Info
Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 46545.76 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.37 km/hWięcej o mnie.
Mój rower
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad7 - 0
- 2024, Październik5 - 0
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj11 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2024, Styczeń4 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień8 - 0
- 2023, Sierpień24 - 0
- 2023, Lipiec13 - 0
- 2023, Czerwiec8 - 0
- 2023, Maj7 - 0
- 2023, Kwiecień12 - 0
- 2023, Marzec11 - 0
- 2023, Luty7 - 0
- 2023, Styczeń9 - 0
- 2022, Grudzień20 - 0
- 2022, Listopad24 - 0
- 2022, Październik12 - 0
- 2022, Wrzesień8 - 0
- 2022, Sierpień14 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec8 - 0
- 2022, Maj8 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty4 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik6 - 0
- 2021, Wrzesień5 - 0
- 2021, Sierpień10 - 0
- 2021, Lipiec5 - 0
- 2021, Czerwiec12 - 0
- 2021, Maj6 - 0
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2020, Grudzień5 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Lipiec2 - 0
- 2020, Czerwiec2 - 0
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2019, Grudzień5 - 0
- 2019, Październik1 - 0
- 2019, Wrzesień2 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec3 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj7 - 0
- 2019, Kwiecień6 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Sierpień12 - 2
- 2018, Lipiec7 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj5 - 0
- 2018, Kwiecień2 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik2 - 0
- 2017, Wrzesień2 - 0
- 2017, Sierpień11 - 1
- 2017, Lipiec7 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 0
- 2017, Maj12 - 0
- 2017, Kwiecień8 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty3 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień11 - 0
- 2016, Listopad6 - 0
- 2016, Październik3 - 0
- 2016, Wrzesień6 - 0
- 2016, Sierpień21 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 3
- 2016, Maj12 - 0
- 2016, Kwiecień6 - 0
- 2016, Marzec9 - 2
- 2016, Luty4 - 1
- 2016, Styczeń5 - 2
- 2015, Grudzień4 - 3
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień4 - 0
- 2015, Sierpień3 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj7 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 0
- 2015, Luty4 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik9 - 2
- 2014, Wrzesień11 - 0
- 2014, Sierpień17 - 0
- 2014, Lipiec17 - 0
- 2014, Czerwiec20 - 3
- 2014, Maj17 - 0
- 2014, Kwiecień18 - 0
- 2014, Marzec17 - 0
- 2014, Luty20 - 0
- 2014, Styczeń10 - 2
- 2013, Grudzień16 - 0
- 2013, Listopad13 - 0
- 2013, Październik14 - 0
- 2013, Wrzesień18 - 3
- 2013, Sierpień6 - 0
- 2013, Lipiec1 - 0
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2013, Marzec19 - 0
- 2013, Luty20 - 0
- 2013, Styczeń22 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad16 - 0
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień24 - 1
- 2012, Lipiec28 - 0
- 2012, Czerwiec26 - 1
- 2012, Maj25 - 1
- 2012, Kwiecień17 - 0
- 2012, Marzec25 - 3
- 2012, Luty4 - 0
- 2012, Styczeń14 - 0
- 2011, Grudzień16 - 0
- 2011, Listopad19 - 3
- 2011, Październik24 - 0
- 2011, Wrzesień20 - 0
- 2011, Sierpień28 - 0
- 2011, Lipiec25 - 4
- 2011, Czerwiec25 - 0
- 2011, Maj26 - 0
- 2011, Kwiecień19 - 0
- 2011, Marzec25 - 0
- 2011, Luty16 - 0
- 2011, Styczeń9 - 0
- 2010, Grudzień18 - 0
- 2010, Listopad26 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień18 - 0
- 2010, Sierpień27 - 0
- 2010, Lipiec29 - 0
- 2010, Czerwiec29 - 0
- 2010, Maj25 - 0
- 2010, Kwiecień26 - 0
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty20 - 0
- 2010, Styczeń16 - 0
- 2009, Grudzień17 - 0
- 2009, Listopad27 - 0
- 2009, Październik25 - 0
- 2009, Wrzesień21 - 0
- 2009, Sierpień26 - 1
- 2009, Lipiec28 - 0
- 2009, Czerwiec24 - 0
- 2009, Maj25 - 1
- 2009, Kwiecień29 - 0
- 2009, Marzec23 - 0
- 2009, Luty18 - 0
- 2009, Styczeń18 - 0
- 2008, Grudzień13 - 0
- 2008, Listopad18 - 0
- 2008, Październik25 - 1
- 2008, Wrzesień28 - 0
- 2008, Sierpień22 - 0
- 2008, Lipiec19 - 2
- 2008, Czerwiec5 - 0
- 2008, Maj27 - 2
- 2008, Kwiecień27 - 1
- 2008, Marzec26 - 0
- 2008, Luty17 - 0
- 2008, Styczeń27 - 1
Dane wyjazdu:
22.08 km
0.00 km teren
02:27 h
9.01 km/h:
Maks. pr.:63.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:653 m
Kalorie: 1404 kcal
Rower:Scott Scale
Montenegro Dan 4 Štavna, Vas Komovi - Nacionalni Park Biogradska Gora Vranjak
Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · dodano: 11.09.2018 | Komentarze 0
Kolejny dzień.. Pobudka po siódmej,
śniadanie o ósmej. To już tradycja tej wyprawy. Śniadanie w porównaniu do
wczorajszej kolacji jest bardzo marne, nie ma praktycznie co jeść.
Kilka plasterków wędliny, trochę sera, parę plasterków pomidora i ogórka...Kto pierwszy ten lepszy. Oj, dziś będzie głodówka... Po śniadaniu wyjście na pobliski szczyt... Cała grupa wyrusza jak stado owiec za…Prezesem. Dwie godziny wejście, półtora zejście. Czyli jednym słowem, bieg.
Ja nie idę z nimi, nie bawi mnie bieg na górę. Wydaje mi się, że źle się kierują bo obchodzą górę z lewej strony, a na Kom Kučki idzie się prawą, a i na drugi szczyt też można iść prawą stroną.
Na ten szczyt prowadzi tylko jeden szlak nie ma innego! Z Eko-Katunu trzeba liczyć około trzech godzin. Komovi, składaj się z 3 szczytów i jeden z nich jest nie oszkalowany.
Ja postanawiam iść z Grześkiem, zrobić taki mały rekonesans. Może tu kiedyś tu wrócę. Ściągnięcie mapy z Internetu zajęło mi dosłownie chwilę. Kierujemy się na prawidłowy według mapy szlak . Po chwili dostrzegamy drogowskaz wskazujący drogę na szczyt i czas - dwie i pół godziny.
Idziemy, na początku myśląc, że dojdziemy tylko do pobliskich piargów, jednakże ciągnie mnie dalej i ciągnę za sobą dość niechętnego Grześka. Przechodzimy przez pustynie piargów, nawet mijamy znak ostrzegający przed lecącymi kamieniami, podchodzimy coraz wyżej, trawersując już pobliskie zbocza. Jeszcze kawałek, góra woła, ciągnie do siebie.
Namawiam Grześka…żeby iść dalej. Zgadza się. Dochodzimy do miejsca gdzie szlak ostro skręca w lewo i trawersuje strome zbocza Kom Vasojevicki. Jesteśmy gdzieś w połowie drogi… Powyżej dwóch tysięcy. Dalej już nie idziemy. Nawet nie ma mowy na dalszą wędrówkę. Miał być tylko spacer, a jesteśmy już w połowie drogi bez żadnych zapasów wody. Tylko aparat w ręku. Nawet gdyby była woda nie poszlibyśmy dalej, było za mało czasu, a i Grzesiek nie bardzo był chętny. Trochę szkoda. A poza tym co to za przyjemność gonić i wchodzić w pośpiechu na szczyt.
Siadam na kamieniu i cieszę się widokami.
Może tu kiedyś tu wrócę, pochodzić po tych górach. Powoli schodzimy… Okazuje się, że część grupy weszła na szczyt, a większość grupy zawróciła, ponieważ szli na skróty… Podobno GPS tak ich prowadził.
Każdy praktycznie wracał sam ! Głupota? Czy brak odpowiedzialności ? Akurat na tym puncie jestem przewrażliwiony, bo chodzę po górach już dość długo i zawsze stawiam na pierwszym miejscu bezpieczeństwo…
Nie każdy zna góry i zasady bezpiecznego poruszania się po nich, ale idąc w grupie powinien czuć się bezpiecznie i mieć zaufanie do przewodnika.
W sumie fakt, niech każdy sobie radzi sam. Słowa, które jakoś mi zapisały się w głowie.
A gdzie zasada, że razem idziemy w góry i razem wracamy? Niestety, tu NIE OBOWIĄZYWAŁA! Co więcej dodać… Zostawiam was z tym przemyśleniem.
Około godziny drugiej mamy obiad, zupa bodajże kalafiorowa i sałatka pomidorowo-ogórkowa z cebulą posypane wszystko pysznym białym serem, szkoda że tak mało. Po obiedzie ostatnie przygotowania, pakowanie do autobusu bagaży i przed trzecią ruszamy na rowerach do kolejnego miejsca. Dziś lajtowo, do pokonania mamy tylko dwadzieścia cztery kilometry. A czy na pewno… Na początku fajny szybki zjazd asfaltem, znowu gnanie, ile fabryka dała, lecz szybko się to kończy. Dojeżdżamy do wielkiego skrzyżowania, gdzie trzeba skręcić w lewo. O mało nie pojechałem prosto, no co fajnie się gnało... w ostatnim momencie zauważyłem strzałki.Po paru metrach znów skręt tym razem w prawo… i ukazuje się stromy podjazd w terenie. Praktycznie cały czas pojazd,
z małymi przerwami na odpoczynek, czasem nawet na spacer z rowerem.
Trzymam się już cały czas tyłów, jadąc z wesołą ekipą: Agatą, Gosią, Marceliną, Kasią i Tomkiem.
Przed dziewiętnastą docieramy do miejsca… do przepięknego miejsca.
Aż słów brakuje żeby to opisać. Można powiedzieć mała osada, wioska Vranjak, gdzie pasą się owce, krowy chodzą miedzy domkami, a dookoła góry.
Domki drewniane wszystkie w starym stylu. Dwu lub czteroosobowe. Nawet są jednoosobowe, wyglądające jak duża buda dla psa.
Dla psów też niczego sobie. Jak na razie to chyba najlepszy nocleg, bardzo klimatyczny.
Może nie każdy lubi takie warunki… żeby do „łazienki” przechodzić przez cała mini wioskę jednakże mi się podoba. - zimna woda… Jak dla mnie super… Lepsze to od pięciogwiazdkowego hotelu.
Więcej zdjęć
Kilka plasterków wędliny, trochę sera, parę plasterków pomidora i ogórka...Kto pierwszy ten lepszy. Oj, dziś będzie głodówka... Po śniadaniu wyjście na pobliski szczyt... Cała grupa wyrusza jak stado owiec za…Prezesem. Dwie godziny wejście, półtora zejście. Czyli jednym słowem, bieg.
Ja nie idę z nimi, nie bawi mnie bieg na górę. Wydaje mi się, że źle się kierują bo obchodzą górę z lewej strony, a na Kom Kučki idzie się prawą, a i na drugi szczyt też można iść prawą stroną.
Na ten szczyt prowadzi tylko jeden szlak nie ma innego! Z Eko-Katunu trzeba liczyć około trzech godzin. Komovi, składaj się z 3 szczytów i jeden z nich jest nie oszkalowany.
Ja postanawiam iść z Grześkiem, zrobić taki mały rekonesans. Może tu kiedyś tu wrócę. Ściągnięcie mapy z Internetu zajęło mi dosłownie chwilę. Kierujemy się na prawidłowy według mapy szlak . Po chwili dostrzegamy drogowskaz wskazujący drogę na szczyt i czas - dwie i pół godziny.
Idziemy, na początku myśląc, że dojdziemy tylko do pobliskich piargów, jednakże ciągnie mnie dalej i ciągnę za sobą dość niechętnego Grześka. Przechodzimy przez pustynie piargów, nawet mijamy znak ostrzegający przed lecącymi kamieniami, podchodzimy coraz wyżej, trawersując już pobliskie zbocza. Jeszcze kawałek, góra woła, ciągnie do siebie.
Namawiam Grześka…żeby iść dalej. Zgadza się. Dochodzimy do miejsca gdzie szlak ostro skręca w lewo i trawersuje strome zbocza Kom Vasojevicki. Jesteśmy gdzieś w połowie drogi… Powyżej dwóch tysięcy. Dalej już nie idziemy. Nawet nie ma mowy na dalszą wędrówkę. Miał być tylko spacer, a jesteśmy już w połowie drogi bez żadnych zapasów wody. Tylko aparat w ręku. Nawet gdyby była woda nie poszlibyśmy dalej, było za mało czasu, a i Grzesiek nie bardzo był chętny. Trochę szkoda. A poza tym co to za przyjemność gonić i wchodzić w pośpiechu na szczyt.
Siadam na kamieniu i cieszę się widokami.
Może tu kiedyś tu wrócę, pochodzić po tych górach. Powoli schodzimy… Okazuje się, że część grupy weszła na szczyt, a większość grupy zawróciła, ponieważ szli na skróty… Podobno GPS tak ich prowadził.
Każdy praktycznie wracał sam ! Głupota? Czy brak odpowiedzialności ? Akurat na tym puncie jestem przewrażliwiony, bo chodzę po górach już dość długo i zawsze stawiam na pierwszym miejscu bezpieczeństwo…
Nie każdy zna góry i zasady bezpiecznego poruszania się po nich, ale idąc w grupie powinien czuć się bezpiecznie i mieć zaufanie do przewodnika.
W sumie fakt, niech każdy sobie radzi sam. Słowa, które jakoś mi zapisały się w głowie.
A gdzie zasada, że razem idziemy w góry i razem wracamy? Niestety, tu NIE OBOWIĄZYWAŁA! Co więcej dodać… Zostawiam was z tym przemyśleniem.
Około godziny drugiej mamy obiad, zupa bodajże kalafiorowa i sałatka pomidorowo-ogórkowa z cebulą posypane wszystko pysznym białym serem, szkoda że tak mało. Po obiedzie ostatnie przygotowania, pakowanie do autobusu bagaży i przed trzecią ruszamy na rowerach do kolejnego miejsca. Dziś lajtowo, do pokonania mamy tylko dwadzieścia cztery kilometry. A czy na pewno… Na początku fajny szybki zjazd asfaltem, znowu gnanie, ile fabryka dała, lecz szybko się to kończy. Dojeżdżamy do wielkiego skrzyżowania, gdzie trzeba skręcić w lewo. O mało nie pojechałem prosto, no co fajnie się gnało... w ostatnim momencie zauważyłem strzałki.Po paru metrach znów skręt tym razem w prawo… i ukazuje się stromy podjazd w terenie. Praktycznie cały czas pojazd,
z małymi przerwami na odpoczynek, czasem nawet na spacer z rowerem.
Trzymam się już cały czas tyłów, jadąc z wesołą ekipą: Agatą, Gosią, Marceliną, Kasią i Tomkiem.
Przed dziewiętnastą docieramy do miejsca… do przepięknego miejsca.
Aż słów brakuje żeby to opisać. Można powiedzieć mała osada, wioska Vranjak, gdzie pasą się owce, krowy chodzą miedzy domkami, a dookoła góry.
Domki drewniane wszystkie w starym stylu. Dwu lub czteroosobowe. Nawet są jednoosobowe, wyglądające jak duża buda dla psa.
Dla psów też niczego sobie. Jak na razie to chyba najlepszy nocleg, bardzo klimatyczny.
Może nie każdy lubi takie warunki… żeby do „łazienki” przechodzić przez cała mini wioskę jednakże mi się podoba. - zimna woda… Jak dla mnie super… Lepsze to od pięciogwiazdkowego hotelu.
Więcej zdjęć
Kategoria Montenegro 2018