Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46528.56 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.39 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Tatry

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kozi Wierch 2291 m.n.p.m

Sobota, 19 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 0

To chyba już ostatnia wyprawa w tym roku, więc musi być wyjątkowa.
Wyjeżdżam przed pierwszą, po drodze jeszcze jadę do Świętochłowic po koleżankę.
Przyjeżdżamy po czwartej na parking w Palenicy Białczańskiej.
Kurczę, pada niby deszcz, niby śnieg, co tu robić?
Parkuję auto, no i w drogę. Po około dwudziestu minutach asfaltowej drogi dochodzimy do Wodogrzmotów Mickiewicza, do rozdroża szlaków. W lewo zielony szlak prowadzi do schroniska w Dolinie Roztoki. Prosto prowadzi czerwony szlak do Morskiego Oka. My kierujemy się w prawo na zielony szlak, który łączy Doliną Roztoki z Doliną Pięciu Stawów Polskich. Początkowo dość stromo, w dodatku ślisko, dosłownie lód. Zakładamy raki. Potem bardziej łagodnie, ale i tak ślisko. Szlak prowadzi lasem, Doliną Roztoki.
Po około dwóch godzinach od Wodogrzmotów dochodzimy do rozdroża, skąd w lewo odchodzi czarny szlak do schroniska „Piątki” (tak potocznie nazywane jest schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich 1671 m n.p.m.)



Po niecałej godzinie dochodzimy do Schroniska. Pogoda nie wygląda zachęcająco, jestem powoli zrezygnowany.
W schronisku odpoczynek i co robić dalej? Wracamy? Miała być taka piękna pogoda, a tu chmury i ponuro. Ja już jestem całkiem zrezygnowany. Wychodzimy ze schroniska i ku mojemu zdziwieniu odsłaniają się pierwsze widoki gór.



Nie zdążyłem się zastanowić i zapytać, czy idziemy, a już usłyszałem… Idziemy…
Spod schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich wyruszamy niebieskim szlakiem w kierunku południowo-zachodnim. Mijamy Przedni Staw. Później dłuższą chwilę maszerujemy przy Wielkim Stawie (w międzyczasie przechodzimy przez drewniany mostek na Potoku Roztoki). Cały czas prosto za niebieskimi znakami. Od naszej, niejako głównej, drogi odchodzą kolejno szlaki do Doliny Roztoki (zielony), na Krzyżne (żółty) i Kozi Wierch (czarny). Rzecz jasna, obieramy ostatni z wymienionych.



Podejście na szczyt jest dość monotonne, ale trasę umilają piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów i przeciwległą grań, zza której wychodzi słońce i pojawiają się ciekawe formacje skalne.







Parę minut po dwunastej wkraczam na swój nowy dwutysięcznik, a zarazem nowy rekord wysokości, w dodatku zimowy.
Kozi Wierch, po słowacku Kozí vrch, ma wysokość 2291 m n.p.m. Jest najwyższą górą znajdującą się w całości na terenie Polski. Kozi Wierch wznosi się w długiej wschodniej grani Świnicy pomiędzy Doliną Gąsienicową a Doliną Pięciu Stawów Polskich, a dokładniej między dwiema dolinkami wiszącymi: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. Wzdłuż grani tej poprowadzono szlak turystyczny zwany Orlą Percią.
Niebawem dochodzimy do Orlej Perci (czerwono znakowana trasa). Skręcamy w lewo

(w prawo droga na Granaty).




Ze szczytu zapierająca dech w piersiach panorama Tatr i Orlej Perci.

Jest, udało się - 2291 m n.p.m. są moje i Kozi zdobyty.



Po parunastu minutach powrót.
Jeszcze tylko widok z góry... No i w drogę.





Schodzimy tą samą drogą, którą weszliśmy. Zejście nie jest takie łatwe jakby się wydawało.
Łatwiej się wchodziło. Nic innego nie zostaje jak położyć się na boku i asekurując się czekanem zjeżdżać na przysłowiowym tyłku. Fajna sprawa, lecz niebezpieczna. Przynajmniej można było poćwiczyć z czekanem, jakby faktycznie kiedyś trzeba było go użyć w razie poślizgnięcia się.
Po ponad godzinie dochodzimy do drogowskazu i udajemy się do schroniska. W schronisku odpoczynek i ich specjalność - szarlotka. Po szesnastej idziemy w kierunku Palenicy i po dwóch i półgodziny jesteśmy przy samochodzie .


Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Świnicka Przełęcz

Niedziela, 6 grudnia 2015 · dodano: 12.12.2015 | Komentarze 0

I nadszedł kolejny weekend. Pogoda w górach wspaniała, aura zimowa, ale słonecznie z lekkim wiatrem… Tak zapowiadali pogodę synoptycy, która się sprawdziła.
Wyjazd o pierwszej w nocy… Po drodze jadę po koleżankę z forum górskiego.
Droga przebiega spokojnie bez żadnych przygód do samego Zakopanego. Po czwartej docieramy na parking przy drodze do Kuźnic.
Chwila przygotowań, no i w drogę. Po dwudziestu minutach docieramy do Kuźnic.
Przy kolejce na Kasprowy Wierch jeszcze nikogo nie ma. My nie czekamy, idziemy zielonym szlakiem, który czasowo wychodzi trzy godziny.
Zielony szlak, który biegnie przez Myślenickie Turnie prowadzi pod trasą kolejki linowej.
Rozpoczyna się w Kuźnicach, początkowo biegnie wzdłuż nartostrady. Po około półtora godziny mija stację pośrednią kolejki na Myślenickich Turniach 1360 m. n.p.m.



i dalej wspina się mozolnie brzegiem Doliny Goryczkowej, aż na sam szczyt Kasprowego Wierchu
1987m.n.p.m. pod budynek obserwatorium meteorologicznego. Obserwatorium, zbudowane w 1938 roku, jest najwyżej położonym budynkiem w Polsce.



Po drodze robi się coraz jaśniej i pokazują się piękne widoki - na Babią Górę



i na Giewont.



Po ósmej docieramy na Kasprowy Wierch. Ale chwila, jakoś dziwnie nikogo nie ma, pusto, żadnego człowieka. Kolejka dopiero rusza o dziewiątej, wiec można się rozkoszować ciszą.
Odpoczynek, parę zdjęć i w drogę.
Ze szczytu Kasprowego Wierchu schodzimy do położonego niżej budynku górnej stacji kolejki linowej, a następnie w prawo na Suchą Przełęcz 1950 m n.p.m. Szlak chwilami oblodzony, więc trzeba uważać, mimo że mamy raki.



Odchodzi stąd żółty szlak na Halę Gąsienicową, my zaś trzymamy się znakowanej na czerwono grani. Rozpoczynamy dość łagodne podejście na Beskid, jeden z najłatwiej dostępnych "dwutysięczników" w Tatrach (2012 m n.p.m.)… Przed nami dość skaliste zejście z Beskidu na przełęcz Liliowe. Po czterdziestu minutach dochodzimy do Przełęczy Liliowej 1952 m.n.p.m. (z Kasprowego).



Chcieliśmy tu schodzić już na Murowaniec, ale postanawiamy iść dalej. Kierujemy się na Świnicką Przełęcz 2050 m.n.p.m.

Za Skrajną Turnią schodzimy ścieżką w dół, a następnie trawersujemy południowe zbocza Pośredniej Turni, gdzie postanowiłem się kawałek wspiąć.



Trasa nie przysparza póki co szczególnych trudności. Po około godzinie wędrówki od Kasprowego Wierchu docieramy na Świnicką Przełęcz 2051 m n.p.m.



Świnicka Przełęcz stanowi ważny dostęp do Świnicy. Jest węzłem szlaków łączących Świnicę z Kasprowym Wierchem oraz z Zielonym Stawem Gąsienicowym. Parę zdjęć i w wracamy na Przełęcz Liliową.



Z Przełęczy Liliowej schodzimy na Halę Gąsienicową w około godzinę. Do schroniska nie idziemy, po drodze odpoczywamy i kierujemy się na Kuźnice. Po 40 minutach dochodzimy do Przełęczy między Kopami 1499m.n.p.m.i kierujemy się przez Boczań do Kuźnic. Została nam godzina.



Wszystko było by ok, gdyby nie moja kontuzja. Chyba naderwany mięsień albo coś w tym stylu. Droga przedłużyła się o dobre pół godziny, a nawet więcej. W końcu docieramy do Kuźnic. Nie miałem już sił by dojść do ronda. Postanowiliśmy podjechać busem.
Kategoria Góry, Tatry


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Slavkovský

Sobota, 28 listopada 2015 · dodano: 04.12.2015 | Komentarze 0

"Kto w górach cierpiał i był szczęśliwy, ten z nimi się nie rozłączy."
Nie pierwszy raz wyjeżdżam w góry…ale jakoś dziwnie jest…Kogoś brak…
Z Gliwic startuje po północy i kieruje się na Starý Smokovec… Do miejsca gdzie wszystko co z górami się zaczęło…W oddali jadąc Drogą Wolności widać oświetloną przez księżyc Łomnice, Hmm wspomnienie.
Po czwartej docieram do Smokovca na parking przy dolnej stacji kolejki na Hrebieniok.
No to w drogę… Jest około w pół do piątej, wydawałoby się ze będzie ciemno, ale księżyc oświetlał drogę.



Już parę minut po piątej jestem na Hrebienioku, chwila odpoczynku i kierunek Slavkovský štít, gdzie czas przejścia jest cztery godziny i czterdzieści minut.
Po paru nastu minutach jestem już Rázcestie pod Slavkovským štítom1357m.n.p.m.
Czas dobry, cztery godziny i piętnaści minut dzieli mnie do Sławka. Droga pnie się do góry przez las.
Po wyjściu z lasu pokazuje się piękny widok.



Powoli się robi się jasno. Chmury w oddali powoli nadciągają. Może uda się być nad nimi.



Niestety po jakimś czasie dopadają mnie.
Droga na Sławka nie ma końca, szlak bez skrupułów ciągnie się do góry. Długa i dość monotonna wędrówka. Powoli tracą się siły. Nie wiadomo czy to już zaraz będzie szczyt, czy to ta następna góra, czy to ta której jeszcze nie widać.
Siły praktycznie opadły. Zaczęło mi brakować powietrza, chwila odpoczynku, idę dalej… Po chwili zadyszka, serce wali jakby zaraz miało eksplodować . Znów odpoczynek… zamykam oczy… coś niesamowitego, takie dziwne uczucie, przez chwile było mi obojętne, czy iść w górę czy w dół, czy po prostu tu zostać…
W końcu po wielu trudach docieram na Slavkovský… Nos.
Pobijam nowy rekord wysokości. Slavkovský Nos 2273 m.n.p.m., lecz nawet to do mnie nie dociera. Próbuje iść dalej. Przechodzę jeszcze kawałek…
Dość !
Dopada mnie bezradność, pora się wycofać . Chce iść dalej lecz nie umie. Podobno na Slavkovský štít dzieli mnie jakieś niecałe trzydzieści minut. Do tego cały Slavkovský jest w chmurach, a szlak pokryty jest zapadającym się śniegiem. Dodatku zaczyna padać śnieg. Zawracam, Można powiedzieć że Slavkovský zagrał mi na nosie.



Parę zdjęć na Slavkovský Nosie i wracam.



Jest już dwunasta.
Droga powrotna tez nie ma końca… Idę i idę i końca nie widać.
Nagle na mojej drodze pojawiają się goście. Dwie koziczki. Dało to trochę energii.Zaczęła się sesja zdjęciowa i nawet się nie bały.



Około piętnastej dwadzieścia docieram na Hrebieniok.
Udaje mi się załapać na kolejkę. Zjeżdżam w dół i po chwili jestem przy samochodzie.
Jeszcze jadę do Popradu na tradycyjne zakupy.
Do Gliwic docieram po dwudziestej drugiej.
Jeszcze tu wrócę !


Kategoria Góry, Tatry