Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zadni Granat

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 13.04.2017 | Komentarze 0

Fajnie byłoby pojechać znów w Tary… Z niedowierzaniem patrzyłem na prognozy …. Słońce i bezchmurne niebo. Hmm… Czyżby kolejny weekend pięknej, słonecznej pogody przede mną ? A do tego wysyp krokusów. Oj będzie ludzi, ale nie mam zamiaru pchać się w doliny. Pozostaje zebrać tylko ekipę i obrać kierunek kolejnej wyprawy. Tym razem pojadą ze mną Ania i Wiola. Wyjeżdżamy po północy, by o trzeciej zameldować się w Brzezinach. Jeszcze się nie znudziło. Ruszamy, idziemy ciemnym lasem - w końcu w nocy jest ciemno. Mijamy cztery drewniane mostki, Psią Trawkę i przed godziną piątą meldujemy się przy schronisku Murowaniec.



Wygląda jak mroczne zamczysko… Wchodzimy do środka, rozkładamy się na korytarzu z innymi, bo stołówka jest jeszcze zamknięta. Poranne śniadanie, dłuższa chwila odpoczynku i przed szóstą ruszamy dalej. Robi się coraz jasnej, budzi się dzień,



a my wędrujemy na Czarny Staw Gąsienicowy. I znów staję przed nim. Jakieś Deja vu…? Znów podziwiamy Orlą Perć...



Kościelisko i Karb którym tydzień temu wchodziliśmy…Z Czarnego Stawu (1624 m) powinniśmy się kierować niebieskim szlakiem, który prowadzi wokół stawu. My, po prostu, przechodzimy środkiem zamarzniętego stawu. Po przejściu stawu podchodzimy do skalnej ściany,dziewczyny skręcają w lewo, gdzie za nią zaczyna się strome podejście. Ja zostając trochę w tyle postanawiam iść w prawo, atakując nieco łagodniejsze zbocze. Śnieg jest dość mocno zmrożony, to odpowiednia pora na założenie raków.
Spotykamy się przy rozwidleniu szlaków, w prawo niebieski szlak odchodzi na Zawrat, a w lewo szlak żółty prowadzi na różne miejsca Orlej Perci. Po chwili dochodzimy do Zmarzłego Stawu Gąsienicowego, który położony jest na wysokości 1788m n.p.m. Jego powierzchnia wynosi zaledwie 0,28 hektara, a głębokość 3,7 metra. Zimą Staw w całości zamarza ( tak jak większość tatrzańskich stawów), a kra na jego powierzchni często się utrzymuje do późnego lata. Na wierzchołkach szczytów zaczyna królować słońce, a my pozostajemy w cieniu gór.



Tymczasem przechodzimy koło stawu i znów pniemy się ku górze. Dochodzimy do kolejnego rozwidlenia. Tym razem w prawo odchodzi żółty szlak na Kozia Przełęcz, my jednak podążamy w lewo zielonym szlakiem, który dalej prowadzi w górę. Zaczyna jakoś dziwnie wiać. Chwilami nawet dość mocno. Osiągamy dno górnego piętra Koziej Dolinki. Przed nami potężne czarne ściany pokryte gdzieniegdzie śniegiem. Robi wrażenie. Nasz zielony szlak odbija nieco w lewo, a czarny prowadzi wprost na Źleb Kulczyńskiego. Szlak od samego początku daje popalić, momentami dość strome podejście.



Chwilami wieje bardzo mocny wiatr. Kroczymy po wydeptanych w śniegu stopniach, choć czasem one nic nie dają. Zamarznięty śnieg wymusza męcząca wspinaczkę. Chyba jesteśmy pierwsi na szlaku, ani przed nami, ani za nami nikogo nie ma. Czym wyżej tym większe zmęczenie, ale ładne widoki wynagradzają wszystko. Widać nawet Babią Górę i Pilsko,



no prawie całą Orla Perć, Świnice, Kościelec oraz Czarny Staw Gąsienicowy po którym niedawno szliśmy.



Ostatni odcinek podejścia bardziej przyjemniejszy. Idziemy wśród wystających skał. Pod samym wierzchołkiem zielony szlak, którego oznaczeń nie było widać, łączy się z czerwonym szlakiem. Orlą Percią. Pozostaje już tylko króciutki odcinek łatwego podejścia, na najwyższy szczyt Granatów. Jest koło dziesiątej… Zadni Granat 2240 m n.p.m. zdobyty!



Pierwszymi udokumentowanymi zdobywcami szczytów Granatów zimą byli Henryk Bednarski i Stanisław Zdyb 29 marca. Kurczę, parę dni przed nami… ale to było w 1908 roku, a teraz jest 2017. Wiatr na szczycie ucicha. Cisza… ani jednej chmurki, a widoki takie że nie wiadomo gdzie patrzeć.



Z daleka widać nawet Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. I nawet pokazał się ptaszek, chyba ten sam co tydzień temu na Kościelcu.



Robimy przerwę. W planach jest przejście całej grani Granatów, ale czy to się uda? Zobaczymy. Zimą nieco inaczej ścieżka prowadzi, jest dość stromo, a chwilami nie ma śniegu i trzeba wspinać się po skalach. Dziewczyny zostały, ja idę sprawdzić jak wygląda dalsza droga. Idę jeszcze kawałek…



Nie ma co, nie wiem czy dziewczyny dałyby radę. Góry nie uciekną, a wrócić można zawsze. Pomagając Ani wracamy na Zadni Granat, gdzie czeka już Wiola. Postanawiamy jeszcze chwile posiedzieć i rozkoszować się widokami.Przed dwunastą schodzimy tą sama droga co wchodziliśmy. Znowu zaczyna wiać. Nieco niżej szczytu nagle słychać krzyki, myślę, że coś się stało lub ktoś sobie po prostu krzyczy. Chwile później słychać śmigłowiec, okazało się podczas zjazdu Zawratowym Żlebem narciarz skiturowy uderzył w skały.



Tymczasem my schodzimy. Schodzenie jest o wiele trudniejsze niż wchodzenie.Jeszcze podczas wchodzenia stok był w cieniu, a teraz cały jest w mocnym słońcu. Śnieg jest mokry… grząski, a nogi się zapadają. Niby górna warstwa jest dość twarda, ale pod spodem jest miękko. Zaczyna się walka o przetrwanie. Co chwilę ktoś się zapada. Trzeba pomagać, bo samemu ciężko wydostać zakleszczoną i wykręconą nogę z mokrego śniegu.
Mnie też się parę razy zdarzyło. Zjazd z czekanem był najlepszą opcją…



Co prawda, potem cały tyłek mokry, ale co tam, ważne ze jest frajda, a z drugiej strony … nie było wyjścia, albo wykręcać nogi, albo mieć mokry tyłek. W końcu docieramy do Koziej Dolinki, a potem już na Zmarzły Staw, gdzie wiatr ustaje. Tam postanawiamy zrobić sobie odpoczynek i po prostu poleżeć. Słońce tak grzało, że można było śmiało się rozebrać i opalać się. Spędzamy tak dobrą godzinę… Znowu słychać śmigłowiec, znów coś się stało. Okazało się, że przy zejściu z Zawratu ktoś dostał kontuzji kolana, jak podała kronika TOPR-u … Niestety jest już po piętnastej i trzeba było się zbierać, choć jest tak przyjemnie I jeszcze by się zostało.Schodzimy, przechodzimy przez Czarny Staw Gąsienicowy, ale trzeba zwiększyć czujność, miejscami jest dość roztopionego śniegu i można wpaść w paro centymetrową kałużę.



Nam się udaje, ale narciarz który nas mijał wylądował z jednej z nich. Dochodzimy do schroniska… a w nim zamawiamy coś ciepłego do zjedzenia. Jakoś mi się przysypia.. Już nikomu się nic nie chce, a do auta jeszcze dobre półtora godziny drogi…. Jakoś przed dziewiętnastą docieramy do Tojci...


Kategoria Góry, Tatry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ntree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]