyliśmy, bo czas nas gonił, bo była już 15, a myśmy musieli jeszcze dojechać do Nowego Targu na pociąg na 21...

Także ostatnie zdjęcie i w tle Rysy :)


A potem już kolejką do Tatrzańskiej Łomnicy.



Bardzo się zachmurzyło, a z kolejki mieliśmy świetny widok na błyskawice w oddali... Trochę też znów popadało. W Tatrzańskiej Łomnicy wysiedliśmy, zrobiliśmy ostatnie zakupy i w drogę. Niestety pozytywnie już nie było, bo mieliśmy niecałe 4h na dotarcie do Zakopanego, żeby zdążyć na pociąg, my byliśmy zmęczeni, a Anię jeszcze zaczął boleć ząb. Ale jechaliśmy, jeszcze nas burza złapała, jednak na szczęście mocno nie padało. Ale postanowiliśmy złapać jakiś autobus i dostać się jak najbliżej Nowego Targu/Zakopanego. Za miejscowością Zdiar zatrzymał się na przystanku autokar, który akurat jechał do Zakopanego. Kierowca zlitował się nad nami i wziął nas razem z rowerami. Także trochę oszukaliśmy, bo nie przejechaliśmy tego, co mieliśmy, ale trudno. Dojechaliśmy do Zakopanego, tam odpoczynek w McDonaldzie, przebranie się i umycie w toalecie, jedno zdjęcie na tle Giewontu na Krupówkach i na pociąg, który był o 21.00.



Wagony pełne ludzi, na szczęście udało nam się wstawić rowery do "specjalnie przystosowanego przedziału" (który był kiepsko umiejscowiony i na dodatek były tylko 3 miejsca na rowery...), a my siedliśmy sobie obok, między innymi z parą z Łodzi, która też była z rowerami.



O 1.31 mieliśmy przesiadkę w Krakowie. Ten tobor już nie był taki fajny, bo miejsca na rowery brak, a tym pociągiem jechało jeszcze 11 osób z rowerami... Kierownik pociągu miał problem z tym, że rowery stoją w przejściu, chciał wzywać policję, potem straszył, że wysadzi nas i reszte osob na nastepnej stacji. Na szczęście jakoś dojechaliśmy. Przed 3.00 w nocy w końcu dotarliśmy do Katowic, Ania wysiadała, a ja jechałem jeszcze do Gliwic.

#lat=49.1368&lng=20.10996&zoom=13&type=0

Dane wyjazdu:
64.05 km 0.00 km teren
04:07 h 15.56 km/h:
Maks. pr.:59.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Słowacja - Tatranska Lomnica

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 0

To był mój upragniony wypad w Tatry. Miałem jechać sam, bo nie było nikogo chętnego, ale… :) O 4.47 wyruszyłem z Gliwic, w Katowicach byłem o 5.25, gdzie czekała na mnie Ania :) Stamtąd już razem skierowaliśmy się na pociąg do Krakowa. W Krakowie bardzo szybka przesiadka na pociąg do Nowego Targu. Docieramy tam o 10.49 i zaczynamy jazdę.



Znajdujemy się mniej więcej na wysokości 600 m. n.p.m. i kierujemy się w stronę Białki Tatrzańskiej (ok. 700 m. n.p.m.). Tam chwila przerwy na zakupy. Następnie przejeżdżamy kawałek przez Bukowinę Tatrzańską i wjeżdżamy do Czarnej Góry.





Tam zaczynają się już coraz większe podjazdy. W Jurgowie zjeżdżamy nad rzeczkę Białkę, żeby trochę odpocząć, przy okazji wskakujemy do wody, żeby się trochę ochłodzić, bo słońce dawało się we znaki. Obserwujemy również spływ kajakowy.





Następnie znów w drogę, aż do granicy.



W końcu przekraczamy granicę i zjeżdżamy na Słowację. Widok nieziemski :)



Wjechaliśmy w końcu na wysokośc 976 m. n.p.m. w miejscowości Zdiar.



Następnie zjazd do Tatrzańskiej Kotliny, zatrzymujemy się na dłużej przy Jaskini Bielańskiej, żeby coś zjeść.



Potem przejeżdżamy koło przystanku Biała Woda (925 m. n.p.m.), który znajduje się w wylocie Doliny Kieżmarskiej. Planowałem również trasę nad Zielony Staw Kieżmarski, ale to może zostanie na wrzesień.



W końcu po ok. 50 km dojeżdżamy do Tatrzańskiej Łomnicy (850 m. n.p.m.) i tam praktycznie kończymy swój wypad. Jest już dość późna pora, więc planujemy podjechać "żeleźniczką" do Starego Smokowca (990 m. n.p.m) i tam znaleźć nocleg.



Wagony przystosowane do przewozu rowerów.



Tam niestety nic taniego znaleźć nie potrafimy (ceny za jeden nocleg wahały się od 15 do 20 euro), więc postanawiamy zadzwonić do małżeństwa z Nowej Leśnej, u których Ania nocowała 2 lata temu. Mają wolny pokój w cenie 10 euro za osobę. Uspokojeni znalezieniem noclegu idziemy na zakupy, a potem na obiadokolację, gdzie zamawiamy wyprażany owczy ser z frytkami.
Pojedzeni kierujemy się znowu do kolejki i jedziemy do Nowej Leśnej. Malutka miejscowość i widoki boskie - na całą Łomnicę (2634 m. n.p.m.), poprzez Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.), aż po Gerlach (2655 m. n.p.m).

Łomnica


Sławkowski Szczyt i Gerlach




Stamtąd już 500 m do naszego noclegu. Dostajemy pokój z widokiem na Łomnicę, idziemy się wykąpać, przebrać i jeszcze pełni energii wybieramy się w nocy na spacer :P

#lat=49.31975&lng=20.3096&zoom=10&type=2

Dane wyjazdu:
105.23 km 0.00 km teren
05:22 h 19.61 km/h:
Maks. pr.:69.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2235 kcal

Orava

Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 0

Orawa Orawa bez Orawę ława
Któryndy chodzali któryndy chodzali Orawcy do prawa

Pobudka wcześnie rano i pociągiem do Nowego Targu.
Przed 11 na miejscu i jadę w kierunku Czarnego Dunajca i na Chochołów.



Dojeżdżam do Trstena i kieruje się na Jezioro Orawskie (Vodná nádrž Orava).





Jeszcze mały zjazd :)



i już jestem przy tamie.





Po odpoczynku na Oravskiej Ławie.



Pora jechać dalej na ...



Jestem w centrum, a przede mną jeszcze z 25 km, więc postanowiłem iść na Tvrdošín železničná.

Vlak-kiem dojeżdżam do ...



Nagle nie wierzę własnym oczom - ukazuje mi się Oravský hrad.



Wznosi się on na wysokiej skale nad rzeką Orawa.



Po zwiedzeniu zamku...



... trzeba było wracać, było już ok. 18, a przede mną 70 km do Nowego Targu. Pociąg do Gliwic o 21

Podjechałem na vlaková stanice, ale vlak pojechał, a kolejny za 1,5 godziny.

Postanowiłem poszukać jakiegoś przystanku autobusowego.
Jest. Autobus jedzie za chwilę do Tvrdošín. Kierowca był tak miły, że mnie zabrał.
Zostało jeszcze ok. 40 km, więc w drogę, bo czasu mało.
Jestem już za Trstená, brak sił w nogach, na szczęście ukazuje się jakiś autobus.
Kierowca jedzie do Sucha Hora. Kolejny miły kierowca, zabiera mnie :)

Do granicy już rzut beretem, zostało ok. 25 km, do pociągu została godzina z małym groszem.

Jestem w Nowym Targu.
Ufff, ledwo co zdążyłem na pociąg.

Bilet kupiłem dopiero w Suchej Beskidzkiej (w Nowym Targu kasa była zamknięta) na dworcu gdzie pociąg "zawraca", ponieważ konduktor mógł mi wydać bilet tylko do Krakowa za 40 zł, a za 45 zł kosztował z Nowego Targu do Gliwic.


Wycieczka udana pełna przygód, oby takich więcej :)

Dane wyjazdu:
75.92 km 25.00 km teren
04:28 h 17.00 km/h:
Maks. pr.:58.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Dolina Chochołowska

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 16.10.2012 | Komentarze 0

Pobudka rano i w drogę.

Dolina Chochołowska to zdaniem wielu turystów najbardziej nudna dolina całych Tatr, dlatego też jadę rowerem.

Startuję z Białki Tatrzańskiej, do pokonania mam ok. 40 km.
W końcu docieram.





Schroniska na Polanie Chochołowskiej - 1148 m.n.p.m.

Wygodna, częściowo asfaltowa droga, o niewielkim nachyleniu, pod koniec dość wymagająca.

Od maja do września - kultowy wypas owiec





Trzeba było wracać...
Po drodze do Zakopanego dosięga mnie ulewa, więc do Zakopanego przyjeżdżam cały mokry.
Mały obiadek i na pociąg do Nowego Targu. Stamtąd już 14 km. do Białki Tatrzańskiej.



Dane wyjazdu:
114.36 km 40.00 km teren
06:18 h 18.15 km/h:
Maks. pr.:62.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jezioro Czorsztyńskie - Červený Kláštor

Wtorek, 7 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 0

Pobudka wcześnie rano i na pociąg do Nowego Targu.
Oczywiście musiała być niespodzianka po drodze - zerwany most koło Suchej Beskidzkiej. Była komunikacja zastępcza... Autobus. Ogólnie zamiast być o 11 jestem o 13 w Nowym Targu. Wsiadam na rower i jadę do Białki Tatrzańskiej ok. 14 km (tam był nocleg). Przepakowanie plecaka i w drogę...

Na początku kieruję się na Ostrowsko, Dębno...
Po drodze piękne widoki gór...





W oddali widać już zamek w Czorsztynie i zamek w Niedzicy



Kieruje się na ...



zamek w Czorsztynie...



... mając nadzieję, że tym razem go zwiedzę.

Udaje się.







Po zwiedzeniu zamku kieruję się na Krościenko nad Dunajcem, a potem na Szczawnicę.



Spływ Dunajcem jako atrakcja turystyczna, niestety nie było czasu ani miejsca dla roweru, może innym razem...



Jadę dalej, dojeżdżam ...



Szybko się zorientowałem, że to nie ta droga, więc wracam na tę właściwą ...



Na trasie jest jeden mocny podjazd, przed rozpoczęciem którego umieszczono znaki nakazujące rowerzystom zejście z roweru i wyprowadzenie go pod górę pieszo.

Jeszcze 7 km do Červený Kláštor, z tego 900 metrów piechotą :D



Ale co tam jadę dalej :)

W końcu zasłużony odpoczynek



Docieram na miejsce Červený Kláštor, niestety mogę sobie go tylko pooglądać, bo już było pozamykane...





Było już koło 20, więc trzeba było wracać... a zostało z dobre 30 km.

Dojeżdżam do Niedzicy, mała kolacyjka i w drogę przez Łapsze Niżne i Wyżne, Trybsz. W Końcu koło 23 dojeżdżam do Białki Tatrzańskiej.