Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi gary z miasteczka Gliwice. Mam przejechane 45122.12 kilometrów w tym 4148.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.06 km/h
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gary.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:353.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:01
Średnia prędkość:11.38 km/h
Maksymalna prędkość:63.20 km/h
Suma podjazdów:7791 m
Suma kalorii:16288 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:44.14 km i 3h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
25.87 km 0.00 km teren
02:10 h 11.94 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:632 m
Kalorie: 1982 kcal

Montenegro Dan 1 Plav

Piątek, 10 sierpnia 2018 · dodano: 03.09.2018 | Komentarze 2

Moje pierwsze wrażenie? Podobne jak w Rumunii. Nie wiadomo, czego się spodziewać. Bieda przeplata się z ubóstwem. Dużo nowych budynków, sporo takich, które stoją niedokończone, ale też wiele starych budowli.
Chwilę przed dziewiąta docieramy do miejscowości Plav i do miejsca, gdzie mamy nocleg Komnenovo etno selo. Miejsce bardzo klimatyczne nad brzegiem Jeziora Plavsko.



Niestety Komnenovo etno selo w zeszłym roku dotknął pożar, ale widać, że powoli stają na nogi. Jezioro otoczone jest górami, a widoki... Zobaczcie sami!
Po śniadaniu rozpoczął się rozładunek rowerów i bagaży. Okazuje się, że nie mam powietrza w jednym kole, dętka przebita. Nie wiem, jakim cudem, może od tych upałów, bo w kole ze trzy atmosfery były, jak nie lepiej. Szybko wymieniam dętkę, zakładam koło i udaje się do pokoju. Pokój dzielę z Grześkiem. Mamy czas wolny do trzynastej, więc postanawiam iść do centrum oddalonego dobry kilometr, na małe zakupy. Kupuję głównie picie i coś do przekąszenia.
O trzynastej szybka zbiórka i w drogę. Na początku ruszamy wszyscy razem. Asfalt, teren zróżnicowany, można powiedzieć techniczny, takie lubię, czyli krótki podjazd, lekki zjazd. Nawet trzymam się z przodu, ale do czasu dopóki nie zaczął się podjazd w terenie, który się ciągnie i ciągnie. Mocniejsi wyprzedzają innych, cześć prowadzi już rowery, ja natomiast „cisnę”, na najlżejszych przerzutkach.



Walka z oddechem trwa, w dodatku jestem już cały mokry z potu, tak jakby mnie ktoś, co chwilę wodą lał. W końcu zostaję w tyle z Kaśką i Grześkiem. Trochę jedziemy, trochę prowadzimy,  kto jakie ma siły. Grzesiek coś słabo się czuje i chce wracać. Ostatecznie Kaśka wraca razem z nim, ja decyduję, że podjadę jeszcze kawałek i zobaczę ile nam zostało drogi. Podjeżdżam około pięćset metrów i nagle widzę osoby z grupy.
- „Wracacie już? Daleko jeszcze?” - Pytam.
- „Jeszcze kawałek, ale droga się kończy i trzeba przez zarośla przebijać się, więc zawróciliśmy” – mówią. Chyba są lekko źli, albo tylko mi się wydaje.
Postanawiam, że też wracam, faktycznie bez sensu przełazić przez jakieś chaszcze. Okazuje się, że to trasa eksperymentalna, bo nikt tu wcześniej nie był z prowadzących. A prawda była taka, że według rozpiski, czy programu całej wyprawy, mieliśmy jechać dookoła jeziora Plav. No cóż... Przemyślenia zostawiam Wam. A ja tym czasem zawracam i zaczynam zjeżdżać.



Sam zjazd dla mnie jest frajdą. Teren, prędkość, adrenalina i strach w oczach, ale opanowany. Hamowanie, szybka utrata prędkości, ciasny zakręt, czasem blokada tylnego koła, balans i dalej w dół! Szybko docieram do centrum, pierwsze co robię to wizyta w sklepie i zakup czegoś do picia, bo nie sądziłem że mój organizm będzie się tak domagał. Dwa bidony poszły w mig. W sumie nie ma się, co dziwić skoro upał był prawie czterdziestostopniowy. Po szesnastej wracamy do miejsca gdzie mamy nocleg. Trochę odpoczynku, trzeba się umyć i koło dziewiętnastej iść na obiadokolację. Zupa ciekawa w smaku, nawet bardzo dobra, a na drugie ryba, chyba pstrąg, do tego ziemniaki i ryż, sałatka z pomidorów i ogórków posypane białym słonawym serem, naprawdę bardzo dobre. Potem już tylko rozmowy do późnego wieczora...

Co do dzisiejszej wycieczki. Część grupy tnie do przodu za prezesem, w zasadzie to nawet większość, jakby to był wyścig, słabsi ( nie mówię tu o mnie, ale o innych) skazani są wyłącznie na siebie. Moim zdaniem powinna być wyznaczona osoba, która pilnuje tyłów. Jedyny plus tego wszystkiego, to rysowane strzałki w jakim kierunku jechać, tak by się nie zgubić.

Czarnogóra – Црна Гора – Montenegro - Jedno z najmłodszych bałkańskich państw, chociaż de facto istniejące od XV wieku. Jest samodzielnym, niepodległym państwem dopiero od kilku lat. 21 maja 2006 roku przeprowadzono tam referendum niepodległościowe- jego wynik zadecydował o odłączeniu się Czarnogóry od Serbii, z którą była w federacji od 2002 roku. Parlament Czarnogóry proklamował niepodległość 3 czerwca 2006 roku. Jeszcze w tym samym miesiącu Czarnogórę przyjęto do Organizacji Narodów Zjednoczonych, a w 2007 roku do Rady Europy. Od 2009 roku jest kandydatem do NATO, a od 2010 roku do Unii Europejskiej.
Sąsiadami Czarnogóry są: Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Serbia, Kosowo i Albania. Stolicą Czarnogóry jest Podgorica, ale nawet rodowici mieszkańcy tego kraju uważają, że nie jest to najpiękniejsze miasto na świecie, a za faktyczną historyczną i kulturalną stolicę Czarnogóry uważają tak naprawdę miasto Cetinje.
Położenie geograficzne Czarnogóry sprawia, że jest pod tym względem jednym z najbardziej atrakcyjnych państw Europy, choć jednym z najmniej znanych.
Może jeszcze, co nieco historii...
Najstarszym ludem, które zamieszkiwało te ziemie było plemię Dokleatów. Następnie przybyli tu Rzymianie, a teren od Jeziora Szkoderskiego aż po Bokę Koterską był jedną z ich prowincji (którą później określano jako Dalmację). Kiedy doszło do podziału Cesarstwa Rzymskiego Czarnogóra znalazła się pod dowodzeniem Bizancjum.
Dopiero w VII wieku zjawili się tutaj Słowianie, którzy przyswoili sobie kulturę iliryjską i w IX wieku stworzyli Królestwo Zeta. Państwo serbskie aż do wieku XII zaś posiłkowało się właśnie tą nazwą. Po 1389 roku władzę w południowej części kraju przejęli Otomanie, jako że to oni wygrali bitwę na Kosowym Polu. Północna część natomiast jeszcze posiadała częściową niezależność. Niestety Turcy nadal atakowali i w 1482 roku zdobyli twierdzę Zabljak.
Mimo bycia wciąż pod wpływem państwa otomańskiego rdzenni mieszkańcy cały czas walczyli z najeźdźcą, ze zmiennym skutkiem. W 1852 roku podzielono rządy władyki, a w 1878 roku na kongresie berlińskim, po zakończonej wojnie z Turkami Czarnogóra wreszcie odzyskała niepodległość.

Mikołaj Petrovic, który panował już w kraju 50 lat w roku 1910 ogłosił się królem, całe państwo zaś stało się królestwem. Tak było przez 8 lat, następnie po I wojnie światowej Czarnogóra została przyłączona do utworzonego Królestwa Serbów, Chorwatów oraz Słoweńców. Rządzącymi była w nim serbska dynastia Karadjordjewićów. Królestw to w roku 1929 zmieniło nazwę na Jugosławia.
Nowy kraj został zaatakowany przez Niemcy 6 kwietnia 1941 roku, a jego stolica została dotkliwie zbombardowana. Już 18 kwietnia miasto to skapitulowało. Po zakończeniu II wojny światowej na czele rządu stanął Josip Broza Tito, jednakże po jego śmierci kraj zaczął się dosłownie rozpadać.
Zaczęły się rozmowy o podziale państwa, jednakże zareagowano na to wkroczeniem wojsk na teren republik, które się buntowały. Rozpoczęła się kolejna wojna, w wyniku, której kraj podzielono na Chorwację, Bośnię, Hercegowinę, Słowenię, Macedonię oraz niejako nową Jugosławię, która składała się z Serbii i Czarnogóry.
Jugosławia otrzymała ostre sankcje ekonomiczne od Rady Bezpieczeństwa ONZ i zaczęły się lata kryzysu oraz bratobójcze walki. Po paru latach stabilizacji miał miejsce kolejny bunt, tym razem Albańczyków, którzy walczyli o wolność Kosowa. Belgrad wysłał swoje wojska, by powstrzymać ów bunt, a reakcją Europy było bombardowanie przez samoloty NATO bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Czarnogóra po paru dniach bombardowania ogłosiła neutralność i przyjęła uchodźców wojennych z terenów Kosowa. W 2000 roku wybrano nowego prezydenta, a w marcu 2002 roku Serbia i Czarnogóra podpisały porozumienie, które oznaczało, iż na trzy lata zamiast Jugosławii powstanie związek dwóch republik o nazwie Serbia i Czarnogóra.
3 Czerwca 2006 roku po referendum na uroczystej sesji parlamentu ogłoszono niepodległość Czarnogóry. Tydzień później odbyły się pierwsze wybory członków nowego parlamentu. Obecnie rząd pragnie, by głównym źródłem dochodu kraju była turystyka...


Więcej zdjęć


Kategoria Montenegro 2018


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Polska - Montenegro

Czwartek, 9 sierpnia 2018 · dodano: 03.09.2018 | Komentarze 0

Plany na urlop miałem dość ambitne - Zugspitze (najwyższy szczyt Niemiec), Triglav (najwyższy szczyt Słowenii). Był nawet pomysł na Jaskinię Postojną, czy odpoczynek nad morzem, a gdyby czasu wystarczyło i byłyby siły to jeszcze może najwyższy szczyt Austrii, czyli Grossglockner. Ale cóż z tego skoro ludzie, z którymi planowałem wakacje okazali się problematyczni lub porywali się z motyką na słońce. Plany legły w gruzach, a gruzowisko leżało dość długo. Może jeszcze Norwegia? Ale słyszałem z kolei, że drogo i z tego powodu brak było chętnych. A Gruzja? Brak zdecydowanych. Nie miałem szczęścia, by kogoś znaleźć na wspólną wyprawę.
A może postawić w tym roku na rower? Rower, który jest mało użytkowany od trzech lat. Ciągle wyjazdy w góry, a jak nie w góry to na Jurę by się wspinać. Tylko pytanie czy dam radę? Kiedy to pisałem pozostało mi dwa miesiące do urlopu, a przejechane w tym roku miałem tylko 250 kilometrów, czyli kondycja zerowa...
Kilka lat temu wpadło mi w oko takie oto zdjęcie…



To, co na nim zobaczyłem stało się moim marzeniem, ale jakoś mało realnym. Daleko, problem z transportem.
Nagle znajduję wyjazd, który organizuje Cyklotramp. Długo się nie zastanawiam. Postanowione! Z powodu braku chętnych stwierdziłem, że nic w tym roku nie organizuję samodzielnie. Poszedłem na łatwiznę i zapisałem się na zorganizowany wyjazd. Pierwszy raz pojadę na coś takiego. Zawsze organizowałem sam sobie wyjazdy i wyprawy. Tym razem nie znam nikogo i nie wiadomo, czego się spodziewać. Stres mnie nie opuszcza, ale mam nadzieje, że mi się spodoba i podołam. To się okaże, a teraz kończę pisać, wsiadam na rower, by nabierać kondycji. A tymczasem Czarnogóro szykuj się!

Do wyjazdu coraz bliżej, powolne szykowanie się i jak zwykle w takich sytuacjach, człowiek myśli, że ma już wszystko, a tu się okazuje że dużo rzeczy mu brakuje…

Nadszedł dzień wyjazdu. Cały rozemocjonowany, a zarazem zestresowany, budzę się chwilę po piątej i co dziwne wyspany. Gdybym to tak do pracy się budził, byłoby super. Zjadłem śniadanie i zacząłem ostateczne szykowanie oraz pakowanie roweru i bagażu do auta, powoli bez zbędnego pośpiechu. Wpół do ósmej ruszam w kierunku Katowic i docieram chwilę przed ósmą na miejsce zbiórki. Od razu zapoznaję się z Michałem i jego (prawdopodobnie) żoną. Zostawiam cały swój majdan przed autobusem i jadę na parking zostawić auto.



Powoli zbiera się reszta grupy, starsi, młodsi. W sumie wiek tu nie ma znaczenia. Nadchodzi czas pakowania rowerów na przyczepę, jeden wielki chaos, pytanie, kto tu rządzi, czy to ten autobus, kto jest kierownikiem wycieczki... Uf, chwilę po dziewiątej autobus rusza. Nikt nie sprawdza czy wszyscy są... Więcej informacji dostaję od Michała, który jest tak samo uczestnikiem wycieczki jak i ja, niż od samego organizatora, zwanym przez uczestników prezesem. Już na samym początku uderza mnie brak precyzyjnej organizacji. Myślę, co będzie potem… Ruszamy i jedziemy w stronę Krakowa, gdzie jest drugi punkt zbiórki. Na dworze pomimo wczesnej pory jest już gorąco. Całe szczęście w autobusie jest klimatyzacja, ale jakoś bez rewelacji. Przed Krakowem mamy przymusowy postój zatrzymują nas „krokodylki”, czyli Inspekcja Transportu Drogowego. Stoimy dobre pół godziny. Sprawdzają autobus, czy są gaśnice i inne konieczne rzeczy. Z jednej strony dobrze, przynajmniej jest pewność, że autobus jest sprawny. W końcu jedziemy dalej, wjeżdżamy do Krakowa. W Krakowie dłuższy postój. Można gdzieś iść i coś zjeść lub zrobić zakupy na dalszą drogę. Wracam do autobusu i obok siebie mam współpasażerkę Agatę, będziemy skazani na podróż ze sobą. Po dwunastej ruszamy z Krakowa i kierujemy się w dalszą drogę. W autobusie gorąc mimo klimatyzacji, która nie radziła sobie z nagrzanym pojazdem. Niby z przodu było chłodno, ale z tyłu bardzo ciepło. Droga jakoś przemija i przed piętnastą jesteśmy na Słowacji, przed osiemnastą na Węgrzech. Co jakiś czas robią postoje, więc jest możliwość wyprostowania się lub załatwienia innych spraw. Większość drogi drzemię, bo spaniem raczej bym tego nie nazwał. Co tu pisać, skoro jak każda podróż autobusem jest nudna i długa gdziekolwiek się jedzie. Jedziemy dalej i około dwudziestej drugiej trzydzieści przekraczamy granicę z Serbią, dłuższą chwilę stoimy, ale niedługo. W końcu kontrola dokumentów i dalej w drogę. Noc jakoś zlatuje trochę drzemię, trochę obserwuję ciemność za szybą, nawet zdarza się, że coś zobaczę - przejeżdżając przez większe oświetlone miejsca lub miasta - nocne życie Serbów. Chwilę po szóstej mijamy kolejną granicę. Granica Serbii z Czarnogórą i kolejna kontrola. Każda z kontroli granicznej dość szybko mijała, nie trzeba było długo czekać ani razu. Przekraczamy granicę i po kilkunastu kilometrach zatrzymujemy się. Przerwa. W piekarni kupuję Burke, czyli placek z ciasta filo, nadziewany serem, będącym, co prawda fast foodem, ale to, jakim!
Kategoria Montenegro 2018