Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
29.50 km 0.00 km teren
02:57 h 10.00 km/h:
Maks. pr.:64.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

România Dzień 6 Transalpina

Wtorek, 30 czerwca 2015 · dodano: 28.07.2015 | Komentarze 0

Wstajemy, tradycyjne jemy śniadanie, wypakowujemy rowery z auta i w drogę.
Wcześniejsze prognozy nie były optymistyczne, bo po dwunastej miało padać.
Pierwsze metry Transalpiny pokonujemy już pod górkę, za chwilę pojawiają się pierwsze serpentyny.



Transalpina to potoczna nazwa drogi krajowej DN67C, która jest najwyżej położoną droga Rumunii – osiąga 2145 m n.p.m. (przełęcz Urdele).
Transalpina przecina z północy na południe Góry Parâng – drugie co do wysokości pasmo górskie rumuńskich Karpat. Łączy miasta Sebes w Siedmiogrodzie i Novaci.

Transalpina ma też długą historię, gdyż na początku była tylko ścieżką wykorzystywaną przez pasterzy, nazywaną Poteca Dracului (Diabelska ścieżka). W latach 1880 – 1900 ścieżkę zastąpiła prowizoryczna droga, która służyła do pozyskiwania drzewa z pobliskich lasów. Po pierwszej wojnie światowej, ze względów strategicznych, wydłużono ją już do Novaci. Później zyskała miano Drumul Regului (Droga Królewska), gdyż często korzystała z niej rodzina królewska. Obecnie ma rangę drogi krajowej, co oznacza, że wg. kryteriów rumuńskich daje możliwość minięcia się dwóch pojazdów, lecz do niedawna i z tym był problem.

Do roku 2008 Transalpina była wyzwaniem i zarazem mekką sympatyków pojazdów 4x4. Wiosną 2009 roku dzięki funduszom unijnym, ruszyła wielka przebudowa trasy i obecnie na całej długości posiada nawierzchnię asfaltową. Została poszerzona, zyskała przepusty, nowe mosty i umocnienia, a dzięki temu stała się dostępna dla wszystkich kierowców. Należy jednak pamiętać, że jest ona zamknięta w sezonie zimowym, a i latem też trzeba uważać, gdyż bardzo często górne partie pokonujemy w chmurach, praktycznie przy zerowej widoczności.



Zakręty są bardzo strome, czasem trzeba było wjechać na przeciwległy pas, by je pokonać.



Po około ośmiu kilometrach osiągamy najwyższy punkt Transalpiny i zarazem bijemy nasz nowy rekord - przełęcz Urdele(2145 m n.p.m.). Jeszcze wtedy nie jesteśmy pewni, czy to faktycznie tu, gdyż GPS w telefonie pokazuje niższą wysokość niż ta, na którą mieliśmy wjechać.
Za przełęczą wyłania się piękny zjazd, tak samo stromy jak podjazd.



Z daleka widzimy jakieś domki - to chyba tam jest najwyższy punkt Transalpiny - Urdele.
Pokonujemy szybki zjazd, który szybko się kończy i zaczyna się kolejny podjazd, który widzieliśmy z przełęczy.



Po prawie dwóch godzinach samej jazdy i czternastu i pół kilometrach, dojeżdżamy. Teraz już wiemy, że nie była to przełęcz Urdele. Ale i tak się cieszymy, że zdobyliśmy nowy rekord wysokości - 2145 m.
Jesteśmy tam przez chwilę. Domki które widzieliśmy wcześniej to stragany z rożnymi pamiątkami.



Robimy parę zdjęć… i zaczyna padać.







Chowamy się pod wiatą . Zastanawiamy się czy już jechać czy jeszcze nie, gdyż deszcz padał coraz bardziej. Po około piętnastu minutach postanowione - jedziemy. Jeszcze kilka drogocennych uwag co do bezpiecznego zjazdu w deszczu i w drogę Już po chwili jesteśmy cali mokrzy, jedynie kurtka przeciwdeszczowa trzymała się twardo i to do samego końca.
Nie ma to jak zjazd z prędkościami rzędu 50 – 60 km/h i to przy ulewie, no może nie w ulewie, ale w deszczu i mokrej nawierzchni. Rozpęd i dohamowywanie przed zakrętem, to jest to. Mogę śmiało powiedzieć, że mam hamulce chłodzone cieczą.
Wszystko było by fajnie, gdyby nie znowu podjazd na właściwą już przełęcz.



Deszcz dalej nie ustępował. Jeszcze niespełna godzinę temu byłem mokry z potu, a teraz mokry od deszczu.
Było już mi obojętnie, czy pada, czy nie. Chwila odpoczynku i dalej do góry.
W końcu docieramy do przełęczy Urdele, o której dalej nie mamy pojęcia.
Na wszelki wypadek robię parę zdjęć,



Ania już zjechała i czeka ma mnie gdzieś z aparatem.
Teraz już sam zjazd. Mijam Anię z aparatem…



Ania już w tyle. Ja pokonuje kolejne ostre, strome zakręty.



Maksymalna prędkość, którą udało mi się wykręcić, to 64,4 km/h, więcej się nie odważyłem w tym deszczu.
W pewnym momencie chcę dohamować przed zakrętem, a tylne koło mi się blokuje i tracę kontrole nad rowerem. W ułamku sekundy wyobraziłem sobie jak leżę połamany w betonowym rowie odprowadzającym wodę z gór. Jakimś cudem udaje mi się opanować rower.
Przecinam zakręt na wprost, całe szczęście, że nie było żadnego auta.
Uff, jak to się mówi - głupi ma zawsze szczęście. Albo jest to sztuka opanowania roweru.
Ta lekcja jakoś na chwilę zadziałała, bo przez chwilę jechałem ok. 20 – 30 km/h. Już po chwili było pięćdziesiąt. Po paru minutach docieramy cali do pensjonatu.
Transalpiny nie przejechaliśmy całej, ale może kiedyś będzie jeszcze okazja, by pokonać ją całą.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa yslan
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]