Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Босна и Херцеговина Dan 9 Rafting

Sobota, 18 sierpnia 2018 · dodano: 19.09.2018 | Komentarze 0

Niestety to już ostatni dzień przygody. O ósmej śniadanie i szybkie przygotowania do Raftingu. Dostajemy niezbędny sprzęt, pianki, kapoki, kaski. Każda grupa dostaje również swojego pilota czyli sternika. Czy to przypadek? Chociaż jednak nie sądzę, ale jestem razem ze swoją ekipą rowerową…
O dziewiątej wyruszamy autami w kierunku granicy, z wielkimi pontonami na dachach.



Przekraczamy granicę, jednak do Czarnogóry nie wjeżdżamy. Przejeżdżamy tylko przez most i można powiedzieć, że jesteśmy na ziemiach niczyich. Wąska droga, gdzie po prawej stronie jest gęsty las, a po lewej przepaść z turkusową rzeką Tarą prowadzi nas na miejsce. Tu ściągamy ponton i przenosimy nad rzekę.



Chwila napięcia, co dalej. Nigdy nie miałem doświadczenia z raftingiem i nie wiem czego się spodziewać. Nadchodzi czas, wchodzimy do pontonu dostajemy po wiośle i … Ruszamy. Zaczynamy płynąć.
Ja z Tomkiem siadamy na przodzie pontonu, nadając tempo wiosłowania, a reszta próbuje dostosować się do nas. Na początku idzie to mozolnie…
Płyniemy, próbujemy się wczuć… nawet idzie.
Niesamowity efekt wywołuje mijanie skał wystających z wody, czasem dosłownie mijamy je na milimetry. Nad wszystkim czuwa nasz pilot-sternik, to on skręca, mówi kiedy wiosłować, kiedy nie. My musimy go słuchać chodź nie zawsze nam to wychodzi…
Zdjęcia ważniejsze.



Ale największy dreszcz emocji wywołują nie skalne ściany, mijane czasem o włos, nie wystające spod wody kamienie, a perspektywa spotkania z samą wodą. Niesamowicie jest widzieć, jak ponton przed nami wpada w wiry – podskakuje w kipieli jak zabawka, a załoga piszczy, krzyczy, odgraża się żywiołowi – i wiedzieć, że nas za chwilę czeka to samo.
Po drodze mamy dwa wodospady. Pod pierwszą kaskadę spadającą prosto z bośniackiego brzegu wpływamy z impetem wbrew nieśmiałym protestom części załogi. Lodowata woda zalewa cały pokład i nas… Wrażenia bezcenne.
Po drodze robimy przerwę, chwila odpoczynku od wiosłowania. Część wychodzi na brzeg, a ja z Tomkiem zanurzamy się w błękitnej Tarze. Chwilę później prąd wody porywa Tomka. Brzmi to strasznie, ale kończy się dobrze. Na całe szczęście. Płyniemy dalej.



Teraz gonimy inną załogę pontonu. To są nasi. Podpływamy bliżej i krzyczymy „do abordażu…” i w tym monecie Tomek przeskakuje na drugi ponton. Mina sterników bezcenna, a my wszyscy w śmiech. My to się umiemy bawić. Taka zabawa. Odzyskujemy Tomka i płyniemy dalej. Co chwilę pokonujemy nowe wiry. Woda nas chlapie. Podskakujemy raz, drugi… Zarzuciło nas. Nagle Gosia i Agata lądują w wodzie. Szybka akcja ratunkowa i wyciągamy dziewczyny z wody. Oj po minach widać że były przerażone. Mało przygód? Jeszcze jedna. Podpływając do pontonów chlapało się wodą… Każdy odpowiadał tym samym, ale jeden ze sterników chyba miał dziś focha. Nie spodobało mu się to… Podpłynął i coś do nas mówi… Tak rozumie co mówi… ale tak naprawdę nie wiem o co mu chodzi… Emocje opadają… Ale tylko na chwilę. Wyprzedzamy go, a pan „Foch” podpływa do nas od tyłu (pewnie sternicy się dogadali) i wskakuje na nasz ponton. Oj, chyba wiem co będzie. Podchodzi do mnie i zrzuca mnie prosto do Tary. Cały się zanurzam, może jakąś sekundę jestem pod wodą, wynurzam się i ogarnia mnie przez ułamek sekundy panika. Szybko analizuję sytuację i podpływam do pontonu z totalnym opanowaniem i śmiechem na twarzy.
(w sytuacjach stresowych i trudnych potrafię szybko działać w górach to czasem bardzo potrzebne, teraz też się przydało)
Jedyny problem to, jak się na niego wgramolić. Próbuję, ale nie wychodzi. Na pontonach poruszenie, podpływam na przód, chwytam za sznura i krzyczę: Załogo na przód!!!.



Pan „Foch” myślał, że się przestraszę, że będę wołał ratunku, ale nie udało mu się. Noo może przez chwilę. Jednak moja załoga nie pozostaje dłużna. Tomek chwyta go za rękę i wrzuca do wody. Tworzymy niezły zespół. W sumie jak się bawić to na całego. Teraz mniej więcej wiem co czuła Agata i Gosia będąc w wodzie, z tą tylko różnicą , że one nie by świadome tego ze zaraz wylądują w wodzie, a ja wiedziałem. Tomek mnie wciąga do pontonu, dosłownie nakrywam się nogami. Jestem ocalony!!!. Cała przygoda trwała około półtora godziny. Fajne przeżycie, nie powiem.
Docieramy na brzeg, a ponton wciągamy do góry. Pozostało jeszcze zrobić pamiątkowe zdjęcia.



Podchodzę do Pana „Focha”, śmiejąc się ściskamy sobie ręce. Po czym szybko przebieramy się, bo o czternastej czeka na nas obiad, już nie pamiętam co było… Godzinę później pakujemy się do autobusu i ruszamy w kierunku Polski.
Podróż jakoś mija, jedziemy przez całą Bośnię, przejeżdżamy przez Chorwację i około północy przekraczamy granicę z Węgrami… Trochę śpię, trochę obserwuję co dzieje się za oknem.
Do Katowic docieramy około jedenastej. Część z nas wysiada, zabiera swoje bagaże, bo autobus jedzie jeszcze do Krakowa. Pakuję rower do auta i pozostaje tylko się pożegnać…


Więcej zdjęć
Kategoria Montenegro 2018



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zybko
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]