Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46876.34 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.14 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
16.73 km 0.00 km teren
00:54 h 18.59 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
14.95 km 0.00 km teren
00:46 h 19.50 km/h:
Maks. pr.:49.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 21.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
17.55 km 0.00 km teren
00:56 h 18.80 km/h:
Maks. pr.:40.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
4.86 km 0.00 km teren
00:19 h 15.35 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po mieście

Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Malý Rozsutec

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 26.08.2014 | Komentarze 0

Po siódmej pobudka, tradycyjne śniadanie i w drogę.

Najsłynniejszy słowacki zbójnik Juraj Janosik (Jánošík) urodził się w charakterystycznej wsi Tierchowa (Terchová) na północnym - zachodzie Słowacji. Swojego sławnego krajana mieszkańcy Tierchowej uwiecznili w monumentalnej rzeźbie, która stoi u wejścia do Doliny Wratnej (Vrátna dolina). Tam właśnie jedziemy.



Bez względu na to, że los Janosika pełen jest legend i niesprawdzonych opowieści, to jednak jest on rzeczywistą osobistością słowackich dziejów. Sławny zbójnik i sprawiedliwy obrońca biednych urodził się w 1688 roku w miejscowości Tierchowa, leżącej na zboczach Małej Fatry (Malá Fatra). Jego miejsce urodzenia to jeden z tierchowskich przysiółków, leżących po stronie Pogórza Kisuckiego (Kysucká vrchovina).
Po przeciwnej stronie tierchowskiego przysiółka mieszkańcy wsi postawili swojemu sławnemu krajanowi monumentalny pomnik, wykonany z blachy stalowej w nadnaturalnej wielkości, mierzący 7,5 metra wysokości. Wybudowano go w 1988 roku. Jego autorem jest akademicki rzeźbiarz Ján Kulich.
Spod pomnika kierujemy się na Biely Potok. To tu znajduje się początek naszej trasy na Malá Fatra. Idziemy niebieskim szlakiem przez Dolné diery. Występujące tu liczne drabinki oraz mostki pokonują wapienne progi, przez które spada malowniczymi kaskadami potok.



Szlak bardzo przyjemny, ze słowacką fantazją, bo przecież gdzie indziej znaleźć most położony nie w poprzek, a wzdłuż rzeki? :)

Dochodzimy do Podžiar, gdzie znajduje się mała chatka,



chwilkę odpoczywamy i decydujemy wejść przy okazji na Vrchpodžiar 745 m.n.p.m.

Następnie przechodzimy Horné diery, również z licznymi mostkami  i wodospadami.



Szlak jest przyjemny. Dochodzimy do przełęczy Medzirozsutce (1200 m.n.p.m.). Chcemy wejść na Wielki Rozsutec (1610 m.n.p.m.), jednak podążając za grupą ludzi, nie patrząc na znaki, oddalamy się od naszego celu, a kierujemy się w stronę Malý Rozsutec. Decydujemy, że tym razem idziemy więc na Malý Rozsutec. Podejście jest strome, ale niedługie, z odrobiną łańcuchów.



Przed czternastą dochodzimy na Malý Rozsutec (1343 m n.p.m.).



Zejście również strome,



tworzą się korki, bo ludzi jest dość dużo. W końcu jednak dochodzimy do parkingu w Biely Potok.

Pora na powrót, wsiadamy do auta i kierujemy się na Liptovsky Mikulas, ale po drodze podjeżdżamy jeszcze na Likavský hrad.
Likavský hrad to ruiny średniowiecznego zamku, wznoszące się nad wsią Likavka w powiecie Rużomberk, w kraju żylińskim, w północnej Słowacji.



Pierwsza wzmianka o Zamku Likawskim pochodzi z 1315 roku. Jego budowę na skalistym garbie u podnóży Przedniego Chocza, na pograniczu Kotliny Liptowskiej i Gór Choczańskich rozpoczęto ze względu na strzeżenie przejścia przez rzekę Váh. Był najważniejszą twierdzą dolnego Liptowa. Strzegł ważnego strategicznie szlaku handlowego, wiodącego z Liptowa na Orawę i dalej do Polski.
Z budowany po 1335 r. na polecenie potężnego pana feudalnego, żupana Donča. W 1341 r. był już siedzibą załogi wojskowej, strzegącej wspomnianego wyżej szlaku oraz zarządu królewskich majątków w dolnym Liptowie. Ród Hunyady w drugiej połowie XV wieku kolejno przebudowywał i poszerzał pierwotny gród, dzięki czemu powstał tzw. dolny gród. W drugiej połowie XVII wieku rodzina Thököly dobudowała system fortyfikacyjny. Na początku XVIII w. w rękach kuruców Franciszka II Rakoczego. Zburzony w 1707 r. z rozkazu Rakoczego, ustępującego przed wojskami habsburskimi.
Zamek z czasem opustoszał i przekształcił się w ruinę. Prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne rozpoczęły się w latach 70. XX wieku. W ich wyniku odbudowano m.in. wieżę zamurowanej starej bramy, trzecią bramę, fragmenty murów dolnego i górnego zamku. Po gruntownej rekonstrukcji była niedawno udostępniona została zwiedzającym Hunyadyho veža, w której mieści się ekspozycja z historii zamku Likava.
Zamku nie udaje się nam zwiedzić, gdyż za późno przyjechaliśmy. Może innym razem.
Dojeżdżamy do Liptowskiego Mikulasza, dodam,  że przez przypadek jechaliśmy drogą płatną bez winiety… Uff, obyło się bez żadnej kontroli…
Robimy zakupy w tesco i jedziemy do miejsca, w którym już kiedyś mieliśmy nocleg.
A jutro jedziemy do Tatralandii :)


Kategoria Bez Roweru, Góry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Slovenské Hrady

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 25.08.2014 | Komentarze 0

Z Rumunii wracamy wcześniej, niż to było planowane, więc nasuwa się pytanie - co robimy dalej?
Plany były różne: jechać na Slovenský Raj lub Teplické skalní město, ale według prognoz pogoda miała nie dopisywać.
Postanawiamy jechać na Małą Fatrę. Tu prognozy nie przewidują opadów deszczu.
Ruszamy rano, skoro świt. Kierunek Słowacja. Jedziemy przez Cieszyn i Žilina.

Przed jedenastą docieramy do Lietava - wsi na Słowacji położonej w kraju Żylińskim, w której znajduję się Lietavský hrad.
Parkujemy auto i w drogę. Do zamku idziemy już pieszym szlakiem niebieskim. Z miejscowości Lietava Majer mamy około czterdzieści pięć minut.

Zamek Lietava to rozległe ruiny na górze Skałki w Górach Sulowskich. Jest położony na szczycie skalnego grzebienia góry Cibul'nik (635 m), pomiędzy wsiami Lietava i Lietavska Svinna. Stał w tym miejscu już w II poł. XIII w. Jednym z jej właścicieli był Mateusz Czak Trenczański, później należał m.in. do rodziny Thurzo, którzy nadali mu do dziś widoczny renesansowy charakter. Nigdy nie został zdobyty. Od XVII w. nie był zamieszkany i służył za skarbiec.

Zamek już z daleka robi niesamowite wrażenie.



Zwiedzamy go, gdyż wstęp jest bezpłatny.







Wracamy do auta i kierujemy się na Hrad Strečno.
Jesteśmy tam przed piętnastą. Najpierw przechodzimy przez średniowieczną wieś Paseka, która znajduję się pod zamkiem.



Na lewym brzegu rzeki Wag, na wzniesieniu z kalcytowej skały wznosi się Zamek Streczno (hrad Strečno), w przeszłości najbardziej bezpieczna twierdza regionu Wagu (Považie).
Najstarsze rozmiary obiektu, na którego część składał się kwadratowy donżon pełniący funkcję strażniczą i obronną , niewielki budynek mieszkalny, cysterna oraz dziedziniec otoczony murami, wynosiły 18 x 22 m. W kolejnych stuleciach właściciele powiększali i rozbudowywali obiekt zamkowy, w wyniku czego w XVII wieku osiągnął on największe rozmiary i stał się najbardziej nowoczesną twierdzą na środkowym Poważu.






Zamek jest nierozłącznie związany z losami Zofii Bośniaczki (Bośniakowej). Jest to przede wszystkim historia miłości do męża, Boga i biednych. Zofia zmarła w 1644 roku. Kilkanaście lat później w krypcie zamku odnaleziono jej nienaruszone ciało. Szczątki Zofii przewieziono do kościoła w bliskiej miejscowości Teplička nad Váhom. W kwietniu 2009 roku padły one ofiarą wandalizmu - zostały bowiem zniszczone - spalone. Kopię zmumifikowanych zwłok umieszczono w kaplicy na zamku.



Po zwiedzeniu zamku udajemy się na Starý hrad.
Położony na wysokości 475 m.n.p.m.
Najstarsze znane źródła o tym zamku pochodzą z 1267 r, wówczas nazywał się on zamkiem Varin (hrad Varin). Z tego najstarszego okresu pochodzi zachowana do dzisiaj wieża obronna. Zamek zbudowany został na skałach w miejscu, w którym trakt handlowy przechodził brodem z prawej strony Wagu na jego lewy brzeg. Zadaniem zamku była ochrona tego traktu oraz pobieranie myta od podróżujących nim. Później, gdy wybudowano na drugiej stronie Wagu Zamek Strečno, stracił znaczenie i zaczęto go nazywać Starým hradem.
Obecnie zamek jest w ruinie, można chodzić wszędzie, oczywiście na własną odpowiedzialność.






Przed dwudziesta druga znajdujemy pole namiotowe, najdroższe w mojej historii - dwie osoby za jedyne dwanaście euro. A prysznic dodatkowo płatny...
Kategoria Bez Roweru


Dane wyjazdu:
76.16 km 0.00 km teren
04:01 h 18.96 km/h:
Maks. pr.:29.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 13 Oradea - Debrecen ( Hungary )

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 12.08.2014 | Komentarze 0

Pociąg przyjeżdża punktualnie.
Przedziału rowerowego nie ma, ale konduktor znalazł nam miejsce na rowery, aby nikomu nie przeszkadzały.
Przed piątą rano docieramy do Oradea.



Wsiadamy i kierujemy się w stronę granicy. Mamy do niej z piętnaście kilometrów.
Niestety koniec Rumunii :( Jesteśmy na rumuńsko-węgierskim przejściu granicznym. Kontrola paszportów i wjeżdżamy na Węgry.
Cofamy się w czasie, czyli zmieniamy czas o godzinę do tyłu. Mamy przynajmniej w zapasie jedną godzinę więcej.
Jedziemy przez wsie i pola słoneczników.



Jeszcze niedojrzałe. Droga nie ma końca, a nieprzespana noc w pociągu daje się we znaki.



W końcu Debrecen, zaczęło się robić nerwowo i niepewnie. Czym bliżej parkingu tym większy stres. I wciąż nasuwające się pytanie czy auto jeszcze stoi?
Około dziewiątej trzydzieści docieramy na parking. I co?
Ulga, radość, auto stoi całe i zdrowe, lekko przykurzone.
Pakowanie się do auta zajmuje nam z dobrą godzinę. W końcu jesteśmy gotowi i jedziemy. Gdzie? Do domu?
- Nu

Jedziemy do ...



Ania dała się namówić na zakupy. Jedziemy z trzydzieści kilometrów w głąb Rumuni do Pișcolt na zakupy.
Kupujemy:
- dwa wielkie arbuzy,
- trzy kilogramów pysznych pomidorów,
- wór ziemniaków,
No i nie można by było zapomnieć o rumuńskim miere, czyli miodzie - chyba z trzy kilogramy kupujemy.
Myślałem, że pojedziemy dalej, ale pora wracać do Polski.
Kierujemy się na Miskolc, a dokładnie na Miskolc Tapoca
A tam idziemy na Barlang Fürdö,



czyli  baseny jaskiniowe.
Ich specyfiką jest lokalizacja w skalnych korytarzach i grotach.
Wrażenia są niesamowite, bo chociaż jaskiniowe korytarze są podświetlone, to panuje tam półmrok, a w niektórych miejscach jest wręcz ciemno.



No i trzeba uważać na dziwnie latające... zwierzęta?






Jesteśmy tam niecałe dwie godziny, może mniej, bo o dziewiętnastej zamykają.
Jedziemy jeszcze na małe zakupy. Trzeba kupić pokarm dla Ani - pyszne węgierskie salami. Prawie 4500 Forintów płacimy za 750 gramowe salami. Po udanych zakupach wsiadamy i jedziemy. Gubimy się i objeżdżamy cały Miszkolc. Jeżdzimy z godzinę po mieście, w końcu udaje się nam wyjechać. Kierujemy się na Słowacę, wybieramy tą samą drogę, którą przyjechaliśmy dwa tygodnie temu. Zmieniamy się co jakiś czas. Prowadzę teraz ja, nagle kilkadziesiąt metrów przede mną stoi Policja i zatrzymuje nas do kontroli drogowej. Policjantom w nocy się chyba nudzi. Daje mu prawo jazdy, ale nie możemy znaleźć dokumentów z samochodu. Ania nerwowo szuka. Policjant pyta się skąd wracamy itp. Po chwili każe nam jechać i życzy szerokiej drogi.
Wyczerpani i zmęczeni postanawiamy się zatrzymać przy najbliższym parkingu by się zdrzemnąć, bo oczy się już same zamykają.
Dodam jeszcze, że jak Ania prowadziła, a ja spałem. Miała akurat kolejną przygodę - jeleń z wielkim porożem stał zaraz przy drodze. Szkoda, że tego nie widziałem.
Do Katowic docieramy cali i zdrowi przed ósmą.



O RUMUNII:

Znajomi, którzy słyszeli, że wybieramy się do Rumunii, zadawali pytanie: nie boicie się?
A z czym kojarzy Wam się Rumunia?
No, śmiało – żebracy, nachalne i rzucające się na turystów dzieci, bieda, mafia, kradzieże, fatalne drogi i można tak jeszcze długo wymieniać.
Każdy Rumun to Cygan - z takim określeniem najczęściej możemy się spotkać, a co za tym idzie widzimy ich jako złodziei i brudnych żebraków oraz jako ludzi, którzy nie zostali stworzeni do jakiejkolwiek pracy.
Tak po prostu jest – wciąż pokutują w nas stereotypy z początku lat 90-tych, gdy masa żebrzących Cyganów z rumuńskimi paszportami zalała ulice polskich miast.

Z punktu widzenia turysty największą porażką są trzymające się mocno od lat krzywdzące stereotypy na temat tego kraju. Jest jednak dobra wiadomość – nam wystarczył jeden dzień, aby wyeliminować z głowy większość z nich. I także dlatego w Rumunii będzie wam się podobać – bo będziecie spodziewali się obrazu nędzy i rozpaczy, a zostaniecie bardzo pozytywnie zaskoczeni.

W Rumunii nie spotkaliśmy się z żadnymi nieprzyjemnymi sytuacjami – ludzie są bardzo mili i chętni do pomocy.
Jadąc przez wsie wzbudzaliśmy sensacje.

A sama Rumunia jest piękna, także dlatego, że nie jest jeszcze aż tak odkryta przez turystów. Maramuresz to magiczna kraina, gdzie czas się zatrzymał. Transylwania jest pełna wspaniałych zabytków – to nie tylko wędrówka śladami Drakuli, ale też niepowtarzalne warowne kościoły czy chłopskie zamki.

Dlatego spieszcie się z wizytą, bo za kilka lat to będzie już zupełnie inny kraj. Jest tekst Andrzeja Stasiuka o tym, czemu polski turysta miałby jechać na urlop do Niemiec:
Warto pojechać do Niemiec, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądała Polska za 10 lat. A skoro tak, to warto pojechać do Rumunii, żeby sobie przypomnieć, jak Polska wyglądała 10 lat temu.

I jak? Kiedy Ty się wybierasz?


PODSUMOWANIE:

Wróciliśmy cali i zdrowi.
Za nami 802,19 km które przebyliśmy w czasie 51 godzin i 6 minut w ciągu 13 dni.

Średnia prędkość: 15,70 km/h
Maksymalna prędkość: 64,90 km/h
Suma podjazdów: 8300 m
Średnio na aktywność: 61,72 km, 3 godziny i 55 minut

Zwiedziliśmy całe mnóstwo ciekawych miejsc, zrobiliśmy masę zdjęć.
Padł nowy rekord wysokości 2044 m.n.p.m zdobyty rowerem.
Pozostał jednak niedosyt, nie zrobiliśmy całej trasy, jaka była w planie. Nie daliśmy rady jechać dalej, niekończące się podjazdy dały nam w kość.
Ale zostały świetne wspomnienia, radość i chęć na więcej!
Więc Aniu, kiedy jedziemy znów do Rumunii?

A rowerki można powiedzieć, że spisały się na medal. Tylko raz rower Ani odmówił jazdy dalej, i nie dziwie się mu, bo kto by chciał jechać w deszczu. Raz więc tylko zdarzył się zerwany łańcuch, ale żadnej dziury w kole nie było :)




Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
44.47 km 0.00 km teren
03:02 h 14.66 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 12 Porumbacu de Jos - Sibiu

Poniedziałek, 7 lipca 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0

Pobudka o siódmej, tak przynajmniej Ania nastawiła budzik. Ja wstałem o siódmej trzydzieści. Oj, ciężko było. Wychodziło to już z nas - te zmęczenie.
Zbieramy się. Śniadania dziś nie ma! Zero zapasów.
Do Sibiu mamy z 32 kilometry. Na początku można powiedzieć, że z górki, no i trochę po płaskim.
Ale ten znak nas dobił.



Po około półtorej godziny docieramy na drogę do Sibiu. Ukazuję się znak "zakaz rowerów", ale nie mamy wyjścia - jedziemy.
Docieramy do Sibiu. Pierwsze co robimy, to kierujemy się do Auchan na zakupy, chcemy zjeść w końcu śniadanie.
Dalej jedziemy na stację kolejową. Pierwszym pomysłem było, aby jechać pociągiem do Oradei, lecz nie ma możliwości przewozów rowerów. Kolejny pomysł - jedziemy nazamek w Hunedoara, jednak i tu podobny problem - nie ma konkretnych połączeń. W końcu po długich namysłach kupujemy bilet do Alba Iulia.
Pociąg odjeżdża dopiero o 15:51, więc mamy z trzy godziny wolnego czasu. Jedziemy więc w kierunku rynku.



Chwilę siedzimy, ale słońce tak grzało, że się nie dało wysiedzieć. Wracamy więc z powrotem na dworzec.
Na dworcu zaczepia nas cyganka, mówi coś po rumuńsku. Ania po angielsku odpowiada, że nie rozumie, a ta cyganka zaczyna płynnie mówić po angielsku, oczywiście chce pieniądze. W końcu się odczepia. A my czekamy na pociąg.
Podjeżdża pociąg, coś w stylu naszego Elfa, pakujemy rowery i czekamy na odjazd. Coraz bardziej tłoczno się robi. W końcu ruszamy w gorącym pociągu. Nadchodzi konduktor, który sprawdza bilety jedna ręką, a drugą zbiera łapówki od gapowiczów.
O 18:37 punktualnie docieramy do Alba Iulia.
Idziemy pytać się o pociąg dalej. Okazuje się, że za niecałe dwadzieścia minut jedzie pociąg do Cluj Napoca, a tam przesiadka na Oradea. Przyjeżdża pociąg. Wagonu na rowery oczywiście brak, więc udajemy się na sam koniec. Pociąg rusza.
Po około dwóch i pół godzinie, czyli o 21:20 dojeżdżamy do Cluj Napoca.
Jedziemy oglądać centrum.



De facto plątamy się bez sensu po mieści, bo nie mamy żadnej mapy.



Robimy większe zakupy - kupujemy dobre ciastka i inne pyszności, a następnie wracamy na dworzec. Czekamy tam aż do drugiej trzynaście, żeby dotrzeć do Oradei.




Dzień 13
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
64.37 km 0.00 km teren
04:38 h 13.89 km/h:
Maks. pr.:58.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1460 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 11 Transfăgărășan - Porumbacu de Jos

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Już o dziewiątej ruszamy w dalszą drogę.
Tylko piętnaście kilometrów dzieli nas od Bâlea Lac. Dodam, że samego podjazdu.
Znajdujemy się już na 1285 m.n.p.m.



Po niecałym kilometrze ukazują się piękne widoki, które zapierają dech w piersi. Są wręcz nie do opisania.



Zdjęcia nie oddają piękna okolicy nawet w połowie!



Gdzieś może na szóstym kilometrze robimy postój. Jesteśmy już na 1520 m.n.p.m. Idziemy jeść, bo mamy lipę z zaopatrzeniem w żywność.
Z daleka widać wodospad, wydaje się, że jest blisko.



De facto
jest, ale droga bardzo daleka.



Docieramy do Cascada Capra. Wodospad znajduje się na wysokości 1690 m.



Czyli mamy nowy rekord - dojechaliśmy rowerem dwadzieścia metrów wyżej, niż nasz poprzedni rekord - wjazd na Sliezsky dom.



Stąd do Bâlea Lac jest już 5 kilometrów. Z daleka widać wjazd do tunelu.



Serpentyny nie mają końca. Droga dalej wije się w górę, aż do tunelu. Jesteśmy już zmęczeni, praktycznie co kilometr robimy przerwę.



Jeszcze tylko dojechać do domku i zaraz będzie tunel. Czyli jeszcze z godzinę drogi.



Przerwa, koniki trzeba było nakarmić cukrem. Ciekawe, czy to dzikie konie...



Już prawie pod tunelem, zmordowani, ale szczęśliwi.



Robimy odpoczynek przed tunelem.






Do Bâlea Lac dzieli nas 884-metrowy tunel przecinający góry (najdłuższy w Rumunii). Jest on otwarty w określonych godzinach i w określonym sezonie.

Jedziemy...
Tunel zbudowany w czasach i na polecenie Causescu sprawia nieco przerażające wrażenie. Wjeżdżając do niego ma się wrażenie, że jest to powojenny tunel dla czołgów, albo inna wojskowa instalacja. W rzeczywistości takie właśnie było jego pierwotne przeznaczenie, a cała trasa miała służyć szybkiemu przemieszczaniu wojsk. Dziś jest to jedynie turystyczna atrakcja, pełna malowniczych widoków. Tunel zabezpieczony jest specjalnymi stalowymi wrotami które są zamykane po godzinie dwudziestej pierwszej.



Docieramy...Bâlea Lac (2044 m.n.p.m.) zdobyte rowerem :) 
Bâlea – jezioro polodowcowe w rumuńskich Górach Fogaraskich, położone na wysokości 2034 m n.p.m. Jego powierzchnia wynosi 4,65 ha, maksymalna głębokość 11,35 m.



Jezioro leży obok północnego skraju tunelu przecinającego na wysokości 2027 m n.p.m. łańcuch górski z północy na południe, około 13 kilometrów na południe od miejscowości Cârţişoara, gdzie zaczyna się przecinająca Góry Fogaraskie Szosa Transfogaraska, ok. 2 km na północny wschód od szczytu Laiţel (2390 m n.p.m.) i ok. 3 km na północny wschód od drugiego pod względem wysokości szczytu Rumunii, Negoiu (2535 m n.p.m.)
Nad jeziorem znajdują się dwa całoroczne schroniska turystyczne i stacja meteorologiczna. W sezonie zimowym 2005/2006 powstał pierwszy w tej części Europy hotel zimowy z lodu i śniegu.

Idziemy na taras widokowy i ukazuje się nam przepiękny widok.



Robimy przerwę, chwila relaksu.
Koło siedemnastej zbieramy się i zaczynamy zjeżdżać. Co prawda trzeba było wybrać, czy cieszyć się w całości zjazdem bez zdjęć, czy robić zdjęcia, ale zjeżdżać z przerwami. Wybieramy drugą opcję, dlatego też co chwilę się zatrzymujemy, by podziwiać widoki i robić zdjęcia. Czasem trzeba było również się zatrzymać, by hamulce ochłonęły.






Ale co to by było: góry bez owieczek? Miałem szczęście - czekały na mnie :)



Owiecki za mną...



Zbliża się powoli koniec trasy.



Już koniec górek i niesamowitych wrażeń, trzeba się pożegnać i jechać dalej.



Docieramy do skrzyżowania tras: Transfogaraskiej, czyli 7C, z E68. Kierujemy się w stronę Sibiu.
Robimy jeszcze zakupy na stacji benzynowej i rozglądamy się za noclegiem, ale za drogo.
Mijamy Scoreiu, ale tam nie ma żadnego cazare. Zaczyna kropić. Do najbliższej miejscowości zostało około dziesięć kilometrów. A dookoła pola...
Za Porumbacu de Jos postanawiamy zapytać się w przydrożnym Centrum Ogrodniczym czy była by możliwość rozłożenia namiotu. Właściciel bez problemu zgodził się, pytając czy czegoś nie potrzebujemy. I nic nie chciał w zamian.
Z resztek, które nam pozostawały robimy kolację, czyli gotujemy ciorbă i kładziemy się spać. 





Dzień 12
Kategoria România 2014


Dane wyjazdu:
48.32 km 0.00 km teren
03:38 h 13.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 10 Căpățânenii - Transfăgărășan

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Gdzieś koło 2:00 w nocy budzi mnie szczekanie psów. Na początku to zignorowałem, ale szczekanie było coraz bardziej agresywne, do tego jeszcze z oddali było widać, jak ktoś świeci latarką na wszystkie strony.
Chwytam za latarkę, otwieram namiot i co pierwsze zobaczyłem?
Gościa z wielkim rozżarzonym badylem, lecącego w stronę rzeczki. Po kilku setnych sekundy zobaczyłem wielkie świecące ślepia w zaroślach. Nagle te ślepia idą w kierunku naszego namiotu, ale po drugiej stronie rzeczki. Na początku myślałem, że to sarna, dzik, czy nawet wilk.
Po chwili dostrzegam całą sylwetkę tego osobnika. Mówię do Ani, żeby dała gaz, bo niedźwiedź idzie. Ania wpada w panikę, uspakajam ją. Trzymając w ręce gaz i latarkę obserwuje niedźwiadka. Ania się wychyla z namiotu... Może dziesięć, góra piętnaście metrów od nas mija nas mały niedźwiadek, no może średni niedźwiadek, spoglądając w naszą stronę.
Na pewno sobie pomyślał: czy możesz mi nie świecić po oczach?
Wrażenia bezcenne, nie ukrywam, że też byłem przerażony. 
Pisząc teraz tą relacje zastanawia mnie jedno - czy przypadkiem misiu nie był koło naszego namiotu? Ania przed usłyszeniem szczekania miała wrażenie jakby coś chodziło koło naszego namiotu.
Szczekanie ucichło, emocje opadły. Ania ze stresu szybko zasnęła, ja jeszcze chwile czuwałem.
Jak się rano okazało niedźwiadek chciał sobie pobuszować w koszu na śmieci i wszystkie kosze w okolicy były powalone.
Wstajemy rano o 7:30. Otwieram namiot i patrze, a moim oczom ukazuje się nasz nocny stróż.



Leżał chyba z dwa metry od naszego namiotu. Pilnował nas, więc też dostał zasłużone śniadanie.
Ruszamy i praktycznie od razu ukazują się nam na jednej z gór ruiny Zamku Poienari.



XVIII-wieczne legendy przypisują budowę twierdzy hospodarowi Władowi Palownikowi, pierwowzorowi słynnego Drakuli..
Na pytanie dlaczego to Bran jest komercyjną stolicą Transylwanii nietrudno znaleźć odpowiedź - Poienari jest ruiną... Nie zwiedzamy go, brak czasu i ktoś musiałby pilnować rowerów.
Jak wyczytałem - prowadzi tam ponad 1400 schodów.
Jedziemy dalej. Jesteśmy na Drodze Transfogaraskiej(Transfăgărășan) - drogi krajowej DN7C. Jest to najwyżej po Transalpinie położona droga Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m.
Transfăgărăşan to długa 108 kilometrowa droga prowadząca przez najwyższe pasmo Gór Fogarskich, pasma Karpat.
Powstała w latach 1970-1974, a inicjatorem jej budowy był ówczesny komunistyczny przywódca Rumunii - Nicolae Ceauşescu (1918-1989). Z początku szosa ta miała znaczenie militarne, a jej budowa pochłonęła ogromne ilości pieniędzy i okupiona została dużymi stratami w ludziach. Obecnie droga ta stanowi jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych Rumunii.
Szosa Transfogaraska łączy Siedmiogród (Transylwanię) na północy, z Wołoszczyzną na południu, przebiegając pomiędzy najwyższymi szczytami pasma: Moldoveanu (2544 m n.p.m.) i Negoiu (2535 m n.p.m.).







Jadąc od strony południowej dojeżdżamy do olbrzymiej, wysokiej na 160 metrów zapory na rzece Ardżesz (rum. Argeş).
Budowa zapory trwała cztery i pół roku i została ukończona w roku 1965. Następstwem budowy było powstanie na wysokości 839 m n.p.m. sztucznego jeziora Vidraru o powierzchni niecałych 9 km². Droga prowadzi krawędzią zapory. Z jednej strony jest przepaść,



a z drugiej piękne jezioro.



Jeszcze zdjęcie w tunelu, który prowadzi trasą w terenie.



Widok jest niesamowity.



Ruszamy dalej, raz pod górkę, a raz z górki, ale nie widać tych serpentyn.
Robimy przerwę serwisową, postanowiłem przesmarować łańcuchy, bo zaczęły lekko popiskiwać.
Nagle w krzaczkach pojawiają się małe pieski.



Prawda, że słodki?



Musimy jechać dalej. Mijają nas rowerzyści, którzy przez kolejne paręnaście kilometrów będą nam towarzyszyć, tzn. raz oni nas wyprzedzają, a raz my ich - i tak z kilka razy.
A serpentyn i tych wielkich gór nie widać. Do Bâlea Lac zostaje nam 15 kilometrów. Po lewej mamy jakieś zabudowania.
Tam postanawiamy znaleźć cazare. Zjeżdżamy w boczną uliczkę i znajdujemy nocleg za osiemdziesiąt lei.
Na wieczór jeszcze kolacyjka w restauracji z pseudo kelnerem.


Dzień 11
Kategoria România 2014