Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46545.42 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.38 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
33.97 km 0.00 km teren
02:35 h 13.15 km/h:
Maks. pr.:50.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1130 m
Kalorie: kcal

România - Dzień 5 Bicaz - Gheorgheni

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · dodano: 25.07.2014 | Komentarze 0

Kolejny piękny dzień, gdzie pogoda nam dopisuje.
O ósmej słońce tak grzeje, że wytrzymać nie idzie.
Śniadanko i około dziewiątej trzydzieści wyjeżdżamy w kierunku Wąwozu Bicaz z nowymi znajomymi poznanymi wczoraj .
Przed jedenastą dojeżdżamy.



Przed samym wąwozem roztajemy się, chociaż chcieli żebyśmy zabrali się z nimi przez wąwóz.
My twardo odmawiamy.



Ściągamy rowery z campera i żegnamy się.
Oni jadą dalej, a my wsiadamy na rowery i jedziemy podziwiać wąwóz.



Wąwóz Bicaz to wyrzeźbiony przez rzekę kanion. Ustępuje podobno tylko francuskiemu Verdon.
Dnem kanionu biegnie droga, a po obu jej stronach wznoszą się ściany o wysokościach względnych ok. 400 m., częściowo opadające pionowo, częściowo zaś pokryte gęstym lasem. Wąwóz ma 6 km długości.





Dojeżdżamy do Lacul Roşu.
Jezioro Czerwone położone jest u stóp gór Hăsmaş, w sąsiedztwie słynnego wąwozu Bicaz. To urokliwe jezioro powstało w 1837 roku, kiedy to na skutek długotrwałych opadów obsunęło się zbocze góry Ucigasu, blokując potoki Licas, Oii i Rosu. W taki oto sposób powstało największe, naturalne jezioro górskie w Karpatach Rumuńskich. Jego nazwa pochodzi od czerwonych tlenków i wodorotlenków żelaza, które dają zabarwienie osadom dennym.
Już w 1857 roku przybyli tu pierwsi turyści, natomiast w roku 1910 rozpoczęto budowę drogi łączącej Transylwanię z Mołdawią. Po jej ukończeniu zbiornik stał się znacznie bardziej dostępny i oczywiście znany. Przez tyle lat, aż do czasów dzisiejszych zachowały się sterczące z wody kikuty jodeł, dodające jeziorku uroku i dzikości. Zbiornik najbardziej efektownie wygląda jednak z wysokości okolicznych szczytów, głównie z Suhardul Mic (1344 m n.p.m.), na który zaprowadzi nas szlak niebieskich trójkątów. Lacul Rosu położone jest na wysokości 980 m n.p.m, a jego powierzchnia wynosi 11,47 ha. Rozciąga się na długości 2,83 km, a maksymalna głębokość waha się w granicach 10,5 metrów.



Jedziemy dalej. Około piętnastej, po przejechaniu ponad dwudziestu kilometrów, docieramy doPasul Pângărați 1256 m.n.p.m.



Ania wspina się na górę i robi zdjęcia, a ja odpoczywam w obecności paru piesków.



Dalej mamy osiem kilometrów pięknego zjazdu.



Zjazd szybko się kończy, dalsza droga wydaje się płaska, a jedzie się tak, jakby było pod górkę.

Docieramy do...



Kierujemy się na centrum, rozglądając się za noclegiem.
Podjeżdżamy pod informację turystyczna, ale niestety całujemy klamkę.
Hmm... i co dalej?
Parę sekund później podjeżdża do nas dziewczyna na holenderskim rowerze i pyta po angielsku, czy może nam jakoś pomóc.
Jak się potem okazuje - Melania (pół węgierka, pół Rumunka) tłumaczy mam jak dojechać na camping. Musielibyśmy się wrócić, więc nie za bardzo nam to odpowiada.
Wtedy po jej słowach doznajemy szoku...
- Jeśli nie chcecie płacić i planujecie zostać tylko na jedną noc, to możecie przenocować u mnie na ogródku.
Jakoś nie doszło to do nas, myśleliśmy, że źle zrozumieliśmy.
Ale faktycznie dobrze słyszeliśmy.
Nieśmiało zgodziliśmy się pytając czy to na pewno nie problem.
Jedziemy za nią, ale w głowie dziwne myśli: czy to nie jest jakaś morderczyni? Bo kto obcego zaprasza do siebie, nawet na ogródek?
Docieramy, ma fajny trzypokojowy domek. W międzyczasie dociera jej mąż Zoltan.
Rozkładamy namiot w towarzystwie psa Bookshe.



Jemy kolacyjkę. Po jakimś czasie przychodzi z lodami i mówi że jadą gdzieś z mężem i że będą po 21.
Kolejne zdziwienie, ze wpuszczają nas do ogródka i tam nas samych zostawiają. Chyba my baliśmy się bardziej niż oni :)
Wieczorem jak wrócili, to przynieśli po piwku i proponują, że jak chcemy, to możemy się umyć w łazience.
To jest właśnie rumuńska gościnność, której w Polsce się chyba nie spotyka.



Dzień 6

Kategoria România 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ojego
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]